Ustawa o offshore jest pilnie potrzebna inwestorom, którzy planują gigantyczne inwestycje w elektrownie wiatrowe na morzu. Farmy powstaną poza terytorium Polski, za to w naszej wyłącznej strefie ekonomicznej. Do zainwestowania w najbliższej dekadzie jest ponad 80 mld zł. Ale zanim to się stanie firmy muszą przejść swoistą „ścieżkę zdrowia” przy zdobywaniu niezbędnych pozwoleń.
Fot. portalstoczniowy.pl
W teorii postawienie farmy na morzu powinno zająć ok. 8 lat. Według zapowiedzi, pierwsze megawatogodziny z bałtyckich siłowni mogą popłynąć w 2025-2026 r. A w praktyce?
Trzy lata na badania i pozwolenie środowiskowe
Przez lata firmy nie miały zapewnienia, że ten rodzaj energetyki będzie rozwijany i uwzględniany w aukcjach wsparcia odnawialnych źródeł energii. Pozwolenie na wznoszenie sztucznych wysp, konstrukcji i urządzeń w polskich obszarach morskich (PSZW) czyli w skrócie pozwolenia lokalizacyjne wydano już w 2012 roku. Inwestorzy opłacili 9 z nich. Minęło 7 lat i część projektów powinna już być zaawansowana. Tak nie jest.
Pozwolenia środowiskowe zdobyły zaledwie dwie elektrownie wiatrowe Polenergii: Bałtyk III w 2016 roku i niespełna rok później Bałtyk II. Odrębne pozwolenie potrzebne jest dla infrastruktury przyłączeniowej. W marcu taką decyzję środowiskową uzyskała Bałtyk III.
O krok od decyzji środowiskowej dla swojego projektu Baltica o mocy 1045,5 MW jest PGE. Wykonawcę badań środowiskowych dla projektu PGE Energia Odnawialna wybrała trzy lata temu. Kontrakt o niebagatelnej wartości ponad 40 mln zł dotyczy przeprowadzenia badań środowiskowych, sporządzenia raportu oddziaływania na środowisko oraz uzyskania decyzji środowiskowej dla budowy farmy wraz z morską i lądową infrastrukturą przyłączeniową. Wniosek decyzję złożono w grudniu 2017 roku. Spółka nadal jej nie ma.
„Ani łatwe, ani tanie”
Niedawno aktywnie włączył się w projekt rozwijania offshore PKN Orlen. Na początku roku jego spółka Baltic Power rozpoczęła badania środowiskowe oraz pomiary warunków wietrzności na obszarze posiadanej koncesji. Orlen może zbudować na morzu elektrownie wiatrowe o mocy 1,2 tys. MW. Zawarta umowa z konsorcjum firm: Mewo oraz Instytutem Morskim w Gdańsku ( to konsorcjum wybrała też PGE) ma na celu uzyskanie decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach oraz określenie produktywności morskiej farmy. Jak jednak opowiadał podczas Ogólnopolskiego Szczytu Energetycznego w Gdańsku Jarosław Dybowski, dyrektor wykonawczy ds. energetyki, projekt nie jest ani łatwy, ani tani, ponieważ wszystkie prace środowiskowe na morzu są bardzo drogie i skomplikowane (wynajęcie statków, prace związane z odwiertami itp.).
Urzędnicy, którzy wydają pozwolenia, również są zagubieni i nieraz obawiają się opiniować dokumenty. Nie mają żadnego wzorca, do którego mogą je porównać. W efekcie cały proces jest długi i kosztowny. Dybowski poinformował, że Orlen robi teraz przetarg na wykonanie morskich prac geologicznych, ale ponieważ nie ma precedensu, ani wydeptanej ścieżki prawnej i administracyjnej, to wszystko się wydłuża.
Czy budowę elektrowni wiatrowych na morzu można przyspieszyć? Kto zapłaci i kto będzie kontrolował przyłącza? Z jaki kosztami trzeba się liczyć? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl
Podpis: Magdalena Skłodowska, WysokieNapięcie.pl.