Natomiast w czwartek presja spadkowa na wykresach cen tego surowca się utrzymuje. W konsekwencji, cena ropy naftowej WTI powróciła do okolic 81 USD za baryłkę, czyli do poziomu sprzed tygodnia. Z kolei cena ropy Brent porusza się już w rejonie 82 USD za baryłkę, czyli najniżej od dwóch tygodni.
O tym, że notowania ropy naftowej stają się coraz bardziej podatne na spadkową korektę, mówiło się już od wielu dni. Przyczyną tego stanu rzeczy była przede wszystkim struktura inwestorów na tym rynku: w ostatnich tygodniach zwyżkę napędzał już w dużym stopniu kapitał spekulacyjny, zwiększając długie pozycje na rynku ropy. Obecnie zamykanie tych pozycji jest w dużym stopniu przyczyną zniżek.
Impulsem do spadków cen stały się dane Departamentu Energii USA na temat zapasów ropy naftowej. Departament podał, że zapasy ropy naftowej w USA w poprzednim tygodniu wzrosły o prawie 4,3 mln baryłek, podczas gdy spodziewano się ich wzrostu o 1,6 mln baryłek. Tak duża i zaskakująca zwyżka zapasów przyćmiła pozostałe informacje, które już były lepsze: czyli te pokazujące spadki zapasów benzyny i destylatów.
Zaskakujący wzrost zapasów ropy naftowej nie zmienia jednak faktu, że zapasy te utrzymują się na dość niskim poziomie. Zapasy ropy naftowej w Cushing, słynnym hubie w amerykańskim stanie Oklahoma, znajdują się na najniższych poziomach od trzech lat. I na razie niewiele wskazuje na to, aby te zapasy zostały szybko odbudowane, ponieważ produkcja ropy naftowej w USA rośnie w dość powolnym tempie, zwłaszcza biorąc pod uwagę sezonowy wzrost popytu na surowce energetyczne w okresie zimowym.
Ceny ropy nadal istotnie reagują na sytuację związaną z globalnym kryzysem energetycznym. Co prawda kryzys ten nie dotyka Stanów Zjednoczonych w tak istotnym stopniu jak inne rejony świata, jednak i tak przekłada się na wysokie ceny surowców i energii elektrycznej.
Paweł Grubiak – prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI
Źródło: