Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Po fali reakcji na ofertę gotowego okrętu podwodnego od Navantii i burzliwej dyskusji w mediach społecznościowych, głos zabrał sam premier. Deklaracja o braku ulegania lobbingowi to nie tylko polityczny sygnał. To potwierdzenie, że temat zszedł z poziomu publicystycznego na poziom państwowy.
W artykule
Z całą odpowiedzialnością możemy dziś powiedzieć: premier przeczytał nasz tekst. Ale co ważniejsze, nie milkną echa naszych deklaracji nawet w samym rządzie. Skoro kilka akapitów, konkretna propozycja i wezwanie do decyzji wystarczyły, by w ciągu kilku dni sprawa okrętów podwodnych przestała być tematem niszowym, to znaczy, że temat ten ma realną wagę. Stał się przedmiotem debaty o bezpieczeństwie narodowym, miejscu Marynarki Wojennej RP w architekturze odstraszania i – co nie mniej ważne – o realnym wpływie interesów na strategiczne decyzje.
Słowa Donalda Tuska padły podczas konferencji prasowej w Skarżysku-Kamiennej. Premier zaznaczył, że decyzja ws. wyboru okrętów zapadnie bez presji i bez ulegania lobbingowi. Wskazał na analizę wszystkich ofert i zapewnił, że nie ma miejsca na przypadek. Dla jednych – klasyczna polityczna asekuracja. Dla innych – sygnał, że „coś się ruszyło”.
Z naszej perspektywy kluczowe jest coś innego. Fakt, że premier RP odnosi się do tej sprawy wprost, oznacza, że gra toczy się o bardzo wysoką stawkę. Decyzja w sprawie programu Orka to nie tylko kwestia nowego uzbrojenia w naszym wojsku – to wybór kierunku rozwoju Marynarki Wojennej RP na dekady. I wybór, który pokaże, czy państwo potrafi odfiltrować interes od interesowności.
Premier powiedział, że „zbliżamy się do finału”. Zapewnił, że „żaden lobbing zewnętrzny nie będzie miał na to żadnego wpływu”. Nie wskazał jednak faworyta ani terminu. Już sama konieczność publicznego zajęcia stanowiska naszego premiera pokazuje, że temat przebił się przez szczeliny urzędniczej ciszy. To znaczy jedno: lobbing działa. Nie oznacza to jednak, że musi zadziałać skutecznie.
Zarazem warto wrócić do pytania, które postawiliśmy wcześniej: czy chodzi o okręty, czy o to, kto je dostarczy? Słowa premiera brzmią jak odpowiedź – wybór ma być merytoryczny. Pytanie tylko, kto zdecyduje, co oznacza „merytorycznie”.
Na koniec warto przypomnieć, że MW RP dysponuje już tylko jednym niezdolnym do działania operacyjnego ORP Orzeł. Każdy miesiąc zwłoki to nie tylko opóźnienie w modernizacji, ale i dalsze osłabienie kompetencji samego Dywizjonu Okrętów Podwodnych. Może więc czas przestać pytać „kto da więcej”, a zacząć pytać „kto może szybciej i skuteczniej”.
Jak powiedział premier: zbliżamy się do finału. Oby nie tylko na papierze.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.
Co wynika z tych słów ….. To znaczy spokojnie , dostawca już jest wybrany …. ( wiadomo , w pewnych kręgach ) że POchodzi z XXrlina …