Powojenne pozostałości na dnie Bałtyku mogą skomplikować budowę morskich farm wiatrowych

Specjaliści prac podwodnych z 8. Flotylli Obrony Wybrzeża przeprowadzili niedawno neutralizację dwóch około tysiąc kilogramowych min morskich, które zalegały na podejściu do portu w Gdyni. Zostały one odnalezione podczas prac sondażowych prowadzonych w porcie przez Urząd Morski w Gdyni. Zlikwidowano także zlokalizowane wewnątrz tego portu trzy bomby lotnicze o wadze około pięciuset kilogramów każda. Powojenne pozostałości to duże wyzwanie w perspektywie rozpoczętych procesów budowy morskich farm wiatrowych w polskiej części Morza Bałtyckiego.

Szacuje się, że mimo ciągłych trałowań i upływu czasu na dnie Bałtyku spoczywa ciągle około 200 tysięcy min morskich zarówno z okresu I jak i II wojny światowej, a duża część z nich jest nadal uzbrojona. Tego typu niewybuchy określa się jako unexploded ordnance (UXO). Doliczając do tego tysiące odpalonych torped, zrzuconych bomb lotniczych, wystrzelonych pocisków artyleryjskich, można przypuszczać, że takich przypadkowych niespodzianek na dnie morza może zalegać dziesiątki tysięcy. Do tego warto pamiętać, że okręt wojenny lub transportowiec idzie na dno wraz z przewożonym uzbrojeniem. Postępująca korozja, prądy morskie, sztormy, przypadkowe zahaczenia sieci roznoszą niebezpieczny ładunek na dalszy obszar. 

Dla wielu państw i ich marynarek wojennych zatapianie w morzu było najczęściej praktykowanym sposobem utylizacji przeterminowanej, nadmiarowej lub pochodzącej ze zdobyczy wojennej broni i amunicji. W Bałtyku znajduje się wiele miejsc zatopienia amunicji konwencjonalnej. Według udostępnionych danych przez Biuro Hydrograficzne Marynarki Wojennej takich obszarów na naszym morzu jest szesnaście. Na samych niemieckich wodach może być zatopionych ponad 300 tysięcy ton amunicji konwencjonalnej. W całym Bałtyku takich miejsc jest o wiele więcej. Wciąż pozostaje zasadne pytanie, czy znana jest całkowita liczba i lokalizacja miejsc zrzutu amunicji. Mimo upływu lat zalegające na dnie środki bojowe nadal pozostają niebezpieczne i stanowią realne zagrożenie.

Broń chemiczna i wraki

Kolejnym problemem jest broń chemiczna, której zapasów poprzez topienie w morzu pozbywano się zarówno po I jak i po II wojnie światowej. Tylko po 1945 roku w Morzu Bałtyckim zatopiono co najmniej 40 tysięcy ton broni chemicznej. Amunicja ta zawiera ok. 13 tysięcy ton bojowych środków trujących (BŚT). Głównymi obszarami deponowania tej broni była sąsiadująca współcześnie z polską wyłączną strefą ekonomiczną Głębia Bornholmska, na której obszar trafiło ok. 32 tys. ton amunicji chemicznej zawierającej m.in. gaz musztardowy, Clark I, Clark II, adamsyt, fosgen i Tabun. 

W Małym Bełcie zatopiono ok. 6,25 tysiąca ton amunicji chemicznej zawierającej Tabun i gaz musztardowy, a w Głębi Gotlandzkiej ok. 2 tysięcy ton zawierającej gaz musztardowy. Broń chemiczna była zrzucana także na polskich wodach – na pewno na wodach Zatoki Gdańskiej, choć istnieje bardzo wysokie, graniczące wręcz z pewnością prawdopodobieństwo, że także w innych, bliżej nieznanych lokalizacjach na morzu. Niepełna dokumentacja dotycząca liczby i miejsc zatopień powoduje, że dane te nie są wyczerpujące. Dodatkowo, należy mieć na uwadze to, że broń chemiczna była zatapiana także w trakcie transportu. Często też przewożona była w drewnianych skrzyniach, co powodowało jej długie utrzymywanie się na powierzchni wody, a więc dryfowanie na duże odległości i duże rozproszenie w stosunku do planowanego miejsca spoczynku. 

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/porty-serwisowe-offshore-coraz-blizej-beda-nowe-przepisy/

Innym problemem, ale jakże istotnym, są zalegające na dnie morza wraki. Z danych Biura Hydrograficznego Marynarki Wojennej wynika, że w polskich obszarach morskich zalega ponad 415 wraków. W samej tylko Zatoce Gdańskiej znajduje się ich około stu. A wraki spoczywają również w zachodniej części wybrzeża m.in. na podejściu do Portu Świnoujście. Niedawno podczas badań związanych z przygotowaniem do budowy morskich farm wiatrowych na dnie Bałtyku w okolicach Łeby odnaleziono pozostałości kilkusetletniego żaglowca. 

Trzeba sobie jednocześnie zdawać sprawę, że wraz z prowadzonymi badaniami i rozpoznaniem dna morskiego liczba zarejestrowanych wraków będzie sukcesywnie rosła. Część z wraków to pozostałości zmagań I i II wojny światowej, ale i bardziej współczesne. W ich zbiornikach mogą zalegać tysiące ton oleju napędowego lub innych substancji ropopochodnych.  

Do największych rozpoznanych zagrożeń należą wraki statków: Wilhelm Gustloff, Steuben, Stuttgart, Goya i Franken. Według szacunków Instytutu Morskiego w Gdańsku w zbiornikach wraku tankowca Franken nadal może zalegać ok. 6 tys. ton paliw, a postępująca korozja wraku może spowodować jego zapadnięcie i nagły wyciek tych substancji. 

Czasochłonne i kosztowne usuwanie

W raporcie Najwyższej Izby Kontroli z 2020 roku pt. „Przeciwdziałanie zagrożeniom wynikającym z zalegania materiałów niebezpiecznych na dnie Morza Bałtyckiego” roku  można przeczytać, że  „na podstawie kosztów i czasu realizacji inwestycji pn. Modernizacja toru wodnego Świnoujście-Szczecin do głębokości 12,5 m przyjęto, że przebadanie dna Morza Bałtyckiego w polskich obszarach morskich zajmie ok. 16 500 miesięcy, czyli 1375 lat, w kwocie ok. 515 701 mln zł. W ocenie Ministra Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej przyczyną nierozpoznania zagrożeń ze strony materiałów niebezpiecznych zalegających w polskich obszarach morskich jest brak przepisów określających jednoznacznie kompetencje w tym zakresie”. 

O faktycznej skali tematu może świadczyć, że tylko podczas przeprowadzania inwestycji „Modernizacja toru wodnego do Portu Północnego w Gdańsku” koszt wykonania badań ferromagnetycznych wraz z raportem dla potrzeb przeprowadzenia robót czerpalnych na powierzchni ponad 4 km kw. wyniósł ponad 1,5 mln zł. Czas ich wykonania to 70 dni. W trakcie badań zostało zidentyfikowanych łącznie 1745 obiektów a koszt oczyszczenia dna z nich wyniósł ponad 6,7 mln zł. Wykonano je w czasie 226 dni. Wynikiem przeprowadzonych prac była identyfikacja 348 niewybuchów i 851 innych obiektów. 

Mimo że Polska jest stroną Konwencji o zakazie broni chemicznej to według informacji Ministra Spraw Zagranicznych, którą przytoczył NIK w swoim raporcie, dotychczasowa praktyka stosowania Konwencji prowadzi do wniosku, że nie ma ona zastosowania do broni chemicznej zatopionej przed 1985 rokiem. Jednym z powodów jest stanowisko dużych państw – Rosji, Niemiec i Wielkiej Brytanii. Nie chcą one brać odpowiedzialności za pozostałości broni chemicznej zatopionej w Bałtyku po II wojnie światowej i jej ewentualną utylizację. 

Polska nie złożyła do Konwencji żadnego oświadczenia, a złożenie  takiego dokumentu mogłoby zostać zinterpretowane jako wzięcie odpowiedzialności za zatopioną broń chemiczną na polskim terytorium, którą produkowały i topiły inne państwa, w tym także konieczność rozpoczęcia jej niszczenia, składania deklaracji, weryfikacji takiej działalności itp. Dlatego na chwilę obecną za usuwanie poniemieckich i posowieckich wojennych pozostałości muszą płacić polskie firmy lub podatnicy. Także dotychczas obowiązujące przepisy europejskie nie sprzyjają rozwiązaniu tego problemu na poziomie unijnym. I raczej można domniemywać, że ze względu na duże koszty takich działań oraz interesy poszczególnych państw, próby regulacji tej kwestii będą stopowane. 

Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/offshore-wind-w-krajach-baltyckich-szansa-na-niezaleznosc-energetyczna-%EF%BF%BC/

Mitygacja ryzyka 

Wydaje się, że cały wysiłek związany z przygotowaniem nomen omen gruntu pod budowę morskich farm wiatrowych w zakresie sprawdzenia dna morskiego pod kątem powojennych pozostałości został pozostawiony inwestorom. 

Co prawda polska Marynarka Wojenna realizuje program nowoczesnych niszczycieli min oraz dysponuje pododdziałami wykfalifikowanych nurków-minerów i saperów. O ile jednak Marynarka Wojenna dysponuje zdolnościami do unieszkodliwiania min, bomb, pocisków artyleryjskich to ani ona ani inne państwowe służby nie są przygotowane do usuwania i niszczenia z dna morskiego amunicji chemicznej i bojowych środków trujących. Brakuje też przepisów umożliwiających ich wydobycie lub przesunięcie. 

Biuro Hydrologii Marynarki Wojennej na bieżąco prowadzi prace i nanosi na mapy stwierdzone niebezpieczeństwa. Badania dna morskiego prowadzi także Instytut Morski w Gdańsku. Jednak jak wynika z raportu NIK, Urzędy Morskie nie prowadziły dotychczas inwentaryzacji polskich obszarów morskich pod względem zalegających materiałów niebezpiecznych. Badania takie na zlecenie UM były prowadzone jedynie na obszarach torów wodnych, obrotnic i kotwicowisk obejmowanych pomiarami hydrograficznymi dla zapewnienia bezpieczeństwa żeglugi oraz akwenami obejmowanymi tymi pomiarami w związku z prowadzonymi inwestycjami. 

Dobre przykłady

Pod względem rozpoznania i zabezpieczenia dna morskiego firmy zaangażowane w budowę morskich farm wiatrowych prowadzą działania na własną rękę, wzorując się na podobnych przykładach mitygacji ryzyk z inwestycji w morskie farmy wiatrowe przeprowadzonych w przeszłości w Europie Zachodniej. 

Zarówno projekty morskich farm wiatrowych, jak i projekty, z których doświadczenia korzystają morskie farmy wiatrowe, czyli projekty związane z wydobyciem ropy naftowej i gazu na morzu, mają wypracowane metodyczne podejścia do rozpoznawania akwenów morskich, dna morskiego i radzenia sobie z różnego typu niewybuchami oraz bronią chemiczną.

Michał Antecki, dyrektor Departamentu Morskich Farm Wiatrowych w PGE Baltica

PGE Baltica, spółka odpowiedzialna za realizację Programu Offshore w Grupie PGE, podjęła szereg działań mających na celu zminimalizowanie potencjalnego ryzyka napotkania tego typu obiektów podczas wykonywanych prac. Już w 2018 roku wstępnie oszacowano ryzyko występowania niewybuchów, ich zalegania na dnie morza i na obszarze planowanych inwestycji.

Grupa PGE pierwsze badania na potrzeby morskich farm wiatrowych wykonała jeszcze w latach 2016-2018 na skłonie Ławicy Słupskiej. Wówczas pomiary były elementem kampanii środowiskowej na potrzeby przygotowania raportu o oddziaływaniu na środowisko. Powstały mapy, opracowania i analizy obejmujące obszar morskich farm wiatrowych. Przy użyciu zdalnie sterowanego pojazdu podwodnego (ROV) udało się zidentyfikować i zbadać obiekty pochodzenia antropogenicznego, czyli będące pochodną działalności człowieka. Na badanym terenie nie zgłoszono żadnych zagrożeń w postaci niewybuchów czy broni chemicznej. 

Rozpoczynamy przygotowanie inwestycji od dokładnego sprawdzenia danych historycznych. Posługujemy się wszelkiego rodzaju opracowaniami, europejskimi i lokalnymi, korzystamy z pracy instytutów. Wiemy, gdzie były miejsca zrzutu amunicji do morza. Dzięki opracowaniom możemy przewidzieć, gdzie były trasy jej transportu. Na obszarze przeznaczonym pod budowę naszej inwestycji ryzyko zostało zidentyfikowane jako niskie. Mamy bardzo dokładnie zmapowany nasz obszar, zarówno jeśli chodzi o dane historyczne jak i rezultaty prac geofizycznych. Będziemy dalej kontynuować prace, aby obniżyć ryzyko do najniższego poziomu, który będzie nam pozwalał na bezpieczną realizację inwestycji. 

Michał Antecki, dyrektor Departamentu Morskich Farm Wiatrowych w PGE Baltica

Autor: Marcin Szywała 

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Wodowanie ostatniego niszczyciela min typu Kormoran II

    Wodowanie ostatniego niszczyciela min typu Kormoran II

    W gdańskiej stoczni Remontowa Shipbuilding 11 grudnia odbyła się ceremonia wodowania i chrztu przyszłej ORP Czajka (606) – szóstego i zarazem ostatniego niszczyciela min typu Kormoran II zbudowanego w tej stoczni.

    Jednostka tym samym domyka najliczniejszą w XXI wieku serię okrętów wojennych tego typu, budowanych w zakładach stoczniowych w Polsce, i formalnie zamyka ważny etap współpracy Marynarki Wojennej RP z krajowym przemysłem okrętowym w segmencie walki minowej.

    Ostatni niszczyciel min proj. 258

    Ceremonia miała klasyczną, marynarską oprawę – z udziałem przedstawicieli władz państwowych, dowództwa MW RP oraz kierownictwa stoczni. ORP Czajka, podobnie jak wcześniej Jaskółka i Rybitwa, przejdzie teraz do etapu doposażania i prób morskich. Do służby planowo wejdzie w latach 2026–2027, zasilając 12. Dywizjon Trałowców 8. Flotylli Obrony Wybrzeża w Świnoujściu.

    Technicznie niszczyciel min proj. 258 Kormoran II to dojrzała i sprawdzona konstrukcja okrętu walki minowej nowej generacji, zaprojektowana z myślą o realiach Morza Bałtyckiego, ochronie infrastruktury krytycznej oraz działaniach z użyciem systemów bezzałogowych. Program Kormoran II jest jednym z nielicznych przykładów konsekwentnie zrealizowanej modernizacji MW RP w oparciu o polskie stocznie i krajowe kompetencje przemysłowe.

    Nowa jakość w polskim okrętownictwie

    Jak wcześniej szczegółowo opisywał na naszym portalu Tomasz Witkiewicz (materiał archiwalny), Kormorany II wprowadziły do polskiej floty jakościowy skok. Nigdy wcześniej w Polsce nie zbudowano tak dużej jednostki wojennej ze stali amagnetycznej, ani też – po II wojnie światowej – Marynarka Wojenna RP nie dysponowała okrętem należącym do ścisłej światowej czołówki w swojej klasie.

    Wybór technologii kadłuba ze stali amagnetycznej pozwolił Polsce dołączyć do elitarnego grona użytkowników takich jednostek, obok m.in. Niemiec, Turcji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy Indonezji, eksploatujących okręty wywodzące się z rodziny typu 332. Proces budowy prototypu ORP Kormoran był kosztowny, ale umożliwił dopracowanie projektu i przejście do realnej seryjnej budowy.

    Zamknięcie linii produkcyjnej w gdańskich zakładach stoczniowych

    Wraz z wodowaniem ORP Czajka, ta linia produkcyjna dobiega końca. I tu pojawia się pytanie, którego nikt głośno nie zadaje: skoro Kormoran II okazał się konstrukcją dojrzałą, seryjnie budowaną i sprawdzoną w służbie, dlaczego przez ponad 12 lat nie znalazł żadnego odbiorcy za granicą naszego kraju?

    Czy ten okręt rzeczywiście „nie nadaje się” na rynki zachodnie, czy raczej nigdy nie podjęto realnej, systemowej próby jego sprzedaży? I co dalej – jaką drogę rozwoju obierze Remontowa Shipbuilding po zamknięciu tej linii produkcyjnej? Do tematu wrócimy po uzyskaniu odpowiedzi władz stoczni dla naszej redakcji.