Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Tragedia, której można było uniknąć – tak brzmi główna konkluzja raportu amerykańskiej Straży Przybrzeżnej, opublikowanego ponad dwa lata po katastrofie batyskafu Titan. Ale dla wielu specjalistów te wnioski nie są nowe.
W artykule
Już w czerwcu 2023 roku Robert Dmochowski, inżynier na rzecz naszego portalu, ostrzegał przed lekkomyślnością konstrukcyjną, błędami operacyjnymi i ignorowaniem podstawowych zasad inżynierii okrętowej. Dziś jego analiza okazuje się nie tylko prorocza – stała się punktem odniesienia dla międzynarodowej debaty o bezpieczeństwie podczas eksploracji głębin.
By w pełni zrozumieć skalę tej katastrofy, należy zacząć od wyników końcowego raportu USCG. To one dziś stanowią klucz do oceny błędów, zaniechań i ostrzeżeń, które – jak się okazuje – padały znacznie wcześniej. Dopiero mając je przed oczami, można wrócić do tego, co naprawdę próbowali powiedzieć eksperci w 2023 roku.
Robert Dmochowski zwracał uwagę na szereg niedoskonałości konstrukcyjnych i organizacyjnych misji Titan. Jego tekst, opublikowany tuż po ujawnieniu fragmentów wraku, wskazywał na ryzyko implozji na skutek przeciążenia konstrukcji, powtarzalnych cykli zanurzeń oraz ciśnienia uzmysławaijące gigantyczne naprężenia. Słusznie ostrzegał, że zjawiska te są w technice trudne do wykrycia, lecz mogą prowadzić do nagłej i całkowitej utraty integralności struktury.
Czytaj więcej: Titan: Tragiczna implozja – nieświadomi zagrożenia w głębinach
Ostrzeżenia Dmochowskiego nie ograniczały się jednak wyłącznie do aspektów fizycznych. Wskazywał on na nieodpowiedzialne podejście OceanGate do projektowania systemów awaryjnych. Słusznie zauważył, że batyskaf pozbawiony był niezależnych mechanicznych systemów sterowania, polegając wyłącznie na elektronice kontrolowanej za pomocą konsoli do gier. Już wtedy nazwał to rozwiązanie niewybaczalnym błędem.
Warto przypomnieć, że Robert wielokrotnie zaznaczał, iż środowisko morskie nie wybacza błędów konstrukcyjnych. Każda jednostka schodząca na głębokość kilku tysięcy metrów musi być projektowana z pokorą oraz pełną świadomością ograniczeń wytrzymałościowych materiałów. Innowacyjność nie wystarczy – równie istotna jest odpowiedzialność projektantów i operatorów.
Wnioski przedstawione przez komisję USCG są zgodne z tezami Dmochowskiego. Raport jednoznacznie wskazuje na:
W odróżnieniu od pierwszej analizy, raport USCG podkreśla też niedopełnienie obowiązków przez amerykańskie instytucje nadzorcze oraz brak współpracy międzyagencyjnej, która mogłaby zatrzymać projekt Titan przed kolejną misją.
Rok po tragedii, w czerwcu 2024 roku, Robert Dmochowski powrócił do tematu na łamach naszego portalu. W tekście opublikowanym niemal rok po implozji, ponownie wskazał na nieprawidłowości projektowe i systemowe, m.in. ryzykowne zespolenie materiałów o różnej charakterystyce wytrzymałościowej – głowicy tytanowej i kadłuba z kompozytu węglowego.
Podkreślił również, że konstrukcja batyskafu była jednopłaszczowa, co wykluczało możliwość reakcji w przypadku pierwszych oznak awarii. Zwrócił uwagę na brak zaplanowanych reżimów diagnostycznych i przeglądowych, które w przypadku głębinowych jednostek załogowych są absolutnym minimum bezpieczeństwa.
Czytaj też: Przyczyny tragedii batyskafu Titan
Dmochowski przytoczył także skalę naprężeń – od 0,14 do 400 000 g/cm² – jakim poddawana była konstrukcja Titan, oraz zwrócił uwagę na brak jakichkolwiek marginesów bezpieczeństwa wynikających z cykli eksploatacyjnych. Trafnie zauważył, że bez określenia procedur remontowych i liczby dozwolonych zanurzeń, katastrofa była tylko kwestią czasu.
Wnioski jego analizy z 2024 roku współgrają z końcowym raportem USCG, jednak Dmochowski jako jeden z nielicznych komentatorów zwrócił również uwagę na szerszy kontekst: potrzebę traktowania tej tragedii jako przestrogi technologicznej. Opisał Titan jako przykład „ślepej uliczki rozwoju”, który wskazuje, czego nie należy robić w projektowaniu jednostek przeznaczonych do eksploracji ekstremalnych głębokości.
Choć ówczesne analizy Roberta Dmochowskiego niewątpliwie trafnie identyfikowały kluczowe przyczyny katastrofy, trzeba pamiętać, że powstawały one w oparciu o informacje dostępne tuż po tragedii.
Z dzisiejszej perspektywy możemy wskazać kilka aspektów, o których dowiadujemy się dopiero teraz – po wielu miesiącach analiz, badań szczątków oraz przeglądu procedur. Nic dziwnego, że nie pojawiły się w pierwotnym tekście Roberta Dmochowskiego – wtedy po prostu nie były jeszcze znane.
Te elementy nie zmieniają jednak zasadniczej tezy: już w 2023 roku Robert Dmochowski wskazał właściwe przyczyny tragedii i ostrzegał przed ich możliwymi skutkami.
Warto przypomnieć, że Dmochowski zaznaczał, iż środowisko morskie nie wybacza błędów konstrukcyjnych. Każda jednostka schodząca na głębokość kilku tysięcy metrów musi być projektowana z pokorą oraz pełną świadomością ograniczeń wytrzymałościowych materiałów. Innowacyjność nie wystarczy – równie istotna jest odpowiedzialność projektantów i operatorów.
Wnioski USCG w pełni potwierdzają tę diagnozę. Tragedii można było uniknąć. Być może, gdyby wcześniej wsłuchano się w głos specjalistów, historia batyskafu Titan zakończyłaby się inaczej.
Autor: Mariusz Dasiewicz


Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.
W artykule
Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.
Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.
Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.
W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.
Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.
Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.
W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.
Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.
Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.
Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.
Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.
Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.
Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.