MARKOS wprowadza na rynek holenderski innowacyjny model łodzi elektrycznej

Firma MARKOS wprowadza na holenderski rynek innowacyjny model łodzi eMK625, który przeszedł pomyślnie próby morskie w porcie w Ustce.
Dzięki zastosowaniu silnika elektrycznego o mocy 5 kW, łódź oferuje nie tylko wygodną i komfortową podróż, ale także jest przyjazna dla środowiska. Pierwsze egzemplarze będą dostępne już w maju, co stanowi kolejny krok firmy z Głobina w kierunku budowania swojej marki na międzynarodowych rynkach.
Model eMK625 to nowa, elektryczna wersja popularnego modelu łodzi MK625 produkowanego przez MARKOS. Od samego początku cieszył się on dużym zainteresowaniem na holenderskim rynku. W czwartek, 20 kwietnia, odbyły się próby nowego modelu łodzi z napędem elektrycznym w porcie w Ustce, co stanowiło ostatni etap wprowadzania jednostki na rynek.
Mając na uwadze wymagania kraju docelowego, konstruktorzy z MARKOS zwrócili szczególną uwagę na ergonomię i komfort podróży. Turystyka wodna jest bardzo popularna wśród Holendrów, dlatego firma przygotowała swój produkt po dokładnej analizie rynku oraz obserwacji najnowszych trendów.
Firma MARKOS ciągle poszukuje nowych możliwości rozwoju i oferowania produktów najwyższej jakości, aby utrzymać swoją pozycję na rynku oraz zdobyć uznanie wśród klientów. MARKOS ma bogate doświadczenie na holenderskim rynku, gdzie produkuje łodzie turystyczne od 15 lat. W październiku 2021 roku sprzedała rekordową liczbę 40 łodzi.
Firma nieustannie poszukuje nowych możliwości rozwoju i oferowania wysokiej jakości produktów, aby utrzymać swoją pozycję na rynku i zyskać uznawanie wśród klientów. MARKOS ma bogate doświadczenie na rynku niderlandzkim, gdzie produkuje łodzie turystyczne od 15 lat. W październiku 2021 roku sprzedano tam rekordową liczbę – 40 łodzi.
Cezary Koseski, prezes MARKOS
MARKOS specjalizuje się w produkcji łodzi z kompozytów wzmocnionych włóknem szklanym, wykorzystując swoje ponad 30-letnie doświadczenie w projektowaniu, konstrukcji i wykonaniu. Dzięki nowej innowacyjnej łodzi eMK625, firma stawia kolejny krok w stronę jeszcze większego sukcesu na zagranicznych rynkach, oferując połączenie elegancji, komfortu i ekologii.
Źródło: MARKOS

-
Rosyjski atak na turecki statek w Czarnomorsku

12 grudnia podczas rosyjskiego ataku w obwodzie odeskim doszło do pożaru na jednostce Cenk T w porcie Czarnomorskim. Operator podał, że statek przewoził żywność, nie było informacji o ofiarach. Turcja oficjalnie wezwała do wstrzymania działań zagrażających bezpieczeństwu żeglugi na Morzu Czarnym.
W artykule
Co wiadomo o uderzeniu
W Czarnomorsku doszło do pożaru na tureckiej jednostce handlowej Cenk T. W komunikatach i depeszach przewija się jeden szczegół, który zmienia optykę: ładunek stanowiła żywność. Żadnych opowieści o „strategicznych komponentach”, żadnej wygodnej zasłony dymnej. Twardy fakt brzmi banalnie, więc jest dla propagandy wyjątkowo niewygodny. To kolejny przykład, jak bezpieczeństwo żeglugi na Morzu Czarnym staje się elementem presji politycznej i gospodarczej.
Turcja odniosła się do incydentu, wskazując na zagrożenie dla bezpieczeństwa morskiego oraz swobody żeglugi. To nie jest dyplomatyczne „zaniepokojenie” wrzucone na autopilota. To sygnał państwa, którego armatorzy operują na trasach prowadzących do ukraińskich portów, więc ryzyko nie jest akademickie.
Morze Czarne jako narzędzie presji
W sieci temat sprzedaje się jako dowcip o wojnie z „tureckimi pomidorami”. Tyle że za tym żartem kryje się bardzo czytelny przekaz. Uderzenie w statek z żywnością działa jak ostrzeżenie dla armatorów i ubezpieczycieli: bandera nie daje gwarancji, a wejście do ukraińskiego portu ma koszt polityczny i finansowy, który każdy musi skalkulować sam.
To właśnie jest gra Moskwy. Nie potrzeba formalnej blokady, nie trzeba ogłaszać „zamknięcia morza”. Wystarczy dosypać niepewności. Kilka takich zdarzeń, kilka nagrań, kilka komunikatów o pożarze i nagle część rynku zaczyna omijać region, bo rachunek ryzyka przestaje się spinać.
Dzień później Ukraina informowała też o uderzeniu rosyjskiego drona w turecki statek VIVA z ładunkiem oleju słonecznikowego który płynął do Egiptu. Ten wątek dokłada do obrazu kolejną warstwę napięcia, bo sugeruje, że ryzyko nie kończy się na nabrzeżu.
Wniosek jest nieprzyjemnie prosty. Morze Czarne coraz częściej przestaje być przestrzenią handlu, zaczyna być przestrzenią wymuszania. Gdy celem staje się statek z żywnością, opowieść o „precyzyjnej wojnie” zostaje już tylko w papierowych komunikatach.
Aktualizacja: Turcja wskazuje na zagrożenia dla bezpieczeństwa żeglugi na Morzu Czarnym po ataku na statek handlowy w Czarnomorsku.









