Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Nie żyje dowódca Floty Czarnomorskiej Wiktor Sokołow

W piątek po godzinie 13.20 czasu lokalnego, Admirał Wiktor Sokołow, dowódca Floty Czarnomorskiej, zginął w ataku rakietowym na Sztab Generalny w porcie Sewastopol na Krymie – poinformowały w poniedziałek ukraińskie służby wywiadowcze.

Atak w Sewastopolu

Ukraińska strona wojskowa podała, że głównym celem piątkowego ataku było zebranie wysokich rangą oficerów rosyjskiej marynarki wojennej w Sewastopolu. „Po przeprowadzeniu operacji na budynek sztabu generalnego Floty Czarnomorskiej, zgłaszamy stratę 34 oficerów, wśród których był admirał rosyjskiej Floty Czarnomorskiej Wiktor Sokołow. Dodatkowo 105 osób zostało rannych. Infrastruktura sztabu została znacząco uszkodzona” – przekazano za pośrednictwem komunikatora internetowego Telegram.

Skala Zniszczeń

W wyniku sobotniego ataku, który spowodował ogromne zniszczenia, budynek Sztabu Generalnego Floty Czarnomorskiej nie będzie mógł zostać odbudowany. Nie był to jednak jedyny incydent tego typu w ostatnim czasie. Kolejny ukraiński atak na stocznię w Sewastopolu miał miejsce kilka dni wcześniej i doprowadził do uszkodzenia okrętu desantowego Mińsk oraz okrętu podwodnego B-237 Rostow-na-Donu projektu 06363 (636.6) Warszawianka. Szacuje się, że w wyniku tych działań zginęło 62 rosyjskich żołnierzy.

Historia Ataków

Już wcześniej, 22 września, Siły Zbrojne Ukrainy przeprowadziły operację przeciwko Sztabowi Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej w Sewastopolu. Generał Mykoła Oleszczuk, Dowódca Sił Powietrznych Ukrainy, potwierdził udział ukraińskich pilotów w tym ataku, nazywając Sewastopol „miastem Marynarki Wojennej Sił Zbrojnych Ukrainy”.

Rosyjska Odpowiedź

W odwecie, Rosja przeprowadziła atak rakietowy oraz użyła dronów-kamikadze przeciwko Odessie w nocy z 24 na 25 września. Jeden z celów ataku, hotel w porcie w Odessie, według niepotwierdzonych informacji, miał być siedzibą dowództwa ukraińskiej Marynarki Wojennej. Chociaż ukraińska strona zaprzecza, twierdząc, że hotel nie był używany od lat, Ministerstwo Obrony Ukrainy wskazało ten atak jako odwet za wcześniejsze działania w Sewastopolu.

Rosyjskie ataki na Odessę, w których życie straciły cztery osoby, nie były skierowane jedynie przeciwko celom wojskowym. Kluczowe elementy infrastruktury odeskiego portu, takie jak magazyn zbożowy, zostały zniszczone lub uszkodzone. Wskazuje to na celowe bombardowanie obiektów cywilnych, co pogłębia tragedię mieszkańców miasta. Informacje przekazane przez władze ukraińskie potwierdzają, że ataki miały na celu punkty strategicznie ważne dla gospodarki regionu.

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/krym-eksplozja-w-eupatorii-atak-na-rosyjski-system-obrony-przeciwlotniczej/

Takie działania z obu stron podkreślają zaostrzenie konfliktu w regionie, z nieprzewidywalnymi konsekwencjami dla dalszego przebiegu wydarzeń.

Kariera Admirała Sokołowa

Admirał Wiktor Sokołow, uznawany za jednego z najbardziej doświadczonych i szanowanych dowódców w rosyjskiej marynarce wojennej, posiadał długoletnią służbę w różnych jednostkach floty. Jego kariera rozpoczęła się w 1980 roku, kiedy wstąpił do Wyższej Szkoły Morskiej imienia M.V. Frunzego w Leningradzie. Przez lata służył na wielu stanowiskach, począwszy od dowódcy departamentu minowo-torpedowego, aż po dowództwo nad Flotą Pacyfiku. W 2016 roku, jako zastępca dowódcy, Sokołow dowodził oddziałem Floty Północnej wysłanym do operacji u wybrzeży Syrii podczas rosyjskiej interwencji. Za swoją służbę został odznaczony przez Szefa Sztabu Generalnego, Generała Armii Valery’ego Gerasimova. W styczniu 2020 roku zrezygnował ze stanowiska zastępcy dowódcy Floty Północnej, by objąć stanowisko dyrektora Akademii Morskiej imienia N. G. Kuznetsova. W sierpniu 2022 roku został mianowany na dowódcę Floty Czarnomorskiej.

Konsekwencje śmierci Sokołowa

W momencie, gdy świat dowiedział się o śmierci Admirała Wiktora Sokołowa w Sewastopolu, wiele pytań narosło odnośnie przyszłości rosyjskiej marynarki wojennej oraz regionalnego konfliktu. Admirał Sokołow był postacią znaczącą, cenionym za umiejętności w prowadzeniu skomplikowanych operacji morskich. Był także znanym liderem, który potrafił skutecznie zarządzać ludźmi pod swoim dowództwem. Wiele osób, zarówno w Rosji, jak i poza nią, uważało go za kluczową postać w rosyjskich działaniach wojennych na Morzu Czarnym.

Jego tragiczna śmierć z pewnością nie tylko zaostrzyła już napięte stosunki między Ukrainą a Rosją, ale także wpłynęła na ogólną atmosferę i morale w rosyjskich siłach zbrojnych. Jego utrata jest z pewnością dotkliwa dla rosyjskiego dowództwa, które teraz musi poszukać nowego lidera, zdolnego wypełnić puste miejsce po Admirału.

Zgodnie z informacjami z rosyjskich źródeł, ukraińska operacja, która odbyła się w piątek, przyniosła poważne straty. Potwierdzono, że co najmniej jeden pocisk trafił bezpośrednio w budynek Sztabu Generalnego Floty Czarnomorskiej na Krymie, o czym pisaliśmy na Portalu Stoczniowym.

W reakcji na te działania, Kijów nie ustaje w swoich wysiłkach. Wzmożona aktywność ukraińskich oddziałów w rejonie Morza Czarnego oraz na Krymie jest widoczną odpowiedzią na rosnące napięcia. W obliczu tych niepokojących wydarzeń, tylko czas pokaże, jakie dalsze konsekwencje przyniesie śmierć Admirała Sokołowa.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Czy szwedzki A26 okaże się kolejnym Gawronem?

    Czy szwedzki A26 okaże się kolejnym Gawronem?

    Decyzja o wyborze Szwecji jako partnera programu Orka została przedstawiona przez ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza jako „najważniejszy krok dla bezpieczeństwa państwa polskiego od lat”.

    W wypowiedzi ministra padają słowa o „nowej architekturze bezpieczeństwa”, „najdalej idących deklaracjach offsetowych” oraz „obiektywnej analizie”. Jednak dokładne przesłuchanie wypowiedzi ministra Kosiniaka-Kamysza prowadzi do kilku zasadniczych wniosków, które wymagają chłodnej, branżowej analizy.

    Okręt z oferty, nie z linii frontu

    Minister podkreśla, że w procesie analizy przejrzano 3000 stron dokumentów i sześć ofert państwowych. Wskazuje przy tym, że propozycja szwedzka „spełniła wszystkie oczekiwania Marynarki Wojennej”. W całej wypowiedzi nie pojawia się jednak ani jedno zdanie, które potwierdzałoby, że oferowany Polsce okręt znajduje się już w eksploatacji i jest używany przez jakąkolwiek marynarkę wojenną. Z przemówienia wynika raczej coś przeciwnego – dopiero mają rozpocząć się prace, natomiast od faktycznego wejścia jednostek do służby dzieli nas bliżej nieokreślone „kilka lat”.

    Sytuacji nie poprawia fakt, że sami Szwedzi kilkukrotnie przesuwali terminy dostaw okrętów dla własnej marynarki wojennej. Obecnie mowa już o początku lat 30. Trudno w takiej sytuacji mówić o w pełni wiarygodnym partnerze, który ma istotne problemy z dotrzymaniem harmonogramu nawet w programach realizowanych na rzecz własnej floty.

    W realiach współczesnych programów okrętowych oznacza to wybór konstrukcji, której morskie dojrzewanie przypadnie dopiero na drugą połowę lat 30. To czas, w którym sytuacja bezpieczeństwa na Bałtyku już dziś wymaga kompletnych, działających zdolności zwalczania okrętów podwodnych, nie zaś planów i obietnic na przyszłość. Z tego powodu środowisko morskie od lat powtarza jeden, prosty postulat: Polska powinna kupić okręty podwodne sprawdzone w służbie, nie konstrukcje, które istnieją głównie w dokumentacji i dopiero mają powstać.

    „Gap filler” bez realnego wypełnienia luki

    Minister wskazuje na jednostkę Gädden, która ma trafić do polskiej służby w 2027 roku jako okręt szkoleniowy. W przekazie rządowym przedstawia się ją jako rozwiązanie przejściowe, mające wypełnić lukę między podpisaniem umowy a dostawą nowych okrętów podwodnych. Nie zmienia to jednak zasadniczej kwestii: okręt szkoleniowy nie zastąpi pełnowartościowych zdolności bojowych marynarki wojennej.

    Nawet jeżeli Gädden wejdzie do linii w zapowiadanym terminie, docelowe jednostki bojowe pojawią się dopiero po wielu latach. W praktyce oznacza to, że polska Marynarka Wojenna przez znaczną część tej dekady oraz początek następnej pozostanie bez kompletnego, nowoczesnego komponentu podwodnego. Tymczasem to właśnie pilne zamknięcie tej luki było koronnym argumentem zwolenników zakupu okrętów, które już pływają w barwach innych flot.

    Słowa ministra, że „marynarze nie mogą czekać ani chwili dłużej”, pozostają w wyraźnym napięciu z przedstawionym przez niego harmonogramem. Zapowiedziany gap filler poprawi sytuację szkoleniową, nie rozwiąże jednak zasadniczego problemu braku pełnowartościowych zdolności bojowych pod wodą.

    Kwestia dostaw: rząd mówi o czasie, ale nie mówi o konkretach

    W wypowiedzi ministra wielokrotnie pojawia się zapewnienie, że czas dostawy był jednym z kluczowych kryteriów oceny ofert. Mimo tego w całym nagraniu nie pada ani jedna twarda data dotycząca budowy nowych okrętów podwodnych. Nie wiadomo, kiedy powstanie pierwsza jednostka ani w którym roku mogłaby zostać przekazana do służby w Marynarce Wojennej RP. Minister ogranicza się do stwierdzenia, że „minie kilka lat”, co nie daje żadnego punktu odniesienia ani dla opinii publicznej, ani dla środowiska morskiego.

    Brak jest również informacji o ryzykach związanych z procesem produkcji. W programach tej skali przesunięcia harmonogramu są zjawiskiem niemal pewnym, dlatego ich pominięcie w komunikacie budzi uzasadnione wątpliwości. Nie przedstawiono też porównania terminów oferowanych przez pozostałych uczestników postępowania. Trudno więc mówić o przewadze czasowej rozwiązania szwedzkiego, skoro nie podano żadnych danych pozwalających tę przewagę zweryfikować.

    W marynarce wojennej przewidywalność jest równie istotna jak parametry techniczne jednostki. Harmonogram dostaw decyduje o realnej zdolności operacyjnej floty, dlatego brak konkretnych terminów w tak fundamentalnym programie jak Orka pozostaje jednym z najbardziej problematycznych elementów ogłoszonej decyzji.

    Offset i inwestycje: deklaracje, nie umowy

    W wystąpieniu ministra pojawia się szeroka lista korzyści, jakie miałaby przynieść współpraca ze Szwecją. Mowa o potencjalnym zakupie okrętu ratowniczego budowanego w Polsce, o inwestycjach w krajowy przemysł okrętowy, o transferze technologii oraz o prowadzeniu serwisu i napraw w polskich stoczniach. Te zapowiedzi brzmią obiecująco, jednak na obecnym etapie mają one charakter wyłącznie deklaracyjny.

    Minister posługuje się sformułowaniami typu „deklarują”, „zobowiązują się”, „będą inwestować”. W języku programów zbrojeniowych takie zwroty nie mają mocy sprawczej. Realny offset i trwałe korzyści gospodarcze wynikają dopiero z precyzyjnie zapisanych umów, obejmujących harmonogramy, zakres prac, prawa własności intelektualnej oraz odpowiedzialność wykonawcy. W programach okrętowych stosuje się twarde mechanizmy rozliczeniowe, które pozwalają państwu egzekwować zobowiązania partnera. W ogłoszeniu rządu takich elementów jeszcze nie ma.

    Do czasu przedstawienia finalnych dokumentów nie sposób ocenić, czy zapowiedzi przełożą się na wymierne, policzalne korzyści dla polskiego przemysłu okrętowego. Dopiero umowa pokaże, czy te deklaracje mają wartość operacyjną, czy pozostaną jedynie elementem narracji towarzyszącej ogłoszeniu wyboru oferty.

    Dlaczego pominięto okręty, które są w służbie?

    Minister wskazuje, że swoje oferty przedstawiły m.in. Niemcy, Norwegia, Korea Południowa, Hiszpania, Francja oraz Włochy. Część z tych państw dysponuje okrętami, które są już używane przez ich marynarki wojenne, sprawdzone w eksploatacji gdzie posiadają rozbudowane zaplecze logistyczne oraz szkoleniowe. Proponowane jednostki mają znane koszty użytkowania, jasno określony cykl modernizacyjny i funkcjonują w strukturach państw NATO lub bliskich partnerów Sojuszu.

    Mimo to rząd zdecydował się na konstrukcję, która nie znajduje się jeszcze w służbie żadnej marynarki wojennej. W praktyce oznacza to wybór rozwiązania, które nie zostało dotąd sprawdzone w realnych warunkach eksploatacji, więc jego faktyczną wartość bojową będzie można ocenić dopiero po latach.

    W marynarce wojennej obowiązuje prosta zasada: okręt musi najpierw pływać i zostać sprawdzony w działaniach, dopiero potem można mówić o jego przewagach czy wiarygodności operacyjnej. W ogłoszonej decyzji zabrakło wyjaśnienia, dlaczego pominięto propozycje spełniające ten podstawowy warunek.

    Konkluzja: wybór politycznie efektowny, operacyjnie ryzykowny

    Minister Kosiniak-Kamysz przedstawia decyzję jako „historyczną” i „przełomową”, lecz jego własna wypowiedź ujawnia kluczowy problem: Polska wybrała ofertę, której podstawą jest konstrukcja niezweryfikowana w eksploatacji, z odległym terminem dostaw i offsetem opartym na deklaracjach.

    W praktyce oznacza to, że zamiast natychmiast odbudować zdolności podwodne Marynarki Wojennej RP, Polska wchodzi w kilkuletni okres oczekiwania – z nadzieją, że projekt, który dziś jest audycją polityczną, stanie się realną zdolnością operacyjną.

    Tymczasem doświadczeni marynarze od lat zwracają uwagę, że powinniśmy kupić okręt znajdujący się już w służbie. To jedyny realny sprawdzian wartości jednostki podwodnej.

    Autor: Mariusz Dasiewicz