Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

O godz. 10.15 Karol Nawrocki złożył przed Zgromadzeniem Narodowym uroczystą przysięgę i objął urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Po raz pierwszy w historii Polski zarówno Głowa Państwa, jak i Prezes Rady Ministrów pochodzą z Gdańska. Ten symboliczny zbieg okoliczności może – a w przypadku Marynarki Wojennej powinien – przerodzić się na wzmocnienie naszego kraju na Bałtyku.
W artykule
Zgodnie z art. 130 Karol Nawrocki oświadczył:
Obejmując z woli Narodu urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, uroczyście przysięgam, że dochowam wierności postanowieniom Konstytucji, będę strzegł niezłomnie godności Narodu, niepodległości i bezpieczeństwa Państwa, a dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem.
Przysięgę zakończył słowami: „Tak mi dopomóż Bóg”. Po tych słowach Karol Nawrocki formalnie objął urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej.
Po godz. 16.00 na pl. Piłsudskiego w Warszawie Karol Nawrocki formalnie objął zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi RP. Uroczystość miała charakter symboliczny, lecz jej znaczenie wykraczało poza ceremonialny gest. Prezydent przyklęknął przed sztandarem Wojska Polskiego, ucałował go, po czym na maszt wciągnięto proporzec głowy państwa – znak jego konstytucyjnej roli jako najwyższego zwierzchnika sił zbrojnych. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza złożył wieniec, oddając hołd tym, którzy zapłacili najwyższą cenę za wolność. Podczas tej podniosłej uroczystości, Minister Obrony Narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślił, że prezydent przejmuje dowództwo nad „wspaniałą armią, której największym skarbem są żołnierze”. W kontekście rosnących zagrożeń geopolitycznych, zwłaszcza na wschodniej flance NATO, znaczenie tych słów nie było przypadkowe.

Prezydent z Gdańska dysponuje arsenałem konstytucyjnych instrumentów: może blokować lub przyspieszać nominacje, żądać informacji o stanie Sił Zbrojnych, opiniować plany mobilizacyjne. Jednak bez jasno postawionego celu – i spójnej współpracy z rządem – nawet najlepszy kapitan nie obroni okrętu. A Bałtyk nie wybacza improwizacji jako akwen bezpośrednio zagrożony.
Dlatego my, ludzie morza, kierujemy apel do Prezydenta Karola Nawrockiego – prośbę o decyzje w sprawie strategii która uczyni Bałtyk priorytetem bezpieczeństwa państwa. Oczekujemy woli politycznej, by nadać impuls programom, które od lat tkwią w biurokratycznym dryfie. Jeśli rzeczywiście chcemy armii, która będzie „najsilniejsza w Europie” – musimy zacząć tam, gdzie dziś jesteśmy najsłabsi. Na morzu.
Dlatego my, ludzie morza, kierujemy apel do Prezydenta Karola Nawrockiego – nie o deklaracje, lecz o decyzje. O spójną strategię, która uczyni Bałtyk priorytetem bezpieczeństwa państwa. Nie oczekujemy cudów – tylko woli politycznej, by nadać impuls programom, które od lat tkwią w biurokratycznym dryfie. Jeśli rzeczywiście chcemy armii, która będzie „najsilniejsza w Europie” – musimy zacząć tam, gdzie dziś jesteśmy najsłabsi. Na morzu.
Jeśli Polska chce zachować realny wpływ na wydarzenia w regionie Morza Bałtyckiego, potrzebuje czegoś więcej niż symbolicznej obecności bandery. Potrzebuje floty z prawdziwego zdarzenia – nowoczesnej, uzbrojonej i zdolnej do działania na pełnym morzu. Dzisiejsze programy modernizacyjne to nie techniczne projekty – to test na powagę państwa.
Program wielozadaniowych fregat Miecznik już przeszedł z fazy planowania do fazy budowy. Kadłub pierwszej jednostki rośnie w Stoczni Wojennej PGZ, a termin położenia stępki drugiej planowany jest na grudzień tego roku. W tej dekadzie Polska ma szansę wejść do grona państw, które nie tylko dysponują okrętami bojowymi z nowoczesnym systemem walki, ale również samodzielnie je budują. To precedens na skalę powojennej historii MW RP.
Równolegle program Orka – przez lata wstrzymywany politycznymi rozgrywkami – znów znajduje się na stole. Jeśli w 2025 lub na początku 2026 r. zostanie podpisany kontrakt na okręty podwodne nowej generacji, to w latach 2032–2034 Polska może odzyskać zdolność skrytego odstraszania i prowadzenia działań podwodnych. To absolutnie kluczowe w kontekście dominacji rosyjskiej Floty Bałtyckiej w głębiach naszego morza. Ciężko utrzymać zdolność do obsadzenia floty podwodnej kadrami przy tak długotrwałym braku obecności zaplecza technicznego i nowoczesnej floty okrętów podwodnych.
Wreszcie – logistyka morska. Wciąż zbyt rzadko pojawia się w debacie publicznej program dotyczący pozyskania okrętów wsparcia logistycznego w ramach programu Supply, a to on przesądza o zdolności do utrzymania floty na operacyjnych pozycjach. Bez nowoczesnych jednostek zaopatrzeniowych nie będzie ani realnej obecności w operacjach NATO, ani zabezpieczenia działań na Bałtyku. Nowoczesna flota zaopatrzeniowa to nie tylko tankowanie i uzupełnianie zapasów – to platforma dla bardziej zaawansowanych systemów, które mogą być wysyłane tam, gdzie będą najbardziej potrzebne. W epoce mobilnych, precyzyjnych operacji morska logistyka nie jest zapleczem – to linia frontu.
Modernizacja Marynarki Wojennej to nie wyścig zbrojeń – to polisa na przetrwanie w epoce niestabilności geopolitycznej, ataków hybrydowych i narastającej rywalizacji mocarstw. Bez Marynarki nie da się obronić ani Baltic Pipe, ani farm wiatrowych, ani polskiego handlu morskiego. Flota to nie dodatek Panie Prezydencie – to kręgosłup naszej suwerenności od strony morza.
Jako środowisko ludzi morza, od dawna mówimy o tym, co dla wielu polityków i urzędników wciąż pozostaje „kwestią przyszłości”. Tymczasem przyszłość już nadeszła – i dzieje się tuż za naszymi granicami lądowymi i morskimi.
Programy Orka, Miecznik i Supply to fundamenty bezpieczeństwa morskiego. Ale nawet najlepiej uzbrojona flota będzie bezradna, jeśli nie zadbamy o nowoczesne pole walki: zrobotyzowane, bezzałogowe i szybkie. Tak jak fregaty mają być mieczem, tak czubek tego miecza musi być bezzałogowy – to drony, nie ludzie, powinni być wystawiani na ogień.
Jak mówi expert Robert Dmochowski, specjalista z doświadczeniem w obszarze systemów robotycznych i sztucznej inteligencji:
Dziś mam małą armię. Na papierze wyglądam jak ofiara. Ale za moimi plecami stoi superkomputer, który w ułamku sekundy potrafi odwrócić twoje drony przeciwko tobie. To nie jest science fiction – to kwestia czasu. Kto pierwszy opanuje algorytmy, ten wygra następną wojnę.
Wejście w epokę wojen dronów to tylko etap przejściowy. Za nią nadchodzi era wojen superkomputerów – konfliktów prowadzonych nie siłą ognia, lecz mocą obliczeniową i przewagą modeli matematycznych i logicznych pozwalających na dekryptarz wrogich systemów i wprowadzanie w nich oczekiwanych zmian. To właśnie dlatego dziś, obok fregat i trałowców, powinniśmy inwestować w:
To nie jest zadanie z Doliny Krzemowej. To zadanie dla polskich naukowców, którzy już dziś zasilają zespoły OpenAI, Google DeepMind czy Palantira. Nasz intelekt – fizycy, matematycy, inżynierowie – to zasób strategiczny. Ale jeśli nie damy im warunków, będą nadal pracować dla innych.
Nie chodzi o to, żeby płacić im stałe wynagrodzenie. Chodzi o to, by uczynić ich współwłaścicielami bezpieczeństwa narodowego. Niech będą milionerami, jeśli potrafią zarobić lub ochronić miliardy – dla Polski.
Dmochowski mówi o czymś, co zbyt długo traktowaliśmy jak science fiction. Ale to nie bajka – to realna strategia na dekady. Bo kto kontroluje dane i sygnały, ten dziś ma doskonałą świadomość sytuacyjną i stabilną transmisję, a jutro gotowy kontrolować będzie porty, instalacje offshore i drony uderzeniowe na Bałtyku.
Dlatego jako miłośnicy morza i obrońcy interesów Rzeczypospolitej od strony morza, mówimy jasno: czas na morskie drony i cyfrowe zbrojenia. Nie wystarczy mieć miecz. Trzeba jeszcze, żeby miecz wiedział, gdzie uderzyć, bez zbędnego narażania nim władającego.
W świecie, gdzie kontrola nad szlakami transportowymi przekłada się na wpływy polityczne, flaga na rufie statku to nie tylko symbol, ale narzędzie siły. Dziś Polska nie wykorzystuje tego potencjału – choć mogłaby. Dlatego jako środowisko ludzi morza apelujemy o przywrócenie polskiej bandery handlowej jako jednego z priorytetów prezydenckiej strategii morskiej.
Expert Robert Dmochowski – praktyk i analityk branży morskiej – mówi wprost:
Banderę traktujemy jak tło do zdjęcia, a przecież to potężna dźwignia wpływu. Właścicielem statku możesz być ty – ale to państwo, którego banderę niesie twoja jednostka, dyktuje reguły prawne, podatkowe, załogowe i dostępu do portów. Może wstrzymać przeglądy, zablokować wejście do portu, uwikłać w spór sądowy w państwie bandery itd. I jeszcze na tym zarabia.
Czytaj więcej: Polska bandera handlowa, koniec szkodliwych mitów
Wskazuje też na realny przykład – flotę cypryjską, zbudowaną na modelu taniej bandery, która generuje wielomiliardowe wpływy do budżetu i dynamicznie się rozwija. Podobny mechanizm uruchomili niedawno Szwedzi – z pełnym sukcesem. Polska, mając 10% światowej kadry morskiej (oficerów i specjalistów), posiada potencjał większy niż Cypr, Malta czy Panama. Wciąż jednak nie mamy narzędzi, by ten kapitał przekuć w lewar globalny.
Jeśli dziś administracyjnie powołasz polskich absolwentów uczelni morskich na komisję wojskową – destabilizujesz 10% światowej floty. To nie mrzonka. To niewidzialna armia, której wciąż nie wykorzystujemy. A to Oni pierwsi powinni obsadzać polską banderę w rangach oficerskich.
To nie jest tylko kwestia prestiżu. Biała lista IMO, dostęp do kluczowych portów, wpływy z certyfikacji i przeglądów, promowanie krajowego rejestru okrętowego – to wszystko razem buduje nie tylko wpływy budżetowe, ale miękką siłę oddziaływania państwa. W czasie pokoju to instrument gospodarczy, w czasie wojny – strategiczna przewaga.
Dlatego postulujemy: czas przywrócić Polską Banderę – nie tylko na statkach handlowych, ale jako element szerszej polityki morskiej państwa. Bandera to nie tylko tkanina. To wpływ, pieniądz i bezpieczeństwo.
Karol Nawrocki objął najwyższy urząd w państwie słowami przysięgi, które dla ludzi morza znaczą jedno – czas działać. Bo dziś polskie wybrzeże nie potrzebuje deklaracji, lecz decyzji.
Nie mamy floty podwodnej, nie mamy morskich dronów, nie mamy bandery handlowej z prawdziwego zdarzenia. Mamy za to unikalną szansę: Prezydenta i Premiera z Gdańska, którzy mogą sprawić, że Bałtyk przestanie być peryferyjnym akwenem, a stanie się istotną bezpieczeństwa państwa.
Z Gdańska do Pałacu droga została przebyta. Teraz czas, by ruszyła również droga ku morzu.
Redakcja Portalu Stoczniowego składa Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej, dr Karolowi Nawrockiemu, gratulacje z okazji objęcia najwyższego urzędu w państwie. Życzymy odwagi w decyzjach, dalekosiężnej wizji oraz morskiej wyobraźni – bo Polska, aby pozostać bezpieczna, musi patrzeć na Bałtyk nie tylko jak na granicę, lecz jak na okno na świat.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Od lat Austal kojarzy się przede wszystkim z nowoczesnym przemysłem okrętowym i współpracą z siłami morskimi państw sojuszniczych. Dla firmy równie ważne pozostaje jednak zaangażowanie w życie lokalnych społeczności w Australii Zachodniej.
W artykule
Od ponad dekady pracownicy Austal oraz fundusz Austal Giving wspierają działalność The Hospital Research Foundation Group, która finansuje badania nad chorobami sercowo-naczyniowymi, cukrzycą oraz nowotworami, w tym rakiem prostaty. Jednym z najnowszych projektów objętych wsparciem jest praca dr. Aarona Beasleya z Edith Cowan University (ECU), skoncentrowana na poprawie metod leczenia zaawansowanego czerniaka.
Czytaj więcej: John Rothwell ustępuje ze stanowiska prezesa Austal
Austal akcentuje, że odpowiedzialność biznesu nie kończy się na bramie stoczni. Firma chce być postrzegana nie tylko jako producent okrętów, lecz także jako partner, który realnie wzmacnia potencjał lokalnej społeczności poprzez długofalowe wspieranie badań ratujących życie.
Mathew Preedy, dyrektor operacyjny Austal oraz przewodniczący Austal Giving, podkreśla, że dla firmy kluczowe znaczenie ma realny wpływ tych działań na przyszłość:
„Widzimy, jaką różnicę może przynieść nasze wsparcie dla przyszłych pokoleń. Dlatego tak mocno zachęcamy pracowników do angażowania się w inicjatywy charytatywne oraz wspieramy organizacje takie jak The Hospital Research Foundation” – zaznacza.
Tak trochę prywatnie: nigdy wcześniej nie natknąłem się w mediach na wiadomość o tak szerokim zaangażowaniu zakładu stoczniowego w projekty medyczne, co samo w sobie wydało mi się wyjątkowo ciekawe. Przemysł okrętowy zwykle kojarzy się z ciężką pracą, stalą i precyzją inżynierską, lecz w tym przypadku widać coś znacznie więcej – autentyczną troskę o lokalną społeczność. Piszę o tym nie bez powodu, bo sam od 35 lat zmagam się z cukrzycą typu 1. Dlatego każde wsparcie badań nad chorobami przewlekłymi oraz sercowo-naczyniowymi szczególnie do mnie przemawia i budzi szczerą wdzięczność.