Próba ataku pirackiego na chemikaliowiec Endo Ponete u wybrzeży Togo

28 sierpnia, około 60 mil morskich na południe od wybrzeży Togo, doszło do incydentu z udziałem małego chemikaliowca Endo Ponete. Choć szczegóły pozostają niejasne, zdarzenie uznaje się za próbę ataku pirackiego. Brakuje jednak jednoznacznych informacji, czy napastnikom udało się wejść na pokład.

Reakcja na podejrzane zbliżenie cywilnej jednostki

Incydent został odnotowany przez wspólną francusko-brytyjską komórkę monitorującą bezpieczeństwo żeglugi MDAT-GoG (Maritime Domain Awareness for Trade – Gulf of Guinea). W oficjalnym komunikacie potwierdzono, że jednostka została zaatakowana przez niezidentyfikowaną łódź motorową. Informacje z rynku bezpieczeństwa morskiego, m.in. od Vanguard Tech oraz Ambrey, opisują zdarzenie jako próbę abordażu.

Czytaj więcej: Piractwo i rozbój na morzu – aspekty prawne

Według tych samych źródeł, tuż przed wejściem na pokład piratów, kapitan jednostki miał zarządzić zbiórkę załogi w cytadeli, powiadamiając jednocześnie lokalne siły morskie.

Wsparcie państwowe i sytuacja pokryzysowa

Na sygnał alarmowy zareagowała togijska łódź patrolowa, której pojawienie się na miejscu skłoniło napastników do ucieczki. W działania zaangażowane były również służby Nigeryjskiej Administracji Morskiej (NIMASA) oraz Marynarka Wojenna Nigerii, która skierowała w rejon zdarzenia własną jednostkę patrolową.

Po przeszukaniu pokładu Endo Ponete i opuszczeniu przez załogę schronienia w cytadeli nie ujawniono obecności osób trzecich ani oznak kradzieży lub sabotażu. Nie potwierdzono jednak, czy napastnicy faktycznie dostali się na pokład.

Charakterystyka jednostki Endo Ponete

Endo Ponete to chemikaliowiec o nośności 7250 DWT, zbudowany w 2010 roku. Jednostka ma 95 metrów długości i obecnie pływa pod banderą Malty. Od czerwca 2023 roku należy do armatora Endo Tankers. Wcześniej znana była jako Mandume i pływała pod banderą Wysp Marshalla.

Czytaj więcej: Raport IMB – piractwo morskie znów uderza

W chwili zdarzenia chemikaliowiec przemieszczał się z Togo w kierunku Demokratycznej Republiki Konga.

Tło geograficzne i operacyjne

Zatoka Gwinejska od lat pozostaje obszarem szczególnego ryzyka dla żeglugi handlowej. Statki przewożące produkty ropopochodne – jak Endo Ponete – często stanowią cel dla zbrojnych grup pirackich. W przeszłości miały miejsce przypadki kradzieży ładunków paliwa oraz uprowadzeń członków załóg, m.in. u wybrzeży Nigerii i Wybrzeża Kości Słoniowej.

Czytaj też: Piractwo w Zatoce Gwinejskiej. Dania wysyła fregatę

Jak zaznaczono w raporcie MDAT-GoG, był to pierwszy incydent tego rodzaju od ponad trzech miesięcy. Choć wiosną odnotowano kilka podobnych prób, skala zjawiska pozostaje istotnie niższa niż w latach 2019–2021, kiedy region notował rekordową aktywność grup przestępczych zajmujących się piractwem morskim.

Autor: Mariusz Dasiewicz

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Dlaczego propozycja Szwecji wygrała w programie Orka?

    Dlaczego propozycja Szwecji wygrała w programie Orka?

    Opublikowany dzisiaj wywiad generała Michała Marciniaka dla „Rzeczpospolitej” miał rozwiać wątpliwości wokół wyboru Szwecji jako „kraju pierwszego wyboru” w programie Orka. Zamiast tego odsłonił mechanizm, w którym coraz trudniej dopatrzyć się logiki.

    W oficjalnych komunikatach mówimy o „najlepszej ofercie”, lecz z samej rozmowy wynika, że fundamentem decyzji stały się zobowiązania gospodarcze, a nie parametry i możliwości okrętu podwodnego dla MW RP. 

    „Najlepsza oferta”. Tylko według jakich założeń?

    W tym miejscu generał Marciniak minął się z prawdą. Nie jest bowiem prawdą, że żaden z oferowanych w tym postępowaniu okrętów „nie istnieje”, choć trzeba uczciwie przyznać, że w dwóch punktach ma rację: koreański KSS-III funkcjonuje dziś w konfiguracji Batch I, podczas gdy Polsce proponowano wariant Batch II, podobnie jak żaden z okrętów typu 212 w konfiguracji oferowanej Marynarce Wojennej RP nie znajduje się obecnie w służbie. Nie uprawnia to jednak do tezy, że „żaden okręt nie istnieje”, ponieważ okrętów podwodnych nie kupuje się z półki w identycznej konfiguracji dla każdej marynarki świata. Co więcej, hiszpański S-81 Isaac Peral pływa i – czy generałowi się to podoba, czy nie – jest okrętem bojowym. Stwierdzenie, że termin dostawy przypada „za kilka lat”, nie wnosi niczego do oceny, bo dotyczy każdej oferty; kluczowe pozostają dojrzałość platformy i poziom ryzyka programu, a nie semantyczna gra definicjami.

    Generał Marciniak powiedział również, że oferta szwedzka otrzymała najwyższą punktację. Brzmi to poważnie, dopóki nie zajrzymy, co właściwie punktowano. Najpierw oceniano deklaracje producentów w ramach wstępnych konsultacji rynkowych WKR. Potem dorzucono dziesięć kryteriów gospodarczo-przemysłowych, w tym zobowiązania do inwestycji, współpracy i przyszłych zakupów w Polsce. Każdy z tych obszarów otrzymał własną wagę i własną punktację. W efekcie przewaga wynikła nie z tego, co okręt potrafi na morzu, lecz z tego, co Szwecja jest gotowa kupić lub obiecać polskim podmiotom.

    Kiedy zdolność bojowa okrętu przestaje być kluczową kategorią, a staje się jedną z wielu rubryk w tabeli, całkowicie znika logika modernizacji sił morskich. Okręt podwodny nie jest produktem handlowym, którym można wymieniać się w ramach układu gospodarczego. To narzędzie odstraszania, które musi działać w konkretnym miejscu i w konkretnym czasie. Tymczasem w tej procedurze zaczęło liczyć się przede wszystkim to, kto złoży atrakcyjniejsze obietnice przemysłowe.

    Okręt podwodny, którego nie ma. I odpowiedź, która nic nie wyjaśnia

    Na pytanie o kontrowersje dotyczące samej konstrukcji generał odpowiada, że „żaden z oferowanych okrętów nie istnieje”. Formalnie to prawda. Każdy projekt wymaga dopracowania pod potrzeby użytkownika. Jednak różnica między rozwijaniem sprawdzonej platformy a budową jednostki, która dopiero powstanie, jest kluczowa. I właśnie tę różnicę w wywiadzie pominięto.

    Nie padła również odpowiedź na pytanie, które powinno pojawić się jako pierwsze: czy konstrukcja została wybrana dlatego, że spełnia wymagania Marynarki Wojennej RP, czy dlatego, że Szwecja złożyła najbardziej rozbudowaną ofertę gospodarczą? Generał zapewnia, że marynarze zaakceptowali projekt, ale w tym samym wywiadzie przyznaje, że kryteria przemysłowe miały istotny wpływ na końcowy wynik.

    Tymczasem w kuluarach mówi się o czymś zupełnie innym. Niespełna dwa tygodnie temu, podczas uroczystości palenia blach pod Ratownika, jeden z oficerów Marynarki Wojennej powiedział mi wprost, że konsultacje, o których dziś tak dużo słyszymy, w praktyce „prawie się nie odbyły”. Jeśli faktycznie główną podstawą oceny były formularze oraz kalkulacje gospodarcze, a nie pogłębiona analiza operacyjna, trudno traktować ten wybór jako odpowiedź na realne potrzeby floty podwodnej. Chyba że ktoś uznaje, iż priorytety Marynarki Wojennej można zastąpić arkuszem korzyści przemysłowych.

    Offset zamiast bezpieczeństwa

    Najgłośniej w tej rozmowie wybrzmiewają zapowiedzi korzyści przemysłowych. Szwecja zobowiązała się kupować w Polsce sprzęt wojskowy. Mają pojawić się inwestycje, mają zostać przekazane kompetencje dotyczące utrzymania okrętów. Brzmi atrakcyjnie, dopóki nie przypomnimy sobie, że offset nie zastępuje zdolności bojowej okrętu, a Polska od lat pozostaje w kryzysie potencjału podwodnego.

    Kupujemy okręty za kilkanaście miliardów złotych, ale nie wiemy, za ile Szwedzi kupią w Polsce. Generał odmawia podania wartości. Bilans transakcji pozostaje tajemnicą. Nie wiadomo więc nawet, czy to faktycznie „coś za coś”, czy jedynie deklaracje, które mają dobrze wyglądać w komunikatach.

    Najbardziej niepokojące jest jednak to, że czas dostawy i osiągnięcia gotowości operacyjnej staje się elementem gry gospodarczej. Zdolność bojowa, która miała wrócić szybko, znów zostaje odsunięta na później.

    2030 rok – dostawa kadłuba, nie okrętu. Realne zdolności dopiero po latach

    W przestrzeni publicznej powtarza się, że pierwszy okręt podwodny trafi do Polski w 2030 roku. To nieprawda. Do Polski trafi kadłub i systemy. Gotowość bojowa to zupełnie inny etap. Potrzebne będą lata szkolenia załóg, integracji systemów, testów, budowania zaplecza.

    Oznacza to, że rzeczywista zdolność operacyjna pojawi się dopiero w połowie lat trzydziestych. I to w wariancie optymistycznym, bez opóźnień. W realiach Bałtyku, gdzie Rosja prowadzi niemal codzienną aktywność o charakterze militarnym i hybrydowym, taki horyzont czasowy brzmi jak decyzja oderwana od rzeczywistości. W wywiadzie nie pada refleksja, czy Polska może pozwolić sobie na tak długie oczekiwanie. Nic dziwnego. Kto odważyłby się powiedzieć to publicznie?

    Co tak naprawdę zdecydowało?

    Z analizy wywiadu wynika jedno: przewagę Szwecji przyniosły elementy gospodarcze, nie parametry bojowe. Gdyby było inaczej, oferta obroniłaby się sama – bez konieczności podpierania jej kolejnymi kryteriami dodatkowymi.

    Marynarka Wojenna RP miała otrzymać szybkie wzmocnienie. Ostatecznie otrzyma jedynie zapowiedź współpracy, obietnice inwestycji i możliwość transferu technologii. Tymczasem flota pozostanie bez realnych zdolności jeszcze przez wiele lat.

    Epilog: kontrakt, który może nie przetrwać nawet dwóch lat

    Cały proces wygląda tak, jakby z góry skonstruowano go w sposób umożliwiający obronę wyboru Szwecji, a jednocześnie pozostawiający szeroko otwartą furtkę do jego unieważnienia w przyszłości. Jeśli umowa zostanie zapisana bez twardych kar za zerwanie – tak jak miało to miejsce przy programie Miecznik. Każdy kolejny rząd, niezależnie od barw politycznych, będzie mógł wyrzucić ją do kosza jednym ruchem.

    To scenariusz, który może — choć nie musi — stać się realny już po wyborach za dwa lata. W takim przypadku program Orka wróci do punktu wyjścia, a Marynarka Wojenna straci kolejne lata. A czas jest dziś zasobem najcenniejszym — i najmniej dostępnym.

    Najważniejsze pytanie, które wciąż omija się milczeniem

    W tym miejscu rodzi się pytanie, którego wciąż nikt nie chce wypowiedzieć na głos. Czy Polska naprawdę może pozwolić sobie na odsuwanie odbudowy zdolności podwodnych na kolejne lata? Dzieje się to w czasie, gdy za naszą wschodnią granicą trwa wojna, Rosja niemal codziennie testuje odporność Bałtyku, a morska infrastruktura krytyczna wymaga permanentnej ochrony.

    Tymczasem debata wokół pozyskania okrętów podwodnych toczy się tak, jakby wokół panowała geopolityczna cisza — jakby nic się nie działo.