Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Czy w Bałtyku można spotkać rekiny? Tak, jednak nie stanowią one zagrożenia dla turystów. Poznaj gatunki rekinów zamieszkujące polskie wybrzeże i dowiedz się, dlaczego nie musisz się ich obawiać.
W artykule
Obecność rekinów w Morzu Bałtyckim może być zaskoczeniem, ale te drapieżne ryby zamieszkują te wody od zawsze. Nie ma jednak powodów do niepokoju – podczas kąpieli w Gdyni, gdzie znajduje się ważny port wojenny, czy na zachodnim wybrzeżu Polski w Kołobrzegu, który słynie z pięknych plaż i uzdrowisk, spotkanie z rekinem jest praktycznie niemożliwe. Rekiny to grupa ryb chrzęstnoszkieletowych, które ichtiolodzy zaliczają do podgromady spodoustych. Charakteryzują się opływowym tułowiem, specyficzną płetwą ogonową oraz 5–7 otworami skrzelowymi za głową.
Najbardziej znanym gatunkiem rekinów jest żarłacz tępogłowy, który straszył bohaterów filmów „Szczęki”. Jednak w polskich wodach Bałtyku zasolenie wynosi tylko siedem promili, co ogranicza obecność tych drapieżników do czterech gatunków. Te bałtyckie rekiny żerują głównie na zachodzie, w okolicach cieśnin duńskich, gdzie zasolenie przekracza 20 promili. W polskiej części Bałtyku nie ma potrzeby obawiać się rekinów – ich obecność jest tu bardzo ograniczona.
Pierwszy z nich to rekin psi. Osiąga długość metra i jest znany z energicznego rozgrzebywania morskiego dna w poszukiwaniu pokarmu. W diecie tego rekina znajdują się głównie skorupiaki, mięczaki, głowonogi i ryby. Jego zęby są na tyle silne, że potrafią rozkruszyć skorupy swoich ofiar. Choć rekin psi może ugryźć człowieka, jego ugryzienia nie są śmiertelnie niebezpieczne. Jest niegroźny dla ludzi i znajduje się w Czerwonej Księdze gatunków zagrożonych.
Koleń pospolity (Squalus acanthias) to kolejny gatunek rekina spotykany w Bałtyku, który jest większy od rekina psiego i występuje na całym świecie. Dorosłe osobniki osiągają długość do 1,5 metra, ale nie stanowią zagrożenia dla ludzi. Niestety, ze względu na intensywne połowy, populacja kolenia pospolitego gwałtownie maleje, gdyż jest on ceniony za swoje mięso. W wyniku tego spadku liczebności, koleń pospolity został wpisany do Czerwonej Księgi gatunków zagrożonych.
Największym gatunkiem, który można spotkać w Bałtyku, jest lamna śledziowa, znana również jako żarłacz śledziowy. Może dorastać do 3 metrów długości i ważyć 200 kilogramów. Okazjonalnie pojawia się także długoszpar, czyli żarłacz olbrzymi, osiągający długość aż 12 metrów. Pomimo imponującej szczęki złożonej z 3 tysięcy zębów, nie stanowi zagrożenia dla ludzi, ponieważ jego paszcza służy do zjadania planktonu, a nie do krwiożerczych ataków.
Warto jednak pamiętać, że w przeszłości zdarzały się incydenty z udziałem rekinów. W 1755 roku w Szwecji, rekin zaatakował człowieka, ale nie wiadomo, który gatunek był sprawcą tego zdarzenia.
Choć rekiny występują w Bałtyku, nie stanowią one zagrożenia dla kąpiących się turystów. Są to fascynujące stworzenia, które warto poznać bliżej, nie obawiając się ich obecności na polskim wybrzeżu. Dlatego teraz, w okresie przedwakacyjnym, warto zastanowić się nad wyborem miejsca nad Morzem Bałtyckim, gdzie można spokojnie lub aktywnie spędzić wakacje, ciesząc się urokami plaż i morskiej fauny.
Źródło: planeta.pl/MD


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.