Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego Chin, rosnąca potrzeba zabezpieczenia dostaw energii po złagodzeniu ograniczeń koronawirusa skłoniła Państwo Środka do stopniowego wznowienia importu australijskiego węgla. Kraj ten nakłania krajowych górników do zwiększenia i tak już rekordowego wydobycia.
Ponad dwa lata temu Chiny nieoficjalnie zablokowały import węgla z kraju kangurów po tym, jak Canberra głośno apelowała o śledztwo ws. pochodzenia koronowirusa. Zniesienie nieoficjalnego zakazu importu australijskiego surowca, jest najwyraźniejszym jak dotąd znakiem odnowienia stosunków między oboma krajami.
Wznowienie umowy przypomina również o ich współzależności gospodarczej, ponieważ australijski surowiec odgrywa kluczową rolę w napędzaniu eksportu gospodarki Chin, który jest największym na świecie konsumentem i producentem węgla.
Decyzja zapadła po tym, jak przywódcy Chin i Australii spotkali się po raz pierwszy od sześciu lat na szczycie G-20 w listopadzie 2022 roku. 21 grudnia australijska szefowa dyplomacji odwiedziła Pekin, co po ostatnich napięciach między krajami okrzyknięto niemałym sukcesem.
Dwutorowe podejście Pekinu do kwestii bezpieczeństwa dostaw węgla pojawia się w momencie, gdy ceny paliw do produkcji energii oraz węgla koksującego gwałtownie wzrosły po tym, jak zachodnie sankcje przerwały dostawy rosyjskiego surowca.
Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/kolejny-kraj-dolacza-do-grona-nabywcow-pociskow-nsm/
Chińskie przedsiębiorstwa i producenci stali będą teraz mieli dostęp do lepszej jakości węgla australijskiego. Australia, która kiedyś była drugim co do wielkości dostawcą węgla do Chin, może odzyskać część swojego udziału w rynku utraconego na rzecz rosyjskich i mongolskich dostawców.
Ten rozwój mógł wynikać z odwilży w stosunkach między Chinami a Australią, biorąc pod uwagę podejście nowo wybranego rządu w Canberze na gospodarkę krajową.
Pat Markey, dyrektor zarządzający w firmie konsultingowej Sierra Vista Resources
Wielu górników z zadowoleniem przyjęłoby możliwość odnowienia stosunków handlowych w Chinach zarówno w przypadku węgla metalurgicznego, jak i węgla energetycznego.
Państwowy planista Chin zezwolił w tym tygodniu trzem przedsiębiorstwom użyteczności publicznej wspieranym przez rząd centralny i czołowemu producentowi stali na wznowienie importu węgla z Australii.
Zamówienie na import australijskiego węgla, które może załadować jeszcze w tym miesiącu złożyła China Energy Investment Corp.
Rynek chiński oczekuje, że w najbliższych miesiącach więcej firm otrzyma pozwolenie na zakup australijskiego węgla.
Według analityków Wood Mackenzie, rosnące ceny w obliczu rosyjskich sankcji oraz wzrost zapotrzebowania na węgiel w Chinach będzie o 2 proc. większy od ubiegłego roku. Po zakończeniu restrykcji koronawirusa odnowiły się obawy o bezpieczeństwo energetyczne.
Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/przejscie-niszczyciela-us-navy-przez-ciesnine-tajwanska/
Pekin chce uniknąć powtórzenia ogólnokrajowych przerw w dostawie prądu spowodowanych brakiem węgla pod koniec 2021 roku. Chiny, największy na świecie producent i konsument węgla, polegają na węglu przy wytwarzaniu prawie 60 proc. energii elektrycznej.
Oczekuje się, że w 2022 r. Państwo Środka wyprodukuje rekordową ilość 4,45 mld ton węgla – poinformowała Krajowa Administracja Energii podczas spotkania 30 grudnia.
Chiny zakupiły ponad 30 mln ton węgla koksującego i prawie 50 mln ton węgla energetycznego z Australii, zanim zakup został wstrzymany.
Bez dostaw z Australii, chińscy nabywcy zwrócili się do Indonezji po węgiel energetyczny oraz do Mongolii i Rosji po węgiel koksujący, ale zmagali się z uzyskaniem wysokiej jakości węgla do produkcji energii i stali, który kiedyś dostarczała Australia.
Wznowienie handlu to bez wątpienia dobra wiadomość dla Chin, która pozwoli rozwiązać problem niedoboru węgla wysokiej jakości.
Australijski węgiel energetyczny o zawartości energii 5 500 kilokalorii był oferowany po 140,90 USD za tonę na bazie free-on-board, o ok. 5 USD więcej niż na początku tego tygodnia.
Źródło: Reuters


Podczas wczorajszych obchodów Narodowego Święta Niepodległości, gdy na lądzie trwały oficjalne uroczystości, koncerty i parady, część sektora morskiego – w trakcie codziennej pracy – uczciła ten dzień cicho, lecz znacząco.
W artykule
Załoga statku instalacyjnego Wind Osprey, pracująca tego dnia na polu Baltic Power – pierwszej morskiej farmie wiatrowej budowanej u polskich wybrzeży – wywiesiła biało-czerwoną flagę i wykonała pamiątkowe zdjęcie na tle żurawia stawiającego kolejne elementy turbiny. Symboliczny, niemal intymny gest – wyrażający nie tylko szacunek dla historii, lecz także świadomość, że właśnie tam, na tej platformie pracy, tworzy się realna niezależność energetyczna państwa.
Nie był to zresztą jedyny biało-czerwony akcent w otwartym morzu. Także załoga platformy wiertniczej należącej do Orlen Petrobaltic postanowiła 11 listopada zaznaczyć swoją obecność w narodowym święcie. Wśród konstrukcji offshore, z tłem żurawi i świateł eksploatacyjnych, rozciągnęli flagę państwową – wielką, wyraźną, wyeksponowaną. Bez zbędnych słów. Tylko ludzie, stal i barwy. Nie da się tego odebrać inaczej jak jednoznaczny komunikat: tu też jest Polska.

🔗 Czytaj też: Narodowe Święto Niepodległości 2025: cała Polska w biało-czerwonych barwach
Z kolei w halach produkcyjnych PGZ Stoczni Wojennej 11 listopada nie był dniem wolnym. Ale hala kadłubowa, w której powstają kluczowe dla Marynarki Wojennej fregaty z programu Miecznik, po raz drugi z rzędu rozświetliła się w biało-czerwonych barwach Brama ma ponad 40 metrów wysokości i powierzchnię dwóch boisk do koszykówki.. Prosty, czytelny gest – a jednocześnie wyrazisty sygnał, że także w zakładzie stoczniowym święto może być obecne. Jako znak szacunku, jako dowód zaangażowania, jako przypomnienie, że bezpieczeństwo państwa buduje się nie tylko w politycznych deklaracjach, ale przede wszystkim w stoczniowej hali – przy spawaniu, planowaniu i pracy zmianowej.
To wszystko układa się w szerszy obraz – nie jednorazowego zrywu, lecz wieloletniego procesu. Polskie społeczeństwo stopniowo budzi się z letargu lat 90., kiedy 11 listopada był dla wielu dniem wolnym od pracy – bez treści. Coraz więcej ludzi – zarówno na lądzie, jak i na morzu – rozumie dziś, że niepodległość to nie hasło na transparencie, lecz konkret: odpowiedzialność, praca, wspólnota.
Wczoraj w całym kraju tysiące ludzi przyszły na obchody – nie dla kamer, lecz dla siebie nawzajem. Rodziny z dziećmi, seniorzy, młodzież – wszyscy z biało-czerwoną flagą w ręku. Bez scenariusza, ale z przekonaniem. Udowadniając tym samym, że patriotyzm jest dla nich czymś realnym i ważnym.
Biorąc pod uwagę mój wiek i pamiętając, jak wyglądały te obchody dwadzieścia lat temu – często pełne napięcia, nierzadko przysłonięte przez kontrowersje i polityczne podziały – trudno nie zauważyć, jak wiele się zmieniło. Przez lata 11 listopada bywał świętem trudnym – zawłaszczanym, prowokowanym, odzieranym z godności przez hałas, skrajności i medialny przekaz, który z patriotyzmu czynił temat wstydliwy albo kontrowersyjny. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, trzymało się od tego dnia z daleka.Nie z braku szacunku, lecz z niechęci do uczestniczenia w wydarzeniach, przy których zbyt często pojawiały się zamieszki podsycane przez skrajne grupy i osoby traktujące święto instrumentalnie. Prowokacje przykrywały sens tego dnia, a odpowiedzialność próbowano przerzucać na organizatorów.
🔗 Czytaj też: Dzień Niepodległości: Powrót ORP Gen. K. Pułaski do Portu Wojennego w Gdyni
Dziś ten obraz na szczęście się się zmienił. Świętowanie w Narodowy Dzień Niepodległości staje się spokojniejsze, bardziej oddolne. Coraz częściej 11 listopada nie oznacza już podziału – tylko wspólnotę przeżywaną lokalnie: na ulicy, w hali stoczniowej, na platformie morskiej, wśród znajomych z pracy czy sąsiadów z dzielnicy. Święto odzyskuje naturalny sens. I właśnie to daje nadzieję, że dojrzewamy – jako społeczeństwo, jako państwo, jako wspólnota.
Polska dojrzewa. Coraz mniej wstydu przed biało-czerwoną, coraz więcej zwykłej dumy z Orła w koronie na piersi i bandery na maszcie. Coraz więcej osób szuka sensu w patriotyzmie – nie w deklaracjach, lecz w działaniu: w pracy zmianowej, w salucie banderowym, w odśpiewaniu „Mazurka Dąbrowskiego” w miejscach, gdzie bije polskie życie – od portów po najmniejsze miejscowości. Mimo wieloletniej polaryzacji wielu z nas widzi dziś w barwach narodowych nie pretekst do sporu, lecz powód, by stanąć obok siebie. Coraz bardziej widać zmęczenie podziałami, które latami zatruwały wspólnotę. Narasta potrzeba spokoju, normalności, gestu bez ideologii – flagi wywieszonej na burcie, znicza zapalonego na nabrzeżu, krótkiego „cześć i chwała” szeptanego pod nosem. Właśnie w takich drobnych znakach odradza się polskość: bez zadęcia, z godnością.
To już nie patos, ale dojrzewanie. Do tego, że polskość nie musi być głośna, by być prawdziwa. I że Bałtyk nie jest tylko horyzontem – staje się przestrzenią, w której Święto Niepodległości wybrzmiewa pełnym głosem. Czasem w huku salwy, czasem w ciszy – ale zawsze z godnością.