Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Podczas tegorocznych ćwiczeń Aegir 25, prowadzonych na wodach między Andøya i Senja z udziałem marynarek Norwegii i Wielkiej Brytanii, zatopiono wycofaną ze służby fregatę KNM Trondheim typu Oslo.
W artykule
Operacja miała charakter w pełni kontrolowany i stanowiła finałowy etap wykorzystania fregaty w roli okrętu-celu. Choć podobne działania nie są niczym wyjątkowym w państwach NATO, sam przebieg akcji oraz jej skutki odbiły się w Norwegii szerokim echem.
Czytaj więcej: Rozbity jacht w Gdańsku. Poważne pytania o bezpieczeństwo naszego kraju
KNM Trondheim była wcześniej wykorzystywana do testów uzbrojenia. W 2013 roku fregata została trafiona pociskiem NSM. Tym razem przeznaczono ją do finalnej fazy prób. Norwegowie postanowili sprawdzić skuteczność połączonego uderzenia: najpierw prowadzono ostrzał z jednostek nawodnych. Następnie wykorzystano okręt podwodny typu 207 Uthaug, który wykonał strzelanie torpedowe. Trafienie w dolną część kadłuba doprowadziło do gwałtownego przełamania konstrukcji i szybkiego zatonięcia fregaty, co szczegółowo zarejestrowały nagrania z ćwiczeń.
Norwegowie zyskują w ten sposób materiał szkoleniowy o dużej wartości dla rozwoju swoich okrętów podwodnych oraz współdziałania z siłami nawodnymi. Od lat budują zdolności do działania w arktycznym środowisku morskim, które stawia przed okrętami wyjątkowe wymagania. Możliwość sprawdzenia realnej skuteczności torpedy przeciw jednostce wielkości i masy fregaty pozwala lepiej ocenić możliwości własnych systemów uzbrojenia. W państwach NATO tego typu strzelania traktuje się jako ważny element podtrzymywania wiedzy o efektach bojowych torped w warunkach zbliżonych do rzeczywistego użycia.
Czytaj też: Jak lotniskowiec Admirał Kuzniecow stał się kulą u nogi Rosji?
Operacja ta wywołała w Norwegii kontrowersje, zwłaszcza wśród lokalnych organizacji rybackich i ekologicznych. Ich przedstawiciele zwracają uwagę, że obszar ćwiczeń jest intensywnie wykorzystywany przez lokalne floty rybackie. Pozostawienie wraku na dnie, choć marynarka przedstawia to jako formę tworzenia sztucznej rafy, budzi obawy o długoterminowy wpływ na środowisko oraz bezpieczeństwo połowów. Krytycy takich działań podkreślają, że decyzja o miejscu zatopienia zapadła bez rzetelnych konsultacji z przedstawicielami sektora cywilnego oraz bez pełnego upublicznienia analiz wpływu na środowisko.

W listopadzie na wodach wokół Damoy Point doszło do rzadkiego wydarzenia. Dwa polarne statki wycieczkowe należące do armatora Quark Expeditions – World Explorer i Ultramarine – prowadzące sezonowe wyprawy turystyczne w rejon Antarktydy, przecięły swoje trasy u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego.
W artykule
Obie jednostki prowadzą wyprawy rozpoczynające się i kończące w Ushuaia. World Explorer – który po tym sezonie kończy służbę w barwach Quark Expeditions – realizował program „Antarctic Explorer”. Trasa obejmuje przejście przez Cieśninę Drake’a oraz żeglugę w rejonie Lemaire Channel, wyspy Anvers, Archipelagu Szetlandów Południowych i na wodach wzdłuż Półwyspu Antarktycznego. To jeden z klasycznych kierunków urystyki polarnej, który za każdym razem wymusza dostosowanie rejsu do surowych warunków pogodowych.
Na podobnym kursie operował Ultramarine, który w listopadzie prowadził dłuższą, 18-dniową wyprawę „Snow Hill to the Peninsula”. Jej wyróżnikiem jest wejście na akwen Morza Weddella oraz odwiedzenie Snow Hill Island – miejsca znanego z jednej z największych kolonii pingwinów cesarskich. Dla wielu pasażerów to punkt kulminacyjny całej podróży.
Wybrzeża w zachodniej części Półwyspu Antarktycznego należą do najbardziej obleganych przez wycieczkowce polarne, mimo że to jeden z regionów o najbardziej kapryśnych warunkach. Właśnie dlatego spotkanie dwóch statków tej samej linii w jednym punkcie wcale nie jest regułą. Zmienia się wiatr, zmienia się lód, zmienia się plan dnia – i każde takie przecięcie kursów nosi w sobie pewien element przypadkowości, znany dobrze wszystkim, którzy choć raz żeglowali w rejonach polarnych.
Wpisy Quark Expeditions w mediach społecznościowych, szczególnie na platformie X, dobrze pokazują, czym stała się współczesna turystyka polarna. Nie jest to surowa, pionierska wyprawa badawcza, lecz starannie zaplanowany rejs, w którym każdy dzień ma swój program i zestaw atrakcji. Pasażerowie mogą liczyć na lądowania śmigłowcem startującym z pokładu Ultramarine na lodowcu, spływy kajakowe między drobnymi krami lodowymi, trekkingi po zlodzonych grzbietach oraz możliwość nocowania w śpiworze na śniegu pod gołym niebem. Do tego dochodzą bliskie spotkania z pingwinami i szeroko promowane sesje fotograficzne w miejscach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu oglądali wyłącznie polarnicy, badacze oraz załogi statków rządowych.
Całość jest opakowana w narrację „odkrywania nieznanego”, choć w praktyce mamy do czynienia z komercyjnym doświadczeniem premium, realizowanym pod stałą opieką przewodników i załóg odpowiedzialnych za bezpieczeństwo uczestników. To turystyka ekstremalna, pozbawiona jednak dawnego elementu nieprzewidywalności, który kiedyś stanowił fundament polarnej eksploracji. Współczesny podróżnik dostaje namiastkę wyprawy – spektakularną, emocjonującą, wygodną – a jednocześnie w pełni kontrolowaną, prowadzoną w tempie i zakresie wyznaczanym przez Quark Expeditions.
Quark Expeditions utrzymuje obecność w Antarktyce do połowy marca. W tym sezonie, obok World Explorer i Ultramarine, operuje także polarny statek wycieczkowy Ocean Explorer, mogący zabrać na pokład około 140 pasażerów. Jednostka weszła do floty Quarka w 2024 roku i realizuje swój drugi sezon na południu.
W drugiej połowie 2026 roku do floty Quark Expeditions dołączy World Voyager, który przejmie rolę kończącego pracę World Explorer. Nowy statek, pływający obecnie dla Atlas Ocean Voyages, będzie czarterowany przez Quarka na czas kolejnych sezonów antarktycznych. Sam World Explorer, sprzedany w 2024 roku Windstar Cruises, po przebudowie trafi do segmentu rejsów luksusowych. To kolejny dowód na to, jak szybko zmienia się rynek wycieczkowców polarnych i jak intensywnie armatorzy odświeżają swoje oferty.
Spotkanie dwóch statków Quarka to niewielki epizod, lecz dobrze pokazuje, jak zmienia się turystyka polarna. Armatorzy wprowadzają nowe jednostki nie tylko po to, by bezpiecznie prowadzić rejsy wśród lodu, lecz także po to, by zaoferować pasażerom coraz bardziej zróżnicowane przeżycia – od krótkich wypadów na ląd po aktywności, które jeszcze niedawno pozostawały domeną polarników. Dzisiejszy wycieczkowiec polarny ma zapewnić komfort, kontakt z dziką naturą oraz możliwość zobaczenia Antarktydy z bliska, w sposób możliwie intensywny, a jednocześnie kontrolowany.
Obecny HNoMS Uthaug z pewnością nie jest okrętem typu 207… 😉