Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W obliczu wyzwań, jakie stawia przed nami szybko rozwijający się przemysł okrętowy, kluczowe staje się zrozumienie procesów leżących u jego podstaw. Były prezes stoczni Remontowej Shipbuilding w Gdańsku Marcin Ryngwelski zaprasza nas do „kuchni” tego sektora, demistyfikując procesy i decyzje, które przekładają się na powstawanie morskich gigantów.
Od pierwszego kontaktu armatora ze stocznią, przez złożenie zamówienia, aż po finalne etapy budowy – oto rzeczywistość, która fascynuje swoją złożonością i precyzją.
„Przychodzi armator do stoczni”, demistyfikuje proces zamawiania statku, który dla wielu może wydawać się prostą transakcją. Rzeczywistość jest jednak znacznie bardziej skomplikowana i fascynująca. Proces ten wymaga zaangażowania wielu specjalistów i przechodzenia przez szereg etapów, zanim jeszcze pierwszy element statku zostanie uformowany w stoczni.
Pierwszy krok, jakim jest nawiązanie kontaktu z działem handlowym stoczni, często inicjowany jest w mniej formalnych okolicznościach, takich jak targi czy konferencje. To właśnie tam przyszły armator ma szansę na pierwsze niewiążące rozmowy, które mogą zaowocować budową statku. Takie spotkania są kluczowe, ponieważ pozwalają na wstępne zrozumienie możliwości stoczni oraz na przedstawienie wstępnych założeń projektowych.
Przeczytaj również o położeniu stępki pod pierwszy Miecznik
Przyjęcie założeń projektowych przez stocznię nie jest jednak procesem automatycznym. Wymaga ono dokładnej analizy możliwości produkcyjnych stoczni, jej doświadczenia, a także sprawdzenia, czy w portfelu zamówień znajduje się miejsce na realizację nowego projektu. Wymienione przez autora kryteria, takie jak typ statku, rejon pływania, pojemność, liczba załogi, klasa oraz ograniczenia wymiarów, stanowią podstawę do oceny, czy i jak stocznia może sprostać oczekiwaniom armatora.
Prezentacja procesu zamawiania statku „od kuchni” przez osobę z tak bogatym doświadczeniem w branży jest nie tylko fascynującym wglądem w świat budowy statków, ale także cenną lekcją dla młodych ludzi rozważających karierę w przemyśle morskim. Ukazuje ona, że za każdym nowym statkiem stoją miesiące, a nawet lata pracy, zaangażowania i współpracy między wieloma osobami i instytucjami. To przekaz, który z pewnością przyczyni się do zmiany percepcji przemysłu okrętowego i pokaże go jako dynamiczne, innowacyjne i otwarte na młode talenty środowisko.
Kolejne epizody już wkrótce ⚓️
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.