Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Flota ORLEN Petrobaltic powiększyła się o nową jednostkę bezzałogową. Innowacyjny pojazd DriX H-8, zaprojektowany do działania w trudnych warunkach hydrograficznych, rozpoczyna misję na Bałtyku. Jego zadaniem będzie m.in. wsparcie nadzoru nad infrastrukturą energetyczną oraz zbieranie danych o stanie dna morskiego w rejonach niedostępnych dla klasycznych jednostek pływających.
W artykule
W dobie rosnącej zależności Polski od infrastruktury energetycznej rozmieszczonej na Bałtyku, inwestycje w technologie autonomiczne stają się naturalnym kierunkiem rozwoju. ORLEN Petrobaltic jako pierwsza polska spółka cywilna wprowadziła do służby zaawansowany pojazd bezzałogowy typu USV (Uncrewed Surface Vehicle) – DriX H-8.
Jednostka będzie wykorzystywana do realizacji zadań związanych z inspekcją techniczną platform wydobywczych oraz turbin morskich farm wiatrowych. Możliwość prowadzenia dokładnych pomiarów batymetrycznych i akustycznych pozwoli nie tylko zwiększyć efektywność działań operacyjnych, lecz przede wszystkim poprawi bezpieczeństwo kluczowej infrastruktury ORLEN na polskich wodach terytorialnych.
Skala naszych inwestycji na Bałtyku jest bezprecedensowa. Wdrażamy nowoczesne rozwiązania w zakresie wydobycia węglowodorów i energetyki wiatrowej offshore, a rozwój floty i systemów wspierających te procesy jest naturalną konsekwencją tych działań. DriX H-8 otwiera nowy etap automatyzacji i cyfryzacji działań morskich ORLEN.
Wiesław Prugar, Członek Zarządu ORLEN ds. Upstream
W opinii przedstawicieli spółki, wdrożenie autonomicznej jednostki znacząco wzmocni zdolności monitoringu technicznego w czasie rzeczywistym oraz pozwoli szybciej reagować na potencjalne zagrożenia, zgodnie z rosnącymi wymogami prawnymi UE – m.in. w kontekście tzw. rozporządzenia metanowego.
DriX H-8 jest pojazdem autonomicznym o wysokim stopniu odporności na warunki hydrometeorologiczne Morza Bałtyckiego. Dzięki specjalistycznemu wyposażeniu – w tym wielowiązkowej echosondzie (MBES) oraz profilografowi dna (SBP) – jednostka umożliwia dokładne zbieranie danych hydrograficznych i geofizycznych.
Zdolność pojazdu DriX H-8 do autonomicznej pracy przez wiele godzin oraz możliwość działania w rejonach niedostępnych dla jednostek załogowych sprawiają, że stanowi on niezwykle efektywne narzędzie do zadań realizowanych na morzu. Jednostka znajdzie zastosowanie w precyzyjnej inspekcji platform wiertniczych i turbin wiatrowych, nadzorze nad podmorską infrastrukturą oraz mapowaniu dna morskiego w obszarach przeznaczonych pod przyszłe inwestycje.
Wprowadzenie DriX H-8 do eksploatacji poprzedziły formalne procedury administracyjne. Urząd Morski w Gdyni wydał zgodę na realizację testów w wyznaczonym akwenie, co umożliwi prowadzenie prób w warunkach rzeczywistych i potwierdzenie gotowości operacyjnej systemu. To ważny krok w procesie wdrażania zaawansowanych rozwiązań autonomicznych na Bałtyku.
Jednostka została wyprodukowana we Francji przez firmę Exail, a jej dostawcą dla ORLEN Petrobaltic była szczecińska spółka Thesta Sp. z o.o., specjalizująca się w nowoczesnych rozwiązaniach morskich. Jak zaznaczył Michał Bytomski, prezes zarządu Thesta:
To pierwszy DriX w Polsce, który będzie operował w sektorze cywilnym. Cieszymy się, że mogliśmy wdrożyć to rozwiązanie właśnie we współpracy z ORLEN Petrobaltic, otwierając nowy rozdział w wykorzystaniu technologii autonomicznych na Bałtyku.
DriX H-8 to nie tylko narzędzie pomiarowe, lecz także platforma wspierająca zrównoważony rozwój. Jako jednostka bezzałogowa, generuje znacznie mniejsze zużycie paliwa i emisje niż konwencjonalne statki. Tym samym wspiera działania Grupy ORLEN na rzecz redukcji śladu węglowego.
Zastosowanie DriX H-8 wpisuje się w długofalową strategię koncernu obejmującą automatyzację procesów, zwiększenie efektywności eksploatacji złóż oraz rozwój morskiej energetyki wiatrowej.
Źródło: Grupa ORLEN

11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.