„Cała odpowiedzialność za możliwą eskalację sytuacji w regionie spoczywa całkowicie na USA i na ich sojusznikach w ramach NATO” – powiedział na konferencji prasowej w Moskwie Rudskoj, który jest szefem głównego zarządu operacyjnego sztabu generalnego.
Zapewnił jednocześnie, że ministerstwo obrony Rosji „zawsze trzymało się kursu, którego celem jest budowanie konstruktywnego dialogu z NATO i innymi krajami”.
Rudskoj zarzucił NATO zwiększanie aktywności na Morzu Czarnym. Oświadczył, że zagraniczne samoloty zwiadowcze pojawiają się w tym regionie w bieżącym roku o 40 proc. częściej niż w roku 2019. Jeszcze bardziej wzrosła intensywność lotów zwiadowczych w rejonie Krymu, który Rosja anektowała w 2014 roku. Rudskoj powiedział, że odnotowano o 61 proc. lotów nad półwyspem więcej niż w minionym roku.
Nad Morzem Czarnym prowadzą operacje nie tylko samoloty NATO, ale i strategiczne bombowce lotnictwa Stanów Zjednoczonych – dodał Rudskoj. Oznajmił, że w trakcie lotów 28 sierpnia, 4 września i 14 września „samoloty amerykańskie przybliżyły się do granicy rosyjskiej na odległość 11 kilometrów”.
O 30 proc. wzrosła długość pobytu na Morzu Czarnym okrętów NATO – kontynuował generał. Jak oświadczył, we wrześniu 27 samolotów rosyjskich startowało z regionu Morza Czarnego i Morza Azowskiego, by osłonić granice powietrzne Federacji Rosyjskiej w tym rejonie.
Zestawy rakietowe, w które wyposażona jest armia rosyjska, znajdowały się w stanie gotowości do natychmiastowego użycia – podkreślił przedstawiciel sztabu generalnego.
Rudskoj zaznaczył też, że na Morzu Czarnym znajduje się obecnie amerykański lotniskowiec Franklin Roosevelt, a także „jeszcze trzy okręty państw spoza regionu Morza Czarnego”. Rosyjska Flota Czarnomorska „w odpowiednim czasie wykryła rozmieszczanie okrętów Sojuszu (Północnoatlantyckiego). Zorganizowano ich asystę i śledzenie za pomocą uzbrojenia” – poinformował gen. Rudskoj.
Źródło: PAP