Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Navantia przyspiesza – drugi hiszpański Miecznik w budowie

16 grudnia, w obecności premiera Hiszpanii, Pedro Sáncheza, w państwowej stoczni Navantia w Ría de Ferrol (A Coruña) zainaugurowano budowę fregaty F112. To przyszły Roger de Lauria, czyli drugi okręt typu F110, przeznaczonego dla Marynarki Wojennej Hiszpanii.

Oprócz premiera w uroczystości uczestniczyli między innymi: czwarty wicepremier i minister finansów María Jesús Montero oraz prezes Navantii Ricardo Domínguez. Umowę na pięć fregat dla Armada Española zawarły Ministerstwo Obrony Królestwa Hiszpanii i Navantia w 2019 roku. Jej koszt wyniósł 4,3 mld euro. 

Program postępuje lepiej niż założono to w pierwotnym harmonogramie. Palenie blach do budowy F112 rozpoczęto cztery miesiące przez planowanym terminem. Równie dobrze idą roboty przy prototypowym F111 Bonifaz. Obecnie na różnych etapach konstrukcji i montażu są 24 bloki kadłuba z ogólnej liczby 33, choć zakładano, że do tej pory powstanie ich 18. Pięć z nich ułożono już na pochyli, z której fregata zostanie zwodowana – ten piąty znalazł się na miejscu 18 grudnia. 

Czytaj więcej o Mieczniku raz jeszcze, czyli porozmawiajmy z Navantią

Co więcej, zgodnie z warunkami kontraktu zakupiono już 98% wyposażenia przewidzianego w tym programie, przy czym materiały przeznaczone do budowy F111 osiągnęły 95%, natomiast w przypadku F112 jest to 70%.

Inwestycje stoczniowe

Program fregat F110 jest głównym motorem Planu Transformacji Cyfrowej stoczni Navantia w Ferrolu (koło A Coruña). Obejmie on wdrożenie nowego ekosystemu cyfrowego, który odnowi centra produkcyjne. W przypadku stoczni Ferrol zmaterializuje się to poprzez budowę nowej fabryki bloków kadłubowych. Jest to inwestycja o wartości 110 mln euro (największa zrealizowana w stoczni w Hiszpanii w tym stuleciu).

Fabryka, której kamień węgielny został wmurowany 16 grudnia, będzie w pełni zdigitalizowanym, zautomatyzowanym i zrobotyzowanym zakładem, wyposażonym w zaawansowane maszyny i obrabiarki, co gwarantuje optymalizację produkcji oraz skrócenie czasu dostaw. W nowej linii produkcyjnej tradycyjny proces spawania został zastąpiony technologią laserową, co znacznie poprawia wydajność i minimalizuje odkształcenia materiału. 

Wzmocni to region Ferrol, umieszczając go na mapie firm przodujących w projektowaniu i produkcji fregat z wykorzystaniem zaawansowanych technologii. Z drugiej strony program fregat F-110 ma istotny wpływ na łańcuch dostaw, w którym bierze udział ponad 500 hiszpańskich firm i generuje znaczące zatrudnienie do 9000 osób, w tym zatrudnienie indukowane. 

Cyfrowy bliźniak

Fregata F110 będzie owocem pierwszego hiszpańskiego programu morskiego, w którym zaprojektowano ją z wykorzystaniem „cyfrowego bliźniaka”, czyli wirtualnej repliki okrętu, która stale otrzymuje informacje od prawdziwej jednostki. Dane są stale dostarczane przez sieć czujników rozmieszczonych na całej fregacie, stanowiąc system cyberfizyczny, który poprzez wykorzystanie modeli behawioralnych i technologii, takich jak Cloud Computing, Machine Learning oraz Internet of Things, pozwala na wsparcie jego utrzymania i eksploatacji nawet w oddaleniu tysięcy kilometrów poprzez zlokalizowanego na lądzie „cyfrowego bliźniaka”. 

Jego uzupełnieniem jest zintegrowany system usług, opracowany wspólnie z uniwersytetami w Vigo i Coruña (Galicja, Hiszpania), który zapewni statkowi zintegrowane czujniki w punktach oświetlenia, znacznie ograniczając liczbę okablowania. 

Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/hiszpanska-opcja-w-programie-miecznik/

Fregaty F110 będą również wyposażone w drukarki 3D, co pozwoli na produkcję części zamiennych w czasie rejsu, lub w gościnnym porcie z dala od bazy. Będą to też pierwsze okręty w hiszpańskiej flocie wyposażone w zintegrowany system cyberbezpieczeństwa, chroniący je przed rosnącymi zagrożeniami w cyberprzestrzeni. Dzięki temu fregata będzie mogła dysponować zmniejszoną liczbą załogi podczas eksploatacji, co wpłynie na poprawę warunków bytowych.

Fregaty F-110

Fregaty F110 budowane dla hiszpańskiej marynarki wojennej to wielozadaniowe okręty eskortowe, przeznaczone do zwalczania celów powietrznych, nawodnych i podwodnych, co umożliwi im wykonywanie funkcji ochrony zgrupowań okrętów i statków oraz projekcji siły. Jednostki te, przeznaczone do współpracy z innymi okrętami, będą uniwersalnymi platformami mogącymi pełnić funkcje związane z bezpieczeństwem morskim.

Projekt nowej fregaty obejmuje zaawansowane rozwiązania techniczne, takie jak: zintegrowany maszt z różnymi sensorami, przestrzeń wielozadaniową, która rozszerza możliwości okrętu we wszystkich domenach oraz hybrydowy zespół napędowy, bardziej wydajny i cichszy. Fregaty zostaną wyposażone w system bojowy SCOMBA opracowany przez Navantia Sistemas.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.