Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Włoski okręt podwodny trafił do stoczni na pokładzie pływającego doku

8 sierpnia w Zatoce La Spezia przeprowadzono jedną z najbardziej widowiskowych operacji logistycznych ostatnich lat we włoskiej marynarce wojennej. Okręt podwodny ITS Scirè (S 527) typu Todaro został przetransportowany do stoczni w Muggiano z wykorzystaniem półzanurzalnej platformy i suchego doku.

Spektakularny transport ITS Scirè w La Spezia

Zamiast tradycyjnego przejścia własnym napędem dowództwo marynarki i kierownictwo stoczni wybrały rozwiązanie bardziej złożone, lecz bezpieczniejsze. W rejonie między wyspami Palmaria i Tino ITS Scirè wprowadzono na zanurzony pokład półzanurzalnej barki Fjord. Po wynurzeniu pokładu okręt posadowiono na kilblokach i podporach w konfiguracji „na sucho”. Jednostka zajęła pozycję transportową i objęła kurs do Muggiano. Taki sposób relokacji minimalizuje obciążenia kadłuba, chroni wrażliwe instalacje i ogranicza wpływ warunków pogodowych na przebieg całej operacji.

Moment wynurzenia platformy stał się rzadką okazją do ujrzenia okrętu podwodnego w pełnej okazałości. Zanim trafił do stoczni, specjaliści mogli ocenić stan poszycia, sterów oraz elementów zewnętrznych. W Muggiano ITS Scirè przejdzie gruntowny przegląd techniczny i modernizację, które mają zapewnić mu gotowość do służby na kolejne lata. Koncern Fincantieri, określił to przedsięwzięcie mianem „absolutnej nowości” w historii Marina Militare.

Transporty, które przeszły do historii

Choć operacja we Włoszech była nowatorska w skali krajowej, na świecie zdarzały się już równie skomplikowane relokacje okrętów podwodnych – nierzadko w warunkach znacznie odbiegających od typowych.

Czytaj więcej: Relokacja doku w PGZ Stocznia Wojenna coraz bliżej

Po wycofaniu ze służby Enrico Toti (S 506) trafił do Museo Nazionale Scienza e Tecnologia w Mediolanie. Najpierw przewieziono go barkami z Augusty do Cremony, a następnie, w sierpniu 2005 roku, przetransportowano nocą ulicami miasta w specjalnym konwoju drogowym. Był to jeden z najbardziej spektakularnych „miejskich” transportów w historii muzealnictwa morskiego.

W 2004 roku niemiecki U-505 został przeniesiony na nowe, podziemne stanowisko ekspozycyjne w Museum of Science and Industry w Chicago. Operacja trwała kilka dni i wymagała wykorzystania podnośników, teflonowych płóz oraz stalowych konstrukcji nośnych. Okręt przesunięto około 300 metrów, po czym opuszczono go do przygotowanej niecki wystawowej.

Szwedzki HSwMS Neptun w 2012 roku trafił do Marinmuseum w Karlskronie. Podniesiony z barki, osadzony na wieloosiowych wózkach transportowych, został przetoczony do nowej Hali Okrętów Podwodnych. Manewr obserwowały tłumy mieszkańców.

Czytaj też: Morska Stocznia Remontowa 'Gryfia’ ma umowę na budowę nowego doku w Szczecinie

W 2023 roku nowy singapurski okręt podwodny RSS Impeccable typu 218SG po próbach w Niemczech został załadowany na półzanurzalny statek MV Rolldock Storm i przetransportowany do bazy w Changi. Taka metoda pozwoliła uniknąć ryzyka związanego z oceanicznym przejściem nowej jednostki.

Znaczenie dla przemysłu okrętowego

W świecie przemysłu okrętowego takie operacje to pokaz kunsztu, precyzji i zgrania setek detali. Transport okrętu podwodnego to niezwykłe przeniesienie stali z punktu A do punktu B – to część strategii utrzymania floty w gotowości. Włoskie przedsięwzięcie pokazało, że Fincantieri potrafi łączyć doświadczenie z innowacyjnymi metodami, wyznaczając standardy, które mogą stać się normą w przyszłych programach modernizacyjnych.

Transport ITS Scirè przez La Spezię był połączeniem precyzyjnej inżynierii, sprawnego planowania i doświadczenia obu zaangażowanych stron. Dla Marina Militare to nie tylko efektowna operacja techniczna, ale też inwestycja w przedłużenie sprawności jednej z kluczowych jednostek podwodnych.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.