Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

10 października w Cherbourgu odbyła się uroczystość prise d’armement pour essais okrętu podwodnego De Grasse. W realiach Marine nationale oznacza to przekazanie jednostki z rąk stoczni Naval Group pod nadzór marynarki na czas prób odbiorczych, prowadzonych wspólnie przez załogę, przedstawicieli przemysłu oraz francuskiej agencji uzbrojenia DGA.
W artykule
Ceremonii przewodniczył wiceadmirał Xavier Petit, dowódca sił podwodnych i strategicznych Marine nationale(ALFOST). Zgodnie z komunikatem francuskiej marynarki, De Grasse został przekazany pod odpowiedzialność tzw. „niebieskiej” załogi, dowodzonej przez komandora porucznika Owena. To ona przeprowadzi stopniowe uruchamianie systemów okrętu, nadzorować będzie próby portowe (HAT) oraz przygotuje jednostkę do przyszłych prób morskich (SAT).
De Grasse to czwarty okręt podwodny o napędzie jądrowym nowej generacji budowany w ramach programu Barracuda, obejmującego sześć jednostek typu Suffren. Każda z nich stanowi nowy rozdział w historii francuskich sił podwodnych – cichsze, bardziej autonomiczne i lepiej przystosowane do prowadzenia długotrwałych działań daleko od własnych baz.
🔗 Czytaj więcej: Atomowy De Grasse opuszcza halę stoczniową – kluczowy etap programu Barracuda
Program Barracuda zastępuje starzejącą się flotę okrętów typu Rubis. Nowe jednostki są zdolne nie tylko do klasycznych zadań zwalczania okrętów podwodnych i nawodnych, lecz także do prowadzenia rozpoznania, osłony operacji sił specjalnych czy rażenia celów lądowych za pomocą pocisków manewrujących. Dla Marine nationale to powrót do filozofii okrętu podwodnego jako narzędzia strategicznego – nie tylko broni, ale także środka projekcji siły.
Faza prób, w jaką wchodzi De Grasse, potrwa kilkanaście miesięcy. Dopiero po ich zakończeniu jednostka zostanie oficjalnie wcielona do służby Marine nationale.
W tle tych wydarzeń warto przypomnieć, że producent okrętu – koncern stoczniowy Naval Group – uczestniczy również w polskim programie Orka, który ma odbudować zdolności podwodne Marynarki Wojennej RP. Francuska oferta opiera się na rozwiniętym wariancie konwencjonalnego okrętu typu Scorpène, z możliwością dalszego rozwoju oraz dostosowania do wymagań polskiego resortu obrony.
🔗 Czytaj też: Trzecia atomowa Barracuda „Tourville” wyszła na próby morskie
Naval Group deklaruje szerokie włączenie krajowego przemysłu w budowę i utrzymanie przyszłych jednostek. Francuzi podkreślają, że doświadczenia z programu Barracuda – zarówno w dziedzinie napędu, systemów walki, jak i integracji uzbrojenia – mogą zostać przeniesione na grunt polski. Okręty oferowane w ramach programu Orka mają zachować wysoką autonomiczność działania i możliwość przenoszenia uzbrojenia dalekiego zasięgu, co uczyniłoby z nich realne narzędzie odstraszania na Bałtyku.
Francuska marynarka konsekwentnie udowadnia, że potrafi utrzymywać tempo modernizacji swoje floty, a jej przemysł okrętowy zachowuje zdolność do budowy okrętów podwodnych w pełnym cyklu – od projektu przez budowę po eksploatację. Dla Polski to cenna wskazówka: trwałość kompetencji przemysłowych i niezależność technologiczna w obszarze broni podwodnej nie rodzą się z dnia na dzień.
Autor: Mariusz Dasiewicz

Stany Zjednoczone formalnie zgodziły się, by Korea Południowa rozpoczęła program budowy okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. To decyzja o dużym ciężarze strategicznym – zarówno dla równowagi sił w regionie, jak i dla dotychczasowej polityki USA wobec ograniczania rozprzestrzeniania technologii jądrowych.
W artykule
Amerykańskie przyzwolenie ogłoszono w formie oficjalnego komunikatu na stronie Białego Domu, będącego bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych rozmów prezydenta Donalda Trumpa z południowokoreańskim przywódcą Li Dze Mjungiem. W kontekście napięć wokół Półwyspu Koreańskiego i wzrostu aktywności Chin w zachodniej części Indo-Pacyfiku ta decyzja może mieć konsekwencje wykraczające daleko poza region.
Zgoda USA oznacza otwarcie możliwości technologicznej i politycznej, do której Korea Południowa dążyła od lat. Choć kraj ten dysponuje flotą okrętów podwodnych, dotąd ograniczał się do napędu konwencjonalnego – głównie z uwagi na amerykański sprzeciw wobec udostępnienia technologii wzbogacania uranu dla celów wojskowych.
Czytaj więcej: Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki
Porozumienie obejmuje również element kluczowy dla przyszłego programu okrętowego Seulu. Waszyngton zadeklarował gotowość wspierania południowokoreańskiego programu cywilnego, który obejmuje produkcję paliwa jądrowego, z zastrzeżeniem jego „pokojowego” przeznaczenia. Taki zapis – znany z międzynarodowych regulacji – w praktyce otwiera drogę do zabezpieczenia paliwa dla okrętów o napędzie jądrowym.
Obok aspektu militarnego, w komunikacie Białego Domu pojawił się wątek gospodarczy: Korea Południowa ma zainwestować 150 miliardów dolarów w rozwój amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Kolejne 200 miliardów ma zostać przeznaczone na „cele strategiczne” – bez jednoznacznego doprecyzowania, czym są owe cele.
Współczesna geopolityka, także ta morska, coraz rzadziej sprowadza się wyłącznie do rozmów o okrętach, siłowniach jądrowych i torpedach. Coraz częściej mowa o aliansach przemysłowych, transferach technologii, podziale wpływów i „grze o łańcuchy dostaw”. Z tej perspektywy południowokoreańskie atomowe okręty podwodne to tylko jeden z pionków na szachownicy, której plansza sięga od Filadelfii po cieśninę Tsushima.
Biały Dom nie skomentował w swoim oświadczeniu potencjalnych skutków w regionie, lecz trudno pominąć pytanie o to, jak na tę decyzję mogą zareagować Chiny i Korea Północna. Z perspektywy Pekinu decyzja USA może być odebrana jako precedens przekraczający dotychczasowe granice amerykańskiej polityki wobec transferu technologii jądrowych. Chiny będą z pewnością uważnie śledzić każdy etap południowokoreańskiego programu i dostosowywać do niego własne działania morskie w zachodniej części Indo-Pacyfiku.
W przypadku Korei Północnej nie należy oczekiwać oficjalnej zmiany stanowiska. Reżim Kim Dzong Una od lat prowadzi politykę całkowicie oderwaną od międzynarodowych apeli czy ograniczeń, więc również tym razem można zakładać, że program jądrowy i rakietowy będzie kontynuowany niezależnie od działań Seulu. Pjongjang zwykle reaguje na takie decyzje własnym tempem i według własnych kalkulacji, co tylko zwiększa nieprzewidywalność napięć na Półwyspie.
Czytaj też: Południowokoreańska strategia globalnej ekspansji przemysłu stoczniowego
Tym samym region Indo-Pacyfiku wchodzi w nową fazę rywalizacji, w której pojawienie się południowokoreańskich jednostek o praktycznie nieograniczonym zasięgu operacyjnym może zachwiać dotychczasową równowagą i wymusić nowe kalkulacje zarówno w Pekinie, jak i w Pjongjang
Historia wielokrotnie pokazywała, że każdy poważny transfer technologii ma swoją cenę. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o pieniądze, lecz o odpowiedzialność. Korea Południowa, wchodząc do grona państw dysponujących okrętami o napędzie jądrowym, zyska nowe możliwości operacyjne. Jednocześnie stanie się jeszcze ściślej związana z amerykańską architekturą odstraszania.
Zgoda USA nie jest więc prezentem – to inwestycja w południowokoreańską gotowość bojową, która ma odciążyć amerykańskie siły morskie w regionie Indo-Pacyfiku. To układ, w którym każda ze stron coś zyskuje, lecz także ponosi realne ryzyko.