Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Nina z Charkowa: cały czas słyszę spadające bomby i wyjące syreny 

Cały czas słyszę spadające bomby i wyjące syreny – powiedziała PAP pani Nina z Charkowa, która wraz z dwójką dzieci znalazła schronienie w podkieleckiej Morawicy (Świętokrzyskie). „Zostaliśmy fantastycznie przyjęci, nie brakuje nam niczego, ale myślami jesteśmy z naszymi bliskimi, którzy zostali na Ukrainie i walczą o wolność naszego kraju” – dodała.

Pani Nina pochodzi z Wołynia, ale przez ostatnie dziesięć lat mieszkała i pracowała w Charkowie.

„Już od listopada ubiegłego roku docierały do nas informacje, że Putin może zaatakować Ukrainę. Ale staraliśmy się nie myśleć o tym. Liczyliśmy, że do tego nie dojdzie. Myśleliśmy, że on tylko straszy i wojny nie będzie” – powiedziała. Wybuch wojny był dla niej i jej bliskich szokiem. 

„W pierwszym dniu wojny, jak Rosjanie zaczęli atakować nasz kraj, zobaczyliśmy spadające bomby na miasto. Wszyscy byliśmy w szoku, nie za bardzo wiedzieliśmy co się dzieje. Ale bardzo szybko zrozumieliśmy, że musimy działać i ratować nasze dzieci. Mimo strachu, zmobilizowaliśmy się, wzięliśmy co tylko mieliśmy pod ręką. Wsiedliśmy do samochodu i zaczęliśmy uciekać w stronę granicy z Polską” – relacjonowała dramatyczny przebieg początku wojny mama trzyletniej córki i ośmioletniego syna. 

W samochodzie, który podążał w stronę polskiej granicy były dwie mamy i sześcioro dzieci. „Szczęśliwie udało się nam przedostać do Polski. Chciałabym gorąco podziękować żołnierzom na granicy. Przepuścili nas, mimo że w samochodzie było znacznie więcej osób, niż być powinno” – mówiła, nie potrafiąc ukryć wzruszenia.

Nina trafiła wraz z dwójką swoich dzieci do podkieleckiej gminy Morawica, gdzie pod opieką władz gminy jest 39 uchodźców z Ukrainy. „Przyjęto nas bardzo ciepło i serdecznie. Jesteśmy zabezpieczeni we wszystko, nie brakuje nam niczego” – powiedziała kobieta, która jest pod wrażeniem polskiej gościnności. 

„Poszliśmy z receptą do apteki kupić lek na nadciśnienie. Nie chciano od nas pieniędzy, dostaliśmy leki za darmo. Pani pytała nas jeszcze, co można dla nas zrobić. Nawet jak idziemy na spacer, ludzie jak dowiadują się, że jesteśmy z Ukrainy, to pytają się nas, czy nie brakuje nam pieniędzy, czy czegoś nam jeszcze nie potrzeba” – mówiła Ukrainka, nie potrafiąc ukryć łez.

Ukraińskie rodziny powoli dochodzą do siebie. Dociera do nich, że tutaj gdzie przebywają, mogą czuć się bezpiecznie. Ale myślami są z bliskimi, którzy zostali na Ukrainie. „Cały czas słyszę spadające bomby i wyjące syreny. Od tego nie można uciec, o tym nie da się zapomnieć. Mój wujek i dziadek są 80 km od Charkowa. Cały czas narażeni są na bombardowania. Nie jesteście nawet w stanie wyobrazić sobie, co oni przeżywają. Ale oni tam zostali. Pieką chleb i posyłają to pieczywo dla wojska, aby żołnierze, którzy bronią naszej ojczyzny mieli co jeść” – mówiła łamiącym się głosem Nina, która na bieżąco otrzymuje wiadomości, o tym, co dzieje się w Charkowie. 

„Moja koleżanka została w Charkowie, gdzie mieszka w wielopiętrowym budynku. Nie może iść do schronu, bo tam już nie ma miejsc. Modli się tylko, aby przetrwać kolejną noc. Nasza sąsiadka była w swoim mieszkaniu, gdy w budynek obok uderzyła bomba i budynek się zawalił. Ten w którym mieszka został uszkodzony i jej rodzina musiała wczoraj szukać innego schronienia” – opowiadała o dramatycznych wydarzeniach na Ukrainie. Podkreślała heroizm jej rodaków, którzy walcząc o przetrwanie, jednocześnie pomagają żołnierzom i ludziom zaangażowanym w obronę Ukrainy. 

„Mamy, które są w schroniskach z dziećmi, a jest ich tam bardzo dużo, starają się na zmianę zajmować tymi dziećmi. Jedne z nimi zostają, inne idą coś ugotować, szukać jakiegoś jedzenia. Pomagają też w robieniu blokad, ale jednocześnie robią wszystko, aby chronić swoje dzieci” – podkreśliła Nina, która otrzymała ostatnie informacje od rodziny, która została w Charkowie. 

„Rodzina mieszka w samym centrum miasta. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się im dostać trochę owoców. Powiedzieli, że dotarł do nich transport humanitarny z żywnością i lekami. Ale otrzymaliśmy też zdjęcia zbombardowanej szkoły w Charkowie. Ludzie chowają się w schronach, ale tam już brakuje miejsc. Mieszkańcy miasta chowają się, gdzie tylko się da” – mówiła mama dwójki dzieci, która jeszcze raz dziękowała Polakom za okazaną pomoc. 

„Jest nam tutaj bardzo dobrze. Ale inni nie mieli tyle szczęścia co my. Nasze rodziny i bliscy walczą tam o nasz kraj. Żeby tylko im się nic nie stało. Niech ta wojna jak najszybciej się skończy” – dodała.

Autorzy: Janusz Majewski, Wiktor Dziarmaga/PAP

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Ratownik – okręt, który wyznacza nowe standardy na Bałtyku. Dwa programy w jednym zakładzie

    Ratownik – okręt, który wyznacza nowe standardy na Bałtyku. Dwa programy w jednym zakładzie

    Palenie blach na nowy okręt ratowniczy Marynarki Wojennej RP jest symbolicznym początkiem budowy okrętu lub statku. W rozmowie z naszą redakcją, zaraz po uroczystości palenia blach, Prezes PGZ Stoczni Wojennej, Marcin Ryngwelski, mówi o znaczeniu programu Ratownik, budowie fregat Miecznik oraz o tym, jak te programy przywracają Polsce zdolność samodzielnego projektowania i budowania nowoczesnych okrętów wojennych.

    Czy programy Miecznik i Ratownik zmieniają polski przemysł okrętowy?

    Moment palenia blach na Ratownika to coś więcej niż początek budowy okrętu. To symboliczny sygnał, że polski przemysł okrętowy znów potrafi wziąć odpowiedzialność za tworzenie zaawansowanych jednostek od projektu po gotowy okręt.

    Marcin Ryngwelski, Prezes PGZ Stoczni Wojennej

    W dniu, który na zawsze zapadnie w pamięci stoczniowców i całego polskiego przemysłu okrętowego, rozpoczyna się nowy rozdział w historii PGZ Stoczni Wojennej. Symboliczne palenie blach pod budowę okrętu ratowniczego kp. Ratownik to nie tylko początek realizacji jednego z najważniejszych programów dla Marynarki Wojennej RP, lecz także potwierdzenie, że Polska wraca do grona państw zdolnych samodzielnie projektować i budować nowoczesne okręty wojenne.

    Czy programy Miecznik i Ratownik zmieniają polski przemysł okrętowy? / Portal Stoczniowy
    Fot. Portal Stoczniowy

    W rozmowie z Portalem Stoczniowym prezes Marcin Ryngwelski przedstawia kulisy realizacji dwóch kluczowych programów – Ratownik i Miecznik. Opowiada o roli PGZ Stoczni Wojennej w konsorcjum, relacjach z partnerami zagranicznymi, wyzwaniach kadrowych oraz o tym, jak budowa nowych okrętów wpływa na odbudowę kompetencji krajowego przemysłu okrętowego.

    Ratownik – symbol nowoczesności i krajowej samodzielności

    To jeden z najbardziej oczekiwanych programów dla Marynarki Wojennej RP. Jak podkreśla prezes PGZ Stoczni Wojennej, Ratownik to przedsięwzięcie niezwykle ambitne – zarówno pod względem technicznym, jak i organizacyjnym.

    Czytaj też: Ratownik: trzecia szansa

    Mówimy o pełnoprawnym okręcie ratowniczym i wsparcia podwodnego, który zapewni zdolność do prowadzenia operacji na głębokich wodach, wsparcia przyszłych okrętów podwodnych z programu Orka oraz ochrony infrastruktury krytycznej na dnie Bałtyku.

    Budowę jednostki rozpocznie uroczyste palenie blach zaplanowane na koniec listopada 2025 roku, a położenie stępki – w roku jubileuszowym, gdy Gdynia będzie obchodzić swoje stulecie.

    To ważny symbol – zarówno dla miasta, jak i dla nas jako stoczni. Pokazujemy, że potrafimy projektować i budować w Polsce nowoczesne okręty specjalistyczne – mówi Ryngwelski.

    Polski projekt, polska myśl inżynierska

    Ratownik powstaje na podstawie polskiej dokumentacji technicznej i krajowej licencji, co daje pełną kontrolę nad procesem projektowania, budowy i integracji systemów.

    To dla nas kluczowy krok – wracamy do projektowania własnych okrętów, a nie tylko do montażu konstrukcji zaprojektowanych za granicą – podkreśla prezes PGZ SW.

    Dzięki współpracy z polskimi biurami projektowymi i uczelniami technicznymi, udział krajowych dostawców w budowie Ratownika będzie znaczący – szczególnie w obszarze systemów energetycznych, automatyki, konstrukcji stalowych i wyposażenia pokładowego.

    Technologia pod powierzchnią

    Jednostka zostanie wyposażona w system nurkowania saturowanego umożliwiający prowadzenie długotrwałych misji na dużych głębokościach, z dzwonem nurkowym, komorami dekompresyjnymi i pełnym zapleczem wspierającym. Okręt otrzyma także system dynamicznego pozycjonowania (DP), pozwalający utrzymać pozycję nad rejonem akcji z dokładnością do kilku metrów.

    Polecam film Ostatni Oddech – pokazuje, jak niewielki margines błędu dzieli sukces od tragedii w takich warunkach. Ratownik ma zapewniać bezpieczeństwo tam, gdzie ryzyko jest najwyższe – dodaje Ryngwelski.

    Okręt będzie współpracował z bezzałogowymi pojazdami podwodnymi – zdalnie sterowanymi ROV i autonomicznymi AUV – co umożliwi mapowanie dna morskiego, inspekcję infrastruktury krytycznej oraz prowadzenie akcji poszukiwawczych.

    Zasięg operacyjny jednostki wynosić będzie około 6000 mil morskich, co pozwoli na działania nie tylko na Bałtyku, ale również na Północnym Atlantyku.

    Nowoczesność wymaga ludzi

    Kadra rozwija się razem z programem” – mówi Prezes. Wykorzystujemy doświadczenia z programu Miecznik, szczególnie w zakresie cyfrowego modelowania 3D i integracji systemów. Dzięki temu proces budowy Ratownika przebiegnie szybciej i sprawniej.

    PGZ Stocznia Wojenna współpracuje z Akademią Marynarki Wojennej i Politechniką Gdańską w zakresie szkolenia specjalistów, a także z pomorskimi kooperantami w ramach Grupy PGZ.

    Rola PGZ Stoczni Wojennej jest jasno zdefiniowana

    Jaka jest dokładna rola PGZ Stoczni Wojennej w programie budowy fregat pk. Miecznik?

    Rola PGZ Stoczni Wojennej jest jasno określona w podziale prac konsorcjum. Stocznia pełni funkcję lidera technicznego, odpowiedzialnego za całość projektu w zakresie technicznym – od integracji systemów po uruchomienie i przekazanie jednostki zamawiającemu. Partnerzy wspierają PGZ SW w wybranych obszarach, zgodnie z zakresem umów.

    Gdzie kończy się partnerstwo wobec zagranicznych dostawców, a zaczyna samodzielność stoczni?

    „Współpraca z Babcockiem od początku miała dotyczyć jedynie projektu klasyfikacyjnego. Niestety, ten etap się przedłużył, a firma nadal formalnie nas wspiera. Z punktu widzenia biznesu trudno mieć o to pretensje – każda firma wykorzystuje sytuację, w której zamawiający nie w pełni rozumie, co kupuje.

    Czy programy Miecznik i Ratownik zmieniają polski przemysł okrętowy? / Portal Stoczniowy
    Fot. Portal Stoczniowy

    Dlatego od dawna podkreślam w Grupie PGZ, że rola Babcocka powinna się już zakończyć. Zatrudniliśmy własnych projektantów i rozwijamy kompetencje wewnętrzne. To moment, by przejąć odpowiedzialność za projektowanie w pełnym zakresie” – podkreśla Ryngwelski.

    Realny harmonogram i wspólna strategia

    W ramach programu Miecznik budowa prototypowej fregaty Wicher jest już w toku. Wodowanie przewidziane jest na lato 2026 roku, a przekazanie jednostki Marynarce Wojennej RP – w III kwartale 2029 roku. Kolejne okręty – Burza i Huragan – będą przekazywane odpowiednio w 2030 i 2031 roku.

    Czytaj więcej: PRS nadzoruje budowę okrętu ratowniczego pk. Ratownik dla MW RP

    W obu programach – Ratownik i Miecznik – wspólnym mianownikiem jest powrót do samodzielności i odbudowa polskich kompetencji stoczniowych.

    Nie budujemy już tylko okrętów. Budujemy kompetencje, które pozwolą Polsce przez kolejne dekady rozwijać nowoczesne technologie morskie – podsumowuje Marcin Ryngwelski.

    Rozmawiał Mariusz Dasiewicz