Rosyjskie okręty odpłynęły na prawie 200 km od ukraińskich brzegów

Rosyjskie okręty wojenne odpłynęły na prawie 200 km od brzegów Ukrainy, ale ryzyko ataków rakietowych nie minęło – poinformowało we wtorek Dowództwo Operacyjne Południe, cytowane przez portal Ukrainska Prawda.

W czarnomorskiej strefie operacyjnej wrogie zgrupowania okrętów rakietowych i desantowych oddaliły się od brzegów ukraińskich na prawie 200 km.

Portal Ukrainska Prawda

Jak podkreślono, nadal trwa blokada morska i utrzymuje się ryzyko ataków rakietowych.

13 kwietnia rosyjski krążownik Moskwa, okręt flagowy Floty Czarnomorskiej, został trafiony dwiema ukraińskimi rakietami Neptun. Moskwaznajdowała się wówczas ok. 100 km od wybrzeża Ukrainy, czyli była w zasięgu rakiet Neptun. Zdaniem Pentagonu utrata krążownika, który zatonął w czwartek, to cios dla rosyjskiej floty w regionie.

Źródło: PAP

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Rosyjski atak na turecki statek w Czarnomorsku

    Rosyjski atak na turecki statek w Czarnomorsku

    12 grudnia podczas rosyjskiego ataku w obwodzie odeskim doszło do pożaru na jednostce Cenk T w porcie Czarnomorskim. Operator podał, że statek przewoził żywność, nie było informacji o ofiarach. Turcja oficjalnie wezwała do wstrzymania działań zagrażających bezpieczeństwu żeglugi na Morzu Czarnym.

    Co wiadomo o uderzeniu

    W Czarnomorsku zapaliła się turecka jednostka handlowa Cenk T. W komunikatach i depeszach przewija się jeden szczegół, który zmienia optykę: ładunek stanowiła żywność. Żadnych opowieści o „strategicznych komponentach”, żadnej wygodnej zasłony dymnej. Twardy fakt brzmi banalnie, więc jest dla propagandy wyjątkowo niewygodny. To kolejny przykład, jak bezpieczeństwo żeglugi na Morzu Czarnym staje się elementem presji politycznej i gospodarczej.

    Turcja zareagowała oficjalnie, wskazując na zagrożenie dla bezpieczeństwa morskiego oraz swobody żeglugi. To nie jest dyplomatyczne „zaniepokojenie” wrzucone na autopilota. To sygnał państwa, którego armatorzy operują na trasach prowadzących do ukraińskich portów, więc ryzyko nie jest akademickie.

    Morze Czarne jako narzędzie presji

    W sieci temat sprzedaje się jako dowcip o wojnie z „tureckimi pomidorami”. Tyle że w tym żarcie jest zimny mechanizm. Uderzenie w statek z żywnością działa jak ostrzeżenie dla armatorów i ubezpieczycieli: bandera nie daje gwarancji, a wejście do ukraińskiego portu ma koszt polityczny i finansowy, który każdy musi skalkulować sam.

    To właśnie jest gra Moskwy. Nie potrzeba formalnej blokady, nie trzeba ogłaszać „zamknięcia morza”. Wystarczy dosypać niepewności. Kilka takich zdarzeń, kilka nagrań, kilka komunikatów o pożarze i nagle część rynku zaczyna omijać region, bo rachunek ryzyka przestaje się spinać.

    Dzień później Ukraina informowała też o uderzeniu rosyjskiego drona w turecki statek VIVA z ładunkiem oleju słonecznikowego który płynął do Egiptu. Ten wątek dokłada do obrazu kolejną warstwę napięcia, bo sugeruje, że ryzyko nie kończy się na nabrzeżu.

    Wniosek jest nieprzyjemnie prosty. Morze Czarne coraz częściej przestaje być przestrzenią handlu, zaczyna być przestrzenią wymuszania. Gdy celem staje się statek z żywnością, opowieść o „precyzyjnej wojnie” zostaje już tylko w papierowych komunikatach.