Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

1 sierpnia, w tureckiej stoczni İstanbul Denizcilik w Tuzli miała miejsce ceremonia wodowania korwety Hetman Iwan Wyhowśkyj typu Ada. przeznaczonej dla Sił Morskich Ukrainy. Choć było to wydarzenie o dużym znaczeniu, nie zostało szeroko nagłośnione, co wynikało z obaw o bezpieczeństwo związanych z aktualną sytuacją geopolityczną Ukrainy.
W artykule
Ukraina walczy z rosyjską Flotą Czarnomorską od początku pełnoskalowej wojny, która rozpoczęła się w 2022 roku, nie mając przy tym ani jednego okrętu nawodnego. Pomimo tego odnosi znaczące sukcesy, które zmieniają sposób myślenia o charakterze walk na morzu. Ukraińskie osiągnięcia w zakresie bezzałogowych dronów przyciągnęły uwagę całego świata. Jednak równie istotnym, lecz mniej znanym elementem strategii Ukrainy, jest program odbudowy floty wojennej, który zaczyna się od budowy korwet typu Ada.
W kontekście tych działań wodowanie korwety Hetman Iwan Wyhowśkyj nabiera szczególnego znaczenia. Na ceremonii, która odbyła się w stoczni İstanbul Denizcilik w Tuzli, w aglomeracji Stambułu, wśród zaproszonych gości znaleźli się między innymi pierwsza dama Ukrainy, Ołena Zełenska, minister obrony Ukrainy, Rustem Umierow, oraz dowódca Sił Morskich Ukrainy, wiceadmirał Ołeksij Nejiżpapa.
Dzięki okrętom typu Ada, Ukraina będzie mogła chronić swoje interesy narodowe nie tylko na Morzu Czarnym i Azowskim, ale także na Morzu Śródziemnym i Oceanie Atlantyckim.
biuro prezydenta Ukrainy, Wołodymyra Zełenskiego
Choć trochę biuro ukraińskiego prezydenta przesadziło z tak napisaną informacją, przyjrzyjmy się rzeczywistej sytuacji i możliwościom, jakie te jednostki mogą zapewnić ukraińskiej marynarce wojennej. Hetman Iwan Wyhowśkyj jest drugą z serii dwóch ukraińskich korwet typu Ada, po Hetmanie Iwanie Mazepie, który obecnie przechodzi próby morskie. Mazepa, nazwany na cześć ukraińskiego generała, który walczył z rosyjskim carem Piotrem I, XVII-wiecznym autokratą, którego imperialne ambicje były inspiracją dla prezydenta Rosji Władimira Putina. Po dostarczeniu, Mazepa stanie się okrętem flagowym ukraińskiej marynarki wojennej oraz jej pierwszym w pełni nowoczesnym okrętem wojennym.
Podstawą dla budowy korwet typu Ada jest umowa podpisana w grudniu 2020 roku między Ukrainą a tureckim Departamentem Przemysłu Obronnego. Kontrakt ten obejmuje budowę dwóch korwet z możliwością budowy kolejnych dwóch jednostek w ukraińskiej stoczni na podstawie licencji. Koszt budowy pierwszej jednostki wyniósł 200 milionów dolarów, co pokazuje zaangażowanie Ukrainy w modernizację swoich sił morskich i ich gotowość do działania w nowoczesnym środowisku morskim.
Korwety typu Ada w tym Hetman Iwan Wyhowśkyj, o wyporności około 2400 ton i długości 99 metrów, są efektem pierwszej fazy tureckiego programu MiLGEM. Ukraina będzie drugim zagranicznym użytkownikiem tych nowoczesnych jednostek, po Islamskiej Republice Pakistanu.

Zgodnie z informacją przekazaną przez Ministerstwo Obrony Ukrainy, korwety te zostaną wyposażone w imponujący arsenał uzbrojenia. Na ich pokładzie znajdą się wyrzutnie pocisków przeciwokrętowych, których typ nie został jeszcze ujawniony, oraz system przeciwlotniczy MBDA VL MICA, zapewniający ochronę przed zagrożeniami z powietrza.
Dodatkowo, korwety będą wyposażone w 76 mm uniwersalną armatę Leonardo OTO Melara Super Rapido oraz 35 mm zestaw artyleryjski Aselsan Gökdeniz, który zapewni wsparcie w zakresie obrony bliskiego zasięgu. Do obrony przed zagrożeniami na powierzchni wody posłużą dwa 12,7 mm stanowiska uzbrojenia Aselsan STAMP.
Uzbrojenie przeciw okrętom podwodnym obejmuje 324-mm wyrzutnie torped EuroTorp MU90 Impact, a także śmigłowiec, którego typ nie został jeszcze określony. Taki zestaw uzbrojenia czyni z ukraińskich korwet typu Ada wszechstronne jednostki, zdolne do prowadzenia różnorodnych misji.
Jednak ukraińska marynarka wojenna stoi przed istotnym wyzwaniem: Turcja zamknęła cieśninę Bosfor dla wszystkich okrętów wojennych związanych z konfliktem rosyjsko-ukraińskim. Konwencja z Montreux upoważnia Turcję do takiego działania w czasie konfliktu na Morzu Czarnym, nawet w stosunku do okrętów sojuszniczych. Na początku roku turecki rząd odrzucił prośbę Ukrainy o przepłynięcie przez cieśninę dwóch byłych brytyjskich niszczycieli min, pozostawiając je w Wielkiej Brytanii do czasu znalezienia alternatywnego rozwiązania tego problemu.
Sytuacja z korwetami typu Ada może być jednak inna. Jako że te jednostki zostały zakupione przez turecki rząd i zbudowane w tureckiej stoczni, istnieje niejasność, czy Turcja zablokuje ich przejście przez cieśninę. Możliwe, że korwety pozostaną formalnie „tureckie” do momentu przekazania ich na Morzu Czarnym. W przypadku blokady mogłyby one operować na Morzu Śródziemnym, co potencjalnie rozszerzyłoby zasięg konfliktu. Wprowadzenie nowych jednostek na te wody mogłoby zmusić zarówno sojuszników Ukrainy, jak i jej przeciwników, do zwiększenia swojej obecności na wodach Morza Śródziemnego, co potencjalnie prowadziłoby do eskalacji działań zbrojnych na tych wodach.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Decyzja o wyborze Szwecji jako partnera programu Orka została przedstawiona przez ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza jako „najważniejszy krok dla bezpieczeństwa państwa polskiego od lat”.
W artykule
W wypowiedzi ministra padają słowa o „nowej architekturze bezpieczeństwa”, „najdalej idących deklaracjach offsetowych” oraz „obiektywnej analizie”. Jednak dokładne przesłuchanie wypowiedzi ministra Kosiniaka-Kamysza prowadzi do kilku zasadniczych wniosków, które wymagają chłodnej, branżowej analizy.
Minister podkreśla, że w procesie analizy przejrzano 3000 stron dokumentów i sześć ofert państwowych. Wskazuje przy tym, że propozycja szwedzka „spełniła wszystkie oczekiwania Marynarki Wojennej”. W całej wypowiedzi nie pojawia się jednak ani jedno zdanie, które potwierdzałoby, że oferowany Polsce okręt znajduje się już w eksploatacji i jest używany przez jakąkolwiek marynarkę wojenną. Z przemówienia wynika raczej coś przeciwnego – dopiero mają rozpocząć się prace, natomiast od faktycznego wejścia jednostek do służby dzieli nas bliżej nieokreślone „kilka lat”.
Sytuacji nie poprawia fakt, że sami Szwedzi kilkukrotnie przesuwali terminy dostaw okrętów dla własnej marynarki wojennej. Obecnie mowa już o początku lat 30. Trudno w takiej sytuacji mówić o w pełni wiarygodnym partnerze, który ma istotne problemy z dotrzymaniem harmonogramu nawet w programach realizowanych na rzecz własnej floty.
W realiach współczesnych programów okrętowych oznacza to wybór konstrukcji, której morskie dojrzewanie przypadnie dopiero na drugą połowę lat 30. To czas, w którym sytuacja bezpieczeństwa na Bałtyku już dziś wymaga kompletnych, działających zdolności zwalczania okrętów podwodnych, nie zaś planów i obietnic na przyszłość. Z tego powodu środowisko morskie od lat powtarza jeden, prosty postulat: Polska powinna kupić okręty podwodne sprawdzone w służbie, nie konstrukcje, które istnieją głównie w dokumentacji i dopiero mają powstać.
Minister wskazuje na okręt podwodny typu Gotland, która ma trafić do polskiej służby w 2027 roku jako okręt szkoleniowy. W przekazie rządowym przedstawia się ów okręt jako rozwiązanie przejściowe, mające wypełnić lukę między podpisaniem umowy a dostawą nowych okrętów podwodnych. Nie zmienia to jednak zasadniczej kwestii: okręt szkoleniowy nie zastąpi pełnowartościowych zdolności bojowych marynarki wojennej.
Nawet jeżeli szwedzki okręt wejdzie do linii w zapowiadanym terminie, docelowe jednostki bojowe pojawią się dopiero po wielu latach. W praktyce oznacza to, że nasza Marynarka Wojenna przez znaczną część tej dekady oraz początek następnej pozostanie bez kompletnego, nowoczesnego komponentu podwodnego. Tymczasem to właśnie pilne zamknięcie tej luki było koronnym argumentem zwolenników zakupu okrętów, które już pływają w barwach innych flot.
Słowa ministra, że „marynarze nie mogą czekać ani chwili dłużej”, pozostają w wyraźnym napięciu z przedstawionym przez niego harmonogramem. Zapowiedziany gap filler poprawi sytuację szkoleniową, nie rozwiąże jednak zasadniczego problemu braku pełnowartościowych zdolności bojowych pod wodą.
W wypowiedzi ministra wielokrotnie pojawia się zapewnienie, że czas dostawy był jednym z kluczowych kryteriów oceny ofert. Mimo tego w całym nagraniu nie pada ani jedna twarda data dotycząca budowy nowych okrętów podwodnych. Nie wiadomo, kiedy powstanie pierwsza jednostka ani w którym roku mogłaby zostać przekazana do służby w Marynarce Wojennej RP. Minister ogranicza się do stwierdzenia, że „minie kilka lat”, co nie daje żadnego punktu odniesienia.
Brak jest również informacji o ryzykach związanych z procesem budowy. W programach tej skali przesunięcia harmonogramu są zjawiskiem niemal pewnym, dlatego ich pominięcie w komunikacie budzi uzasadnione wątpliwości. Nie przedstawiono też porównania terminów oferowanych przez pozostałych uczestników postępowania. Trudno więc mówić o przewadze czasowej rozwiązania szwedzkiego, skoro nie podano żadnych danych pozwalających tę przewagę zweryfikować.
W marynarce wojennej przewidywalność jest równie istotna jak parametry techniczne jednostki. Harmonogram dostaw decyduje o realnej zdolności operacyjnej floty, dlatego brak konkretnych terminów w tak fundamentalnym programie jak Orka pozostaje jednym z najbardziej problematycznych elementów ogłoszonej decyzji.
W wystąpieniu ministra pojawia się szeroka lista korzyści, jakie miałaby przynieść współpraca ze Szwecją. Mowa o potencjalnym zakupie okrętu ratowniczego budowanego w Polsce, o inwestycjach w krajowy przemysł okrętowy, o transferze technologii oraz o prowadzeniu serwisu i napraw w polskich stoczniach. Te zapowiedzi brzmią obiecująco, jednak na obecnym etapie mają one charakter wyłącznie deklaracyjny.
Minister posługuje się sformułowaniami typu „deklarują”, „zobowiązują się”, „będą inwestować”. W języku programów zbrojeniowych takie zwroty nie mają mocy sprawczej. Realny offset i trwałe korzyści gospodarcze wynikają dopiero z precyzyjnie zapisanych umów, obejmujących harmonogramy, zakres prac, prawa własności intelektualnej oraz odpowiedzialność wykonawcy. W programach okrętowych stosuje się twarde mechanizmy rozliczeniowe, które pozwalają państwu egzekwować zobowiązania partnera. W ogłoszeniu rządu takich elementów jeszcze nie ma.
Do czasu przedstawienia finalnych dokumentów nie sposób ocenić, czy zapowiedzi przełożą się na wymierne, policzalne korzyści dla polskiego przemysłu okrętowego. Dopiero umowa pokaże, czy te deklaracje mają wartość operacyjną, czy pozostaną jedynie elementem narracji towarzyszącej ogłoszeniu wyboru oferty.
Minister wskazuje, że swoje oferty przedstawiły m.in. Niemcy, Norwegia, Korea Południowa, Hiszpania, Francja oraz Włochy. Część z tych państw dysponuje okrętami, które są już używane przez ich marynarki wojenne, sprawdzone w eksploatacji gdzie posiadają rozbudowane zaplecze logistyczne oraz szkoleniowe. Proponowane jednostki mają znane koszty użytkowania, jasno określony cykl modernizacyjny i funkcjonują w strukturach państw NATO lub są bliskimi partnerami tego Sojuszu.
Mimo to rząd zdecydował się na konstrukcję, która nie znajduje się jeszcze w służbie żadnej marynarki wojennej. W praktyce oznacza to wybór rozwiązania, które nie zostało dotąd sprawdzone w realnych warunkach eksploatacji, więc jego faktyczną wartość bojową będzie można ocenić dopiero po latach.
W marynarce wojennej obowiązuje prosta zasada: okręt musi najpierw pływać i zostać sprawdzony w działaniach, dopiero potem można mówić o jego przewagach czy wiarygodności operacyjnej. W ogłoszonej decyzji zabrakło wyjaśnienia, dlaczego pominięto propozycje spełniające ten podstawowy warunek.
Minister Kosiniak-Kamysz przedstawia decyzję jako „historyczną” i „przełomową”, lecz jego własna wypowiedź ujawnia kluczowy problem: Polska wybrała ofertę, której podstawą jest konstrukcja niezweryfikowana w eksploatacji, z odległym terminem dostaw i offsetem opartym na deklaracjach.
W praktyce oznacza to, że zamiast natychmiast odbudować zdolności podwodne Marynarki Wojennej RP, Polska wchodzi w kilkuletni okres oczekiwania – z nadzieją, że projekt, który dziś jest audycją polityczną, stanie się realną zdolnością operacyjną.
Tymczasem doświadczeni marynarze od lat zwracają uwagę, że powinniśmy kupić okręt znajdujący się już w służbie. To jedyny realny sprawdzian wartości jednostki podwodnej.
Czy przy takim wyborze naprawdę nie mamy prawa zadać sobie pytania, które od kilku dni pojawia się w rozmowach wielu osób? Czy szwedzki A26 okaże się kolejnym Gawronem — projektem obiecującym, kosztownym, a w praktyce wielokrotnie przesuwanym i przez lata niebędącym w służbie?
To pytanie nie wynika z emocji. To chłodna refleksja nad decyzją, która przesądza o przyszłości polskich zdolności podwodnych na całe dekady. Powtórzę to po raz kolejny — w sytuacji, w której wybrano okręt, który nie znajduje się jeszcze w służbie żadnej marynarki wojennej, a partner odpowiedzialny za jego budowę sam od lat zmaga się z opóźnieniami — postawienie takiego pytania jest nie tylko dopuszczalne. Jest konieczne.
Autor: Mariusz Dasiewicz