Enter your email address below and subscribe to our newsletter

MSC i Fincantieri przyspieszają budowę floty wycieczkowców Explora Journeys

14 lipca, w genueńskiej stoczni Fincantieri w Sestri Ponente zrealizowano trzy ważne etapy budowy kolejnych luksusowych statków pasażerskich serii Explora Journeys, należącej do Grupy MSC. Tego samego dnia odbyło się wodowanie jednostki Explora III, położono stępkę pod Explora IV, oraz rozpoczęto cięcie blach pod budowę Explora V.

Sześć wycieczkowców w trzy lata

Zamówiona przez MSC flota Explora Journeys ma docelowo obejmować sześć nowoczesnych statków wycieczkowych. Dwa z nich – Explora I oraz Explora II – są obecnie eksploatowane na trasach globalnych trasach morskich, natomiast pozostałe mają zostać przekazane armatorowi sukcesywnie do 2028 roku. Wycieczkowiec Explora III zostanie przekazany do służby w 2026 roku, Explora IV i Explora V – rok później. Budowę tej serii zakończy Explora VI, której przekazanie zaplanowano na 2028 rok.

Pięć z sześciu statków powstaje w stoczni Sestri Ponente, będącej kluczowym zakładem produkcyjnym Fincantieri. W ceremonii uczestniczyli przedstawiciele kierownictwa MSC i Fincantieri, reprezentanci władz lokalnych oraz resortów odpowiedzialnych za gospodarkę morską i infrastrukturę portową.

Zaawansowane rozwiązania technologiczne i ekologiczne

Nowa seria statków została zaprojektowana z myślą o maksymalnym ograniczeniu wpływu na środowisko morskie. Wszystkie jednostki będą wyposażone m.in. w system zasilania z lądu (cold ironing), instalacje selektywnej redukcji katalitycznej (SCR), urządzenia ograniczające emisję hałasu podwodnego oraz układy wysokosprawnego zarządzania energią.

Czytaj więcej: Fincantieri z kontraktem na dwa kolejne wycieczkowce dla AIDA Cruises

Cztery ostatnie statki zostaną przystosowane do napędu gazem ziemnym LNG – uznawanym za paliwo przejściowe w procesie dekarbonizacji – oraz do wykorzystania paliw odnawialnych, takich jak bio-LNG i LNG syntetyczny. Dodatkowo, jednostki Explora V i Explora VI będą mogły wykorzystywać ogniwa paliwowe przetwarzające LNG na wodór, co pozwoli na dalsze ograniczenie emisji.

Zrównoważony rozwój jest kluczowym elementem strategii Grupy MSC. Nowe jednostki Explora Journeys odgrywają istotną rolę w naszej ścieżce transformacji energetycznej i wyznaczają nowy standard w branży rejsów luksusowych.

 Pierfrancesco Vago, prezes wykonawczy działu pasażerskiego MSC

Inwestycja o strategicznym znaczeniu

Projekt Explora Journeys to jedna z największych inwestycji w europejskim przemyśle okrętowym ostatnich lat. Nakłady Grupy MSC na budowę sześciu statków przekraczają 3,5 mld euro, jednak całkowity wpływ ekonomiczny tego programu – według szacunków Fincantieri – może wynieść ponad 15 mld euro.

Czytaj też: Hiszpania przyjmie zagraniczne statki-wycieczkowce od 7 czerwca

Zdecydowana większość firm kooperacyjnych zaangażowanych w budowę pochodzi z Włoch, co przekłada się na wzrost zatrudnienia i rozwój kompetencji przemysłowych w sektorze MŚP. Budowa każdej jednostki wymaga ponad 7 mln roboczogodzin oraz zatrudnienia średnio 2500 osób przez okres od dwóch do trzech lat.

Program Explora Journeys jest modelowym przykładem długofalowej współpracy armatora i stoczni, której efektem są jednostki łączące wysoką jakość wykonania, nowoczesność i ograniczony wpływ na środowisko. Dla nas jest to dowód na to, że Fincantieri potrafi skutecznie odpowiadać na na potrzeby turystyki morskiej.

Luigi Matarazzo, dyrektor generalny działu jednostek handlowych Fincantieri

Nowy standard w segmencie premium

Wycieczkowce Explora Journeys to nie tylko wyraz włoskiej myśli projektowej, lecz także odpowiedź MSC na zmieniające się oczekiwania klientów w segmencie rejsów luksusowych. Marka Explora Journeys, zaledwie dwa lata po debiucie, zdobyła znaczącą pozycję na rynkach międzynarodowych, oferując innowacyjne podejście do morskiej turystyki wypoczynkowej.

Czytaj również: Fincantieri przekazało nowy wycieczkowiec „Norwegian Aqua” dla Norwegian Cruise Line

Oprócz zaawansowanych technologii i ekologicznych rozwiązań, jednostki wyróżniają się przestronnymi wnętrzami, indywidualnym podejściem do pasażera i trasami obejmującymi mniej dostępne, ekskluzywne kierunki. Każdy ze statków ma blisko 70 tys. ton wyporności i długość 249 metrów. Załoga będzie liczyć 640 osób dla 922 pasażerów.

Źródło: Fincantieri

https://portalstoczniowy.pl/category/okretownictwo-stocznie/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Costa de la Luz – słoneczne wybrzeże na końcówkę listopada

    Costa de la Luz – słoneczne wybrzeże na końcówkę listopada

    Gdy w polskich portach, zakładach stoczniowych oraz fabrykach po prawie trzech miesiącach jesiennej harówki większość zdążyła już zapomnieć, jak pachnie ciepłe powietrze nad morzem, tydzień nad andaluzyjskie „Wybrzeże Światła” Costa de la Luz staje się nie kaprysem, lecz sensowną inwestycją przed grudniowym maratonem.

    Costa de la Luz pod koniec listopada: południowe wybrzeże Hiszpanii, które wciąż pachnie latem

    Costa de la Luz to kawałek Atlantyku, który uparcie udaje późne lato, kiedy u nas listopad dawno zaciągnął niebo szarą płachtą. Między Kadyksem a Huelvą ciągną się szerokie, jasne plaże, za plecami białe miasteczka, przed oczami horyzont aż po Portugalię. W dzień termometry pokazują w okolicach 19–21°C, woda ma mniej więcej tyle, ile Bałtyk w lipcu, a słońce potrafi świecić po kilka godzin dziennie, jakby nikt mu nie powiedział, że sezon już się skończył.

    Tymczasem w naszym kraju od niemal trzech miesięcy trwa zupełnie inny świat. Suwnice chodzą od świtu, w dokach nie ma dnia bez spawania, a kolejne palenie blach czeka już w grafiku. Na terminalach zmiana goni zmianę, offshore chce wszystko „na wczoraj”, a marynarka trzyma swoje harmonogramy. Podobnie wygląda to na lądzie. W hutach piece idą pełną mocą, w zakładach produkcyjnych kolejne zlecenia wjeżdżają jedno za drugim, a na budowach trwa gonitwa przed zimą.

    Po wakacjach zostały pojedyncze zdjęcia w telefonie i rachunek za lody w nadmorskim barze. Większość z nas dawno weszła w tryb: „roboty jest tyle, że nawet nie ma kiedy zatęsknić za plażą”.

    Czytaj więcej: Październik nad morzem: 5 spokojnych miejsc na krótki wypad

    A jednak gdzieś z tyłu głowy siedzi ta myśl, która wraca właśnie teraz. Dzień zrobił się tak krótki, że wychodzimy z domu po ciemku i wracamy o zmroku, jakby ktoś wyłączył światło na całą dobę.

    W dodatku przyszły pierwsze przymrozki — przez ostatnie dwie noce temperatura w wielu miejscach naszego kraju spadała poniżej zera, trawa skrzypi pod butami, a w powietrzu czuć już zapowiedź zimy. Grudzień wisi w kalendarzu jak „ciężka, zimna” chmura.

    I wtedy pojawia się ta myśl: może warto na chwilę wyskoczyć tam, gdzie pod koniec listopada Atlantyk wciąż pachnie ciepłym powietrzem.

    Zamiast kolejnego weekendu spędzonego między pracą a obowiązkami – kilka dni na Costa de la Luz. Rano krótki spacer w cienkim t-shircie. W południe kawa pod palmą. Wieczorem kolacja przy szumie fal, a nie przy jednostajnym hałasie sprężarek czy wentylatorów.

    To mały reset dla tych, którzy część lata i prawie całą jesień przepracowali na pełnych obrotach. Wychodzili z domu o ciemku, wracali po zmroku i nawet nie mieli kiedy naprawdę złapać oddechu.

    Bo jeśli jest w roku moment, żeby przypomnieć sobie, jak wygląda ciepłe słońce odbijające się na wodzie, a nie na stalowej burcie – to właśnie teraz. Szukając w sieci miejsc, gdzie listopad wciąż pachnie latem, trafiłem na cztery miejsca na południowym wybrzeżu Hiszpanii – Costa de la Luz, którymi chcę się z Tobą podzielić i na które chcę Cię po prostu zaprosić. Zapraszam

    Kadyks – „Kuba Europy” na końcu półwyspu

    Pierwszym miejscem, które staje przed oczami, jest Kadyks. Na mapie wygląda jak okręt zacumowany na końcu lądu – kawałek miasta wysunięty w Atlantyk tak daleko, jak tylko się da. Stare miasto siedzi na wąskim półwyspie, z trzech stron otulonym wodą. Z jednej strony masz szeroką, miejską Playa de la Victoria, z drugiej zaś bardziej kameralną La Caletę – plażę, która w filmach potrafi udawać Hawanę.

    Costa de la Luz – słoneczne wybrzeże na końcówkę listopada / Portal Stoczniowy
    Fot. @AGolfingExp/X

    To miasto jest jak stworzone dla ludzi, którzy całe życie kręcą się wokół portów. Idziesz promenadą, mijasz stocznię, wstępujesz na chwilę na targ rybny, gdzie lód chrzęści pod nożami sprzedawców, a zapach morza jest mocniejszy niż w jakimkolwiek porcie kontenerowym. Wieczorem siadasz w barze na tortillitas de camarones – cienkie, chrupiące placki z małymi krewetkami, coś między przekąską a rytuałem. Do tego kieliszek chłodnego wina, szum rozmów i gdzieś w tle Atlantyk, który przypomina, po co tu właściwie przyjechałeś.

    Conil de la Frontera – biała miejscowość w Andaluzji, która żyje z morza

    Drugim miejscem, które w tej opowieści pojawia się od razu po Kadyksie, jest Conil de la Frontera. Conil to klasyczne andaluzyjskie miasteczko: białe domy, wąskie uliczki i długi pas piasku, który zaczyna się właściwie tuż za ostatnią zabudową. Latem bywa tu tłoczno, ale poza sezonem zostaje to, czego najbardziej brakuje ludziom przyzwyczajonym do hałasu suwnic i młotów pneumatycznych: cisza, równy szum fal i zapach smażonej ryby unoszący się znad małych barów przy plaży.

    Czytaj więcej: Październik w Gdańsku. Mekka przemysłu stoczniowego i jesiennego spokoju

    Te miejscowi żyją z morza – w kartach dań króluje świeży tuńczyk, kalmary, dorady, wszystko proste, bez zadęcia, jakby wrzucone na patelnię prosto z porannego połowu. To dobre miejsce na swój własny rytm dnia: rano spacer albo kąpiel na pustej plaży, w południe ryba z widokiem na wodę, a po południu kilka akapitów napisanych przy otwartym oknie, kiedy Atlantyk zagląda do środka razem z wiatrem.

    Tarifa – koniec Europy i stolica wiatru

    Jeśli dwa pierwsze miejsca wydają Ci się zbyt spokojne, trzecim, które wpadło mi w oko podczas internetowych poszukiwań, jest Tarifa. Tam, gdzie Atlantyk spotyka się z Morzem Śródziemnym, leży miasteczko, które żyje z wiatru. Tu przyjeżdżają kitesurferzy i windsurferzy z całej Europy, bo statystyki są bezlitosne: wieje prawie zawsze. Szeroka plaża ciągnie się kilometrami, w tle rysują się góry, a po drugiej stronie cieśniny migocze w nocy światło Afryki.

    To miejsce trochę bardziej dzikie, mniej „hotelowe”, bardziej na ludzi, którzy lubią żywioł, a nie równo przystrzyżone trawniki przy basenie. Idealne, jeśli naprawdę chcesz się odciąć od stoczniowej rutyny i przypomnieć sobie, jak wygląda morze w wersji nieobudowanej nabrzeżem: fala, piasek, wiatr, szum linek od latawców nad głową. Tu trudno udawać, że morze jest tylko „tłem do pracy” – ono gra pierwszą rolę.

    El Puerto de Santa María i Puerto Sherry – port, ale w wersji wakacyjnej

    A na koniec – wybór, który szczególnie przyciągnął moją uwagę podczas szukania tych miejsc: El Puerto de Santa María. Jeśli brakuje Ci portowej infrastruktury, ale marzysz o niej w wakacyjnej wersji, to bardzo dobry kierunek. Miasto ma kilka plaż ciągnących się wzdłuż zatoki, a do tego marinę Puerto Sherry – z jachtami, beach barami i knajpami przy samym nabrzeżu. To trochę inny świat niż surowe przemysłowe porty: te same maszty i liny, ale zamiast dźwigów – palmy, zamiast hałasu doków – rozmowy przy stolikach. Dla kogoś z branży to ciekawa perspektywa: zobaczyć, jak wygląda „miękkie” oblicze portu, zorientowanego na turystykę i rekreację, a nie tylko przeładunek.

    Czytaj więcej: Spokojna, szeroka i nadmorska. Wioska Sianożęty, która nie udaje kurortu

    El Puerto de Santa María to port, który po godzinach zdejmuje roboczy kombinezon i zakłada lnianą koszulę. Z jednej strony masz Puerto Sherry – marinę z jachtami, beach barami i knajpami przy samym nabrzeżu, gdzie zamiast stukotu dźwigów słychać rozmowy i szkło stukające o blat. Kilka kroków dalej stoi kamienny Castillo de San Marcos, twierdza pamiętająca czasy, gdy wino i przyprawy wyjeżdżały stąd żaglowcami w świat. Do tego bodegi sherry, w których między rzędami beczek czujesz, że handel morski ma tu dłuższą historię niż niejedna stocznia. Idealne miejsce na dzień, w którym chcesz mieć i morze, i port, ale w wersji zdecydowanie bardziej wakacyjnej niż przemysłowej.

    To wszystko działa dlatego, że klimat naprawdę pozwala uciec od polskiego, pochmurnego listopada. W połowie miesiąca temperatury w dzień trzymają 18–22°C, nocą spadają do 10–14°C. Atlantyk ma około 18-19°C, zdarzają się dni, gdy dobija do 20°C – czyli tyle, ile Bałtyk potrafi mieć w lipcu.

    I tu pojawia się pytanie, które warto sobie zadać: może zamiast kolejnego weekendu w ciemnym, listopadowym rytmie, lepiej spędzić kilka dni tam, gdzie po południu wciąż można usiąść nad wodą w koszuli z krótkim rękawkiem? Może Costa de la Luz to właśnie ten moment w roku, kiedy warto pozwolić sobie na krótkie odejście od codzienności – żeby wrócić z głową lżejszą, a spojrzeniem wychodzącym poza kalendarz.

    Jeśli szukasz miejsca na cichy oddech tuż przed zimą, te cztery wybrzeżne miejscowości Andaluzji naprawdę są tego warte. Może w tym roku to Ty sprawdzisz, jak wygląda koniec listopada tam, gdzie słońce wciąż pamięta o lecie?

    Autor: Mariusz Dasiewicz