Agresja Rosji na Ukrainę. Pierwsze wnioski z działań w domenie morskiej

Minęło sześć tygodni rosyjskiej agresji na Ukrainę, o ile działania sił lądowych przykuwają uwagę całego świata o tyle sytuacja w domenie morskiej, ze względu na faktyczny brak Marynarki Wojennej Ukrainy, już nie wzbudza takiego zainteresowania. Niemniej, choć działania na Morzu Czarnym nie należały do najbardziej intensywnych, można pokusić się o kilka spostrzeżeń i wniosków.
W artykule
Po pierwsze. Rosja nie jest w stanie przeprowadzić żadnego desantu morskiego siłami pojedynczej floty

Próba przeprowadzenia desantu morskiego ciągnęła się jak opera mydlana. Zanim doszło do ataku Rosji na Ukrainę, przez niemal dwa tygodnie można było śledzić jak Rosja przebazowywała na Morze Czarne po trzy okręty desantowe z Floty Bałtyckiej i Floty Północnej. Sumarycznie, po połączeniu możliwości trzech flot, Rosji udało się sformować zespół desantowy który nie był nawet odpowiednikiem desantu taktycznego.
I tu nastąpiła najdziwniejsza faza operacji desantowej. Zespół desantowy, przez kilka dni, prowadził na Morzu Czarnym bardziej działania demonstracyjne niż próbę jakiegokolwiek lądowania na brzegu. Trudno było zrozumieć cel „wożenia” techniki wojskowej bez wyraźnego kierunku. Nie pojawiły się żadne siły osłony, zespołu nie zabezpieczały siły powietrzne, nie przeprowadzono artyleryjskiego przygotowania brzegu, nie przeprowadzono działań przeciwminowych na planowanym kierunku desantowania. Ostatecznie do desantowania na ukraińskim brzegu nie doszło.
Być może będziemy mieli do czynienia z drugą próbą, kiedy rozpocznie się operacja rosyjskich sił na Donbas.
Wniosek dla Polski: w perspektywie najbliższych 5 lat Flota Bałtycka FR nie będzie zdolna do wykonania samodzielnego desantu morskiego w składzie od poziomu jednej batalionowej grupy taktycznej wzwyż. Każda taka próba będzie wymagała wzmocnienia sił na Bałtyku okrętami desantowymi ze składu innych flot. Jednocześnie, takie wzmocnienie, będzie wyraźnym sygnałem przygotowań do agresji.
Być może, w niedalekiej przyszłości, Polska w swojej komunikacji strategicznej powinna ogłosić fakt kierowania okrętów ze składu innych flot na Morze Bałtyckie jako nieprzekraczalną „czerwoną linię swojego bezpieczeństwa” i zarezerwować sobie prawo do wyprzedzającego uderzenia na siły zgromadzone w Obwodzie Kaliningradzkim.
Po drugie. Pomimo posiadania rakiet manewrujących rosyjska flota nie wykonała żadnego uderzenia na cele ruchome, a także żadnego ataku saturacyjnego

Przez cały okres agresji Rosjanie wielokrotnie wykonywali uderzenia na cele położone w głębi terytorium Ukrainy z pokładów okrętów zlokalizowanych na Morzu Azowskim i w rejonie Krymu, na Morzu Czarnym. Co szczególnie charakterystyczne, uderzenia rakietami manewrującymi były wykonywane małymi salwami, liczącymi maksymalnie do 6 rakiet. Trudno zatem mówić o jakimkolwiek ataku saturacyjnym.
Praktycznie wszystkie ataki rakietowe rosyjskich sił okrętowych wykonywane były samodzielnie przez ten jeden rodzaj sił zbrojnych. Trudno znaleźć choć jeden przykład działań połączonych sił rosyjskich w trakcie których uderzenie rakietowe zostało wykonane jednocześnie przez okręty i lotnictwo. Jest to tym bardziej zaskakujące, że zarówno na Morzu Czarnym jak i Morzu Azowskim (na morzu i w powietrzu) Rosjanie cieszyli się nieograniczoną „strefą bezkarności”.
Drugą cechą charakterystyczną rosyjskich uderzeń rakietowych jest to, że wykonane zostały niemal wyłącznie do celów stacjonarnych. O ile w przypadku rakiet balistycznych jest to sprawą oczywistą, o tyle wykonywanie tego typu uderzeń rakietami manewrującymi (w tym hipersonicznymi), aczkolwiek uzasadnione, jest do pewnego stopnia marnotrawstwem.
Trudno określić, z całą pewnością, co jest przyczyną takiego wykonywania ataków rakietowych. Można jedynie podejrzewać, że Rosjanie mają ogromne problemy ze śledzeniem celów ruchomych w czasie rzeczywistym oraz ich końcowym potwierdzeniem, co w efekcie końcowym prowadzi do zaburzeń w „łańcuchu realizacji” ataku.
Niestety, brak jest dostępnych danych o sprawności rakiet manewrujących wystrzeliwanych z okrętów. Dla porównania, zgodnie z analizami prowadzonymi przez amerykański wywiad, dotyczącymi pierwszego miesiąca agresji, z ogólnej liczby wystrzelonych przez Rosjan rakiet manewrujących z samolotów, do celu dociera od 80 proc. do zaledwie 40 proc. z ogólnej liczby wystrzelonych. Przy czym w większości było to spowodowane nie zejściem rakiety z belki samolotu.
Wniosek dla Polski: dla okrętów Marynarki Wojennej operujących na Bałtyku największe zagrożenie stanowić będą rakiety manewrujące wystrzelone z dużych odległości, z wyrzutni brzegowych oraz z samolotów.
O wiele łatwiejsze do wykrycia i śledzenia, ze względu na początkową trajektorię lotu, będą rakiety wystrzeliwane z pokładów okrętów na bliskich odległościach.
Zalecane będzie prowadzenie działań zespołem okrętów, w warunkach hydrometeorologicznych uniemożliwiających siłom rosyjskim wykonanie wspólnych uderzeń rakietowych przez siły brzegowe, okrętowe i powietrzne.
Celami priorytetowymi dla wspólnych uderzeń okrętów MW i Morskiej Jednostki Rakietowej (nawet rakietami przeciwokrętowymi) powinny być lotniska oraz stanowiska dowodzenia systemu Bastion zlokalizowane w Obwodzie Kaliningradzkim. Dla powodzenia ataków kluczowa będzie zdolność do realizacji niezakłóconego łańcucha ataku „wykrycie-identyfikacja-śledzenie-weryfikacja-uderzenie”.
Po trzecie. Na Morzu Czarnym trwa ekonomiczna wojna na wyniszczenie

Od początku agresji na Ukrainę, Rosja de facto wypowiedziała wojnę żegludze komercyjnej na Morzu Czarnym, zmierzającej do ukraińskich portów. Do tej pory siły rosyjskie zaatakowały 15 statków różnych bander, z czego dwa zatonęły.
I trzeba to wyraźnie podkreślić, żaden z tych ataków nie był przypadkowy, żaden ze statków nie został trafiony „zbłąkaną” rakietą. Są to działania planowe, mające na celu przestraszenie operatorów statków i wstrzymanie wszelkiego handlu morskiego do i z ukraińskich portów.
Stan na 11 kwietnia br. był taki, że w ukraińskich portach nadal pozostawało zablokowanych 77 zagranicznych statków. Rząd Bułgarii zdecydował się nawet na wysłanie zespołu bojowego sił specjalnych celem ewakuacji marynarzy ze statku zablokowanego w porcie w Mariupolu, jednak do tej pory brak jest potwierdzenia powodzenia tej operacji.
Rosja i Ukraina odpowiadają za niemal jedną trzecią światowego eksportu pszenicy, 20 proc. kukurydzy i 80 proc. oleju słonecznikowego. W ukraińskich silosach zmagazynowane są miliony ton zbóż oczekujące na eksport w sezonie zasiewów.
Celem rosyjskiej blokady ukraińskiego handlu morskiego jest nie tylko ograniczenie dochodów Ukrainy z eksportu produktów rolnych, ale również wykluczenie ze światowych rynków.
Wniosek dla Polski: w przypadku konfliktu z Rosją porty Gdynia i Gdańsk będą priorytetowymi celami ataku. Z tego względu w porcie Świnoujście powinna powstać dublująca infrastruktura ze szczególnym naciskiem na zdolność do przyjmowania ropy i paliw płynnych, przeładunków kontenerowych i ro-ro.
W przypadku wybuchu konfliktu z Rosją, miliony obywateli ewakuujących się do Europy Zachodniej mogą uniemożliwić, a przynajmniej znacznie ograniczyć swobodę manewru wojsk w kierunku przeciwnym. Stąd też, założenie, że amerykańskie siły wsparcia będą wyładowywane w portach zachodniej Europy, a następnie rozwijane na terytorium Polski może być błędne i koniecznym będzie transport sił amerykańskich drogą morską do portu w Świnoujściu.
Autor: kmdr rez. Mirosław Ogrodniczuk

Wojenna z kolejnym kontraktem na Ratownika

PGZ Stocznia Wojenna podpisała z James Fisher and Sons PLC (JFD) umowę na dostawę i integrację zaawansowanego systemu nurkowania saturacyjnego i ratownictwa okrętów podwodnych dla budowanego okrętu ratowniczego pk. Ratownik.
W artykule
Umowa PGZ Stoczni Wojennej z JFD
Kontrakt obejmuje dostawę i integrację klasyfikowanego kompleksu komór hiperbarycznych wraz z systemem podtrzymywania życia. Ratownik zostanie w pełni dostosowany do współpracy z NATO Submarine Rescue System (NSRS) – rozwiązania zarządzanego przez JFD od 2015 roku w imieniu marynarek wojennych Wielkiej Brytanii, Francji i Norwegii.

Fot. JFD Brytyjska firma przygotowała w 2019 roku studium przedprojektowe oraz ocenę wykonalności integracji systemu. W trakcie budowy wykorzysta doświadczenie zdobyte przy realizacji systemów nurkowania saturacyjnego stosowanych przez państwa NATO.
Rola JFD i PGZ Stoczni Wojennej
Rob Hales, szef działu obronnego James Fisher, podkreślił, że współpraca z polską stocznią umożliwi połączenie jej kompetencji w budowie okrętów z wiedzą JFD w zakresie ratownictwa podwodnego i systemów hiperbarycznych. Jego zdaniem projekt wzmocni polskie możliwości operacyjne, w tym ochronę infrastruktury podmorskiej.
Prezes PGZ Stoczni Wojennej, Marcin Ryngwelski, zwrócił uwagę, że Ratownik zapewni Marynarce Wojennej RP zdolności niezbędne do prowadzenia działań ratowniczych na Bałtyku oraz zabezpieczania instalacji podwodnych. Podkreślił również znaczenie współpracy z JFD dla zachowania interoperacyjności zgodnej ze standardami NATO.
Wiceprezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej, Jan Grabowski, wskazał, że podpisanie kontraktu dotyczy systemu o fundamentalnym znaczeniu dla bezpieczeństwa załóg i prowadzenia operacji na morzu.
Ratownik – polskie zdolności ratownictwa podwodnego i znaczenie umowy
Okręt będzie jedną z największych jednostek w historii polskiego ratownictwa morskiego. Przy długości 96 metrów i wyporności 6500 ton zapewni możliwość ratowania załóg okrętów podwodnych oraz prowadzenia działań związanych z ochroną podmorskiej infrastruktury energetycznej.
Przekazanie okrętu Marynarce Wojennej RP przewidziane jest na koniec 2029 roku.
Integracja systemu JFD stanowi kolejny etap rozbudowy krajowego potencjału w zakresie działań na dużych głębokościach. Zapewni to prowadzenie operacji ratowniczych zgodnych ze standardami sojuszniczymi oraz zwiększy bezpieczeństwo przyszłych okrętów podwodnych i infrastruktury podmorskiej, która ma zasadnicze znaczenie dla funkcjonowania naszego państwa.
Zródło: PGZ Stocznia Wojenna











