Skończmy z mówieniem o „trójpolówce” w MW 

Czytając komentarze do „Debaty o roli Marynarki Wojennej – teoria a praktyka”, w której uczestniczyłem, doszedłem do wniosku, że najgroźniejszym i najgłupszym mitem o MW jest mityczna „trójpolówka”: „jeden okręt w remoncie, jeden w linii i jeden w szkoleniu”, która tak jak jest popularna tak jest z gruntu fałszywa.

Ta opowieść o siłach okrętowych floty, jest powtarzana nie tylko przez cywilów, hobbystów, ale również przez „znawców” i ekspertów. Niestety często przez żołnierzy a czasem nawet przez tych noszących marynarskie mundury. Przyjęcie tej tezy powoduje ze łatwo jest „podliczając” koszty funkcjonowania floty, uznać siły morskie za najdroższy rodzaj sił zbrojnych.

Wszak okręty są drogie a jeszcze na dodatek tylko 1/3 z nich wykonuje zadania operacyjne. Idąc tą drogą można śmiało dojść do wniosku, że Polski, kraju wprawdzie aspirującego do grupy 20 najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw świata, kraju który właśnie „gospodarczo obraca się w kierunku morza” i wreszcie kraju mającego aspiracje być istotnym partnerem w NATO i UE, na marynarkę nie stać.

Wszak najlepsi z ekspertów mówią że pojedynczy okręt, nawet najlepiej uzbrojony, jest skazany na zniszczenie w konfrontacji z wszechmocnym lotnictwem i rakietami kierowanymi. I prawdą jest, że dopiero zespół okrętów bojowych, np. 3 fregat ma zdolności do przetrwania tzw. „ataku saturacyjnego”.  Skoro tak to zgodnie z zasadą „trójpolówki”, aby flota była efektywna musi posiadać co najmniej 6 a najlepiej 9 i więcej silnie uzbrojonych okrętów bojowych (np. fregat Miecznik).

Tymczasem ta wspomniana w tytule zasada „trójpolówki” dotyczy czasu pokoju a nie czasu wojny. A różnica ta jest niezwykle istotna, gdyż wojna zwykle nie wybucha znienacka. O ile społeczeństwo kraju nią zagrożonego może być zaskoczone zagrożeniem wojennym, choć zwykle proces narastania tego zagrożenia trwa miesiącami albo i nie latami, to służby specjalne państwa zagrożonego (agencje wywiadu wojskowego, cywilnego itp.), oraz siły zbrojne (piony rozpoznania) są w stanie wykryć i zidentyfikować symptomy zaistnienia konfliktu na tyle wcześnie aby się do tej wojny przygotować. To przygotowanie musi nastąpić w czasie pomiędzy pokojem a wojną zwane czasem narastania sytuacji kryzysowej a potocznie kryzysem.

W czasie kryzysu, następuje przyspieszenie i skrócenie remontów, intensyfikacja procesów szkolenia i zgrywania personelu, uzupełnianie zapasów i wiele, wiele innych czynności podwyższających poziom gotowości państwa do obrony. W przypadku marynarki wojennej, a zwłaszcza pływających jednostek bojowych oznacza to, że z pokojowej „trójpolówki”, ten rodzaj sił zbrojnych przechodzi w tryb „wszystkie ręce na pokład”.  

W skrócie oznacza to że w trakcie narastania zagrożenia, szkolące się jednostki osiągają status operacyjnych a remontowane kończą swoje remonty w trybie przyspieszonym (dzięki mobilizacji własnych zdolności przemysłowych, co jest jednym z najważniejszych argumentów za posiadaniem własnych stoczni, prywatnych lub państwowych, do tego zdolnych).

Wracając na chwilę do historii, warto w tym miejscu zauważyć, że 1 IX 1939 roku, PMW miała w gotowości do użycia 5 z 5 posiadanych okrętów podwodnych i 4 z 4 posiadanych niszczycieli. Co więcej operacyjne były wszystkie jednostki wsparcia bojowego – stawiacz min, trałowce, okręty artyleryjskie – jak i jednostki pomocnicze. Gotowe do wojny były jednostki lotnicze i nadbrzeżne. Jeżeli istniejąca zaledwie 20 lat II RP była do tego zdolna to zdolni powinniśmy być i my obecnie.

Wracając do współczesności warto dodać, że ta pozorna bezużyteczność znacznej ilości sprzętu wojskowego, występuje w każdym RSZ. Na co dzień, w czasie pokoju, nie wszystkie bataliony, dywizjony i eskadry posiadają status gotowych operacyjnie. I nikt nie zagłębia się w to tak namiętnie jak w marynarskie „jeden okręt w remoncie, jeden w linii i jeden w szkoleniu”.

Być może wynika to z faktu, że my sami, marynarze popełniamy grzech zaniedbania nie tłumacząc pytającym „Dlaczego 3 fregaty/niszczyciele min/okręty podwodne?” odpowiadamy tym wprowadzającym w błąd sloganem. bo czasami tak jest łatwiej, a pytający i tak zapewne nie zrozumie bardziej sensownych wyjaśnień. Tymczasem nie potrzeba tu wielkich wyjaśnień, bo praktyka i historia walk, oraz ćwiczeń, wskazuje, że np.: 

  • kupowanie okrętów seriami jest tańsze i upraszcza szkolenie; 
  • lepiej mieć jednorodny zespół okrętów wielozadaniowych niż po jednym z każdej specjalizacji; 
  • Polska nie ma środków na budowanie okrętów szóstkami czy tuzinami (choć kiedyś miała), dlatego realna ocena naszych możliwości finansowych i potrzeb operacyjnych, wskazuje, że pozyskanie po trzech okrętów, dwóch głównych klas jest tym minimum, na które nas powinno być stać;
  • seryjna budowa to również standaryzacja procesów obsługi remontu;
  • 3 okręty podwodne są zdolne do ustawienia – na Bałtyku – skutecznej zasłony oddzielającej nas od przeciwnika, 
  • 3 niszczyciele min zastępują 9 trałowców, a żeby zabezpieczyć działania sił morskich w naszym obszarze potrzebujemy ich co najmniej 6, do tego wspartych 6-ma zmodernizowanymi trałowcami;

A na końcu, że ile byśmy tych okrętów nie kupili to i tak na czas „W” wszystkie powinny być gotowe do wojny.

Dlatego też, moim zdaniem, należy wszystkim i wszędzie tłumaczyć nieprawdziwość „trójpolówki” tak aby prawda o tym jak wykorzystamy okręty marynarki w czasie wojny, w końcu dotarła do wszystkich „znawców tematu”. Tak długo bowiem jak ten mit trwa, tak długo MW będzie uznawana za „białego słonia”. Proszę zatem o zwalczanie tej szkodliwej „półprawdy” gdzie i kiedy tylko można.

Autor: Tomasz Witkiewicz

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Na Oksywiu program Miecznik idzie jak „Burza”

    Na Oksywiu program Miecznik idzie jak „Burza”

    W PGZ Stoczni Wojennej odbyła się dziś uroczystość położenia stępki pod drugą fregatę programu Miecznik – przyszłą ORP Burzę. Zakończenie etapu montażu stępki bazowej oznacza formalne rozpoczęcie budowy całego kadłuba okrętu. 

    W ceremonii uczestniczyli m.in. sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej Paweł Bejda, podsekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych Konrad Gołota oraz przedstawiciele Inspektoratu Uzbrojenia, Dowództwa Marynarki Wojennej RP i partnerów programu. Tradycyjne wspawanie okolicznościowego medalu w konstrukcję stępki symbolicznie otworzyło zasadniczą fazę budowy kadłuba drugiej fregaty.

    Program Miecznik jako sprawdzian możliwości polskiego przemysłu okrętowego

    Położenie stępki pod Burzę potwierdza, że PGZ Stocznia Wojenna konsekwentnie i zgodnie z harmonogramem realizuje kolejne etapy programu Miecznik. Pierwsza fregata – Wicher – znajduje się już w zaawansowanej fazie montażu kadłuba, natomiast rozpoczęcie budowy drugiej jednostki pokazuje, że stocznia jest gotowa do równoległej realizacji zadań o najwyższym stopniu złożoności.

    Marcin Ryngwelski, prezes zarządu PGZ Stocznia Wojenna

    Stępka pod Burzę już na swoim miejscu / Portal Stoczniowy
    Fot. PGZ Stocznia Wojenna

    Program  Miecznik jest największym wyzwaniem w historii współczesnego polskiego przemysłu okrętowego oraz potwierdzeniem zdolności krajowych zakładów stoczniowych do realizacji przedsięwzięć o strategicznym znaczeniu dla bezpieczeństwa naszego państwa. Każdy kolejny etap jego realizacji przybliża moment przekazania Marynarce Wojennej RP nowoczesnych wielozadaniowych fregat.

    Miecznik – trzy nowe fregaty dla polskiej floty

    Program Miecznik obejmuje budowę trzech fregat wielozadaniowych: WicherBurza i Huragan. Jednostki te w perspektywie najbliższych lat przejmą zadania realizowane obecnie przez fregaty ORP Gen. K. Pułaski oraz ORP Gen. T. Kościuszko, zapewniając Marynarce Wojennej RP nowoczesne platformy zdolne do prowadzenia działań w środowisku wielodomenowym.

    Stępka pod Burzę już na swoim miejscu / Portal Stoczniowy
    Fot. PGZ Stocznia Wojenna

    Po zakończeniu uroczystości zaproszeni goście odwiedzili Halę Kadłubową PGZ Stoczni Wojennej, gdzie prowadzone są intensywne prace przy budowie pierwszej fregaty programu Miecznik – przyszłego ORP Wichra.

    Na Oksywiu program Miecznik idzie jak „Burza” / Portal Stoczniowy
    Fot. PGZ Stocznia Wojenna

    Podstawowe parametry fregat Miecznik

    Wielozadaniowe fregaty Miecznik to jednostki, które po zakończeniu budowy osiągną długość całkowitą około 138 metrów oraz maksymalną szerokość sięgającą 20 metrów. Wyporność maksymalna, liczona wraz z pełnym wyposażeniem i poszyciem, wyniesie około 7 tysięcy ton. Okręty zaprojektowano z myślą o prowadzeniu długotrwałych działań na morzu – ich autonomiczność szacowana jest na około 8 tysięcy mil morskich, przy prędkości maksymalnej dochodzącej do 28 węzłów.

    Napęd dla przyszłych Mieczników zapewnią cztery wysokoprężne silniki tłokowe pracujące w układzie CODAD, co gwarantuje właściwą manewrowość oraz efektywność eksploatacyjną jednostek. Stała załoga fregaty liczyć będzie około 120 marynarzy, z możliwością przyjęcia dodatkowo blisko 60 osób personelu, w zależności od charakteru realizowanych zadań.

    Źródło: PGZ Stocznia Wojenna