Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W poniedziałek podpisano umowę w sprawie przekazania przez spółkę Centralny Port Komunikacyjny 20 mln zł na prace przygotowawcze do budowy Drogi Czerwonej, która zapewni połączenie portu z Obwodnicą Trójmiasta, autostradą A1 i Portem Solidarność.
W poniedziałek w Porcie Gdynia podpisano umowę w sprawie sfinansowania prac przygotowawczych do budowy Drogi Czerwonej, która zapewni bezpośrednie połączenie Portu Gdynia z siecią dróg krajowych, w tym z trasą ekspresową S6. Nowy dwujezdniowy odcinek poprowadzi od Portu Gdynia do skrzyżowania ul. Morskiej z Obwodnicą Trójmiasta. Inwestycja poprawi dostępność portu od strony lądu, a tym samym zwiększy możliwości przeładunkowe i rozwojowe. Umowę w sprawie sfinansowania pierwszego etapu budowy podpisali: wiceminister infrastruktury Marin Horała, członek zarządu CPK Radosław Kantak i wiceszef GDDKiA Grzegorz Dziedzina.
Droga Czerwona, to można powiedzieć, droga życia dla gdyńskiego portu. Ten port będący o strategicznym znaczeniu dla gospodarki państwa. Mamy takie tylko trzy w Polsce: Gdańsk, Gdynię i zespół portów Szczecin-Świnoujście, ale port w Gdyni jest jedynym spośród tych wymienionych, które nie mają bezpośredniego połączenia z systemem dróg krajowych i autostrad. Dojazd do portu w Gdyni był zawsze pietą achillesową, czynnikiem ograniczającym dostęp do portu. Droga Czerwona zapewni dalszy rozwój Portu Gdynia, ale będzie miała ogromne znaczenie również dla ogólnopolskiego Programu CPK.
Wiceminister infrastruktury Marcin Horała, pełnomocnik rządu ds. CPK
Szacowana łączna wartość budowy Drogi Czerwonej, czyli bezpośredniego łącznika z Obwodnicą Trójmiasta, to 2,7 mld zł. Koszty procesu przygotowawczego, które zostaną sfinansowane przez spółkę CPK, to ok. 20 mln zł – o czym poinformowano przed podpisaniem umowy. Realizacja Drogi Czerwonej przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) zaplanowana jest na lata 2022-2025.

Finansowanie prac przygotowawczych dla budowy Drogi Czerwonej zostało przewidziane w Programie Społeczno-Gospodarczym CPK, który wchodzi w skład Programu Wieloletniego CPK. Ten ostatni zapewnia finansowanie do 2023 r. prac przygotowawczych na potrzeby inwestycji lotniskowych, kolejowych i drogowych CPK.
Rzecznik prasowy CPK Konrad Majszyk poinformował w przekazanym na konferencji prasowej komunikacie, że z prognoz IATA wynika, iż PortSolidarność może mieć ok. 20 proc. udziału w rynku cargo Europy Środkowo-Wschodniej już w pierwszym okresie funkcjonowania. „Dla porównania – Lotnisko Chopina obsługuje mniej niż 1 proc. wszystkich towarów transportowanych drogą powietrzną w Europie. Obecnie aż 62 proc. cargo lotniczego z naszego regionu Europy jest wywożone do lotnisk w Europie Zachodniej. Dla ułatwienia obsługi trójmiejskich portów istotne znaczenie będą miały przygotowywane kolejowe inwestycje pasażerskie CPK, które uwolnią przepustowość dla przewozów cargo. Kluczowa jest budowa tzw. CMK-Północ, czyli wydłużenia Centralnej Magistrali Kolejowej przez CPK do Gdańska (docelowo umożliwi one czasu przejazdu z Trójmiasta do Warszawy w 1 godz. 45 min, a do CPK w półtorej godziny), a także modernizacja istniejących linii kolejowych nr 131, 201 i 202 przez Trójmiasto do Słupska” – informuje Majszyk.
W Porcie Gdynia przeładowywanych jest rocznie ponad 20 mln ton towarów i prawie 1 mln pasażerów. Ten wynik stanowi prawie 25 proc. wszystkich przeładunków w polskich portach. Gdynia ze swoim portem jest elementem unijnej sieci TEN-T, w skład której wchodzą strategiczne europejskie szlaki drogowe i kolejowe oraz tzw. infrastruktura punktowa, np. porty lotnicze i morskie.
Centralny Port Komunikacyjny to planowany węzeł przesiadkowy między Warszawą i Łodzią. W ramach tego projektu na ok. 3 tys. ha zostanie wybudowany Port Lotniczy Solidarność, który w pierwszym etapie będzie mógł obsługiwać do 45 mln pasażerów rocznie. CPK ma być wybudowany do 2027 r. wraz z realizacją niezbędnych połączeń z komponentami sieci kolejowej i drogowej.
Źródło: PAP


11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.
W artykule
To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.
Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.
🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego
Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.
Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.
Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.
Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.
W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.
W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.
🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech
W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.
W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.