Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Według informacji podanych przez portal Wysokienapiecie.pl, Unia Europejska odnotowuje rekordowy wzrost importu skroplonego gazu ziemnego (LNG) z Rosji. W 2024 roku całkowity wolumen może przekroczyć 17 milionów ton, co stanowi wzrost w porównaniu do poprzednich lat. Warto jednak zadać zasadnicze pytanie: dlaczego Unia, mimo licznych deklaracji o uniezależnieniu się od rosyjskich surowców energetycznych do 2027 roku, zwiększa zakupy LNG z tego kraju?
W artykule
Zasadniczym powodem zwiększonych zakupów rosyjskiego LNG jest ekonomia. Rosyjski gaz skroplony, mimo globalnych napięć geopolitycznych, pozostaje tańszy niż alternatywy dostarczane przez USA czy Katar. Unijny rynek energii, choć lepiej przygotowany niż w 2022 roku, wciąż nie jest w stanie całkowicie zrezygnować z rosyjskiego surowca bez poważnych konsekwencji ekonomicznych.
Warto także podkreślić, że sankcje UE nie obejmują importu LNG z Rosji, a ograniczenia dotyczą głównie dostaw gazu przesyłanego gazociągami. W efekcie rosyjskie LNG wciąż płynie do europejskich terminali, głównie do Francji i Belgii, które posiadają dobrze rozwiniętą infrastrukturę do jego regazyfikacji.
Według danych firmy Rystad Energy, około 33% importu LNG z Rosji w 2024 roku pochodziło z rynku spot, co oznacza zakup na bieżąco, po aktualnych cenach. Dla porównania, w 2023 roku odsetek ten wynosił 23%. Rosja zwiększyła swój udział w europejskim rynku LNG do 20%, podczas gdy jeszcze rok wcześniej było to około 15%.
Tymczasem nowe dane wskazują, że głównymi beneficjentami rosyjskiego LNG pozostają kraje takie jak Francja i Belgia, które działają jako pośrednicy w dalszej dystrybucji gazu na rynek europejski.
Z jednej strony Bruksela konsekwentnie podkreśla konieczność uniezależnienia się od rosyjskich surowców do 2027 roku, drugiej zaś strony – import LNG rośnie. Ta pozorna sprzeczność wynika z pragmatyzmu gospodarczego. Kryzys energetyczny z lat 2022-2023 pokazał, że Europa nie jest gotowa na pełne odcięcie od rosyjskich surowców bez ryzyka drastycznego wzrostu cen energii i społecznych niepokojów.
Dan Jørgensen, nowy komisarz ds. energii, zapowiedział przedstawienie planu odejścia od rosyjskiego gazu. Jednak realia rynkowe pokazują, że deklaracje polityczne często rozmijają się z działaniami praktycznymi.
To pytanie należy rozważyć w kontekście istniejących alternatyw. Europa posiada infrastrukturę umożliwiającą zwiększenie importu LNG z USA, Kataru czy krajów Afryki Północnej. Problemem jest jednak rynkowa konkurencyjność cenowa oraz długoterminowe umowy, które często wiążą dostawców i odbiorców na dekady.
Dodatkowo, część krajów UE nadal nie posiada odpowiedniej infrastruktury do odbioru i dystrybucji LNG, co ogranicza zdolność do szybkiego przejścia na inne źródła gazu.
Co dalej? Potencjalne scenariusze
Unijna polityka klimatyczna, oparta na ambitnych założeniach Europejskiego Zielonego Ładu, ma na celu osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 roku. Jednak tempo tej transformacji budzi poważne obawy, szczególnie w kontekście stabilności dostaw energii i konkurencyjności europejskiej gospodarki. Szybkie odchodzenie od paliw kopalnych, w tym gazu ziemnego, bez odpowiednich mechanizmów przejściowych i infrastrukturalnych, prowadzi do sytuacji, w której Europa musi polegać na importowanym LNG, często z kontrowersyjnych źródeł, takich jak Rosja. Kraje UE zmagają się z nierównomiernym rozwojem infrastruktury do odbioru LNG oraz różnym poziomem gotowości na przejście na odnawialne źródła energii. W efekcie unijne cele klimatyczne mogą kolidować z realiami rynku energetycznego oraz długoterminowym bezpieczeństwem dostaw.
Wysokie koszty transformacji energetycznej oraz presja związana z koniecznością osiągnięcia wyśrubowanych celów klimatycznych sprawiają, że niektóre państwa członkowskie stają przed trudnym wyborem między stabilnością gospodarczą a realizacją unijnych zobowiązań. Przemysł energochłonny, kluczowy dla wielu gospodarek europejskich, boryka się z rosnącymi kosztami energii oraz regulacjami środowiskowymi, które nie zawsze uwzględniają realia rynkowe. Kryzys energetyczny z lat 2022–2023 uwypuklił te problemy, pokazując, że zbyt gwałtowne odchodzenie od gazu ziemnego może prowadzić do destabilizacji rynku oraz wzrostu cen energii dla przemysłu i gospodarstw domowych. Europa musi więc znaleźć złoty środek między długoterminowymi celami klimatycznymi a potrzebą stabilnych i przystępnych cen energii w krótkiej perspektywie.
Jednym z kluczowych wyzwań w realizacji powyższych scenariuszy pozostaje balans pomiędzy celami klimatycznymi a realiami rynku energetycznego Europy. Obecna sytuacja pokazuje, że Europa porusza się na cienkiej granicy między pragmatyzmem gospodarczym a polityczną hipokryzją. Z jednej strony, UE nie może sobie pozwolić na gwałtowne odcięcie od taniego rosyjskiego LNG. Z drugiej strony, każde kolejne euro przekazywane Moskwie w zamian za gaz podważa wiarygodność europejskiej polityki sankcyjnej.
Jak słusznie zauważa Wysokienapiecie.pl, przyszłość polityki energetycznej UE będzie wymagała znacznie większej konsekwencji oraz realnych działań, które wykraczają poza deklaracje i polityczne hasła. Europa musi zdecydować, czy priorytetem jest krótkoterminowa stabilność czy długoterminowe bezpieczeństwo energetyczne oraz suwerenność.
Najbliższe miesiące pokażą, czy Unia Europejska jest gotowa na podjęcie trudnych, ale koniecznych decyzji, które zapewnią zarówno stabilność dostaw, jak i długoterminowe bezpieczeństwo energetyczne kontynentu, zachowując przy tym konkurencyjność gospodarczą oraz społeczną akceptację dla transformacji energetycznej.
Autor: Marcin Szywała/Wysokienapiecie.pl


26 listopada 2025 roku w PGZ Stoczni Wojennej w Gdyni nastąpi symboliczne cięcie pierwszych blach pod budowę okrętu ratowniczego Ratownik. To wydarzenie, które po niemal dekadzie starań i trzech podejściach do realizacji programu, wreszcie rozpoczyna fizyczną budowę jednostki.
W artykule
Droga do tego momentu była wyboista – pierwsze podejście zakończyło się zerwaniem umowy w 2020 roku, drugie anulowano w 2022, ale trzecia próba, z kontraktem podpisanym w grudniu 2024 roku, przynosi realne efekty. Nowy okręt ratowniczy dla Marynarki Wojennej RP przestał być odległym planem i staje się rzeczywistością, która zmieni zdolności operacyjne polskiej floty na kolejne dekady.
Historia programu Ratownik jest dobrym przykładem wytrwałości w dążeniu do strategicznego celu. W 2015 roku rozpoczęto fazę analityczno-koncepcyjną, która miała określić wymagania dla następców dwóch okrętów ratowniczych ORP Piast i ORP Lech, służących nieprzerwanie od 1974 roku. We wrześniu 2017 roku ogłoszono przetarg, który zakończył się podpisaniem pierwszej umowy o wartości 755 milionów złotych na budowę jednego okrętu z opcją na drugi. Planowany termin dostawy: koniec listopada 2022 roku.
Pierwsze podejście zakończyło się jednak niepowodzeniem. W kwietniu 2020 roku Ministerstwo Obrony Narodowej zerwało umowę ze względu na niemożność zaakceptowania nowych propozycji dotyczących terminu oraz wartości kontraktu. Przekroczenie kosztów i trudności z dotrzymaniem harmonogramu uniemożliwiły kontynuację realizacji.
Czytaj więcej: PRS nadzoruje budowę okrętu ratowniczego pk. Ratownik dla MW RP
Już miesiąc później podjęto drugie podejście – w maju 2020 roku zatwierdzono dokumenty dotyczące zakupu, a w lipcu rozpoczęto nowe negocjacje. Po ponad półtora roku procedur, w lutym 2022 roku Agencja Uzbrojenia anulowała postępowanie. Decyzja zapadła w nowych realiach geopolitycznych – tuż po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, gdy cały system obronności Polski przechodził gruntowną przebudowę i weryfikację priorytetów.
Blisko dwa lata przerwy nie oznaczały jednak rezygnacji z programu. W 2024 roku podjęto trzecie podejście, powiązując Ratownika z szerszymi inwestycjami marynarki, w tym z programem zakupu okrętów podwodnych Orka. W grudniu 2024 roku w Gdyni podpisano kontrakt o wartości przekraczającej 1 miliard złotych z konsorcjum PGZ Stoczni Wojennej, Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz Ośrodka Badawczo-Rozwojowego Centrum Techniki Morskiej.
Pragnę w imieniu Załogi Stoczni potwierdzić zobowiązanie wobec Marynarki Wojennej RP: nasz zespół specjalistów jest w pełni przygotowany, aby zrealizować tę inwestycję łączącą najnowocześniejsze technologie z naszym wieloletnim doświadczeniem.
powiedział Marcin Ryngwelski, Prezes Zarządu PGZ Stoczni Wojennej podczas ceremonii podpisania kontraktu.
Ratownik to znacznie więcej niż wymiana pięćdziesięcioletnich jednostek. To jakościowy skok w zdolnościach ratowniczych polskiej floty, który odpowiada na współczesne wyzwania operacyjne. Podstawowym zadaniem będzie zabezpieczenie działań okrętów podwodnych – zarówno obecnego ORP Orzeł, jak i przyszłych jednostek programu Orka. Ratownik będzie dysponował systemami pozwalającymi na lokalizację uszkodzonej jednostki podwodnej, komunikację z załogą oraz przeprowadzenie operacji ratunkowej na pełnym zakresie głębokości występujących na Bałtyku.
Drugim kluczowym obszarem zastosowania jest ochrona infrastruktury krytycznej. Wydarzenia ostatnich miesięcy – uszkodzenie kabla EstLink2 czy incydenty z gazociągami – pokazują rosnące zagrożenia dla instalacji podmorskich. Ratownik będzie wyposażony w systemy inspekcyjne i interwencyjne pozwalające na monitoring i ochronę kabli komunikacyjnych, rurociągów oraz polskich farm wiatrowych na Bałtyku, których budowa dynamicznie postępuje.
Trzecim wymiarem jest współpraca z NATO. Ratownik będzie mógł uczestniczyć w międzynarodowych ćwiczeniach ratowniczych, wspierać operacje sojusznicze oraz zapewniać zabezpieczenie podczas wspólnych manewrów na Bałtyku. To szczególnie istotne w kontekście rosnącej aktywności NATO w regionie i konieczności dysponowania odpowiednimi zdolnościami ratowniczymi na wypadek incydentów z udziałem jednostek podwodnych państw sojuszniczych.
Przy długości 96 metrów, szerokości 19 metrów i wyporności 6500 ton Ratownik będzie jednym z największych okrętów ratowniczych w regionie Morza Bałtyckiego. To ponad trzykrotnie większa wyporność niż obecnie eksploatowane ORP Piast i ORP Lech (około 1800 ton). Dla porównania – szwedzki HSwMS Belos, wprowadzony do służby w 2019 roku i uznawany za nowoczesną jednostkę ratowniczą, ma wyporność około 4300 ton.
Zasięg 6000 mil morskich przy prędkości ekonomicznej oznacza, że Ratownik będzie mógł prowadzić wielotygodniowe operacje bez uzupełniania paliwa, obejmując swoim zasięgiem nie tylko cały akwen Bałtyku, ale również znaczną część Morza Północnego. Autonomiczność 30-40 dni pozwoli na długotrwałe misje ratownicze lub monitorujące bez konieczności powrotu do bazy.
Czytaj też: Ratownik – przyszła jednostka ratownicza dla Marynarki Wojennej RP
Załoga licząca 100 osób plus 9 dodatkowych specjalistów to zespół obejmujący nie tylko marynarzy, ale również operatorów zaawansowanych systemów ratowniczych, nurków głębinowych, personel medyczny oraz specjalistów od konkretnych typów jednostek podwodnych lub infrastruktury podmorskiej – w zależności od charakteru misji.
Jednostka będzie wyposażona w zaawansowane systemy sonarowe, pozycjonowanie dynamiczne umożliwiające precyzyjne utrzymanie pozycji podczas operacji oraz infrastrukturę do obsługi bezzałogowych pojazdów podwodnych docierających do miejsc niedostępnych dla nurków. To sprzęt, który stawia Ratownika w gronie najnowocześniejszych jednostek tego typu w Europie.
Cięcie pierwszych blach 26 listopada 2025 roku to pierwszy fizyczny etap realizacji programu. Zgodnie z harmonogramem, w lutym 2026 roku odbędzie się ceremonia położenia stępki – oficjalne rozpoczęcie składania kadłuba. W 2027 roku zaplanowano wodowanie, po którym rozpoczną się próby morskie wszystkich systemów okrętowych. Ostateczne przekazanie jednostki Marynarce Wojennej RP ma nastąpić w 2029 roku.
Kontrakt o wartości przekraczającej 1 miliard złotych – znacząco wyższej niż 755 milionów w pierwszym podejściu z 2017 roku – odzwierciedla nie tylko inflację, ale przede wszystkim rozszerzone wymagania operacyjne. Projekt został wzbogacony o dodatkowe systemy związane z ochroną infrastruktury krytycznej oraz zabezpieczeniem operacji przyszłych okrętów podwodnych, których w 2017 roku nie uwzględniano w takim zakresie.
PGZ Stocznia Wojenna jako główny wykonawca odpowiada za budowę kadłuba i integrację systemów, wykorzystując doświadczenia zdobyte przy realizacji programu Miecznik. Polska Grupa Zbrojeniowa koordynuje współpracę z dostawcami systemów, a Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Centrum Techniki Morskiej wnosi specjalistyczną wiedzę projektową w zakresie systemów ratowniczych. Model konsorcjalny, sprawdzony już w programie Kormoran II, zapewnia efektywny podział zadań i odpowiedzialności.
Wprowadzenie Ratownika do służby w 2029 roku znacząco wzmocni zdolności Marynarki Wojennej RP, ale jego znaczenie wykracza poza sam moment przekazania jednostki. To platforma, która będzie służyć przez kolejne trzy-cztery dekady, zabezpieczając operacje przyszłych okrętów podwodnych programu Orka, chroniąc rosnącą infrastrukturę krytyczną na Bałtyku oraz umożliwiając pełnoprawne uczestnictwo Polski w sojuszniczych strukturach ratownictwa podwodnego NATO.
Czytaj również: MSPO 2024: programy morskie RATOWNIK i MIECZNIK w centrum uwagi
Kontekst geopolityczny roku 2024 i 2025 pokazuje, jak trafna była decyzja o powrocie do programu. Bałtyk zyskał dodatkowe znaczenie strategiczne – budowa polskich farm wiatrowych, incydenty z uszkodzeniami infrastruktury podmorskiej, rosnąca obecność NATO w regionie. Wszystkie te czynniki potwierdzają, że nowoczesny i wszechstronny okręt ratowniczy to nie luksus, ale konieczność operacyjna.
Droga do realizacji programu Ratownik trwała niemal dekadę i wymagała trzech podejść, ale determinacja w dążeniu do tego celu przynosi efekty. 26 listopada, gdy w gdyńskiej stoczni wycięte zostaną pierwsze blachy, rozpocznie się kolejny rozdział w historii polskiego ratownictwa morskiego. Rozdział, który za cztery lata zaowocuje wprowadzeniem do służby jednego z najnowocześniejszych okrętów ratowniczych na Bałtyku.
Autor: Mariusz Dasiewicz