Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Minister Kwieciński w DCT Gdańsk: polska chce mieć silną pozycję w tej gałęzi transportu

Największy terminal kontenerowy na Bałtyku znajduje się w Trójmieście. To DCT Gdańsk, który od początku swojego istnienia, czyli od 2007 r., przeładował już 9 mln TEU, tj. kontenerów o długości 20 stóp.

„Osiągnięcie takiego wyniku w ciągu dziesięciu lat działalności operacyjnej jest świadectwem bezustannego, dynamicznego rozwoju terminalu”, DCT Gdańsk SA zaznaczyła w komunikacie.

– Terminal DCT, który dziś widzimy, jest produktem ciągłych inwestycji rok po roku, po to, aby stworzyć prawdziwą bramę na świat dla Polski. Inwestycje zagraniczne, takie jak te, wymagają stabilnych i przejrzystych ram prawnych w perspektywie długofalowej. Chciałbym podziękować pracownikom DCT Gdańsk za ich ciężką pracę, a także naszym klientom za wsparcie w rozwijaniu DCT jako huba światowego handlu – powiedział prezes zarządu DCT Gdańsk Cameron Thorpe.

Szefowie spółki podkreślili, że dalszy rozwój terminalu DCT Gdańsk ma kluczowe znaczenie nie tylko dla regionu, ale także dla rozwoju gospodarczego Polski oraz krajowych firm, które coraz aktywniej wychodzą z produktami i usługami na rynki zagraniczne.

Wiceprezes DCT Gdańsk Adam Żołnowski powiedział, że dzięki terminalowi Polska może konkurować z największymi portami w Europie, co przynosi także korzyści budżetowi państwa. Wiceszef terminalowej spółki podkreślił, że w 2017 r. DCT przeładował 1,6 mln TEU, co dało mu 16 pozycję wśród terminali w Europie. Dynamika wzrostu przeładunków w pierwszym kwartale br. przekroczyła 40 proc. Według Żołnowskiego dynamika ta może się utrzymać.

– Będzie to miało wpływ na wzrost wpływów z ceł, VAT oraz akcyzy do budżetu państwa. Dodam, że w pierwszym kwartale 2018 roku było to już 2,1 miliarda złotych – powiedział wiceszef DCT Gdańsk.

W uroczystym przeładunku 9-milionowego kontenera wziął udział minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński.

– Rząd chce odbudować silną pozycję portów polskich na Bałtyku – powiedział minister Jerzy Kwieciński i podkreślił, że mają się do tego przyczynić inwestycje w infrastrukturę portową i dostępową. Będą one realizowane na lądzie oraz na morzu, podkreślił Kwieciński.

Szef resortu inwestycji i rozwoju powiedział też, że gospodarka morska jest bardzo ważna dla polskiego systemu gospodarczego, zaś transport morski określił „kluczowym środkiem transportu na świecie”. Kwieciński przypomniał, że 80 proc. towarów na świecie jest przewożonych drogą morską.

– Polska chce mieć silną pozycję w tej gałęzi transportu i chcemy wykorzystać potencjał, które jest w portach w Gdańsku, Gdyni i Szczecinie-Świnoujściu – powiedział minister. – To są te porty, które mogą odgrywać znaczenie w transporcie morskim – dodał.

Wiceprezes DCT Gdańsk podczas uroczystości powiedział, że rozwój terminalu nie byłby możliwy bez wsparcia rządu. Zaznaczył, że liczy na dalsze wsparcie w rozwoju DCT, „aby wszyscy Polacy korzystali z wpływów do budżetu państwa z działalności terminalu”.

Podpis: tz

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.