Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Izraelskie okręty wojenne uderzają w elektrownię Haziz

Wczesnym rankiem okręty Marynarki Wojennej Izraela (Ḥeil HaYam HaYisraeli) przeprowadziły precyzyjny uderzenie na elektrownię Haziz, położoną na południe od Sany. Według izraelskiego resortu obrony obiekt ten jest kontrolowany przez Huti.

Cel uderzenia – elektrownia Haziz

Izraelczycy nie kryją, że chcą ograniczyć możliwości bojowe Huti. Haziz znalazł się na liście celów jako obiekt o istotnym znaczeniu dla funkcjonowania ich zaplecza wojskowego. Eksplozje na przedmieściach Sany spowodowały chwilowe przerwy w dostawie prądu, a pożar został szybko opanowany.

Huti nazwali izraelskie działania „zbrojną agresją”, podkreślając, że uderzenie nastąpiło głęboko na kontrolowanym przez nich terytorium. Brak jest informacji o ofiarach cywilnych, co sugeruje użycie precyzyjnych środków rażenia.

Flota izraelska na pierwszej linii

To już kolejne uderzenie izraelskiej marynarki wojennej w Jemen. W czerwcu ostrzelano port w Al-Hudajdzie, natomiast w lipcu obiekty w rejonie Ras Isa i Salif. Teraz przyszedł czas na obiekt energetyczny pod Saną. Widać wyraźnie, że Tel Awiw coraz chętniej korzysta z potencjału swojej floty wojennej, zdolnej prowadzić ogień z Morza Czerwonego i Zatoki Adeńskiej.

Czytaj więcej: Iran atakuje amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie

Okręty dają izraelskiemu dowództwu przewagę mobilności i są elementem zaskoczenia – mogą pojawić się na dogodnych wodach i uderzyć bez konieczności angażowania lotnictwa na dalekich dystansach. Dla Huti, koncentrujących dotąd wysiłki na obronie portów i lotnisk, pojawienie się izraelskiej floty na tym kierunku oznacza poważne wyzwanie.

Eskalacja Izraela i odpowiedź Jemenu

Kilka godzin po ataku systemy obrony powietrznej Izraela przechwyciły pocisk wystrzelony z terytorium Jemenu. To dowód, że każda operacja przeciwko Huti rodzi niemal natychmiastowy odwet. Choć większość rakiet i dronów spada w drodze do celu, izraelska ludność wciąż żyje w cieniu alarmów i zagrożenia.

Czytaj też: Huti grożą Hajfie: nowy front morskiego zastraszania

Jednocześnie coraz wyraźniej widać, że konflikt na linii Tel Awiw–Sana wykracza poza lokalną wymianę ciosów. Kampania Huti obejmuje także żeglugę w rejonie Morza Czerwonego, co odbija się na globalnym handlu. Morskie uderzenia Izraela to więc nie tylko element walki z zagrożeniem bezpośrednim, lecz także sygnał wysłany do wspólnoty międzynarodowej: państwo żydowskie zamierza odpowiadać zdecydowanie.

Wnioski dla prowadzenia działań na morzu

Brakuje informacji o tym, jakie jednostki wzięły udział w operacji. Można jednak przypuszczać, że – zgodnie z dotychczasową praktyką Marynarki Wojennej Izraela – mogły to być korwety rakietowe typu Sa’ar 6. „The Times of Israel” potwierdza jedynie udział izraelskiej floty, nie podając przy tym ani typu, ani nazw okrętów. W realiach trwającej kampanii taka powściągliwość jest zrozumiała – ujawnienie szczegółów mogłoby ograniczyć swobodę przyszłych działań i pozbawić Izrael elementu zaskoczenia, który od lat stanowi fundament jego strategii wobec zagrożeń płynących z Jemenu.

Dzisiejszy atak pokazuje, że okręty wojenne nie są już jedynie narzędziem ochrony szlaków żeglugowych. Mogą odgrywać również rolę środka nacisku o charakterze bojowym – uderzając głęboko w terytorium przeciwnika i paraliżując jego zaplecze – w tym przypadku energetyczne i logistyczne. To lekcja nie tylko dla państw Bliskiego Wschodu. W NATO od dawna mówi się, że marynarka powinna łączyć klasyczne zadania eskortowe z możliwością rażenia celów lądowych. Izrael właśnie dał temu przykład.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Spotkanie dwóch wycieczkowców polarnych u wybrzeży Antarktydy

    Spotkanie dwóch wycieczkowców polarnych u wybrzeży Antarktydy

    W listopadzie na wodach wokół Damoy Point doszło do rzadkiego wydarzenia. Dwa polarne statki wycieczkowe należące do armatora Quark Expeditions – World Explorer i Ultramarine – prowadzące sezonowe wyprawy turystyczne w rejon Antarktydy, przecięły swoje trasy u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego.

    Wycieczkowce polarne Quark Expeditions na trasie z Ushuaia

    Obie jednostki prowadzą wyprawy rozpoczynające się i kończące w Ushuaia. World Explorer – który po tym sezonie kończy służbę w barwach Quark Expeditions – realizował program „Antarctic Explorer”. Trasa obejmuje przejście przez Cieśninę Drake’a oraz żeglugę w rejonie Lemaire Channel, wyspy Anvers, Archipelagu Szetlandów Południowych i na wodach wzdłuż Półwyspu Antarktycznego. To jeden z klasycznych kierunków urystyki polarnej, który za każdym razem wymusza dostosowanie rejsu do surowych warunków pogodowych.

    Na podobnym kursie operował Ultramarine, który w listopadzie prowadził dłuższą, 18-dniową wyprawę „Snow Hill to the Peninsula”. Jej wyróżnikiem jest wejście na akwen Morza Weddella oraz odwiedzenie Snow Hill Island – miejsca znanego z jednej z największych kolonii pingwinów cesarskich. Dla wielu pasażerów to punkt kulminacyjny całej podróży.

    Damoy Point – miejsce, gdzie rzadko przecinają się trasy

    Wybrzeża w zachodniej części Półwyspu Antarktycznego należą do najbardziej obleganych przez wycieczkowce polarne, mimo że to jeden z regionów o najbardziej kapryśnych warunkach. Właśnie dlatego spotkanie dwóch statków tej samej linii w jednym punkcie wcale nie jest regułą. Zmienia się wiatr, zmienia się lód, zmienia się plan dnia – i każde takie przecięcie kursów nosi w sobie pewien element przypadkowości, znany dobrze wszystkim, którzy choć raz żeglowali w rejonach polarnych.

    Atrakcje Quark Expeditions podczas rejsów

    Wpisy Quark Expeditions w mediach społecznościowych, szczególnie na platformie X, dobrze pokazują, czym stała się współczesna turystyka polarna. Nie jest to surowa, pionierska wyprawa badawcza, lecz starannie zaplanowany rejs, w którym każdy dzień ma swój program i zestaw atrakcji. Pasażerowie mogą liczyć na lądowania śmigłowcem startującym z pokładu Ultramarine na lodowcu, spływy kajakowe między drobnymi krami lodowymi, trekkingi po zlodzonych grzbietach oraz możliwość nocowania w śpiworze na śniegu pod gołym niebem. Do tego dochodzą bliskie spotkania z pingwinami i szeroko promowane sesje fotograficzne w miejscach, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu oglądali wyłącznie polarnicy, badacze oraz załogi statków rządowych.

    Całość jest opakowana w narrację „odkrywania nieznanego”, choć w praktyce mamy do czynienia z komercyjnym doświadczeniem premium, realizowanym pod stałą opieką przewodników i załóg odpowiedzialnych za bezpieczeństwo uczestników. To turystyka ekstremalna, pozbawiona jednak dawnego elementu nieprzewidywalności, który kiedyś stanowił fundament polarnej eksploracji. Współczesny podróżnik dostaje namiastkę wyprawy – spektakularną, emocjonującą, wygodną – a jednocześnie w pełni kontrolowaną, prowadzoną w tempie i zakresie wyznaczanym przez Quark Expeditions.

    Zmiany we flocie Quark Expeditions

    Quark Expeditions utrzymuje obecność w Antarktyce do połowy marca. W tym sezonie, obok World Explorer i Ultramarine, operuje także polarny statek wycieczkowy Ocean Explorer, mogący zabrać na pokład około 140 pasażerów. Jednostka weszła do floty Quarka w 2024 roku i realizuje swój drugi sezon na południu.

    W drugiej połowie 2026 roku do floty Quark Expeditions dołączy World Voyager, który przejmie rolę kończącego pracę World Explorer. Nowy statek, pływający obecnie dla Atlas Ocean Voyages, będzie czarterowany przez Quarka na czas kolejnych sezonów antarktycznych. Sam World Explorer, sprzedany w 2024 roku Windstar Cruises, po przebudowie trafi do segmentu rejsów luksusowych. To kolejny dowód na to, jak szybko zmienia się rynek wycieczkowców polarnych i jak intensywnie armatorzy odświeżają swoje oferty.

    Rosnąca popularność wypraw polarnych

    Spotkanie dwóch statków Quarka to niewielki epizod, lecz dobrze pokazuje, jak zmienia się turystyka polarna. Armatorzy wprowadzają nowe jednostki nie tylko po to, by bezpiecznie prowadzić rejsy wśród lodu, lecz także po to, by zaoferować pasażerom coraz bardziej zróżnicowane przeżycia – od krótkich wypadów na ląd po aktywności, które jeszcze niedawno pozostawały domeną polarników. Dzisiejszy wycieczkowiec polarny ma zapewnić komfort, kontakt z dziką naturą oraz możliwość zobaczenia Antarktydy z bliska, w sposób możliwie intensywny, a jednocześnie kontrolowany.