Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

To było dawno. Na początku lat dziewięćdziesiątych. Wtedy, jak woziliśmy ten niemiecki cement wysyłany przez Unię do Belfastu. Żeby terroryści zajęli się budowaniem, a nie podkładaniem bomb. I chyba pomogło, bo w Belfaście już bomby nie wybuchają i nie zabijają niewinnych ludzi i niewinne dzieci.
Szczytny cel, nie da się ukryć, jednak przy tej okazji, nasz sąsiad zza Odry potrafił na tym zarobić. Niemcy są największym płatnikiem w Unii, ale potrafią to również wykorzystać. Toteż jak Unia kupowała cement dla Belfastu za unijne pieniądze, to, gdzie go kupowała? Jakże by inaczej, w Niemczech oczywiście kupowała. I niemieckie pieniądze wpłacone do budżetu Unii, gdzie wracały? Do Niemiec oczywiście wracały.
Płynęliśmy, więc do Irlandii z tym cementem i pogoda była zła. Marynarz, kiedy wraca z morza i chce swojej dziewczynie zaimponować, o takiej pogodzie mówi, że woda wlewała się przez komin a mewy latały bez piór. Być może w tym sztormie wtedy, mewy jeszcze jakieś pióra miały i wody kominem nie czerpaliśmy, ale faktem jest, że wiało mocno i morze było wzburzone.
I zawsze tak jakoś jest, że jak źle się dzieje, to dzieje się to w złej pogodzie, w nocy i do tego jeszcze w niebezpiecznym miejscu. I tak było również wtedy. W drodze z Holandii do Irlandii Północnej, statek płynie wpierw Morzem Północnym potem Kanałem La Manche a następnie przy Land ‘s End skręca na północ, aby poprzez Morze Celtyckie i Irlandzkie w końcu dotrzeć do Belfastu.
W tę noc byliśmy akurat przy Land ‘s End i statek właśnie zmieniał kurs na północ zostawiając za sobą Kanał La Manche i wpływając na Morze Celtyckie. Land ‘s End – to mówiąc językiem fachowym – wysunięty najbardziej na południowy zachód cypel Wysp Brytyjskich a mówiąc językiem zwykłym – wystających z morza kilka skał. Kilka skał, których nazwa brzmi Land ‘s End, czyli po polsku Koniec Ziemi.
I przy tym Końcu Ziemi w pogodzie takiej, że mewy bez piór… i woda kominem … nastąpiła awaria steru. To było o 2-giej w nocy, na wachcie II-go oficera. Ster statku zablokował się w pozycji 20 stopni na prawą burtę. W efekcie statek nie płynął do przodu, ale krążył w kółko. Żeby tylko krążył w kółko. Sztormowy wiatr wiał od Atlantyku i z każdym okrążeniem spychał statek w kierunku skał Land ‘s End.
Stałem na mostku przy radarze, żeby mieć obraz sytuacji i jednocześnie trzymałem się tego radaru, aby ustać na nogach. Sprawdzałem odległość od skał i wielkość dryfu statku po każdym okrążeniu. Dokonywałem obliczeń w pamięci i wychodziło, że mamy około pół godziny. Zanim przy kolejnym okrążeniu statek roztrzaska się o skały.

Drugi oficer, gdy nastąpiła awaria zareagował, jak najbardziej prawidłowo i kapitana wezwał na mostek. Ale na moje polecenie, aby poszedł na dół do pomieszczenia maszyny sterowej i uruchomił sterowanie awaryjne odpowiedział, że nie wie, jak to zrobić. Czy naprawdę nie wiedział, czy też nie miał ochoty ruszać się z mostku, gdy lada chwila trzeba będzie skakać do wody, aby ratować życie, tego nie wiem. Nie nalegałem jednak, aby szedł, bo chciałem mieć pewność, że ten, kto pójdzie tam na dół, w sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy, faktycznie to sterowanie awaryjne uruchomi. Kazałem, więc obudzić I-go oficera. Po chwili marynarz zgłosił, że I-szy oficer jest obudzony i zaraz przyjdzie na mostek.
Drugim oficerem był mój przyjaciel, z którym znaliśmy się od lat i do którego fachowości miałem pełne zaufanie. Czekałem, więc aż przyjdzie. A w międzyczasie statek krążył w kółko i z każdym okrążeniem zbliżał się coraz bardziej do tych nieszczęsnych skał. A ja prowadziłem rozmowy z brytyjskim Coast Guardem oraz ze statkami, które były w pobliżu informując ich, że statek „nie odpowiada za swoje ruchy” z powodu awarii steru i że lada chwila uruchomimy sterowanie awaryjne. I czekałem …, czekałem …, kiedy I-szy oficer przyjdzie na mostek.
A jego nie było. I minuty mijały, mijały coraz szybciej …
W końcu przyszedł. Mówię mu więc, że mamy awarię steru, ale sytuacja jest pod kontrolą (ta kontrola była bardzo iluzoryczna). I że potrzebuję, aby poszedł na dół do pomieszczenia maszyny sterowej i uruchomił sterowanie awaryjne. Zanim jednak pójdzie na dół to chcę jednak, aby szczegółowo przeczytał instrukcję uruchamiania sterowania awaryjnego, aby upewnić się, że pamięta procedurę prawidłowo. I powtórzyłem, że sytuacja jest pod kontrolą. W nocy na mostku jest ciemno. I-szy oficer spokojnie wziął latarkę i powoli, przy jej świetle, czytał instrukcję. Czas mijał i skały były coraz bliżej. Już na końcu języka miałem słowa „Arek, pospiesz się z tym czytaniem” gdy on powiedział, że wszystko się zgadza i że nie ma wątpliwości, co do tego jak uruchomić sterowanie awaryjne.
Poszedł więc z marynarzem na dół. I za chwilę, przez rozgłośnię statkową, usłyszałem jego głos z pomieszczenia maszyny sterowej. Zgłaszał, że sterowanie awaryjne zostało uruchomione. Zacząłem mu więc podawać komendy na ster i statek reagował!!! I już nie krążył bezwładnie w kółko, ale utrzymywał się na stałym kursie. A wkrótce potem, mechanik znalazł i usunął usterkę, która spowodowała awarię steru. I znowu byliśmy bezpieczni i znowu płynęliśmy mimo złej pogody, wyznaczonym kursem na północ do portu docelowego, Belfastu.
Następnego dnia rano, gdy emocje już opadły i pogoda trochę się poprawiła, zapytałem I-go oficera, dlaczego tak długo trwało, zanim przyszedł na mostek w nocy.
A on – z lekkim zażenowaniem – odpowiedział mi na to. Wiesz, w tych moich roboczych butach, są bardzo długie sznurówki. I gdy się ubierałem, to przy tym kiwaniu, miałem kłopoty z zasznurowaniem butów i zawiązaniem poplątanych sznurówek. I dlatego tak długo mi zajęło zanim przyszedłem.
Długo trwało zanim rozplątał i zawiązał te sznurówki. Ale zdążył na czas. A gdyby nie?
Gdyby nie, to być może nie czytalibyście tej historii 🙂
Autor: Tadeusz Hatalski, kpt. ż. w.
