Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Szczecińska firma Thesta, specjalizująca się w rozwiązaniach dla sektora obronnego, intensywnie pracuje nad nowym projektem skierowanym dla Marynarki Wojennej. W ramach realizowanego programu Homar-2, spółka ma za zadanie dostarczyć samodzielny, mobilny zestaw umożliwiający przeprowadzanie badań hydrograficznych.
W ostatnich dniach, Marcin Ryngwelski, prezes zarządu Thesta, przekazał wiadomość na portalu społecznościowym Linkedln o sukcesie firmy w przetargu, który został ogłoszony w październiku poprzedniego roku. Wynikiem tego triumfu jest to, że zestaw do badań hydrograficznych przygotowany przez Thesta trafi do Dywizjonu Zabezpieczenia Hydrograficznego 3. Flotylli Okrętów. Sprzęt ten będzie wykorzystywany do precyzyjnych pomiarów na akwenach morskich.

Kluczowym elementem zestawu jest specjalnie zaprojektowana łódź pomiarowa Gliseris GS70 Cabin, wykonana z aluminium i wyposażona w silnik zaburtowy Mercury o mocy ok. 110 kW. Jednostka otrzyma również bramownicę do holowania sonaru bocznego i zestaw urządzeń nawigacyjnych marki Raymarine, w skład którego wchodzą multiwyświetlacz, radar nawigacyjny, echosonda z logiem, system pozycjonowania i łączności oraz kamera zewnętrzna. Całość zestawu dopełnia samochód transportowy Iveco Daily 55s18H 3.0 z napędem 4×4, wyposażony w żuraw hydrauliczny Fassi M20.A13.
Na pokładzie łodzi znajdą się nowoczesne urządzenia do badań hydrograficznych, takie jak echosonda wielowiązkowa Norbit B51, kompensator kołysania INS iXblue Hydrins Gen 4, odbiornik pozycji GNSS Septentrio AsteRX-U3 Marine, profilomierz prędkości dźwięku w wodzie SVP AML-3 oraz stacja robocza z oprogramowaniem Qinsy 9 do akwizycji danych i obsługi sprzętu hydrograficznego.

Zlecenie ma zostać zrealizowane do grudnia 2023 roku. Aktualnie Dywizjon Zabezpieczenia Hydrograficznego korzysta z łodzi pomiarowej Homar-1, która bazuje na kadłubie typu RHIB (sztywne podwodzie, pneumatyczne burty) z kabiną, wyprodukowanej przez spółkę Sportis na bazie modelu S-8500K. Do przeprowadzania badań hydrograficznych służy jej sonar boczny Klein 3900. Nowy zestaw od Thesta będzie jednak znacznie bardziej zaawansowany technologicznie.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Pierwszy w pełni tajwański okręt podwodny, prototypowy Hai Kun (SS 711), wpadł w spiralę usterek, które podważają sensowność ambitnego programu budowy własnych jednostek podwodnych. Ostatnie tygodnie przyniosły kolejne sygnały, że konstrukcja ma zasadnicze wady – i to na poziomie, do którego nikt w Tajpej nie chce się dziś przyznać.
W artykule
O sytuacji wokół Hai Kuna od wielu miesięcy informują media branżowe, czego kolejnym przykładem jest dzisiejszy tekst Marcina Chały „Tajwański okręt podwodny z kolejnymi problemami”. Warto przypomnieć ustalenia redakcji ZBIAM, która już podczas wodowania zwracała uwagę, że presja polityczna, pośpiech oraz ograniczone doświadczenie stoczni mogły przełożyć się na jakość wykonania okrętu. Najnowsze informacje jedynie wzmacniają te wcześniejsze zastrzeżenia.
Budowa okrętu w stoczni China Shipbuilding Corporation (CSBC) w Kaohsiung miała być przełomem – sygnałem, że Tajwan w obliczu narastającego zagrożenia ze strony Chin potrafi uniezależnić się od zewnętrznych dostaw. Hai Kun został zwodowany z wykorzystaniem doku pływającego 26 lutego i początkowo wydawało się, że program zmierza w dobrym kierunku. Entuzjazm zgasł jednak po pierwszym wyjściu w morze, kiedy to podczas krótkich i przerywanych prób morskich zaczęły ujawniać się kolejne usterki.
Trzy pierwsze etapy odbywały się wyłącznie za dnia – jednostka wracała do stoczni na każdą noc, a część prób kończyła się wcześniej niż planowano. Po zakończeniu trzeciej fazy okazało się, że lista usterek jest tak długa, iż konieczne było skierowanie prototypu na czteromiesięczne poprawki. W ich trakcie wyszło na jaw, że problemy występują nawet w tak elementarnych systemach, jak – mechanizm kotwiczny. Kabestan odmówił pracy już podczas prób dokowych, a stocznia – nie potrafiąc go naprawić – po prostu zdemontowała cały mechanizm. Efekt? Hai Kun do dziś wychodzi w morze bez kotwicy.
Jeszcze poważniejsze kontrowersje wzbudziły doniesienia o szczelności przedziałów wodoszczelnych. Część mediów twierdzi, że zamknięcia wodoszczelne między przedziałami nie przeszły pełnego zakresu prób, co rodzi pytania o faktyczną odporność kadłuba na wysokie ciśnienie – czemu stocznia CSBC oficjalnie zaprzecza. Równie niezręcznie wygląda kwestia siłowni: zamiast docelowych zespołów napędowych przeznaczonych dla okrętów podwodnych zastosowano sześć komercyjnych agregatów prądotwórczych, zainstalowanych doraźnie, aby w ogóle zapewnić jednostce podstawowe parametry manewrowe. To rozwiązanie jest jak podano, tymczasowe – na okrętach budowanych seryjnie cały układ napędowy będzie musiał zostać przeprojektowany.
Według nieoficjalnych źródeł, Hai Kun nie zrealizował nawet pełnego zestawu prób na powierzchni, o testach podwodnych nie wspominając. 27 listopada jednostka wyszła na czwarty etap prób morskich – ponownie ograniczony wyłącznie do pływania w wynurzeniu. Było to najdłuższe wyjście w morze, trwające „aż” dwa dni. To pokazuje skalę ograniczeń.
Zgodnie z relacją portalu Asia Times, który analizuje przebieg tajwańskiego programu, budowa Hai Kuna napotyka poważne trudności przy integracji podzespołów pochodzących z różnych państw. Dotyczy to m.in. sonarów, masztów oraz innych elementów wyposażenia okrętowego, które muszą współpracować w ramach jednego, spójnego systemu. Autorzy określają ten zestaw jako „United Nations of systems”, wskazując, że połączenie dopiero co skompletowanych, obcych komponentów na prototypowej jednostce okazuje się zadaniem znacznie trudniejszym, niż pierwotnie zakładano.
Ponadto część zachodnich komentatorów wskazuje, że w programie Hai Kun może brakować niezależnej weryfikacji prowadzonej przez zewnętrzne instytucje, które mogłyby potwierdzić, czy prototyp spełnia wymagane standardy jakości, niezawodności i bezpieczeństwa. Bez takiej kontroli trudno o jednoznaczną ocenę faktycznego stanu technicznego jednostki. W praktyce oznacza to, że nawet przy oficjalnych zapewnieniach stoczni i marynarki pozostaje wyraźny margines wątpliwości dotyczących realnej gotowości bojowej okrętu.
Zgodnie z pierwotnym planem próby miały zakończyć się we wrześniu, a w listopadzie tego roku na maszcie miała już widnieć bandera. Dziś wiadomo, że te terminy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Program zatrzymał się na etapie wstępnych testów – zamiast przejść do pełnego cyklu badań na powierzchni i w zanurzeniu, wciąż sprawdzane są głównie układy napędowe oraz część układów nadzorujących stan techniczny okrętu podczas działań na morzu.