Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W środę nad ranem przy falochronie Portu Północnego w Gdańsku doszło do groźnego wypadku z udziałem jachtu Milou. Sternik, płynący samotnie z Kołobrzegu, wypadł za burtę około 4 Mm od brzegu.
W artykule
Przez blisko godzinę dryfował w wodzie, zanim został zauważony i podjęty przez załogę pogłębiarki Vox Alexia, a następnie przekazany jednostce ratowniczej Wiatr. Był na szczęście przytomny, przyjaciele żeglarze pisali na forach, że żyje, ale trafił do szpitala z objawami wychłodzenia.
W tym samym czasie jego jacht, pozbawiony sternika, nie zatrzymał się ani nie został przechwycony. Niesiony kursem wszedł prosto na podejście do Portu Północnego i z impetem uderzył w konstrukcję falochronu. Jednostka została poważnie uszkodzona i osiadła na przeszkodzie hydrotechnicznej. Sam fakt, że w bezpośrednim sąsiedztwie strategicznego portu mogło dojść do takiego zdarzenia, unaocznia poważną lukę w systemie nadzoru i reagowania.
Ten wypadek zakończył się podjęciem z wody sternika, ale otworzył znacznie groźniejsze pytania niż same kwestie żeglarskie. Jak to możliwe, że nikt nie zareagował na czas na jednostkę zmierzającą samotnie ku strategicznemu portowi? Eksperci ostrzegają: identyczny scenariusz mógłby dotyczyć motorówki z autopilotem i wprowadzonymi waypointami. Zamiast płynąć 5 węzłów jak jacht, uderzyłby z prędkością 30 węzłów prosto w baseny portowe, niosąc np. dwie tony ładunku wybuchowego. To nie wizja z filmu sensacyjnego – tak działa każdy nowoczesny chartplotter z autopilotem.
Czytaj więcej: Fregaty ZOP Holandii i Belgii wyposażone w zaawansowane systemy nawigacyjne Exail
Tymczasem dostępne rozwiązania już istnieją. Porty powinny funkcjonować w oparciu o tzw. morskie kręgi bezpieczeństwa – naniesione na mapy nawigacyjne z wymogiem nawiązania łączności, stale monitorowane w dwóch pól sferach nad i podwodnej i aktywnie bronione. Każda jednostka wchodząca w taką strefę powinna być natychmiast klasyfikowana, monitorowana i podejmowana do kontaktu. Brak odpowiedzi powinien uruchamiać reakcję warstwową: szybkie bezzałogowe jednostki przechwytujące, przeciwdywersyjne ruszają z redy, spychają dziób na kurs „w morze”, drony latające prowadzą obserwację wizyjną pokładu i mostka, a w powietrze podrywa się śmigłowiec z zespołem abordażowym Formozy gotowym wejść na pokład.
Nie są to czyste teorie. W Szczecinie rozwijany jest polski projekt szybkiego drona pełnomorskiego Barakuda przeznaczonego właśnie do takich zadań. To jednostka, która potrafi przejąć i unieszkodliwić zagrożenie w zależności od strefy ryzyka z uszkodzeniem i zatopieniem wrogiego obiektu włącznie. Na dalszym podejściu potrafi przejąć obiekt, wyhamować go i skierować na wyznaczoną mieliznę, gdzie samoczynnie osiada. W przypadku aktywnego manewrowania może użyć uzbrojenia, unieruchomić napęd i zepchnąć cel na płyciznę w celu dalszego rozpoznania. W sytuacji krytycznej — tuż przed infrastrukturą portową — nie ma już miejsca na półśrodki: jednostka zostaje zniszczona, zanim zdąży uderzyć w cel.
Czytaj też: Czy rosyjskie drony morskie zmienią układ sił na Bałtyku
W przypadku prowadzenia akcji poszukiwawczo-ratowniczej polski system bezzałogowy Barakuda zabiera sprzęt SAR i kamerą termowizyjną w asyście bezzałogowych systemów latających, poszukuje rozbitka i udziela mu natychmiastowej pomocy zabierając na pokład po podaniu nawodnych środków ratunkowych.
Czytaj również: Bezzałogowa wojna na Bałtyku – czy Polska jest na to gotowa?
Projekt Barakuda to nie sam dron – to cały system przygotowany do strategicznego wpięcia w bezpieczeństwo morskie.
To, co wydarzyło się w Gdańsku, nie powinno być traktowane jako zwykły wypadek żeglarski. To ostrzeżenie. Zestawione z incydentem z tego samego dnia w Osinach, gdzie na pole kukurydzy spadł i eksplodował niezidentyfikowany obiekt, ujawnia bolesną prawdę: Polska wciąż nie dysponuje skutecznym nadzorem ani narzędziami do natychmiastowego reagowania.
„Jacht widmo” uderzający w falochron strategicznego portu i bezzałogowy system spadający w głąb naszego kraju, 100 km od granicy, wskazują na tę samą słabość – państwo nie widzi wszystkiego, co dzieje się wokół nas.
Te epizody to sygnały alarmowe, że luka w systemie bezpieczeństwa może zostać wykorzystana w najgorszym możliwym momencie. Nie tylko może – będzie.
Autor: Robert Dmochowski


30 listopada grupa aktywistów Greenpeace Australia Pacific przeprowadziła spektakularną akcję na podejściu do portu w Newcastle, gdzie wspięli się na masowiec BONNY ISLAND, na którego pokładzie znajdował się węgiel.
W artykule
Do incydentu doszło w rejonie wejścia do portu Newcastle, jednego z głównych punktów eksportowych australijskiego węgla. Trzech aktywistów Greenpeace przedostało się na pokład masowca, wykorzystując dostęp do łańcucha kotwicznego oraz konstrukcji burtowych. Obecność osób postronnych na części dziobowej jednostki uniemożliwiła jej normalne manewrowanie, natomiast równoległa blokada kajakami na torze podejściowym dodatkowo ograniczyła przestrzeń manewrową statku, co w praktyce całkowicie wstrzymało jego ruch.
Protest był częścią szerszej inicjatywy Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia daty wygaszania eksportu paliw kopalnych oraz wstrzymania nowych projektów związanych z węglem i gazem.
Aktywiści rozwiesili na burcie masowca duży transparent z przesłaniem skierowanym do władz Australii: „Wycofywać węgiel i gaz”. Był to element blokady Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia terminu odejścia od paliw kopalnych oraz wstrzymania zgód na nowe projekty związane z węglem i gazem.
Akcja zbiegła się w czasie z podpisaniem przez Australię Deklaracji z Belém podczas COP30 w Brazylii. Greenpeace podkreśla, że zobowiązania złożone na forum międzynarodowym pozostają w sprzeczności z utrzymywaniem wysokiego poziomu eksportu surowców energetycznych.
W proteście uczestniczyli także australijscy muzycy Oli i Louis Leimbach z zespołu Lime Cordiale. Według Oli’ego obecność artystów miała podkreślić, że ruch klimatyczny obejmuje różne środowiska społeczne. Zwrócił uwagę, że akcja Greenpeace stała się naturalnym przedłużeniem koncertu zorganizowanego w ramach Rising Tide, który zgromadził wielu zwolenników działań na rzecz ochrony klimatu.
Wśród osób, które wspięły się na pokład masowca, znalazła się również lekarka i aktywistka Greenpeace dr Elen O’Donnell. W swoim oświadczeniu wskazała na skutki katastrof klimatycznych obserwowane w pracy zawodowej oraz podkreśliła, że Australia jako trzeci największy eksporter paliw kopalnych na świecie ponosi szczególną odpowiedzialność za ich konsekwencje.
Skala protestu była na tyle duża, że lokalna policja zatrzymała ponad 140 osób płynących na kajakach i pontonach, które brały udział w blokadzie podejścia do portu, wśród nich również nieletnich. Organizatorzy określili działania jako „konieczne i pokojowe”, natomiast krytycy podkreślali rosnące ryzyko eskalacji oraz zakłócenia pracy największego portu węglowego świata.
Incydent w Newcastle wpisuje się w rosnącą liczbę protestów wymierzonych w infrastrukturę powiązaną z paliwami kopalnymi. Australia, mimo deklaracji składanych na arenie międzynarodowej, pozostaje jednym z głównych eksporterów węgla na rynki azjatyckie. Działania aktywistów pokazują, że presja społeczna na przyspieszenie transformacji energetycznej staje się coraz bardziej zauważalna.
Podobne napięcia pojawiają się także w innych regionach świata, gdzie troska o środowisko zderza się z realiami gospodarki oraz sytuacją na rynku pracy. Europejskie doświadczenia potwierdzają, jak trudne bywa pogodzenie ambitnych celów klimatycznych z rosnącymi kosztami życia. W Australii sytuacja pozostaje szczególnie złożona, ponieważ przemysł wydobywczy jest jednym z fundamentów lokalnych gospodarek.
„Chociaż zmiana klimatu dotknie najuboższych najmocniej, dla wielu z nich nie będzie jedynym ani największym zagrożeniem” – przypomniał niedawno Bill Gates, komentując tempo światowej transformacji energetycznej. Wskazał, że debata zbyt często koncentruje się wyłącznie na emisjach, pomijając kwestie społeczne takie jak dostęp do energii, ubóstwo czy brak możliwości rozwoju.
Jego zdaniem skuteczna polityka klimatyczna wymaga nie tylko redukcji emisji, lecz także inwestycji w rozwiązania poprawiające jakość życia. Zwrócił uwagę, że postęp technologiczny sprawił, iż globalne prognozy emisji są dziś mniej pesymistyczne niż dekadę temu.
Choć dla uczestników Rising Tide była to forma obywatelskiego sprzeciwu, wielu mieszkańców regionu oceniło akcję jako przykład radykalizmu uderzającego w lokalną gospodarkę i miejsca pracy. W debacie publicznej pojawiły się głosy, że blokowanie statków nie rozwiązuje żadnego z realnych problemów klimatycznych, natomiast wzmacnia napięcia społeczne.
Wydarzenia w Newcastle pokazały, że spór między aktywizmem klimatycznym a ekonomicznym fundamentem tego kraju pozostaje nierozstrzygnięty i z zapewne jeszcze będzie powracał w w takiej lub podobnej formie.
Dlaczego nikt nie reagował? Z prostej przyczyny, jacht wychodził z polskiego portu, zarejestrowany w Polsce, nie przekraczał granicy polskiej. Straż graniczna kontroluje radary granic polskich, wystarczy posłuchać na radiostacji jak częste są wywołania jednostek które przekraczają Polską granicę w szczególności z kierunku północno-wschodniego. Nie siejcie sztucznie paniki.
Człowiek wypadł za burtę, szczęście że udało się go wyłowić żywego.
zgadzam się w zupełności z adi.
komuś puściły wodze
fantazji.
zamiast pochylić się nad ludzkim dramatem to niemalże oskarża zeglaża