Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

3 czerwca, tysiące mieszkańców Liverpoolu zgromadziło się, aby uczestniczyć w uroczystym chrzcie najnowszego wycieczkowca armatora Cunard Line, Queen Anne. Ceremonia odbyła się przy nabrzeżu Mersey i była transmitowana na żywo na całym świecie. Było to wyjątkowe wydarzenie, podkreślające historyczny związek Cunard z miastem, w którym firma została założona w 1840 roku.
W ceremonii uczestniczyły znane osobistości, takie jak Melanie Chisholm ze Spice Girls, olimpijka Katarina Johnson-Thompson oraz Jayne Casey, kultowa postać sceny muzycznej i kulturalnej Liverpoolu. Jayne Casey, znana ze swojego wsparcia dla czarnej muzyki i kultury, zarządza lokalem z muzyką na żywo i od ponad dwóch dekad odgrywa kluczową rolę w kreatywnej społeczności miasta. Towarzyszyły im również Ngunan Adamu z BBC Radio Merseyside oraz Natalie Haywood, założycielka i dyrektorka zarządzająca LEAF Group w Liverpoolu, która prowadzi popularne herbaciarnie, restauracje i przestrzenie eventowe.
Wszystkie te kobiety wspólnie pełniły zaszczytną rolę matek chrzestnych statku, reprezentując miasto Liverpool. Razem przekręciły dźwignię, co uwolniło butelkę szampana, która z najwyższego punktu statku została spuszczona na dziób, gdzie rozbiła się o metalową płytę z logo armatora Cunard. Był to symboliczny moment oficjalnego nadania imienia statkowi.
Po rozbiciu butelki szapana, na scenę zaproszono włoskiego tenora Andrea Bocelli, który uświetnił wydarzenie swoim występem, któremu towarzyszyła Royal Liverpool Philharmonic Orchestra. Na zakończenie ceremonii odbył się spektakularny pokaz fajerwerków, a DJ Craig Charles zagrał funkowo-soulowy set, który zakończył wieczór. Uroczystość zgromadziła tysiące widzów, podkreślając szczególną więź między Cunard a miastem Liverpool, w którym firma ma swoje historyczne korzenie. Wydarzenie było również transmitowane na żywo, umożliwiając globalnej publiczności uczestnictwo w tym wyjątkowym momencie.
Czytaj więcej o przekazaniu przez Fincantieri nowego statku wycieczkowego Queen Anne
Queen Anne, wypierający 113 000 ton, mierzący 322 metry długości i sięgający 64 metry ponad poziom wody, jest drugim co do wielkości z czterech statków linii Cunard. Jednostka została przekazana brytyjskiemu przedsiębiorstwu żeglugowemu Cunard Line przez stocznię Fincantieri w Margherze 18 kwietnia. Statek może pomieścić 2 996 gości oraz 1 225 członków załogi. Na jego pokładzie znajdują się liczne udogodnienia, w tym Panorama Pool Club – odkryty basen zlokalizowany na rufie statku. Dodatkowo, na górnym pokładzie mieści się kryty basen Pavilion ze studiem odnowy biologicznej.
Pokład ze stefą Mareel Wellness & Beauty oferuje pełen zakres usług relaksacyjnych i kosmetycznych, w tym łaźnię parową, saunę, leżaki termalne oraz centrum fitness. Udogodnienia te zapewniają gościom nie tylko relaks, ale także możliwość zadbania o kondycję fizyczną podczas rejsu.
Statek wyszedł w swój dziewiczy rejs 24 maja z Southampton, odwiedzając m.in. Edynburg, Invergordon, Greenock i Belfast, zanim dotarł do Liverpoolu na chrzest. Kapitan wycieczkowca, Inger Thorhauge, określiła ceremonię jako „kamień milowy” dla firmy, łączący nowoczesne technologie z tradycją i luksusem.
Liverpool był doskonałym miejscem do uhonorowania nowego statku Cunard Line. Prezes Cunard, Katie McAlister, w swoim wystąpieniu podkreśliła, że miasto ma szczególne znaczenie dla firmy, a ceremonia była wyrazem uznania dla bogatej historii Cunard w Liverpoolu.
Autor: Mariusz Dasiewicz


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.