Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

„Dobro Sił Zbrojnych? A co ja z tego będę miał?” – to pytanie, które padło niedawno w rozmowie z jednym z oficerów rezerwy Marynarki Wojennej. Proste, cyniczne, ale niestety bardzo aktualne.
W artykule
Jest taki moment, kiedy człowiek mówi: sprawdzam. Publikuje konkretną informację, przedstawia gotową ofertę i mówi: proszę, tu jest – terminy się zgadzają, transfer technologii zaplanowany, współpraca z polskim przemysłem możliwa, a gotowość bojowa realna już w 2027 roku. I co się dzieje?
Tekst „Okręty podwodne w 2027 roku. Jest oferta, o której nikt nie mówi. Dlaczego?” wywołał reakcje doskonale wpisujące się w znane porzekadło: uderz w stół, a nożyce się odezwą. I rzeczywiście – odezwały się. Głośno, nerwowo, niekiedy rzeczowo, częściej jednak z wyraźną próbą rozmycia tematu.
Wpisy na portalu X, ich komentarze – pokazują jedno: temat okrętów podwodnych przestał być domeną chłodnej analizy. Stał się przestrzenią personalnych rozliczeń, środowiskowej lojalności i towarzyskich aluzji.
Co uderza najbardziej? Brak radości. Brak nadziei. Brak refleksji.
Nikt nie powiedział: to dobrze, że coś się rusza. Zamiast tego, jakby według z góry ustalonego planu, ruszyła kampania dezawuowania samej koncepcji. Bo przecież nie może być tak, że ktoś przynosi gotowe rozwiązanie – i to nie „nasz”.
Niektórzy z komentujących – osoby blisko związane z sektorem – nie próbowały nawet ukryć, że nie chodzi im o meritum. Zamiast rzeczowej dyskusji, pojawiły się sformułowania o „tabelce znikąd”, „propagandzie”, porównania do „kupowania całej piekarni tylko po to, żeby zjeść chleb”.
Ktoś kwestionuje kompetencje stoczni, inny insynuuje, że Hiszpanie próbują pozbyć się jednostki, która… właśnie weszła do służby w Armada Española. Jeszcze ktoś inny rzuca, że „nie będzie okrętów, jeśli to nie będą niemieckie lub francuskie łajby”.
A inni? Po prostu zamilkli – choć przez lata mówili najgłośniej, że trzeba „ratować MW RP”.
Czy naprawdę chodzi o wzmocnienie Marynarki Wojennej, czy raczej o to, kto ma zasiąść przy stole? Gdzie kończy się analiza, a zaczynają interesy?
Nie podaję nazwisk – bo nie o personalia tu chodzi, lecz o mechanizm. Mechanizm znany od lat: analiza analizy, tworzenie „własnych wymagań” odklejonych od rzeczywistości, a potem wybór „znanych i sprawdzonych partnerów”. Choćby nie spełniali wymogów, choćby nie mieścili się w terminach, choćby kosztowali więcej – ważne, że swoi.
Jak powiedział wspomniany wcześniej kolega komandor:
„Dobro Sił Zbrojnych? A co ja z tego będę miał?”
Cytat gorzki, lecz niestety celny. Obnaża logikę, która od lat paraliżuje modernizację polskich zdolności podwodnych.
Oferta nie pochodzi z „naszej stoczni”? To znaczy, że coś jest nie tak. Pojawia się etykieta „tabelki znikąd”. Padnie hasło „brak kompetencji”, znajdzie się ktoś, kto przypomni „ostatnią aferę z Talgo” – choć temat dotyczy zupełnie innego sektora. A jeśli ktoś wspomni, że czas ucieka, bo SAFE kończy się w 2030 roku? Odpowiedź jest gotowa: „jeszcze nie mamy wymagań”.
To już nawet nie jest sprzeciw. To mechaniczny odruch blokowania wszystkiego, co nie pochodzi z własnego kręgu.
Nie wiem, czy S-80 trafi do Polski. Ale wiem jedno: jeśli ta debata dalej będzie wyglądać tak, jak dziś – nie trafi nic. Bo znów wszystko rozbije się o środowiskowe gierki, wzajemne złośliwości i lęk przed tym, że „ktoś inny miałby usiąść przy tym stole”.
A może to właśnie teraz jest czas, by przestać traktować okręty podwodne jak rekwizyt w branżowej rywalizacji?
Dziękuję za każdą reakcję – bez względu na ton. Bo każda pokazuje jedno: temat jest ważny i wywołuje emocje. Na to właśnie liczyłem. Po wcześniejszych komentarzach „miłośników Marynarki Wojennej” wiedziałem, że iskra trafi w paliwo. Czasem eksplozję, czasem – ciszę. I ta cisza mówi najwięcej.
Nie miałem zamiaru nikogo urazić. Jeśli ktoś tak to odebrał – przepraszam. Miałem jeden cel: zmusić do refleksji, nawet gorzkiej. O tym, czy naprawdę zależy nam na zdolnościach Marynarki Wojennej, czy tylko na tym, kto ma trzymać długopis przy podpisie.
Mariusz Dasiewicz


W Dowództwie Operacyjnym RSZ odbyło się posiedzenie Rady Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, któremu przewodniczył gen. broni Maciej Klisz. W obradach uczestniczył również dowódca Centrum Operacji Morskich – dowódca Komponentu Morskiego, wiceadmirał Krzysztof Jaworski.
W artykule
Każda akcja SAR to działanie prowadzone pod presją czasu i w wymagających warunkach, dlatego sprawność całego systemu ratowniczego musi być stale doskonalona niezależnie od skali poszczególnych interwencji.
Podkreślono, że skuteczność działań ratowniczych wynika ze współdziałania wielu służb oraz ciągłego doskonalenia procedur operacyjnych na morzu.
Rada SAR pełni funkcję doradczą wobec ministra odpowiedzialnego za gospodarkę morską i opiniuje rozwiązania dotyczące ratownictwa, zwalczania zagrożeń oraz ochrony środowiska morskiego. W jej skład wchodzą przedstawiciele Marynarki Wojennej, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej, Policji, służby zdrowia oraz instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na polskich wodach.
To gremium stanowi forum wymiany doświadczeń między praktykami a administracją, co pozwala utrzymywać spójność krajowego systemu SAR i wzmacnia jego gotowość operacyjną.
Jednym z głównych tematów posiedzenia były wnioski z ogólnokrajowych ćwiczeń Strażnik Bałtyku-25, organizowanych przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji i poświęconych zwalczaniu zanieczyszczeń na morzu. Podczas obrad omówiono przebieg działań, skuteczność współpracy między służbami oraz obszary wymagające dopracowania. Dyskusja stała się punktem wyjścia do szerszej oceny wyzwań ratownictwa morskiego i funkcjonowania krajowego systemu SAR.
Dużą część dyskusji poświęcono też zmianom przepisów związanych z ochroną przeciwpożarową na morskich wodach wewnętrznych. Wskazano na potrzebę ujednolicenia interpretacji obowiązujących regulacji oraz dopasowania ich do warunków operacyjnych na Bałtyku.
Rada omówiła także rosnące znaczenie bezzałogowych statków powietrznych w działaniach SAR. Podkreślono, że ich wykorzystanie pozwala szybciej dotrzeć do rejonu zdarzenia, poszerzyć obszar prowadzenia poszukiwań oraz uzyskać dokładniejsze rozpoznanie sytuacji. Wskazano, że BSP stają się stałym elementem wyposażenia służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo na morzu i w najbliższych latach ich rola będzie systematycznie rosła.
Od stycznia jednostki Służby SAR przeprowadziły 415 akcji ratowniczych, w tym 170 interwencji ratujących życie, 25 ewakuacji medycznych oraz 10 działań związanych ze zwalczaniem rozlewów substancji ropopochodnych. Równolegle Gdyńska Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej, działając pod kontrolą COM-DKM, zrealizowała 20 operacji poszukiwawczo-ratowniczych z udziałem śmigłowców.
Zestawienie tegorocznych danych po raz kolejny potwierdza, że system SAR funkcjonuje nieprzerwanie i wymaga stałej dbałości, ponieważ jego skuteczność bezpośrednio przekłada się na bezpieczeństwo ludzi na morzu.
Posiedzenie potwierdziło, że bezpieczeństwo na morzu jest wspólną odpowiedzialnością Marynarki Wojennej, służb cywilnych i administracji państwowej. Rada SAR pozostaje forum, na którym podejmowane są decyzje wpływające bezpośrednio na poziom ochrony polskich wód, żeglugi oraz infrastruktury.
Źródło: COM-DKM
Hiszpania sama „wypisała się” z programu Orka politycznym uwaleniem zakupu Talgo. Dziękuje, do widzenia.
Czy Navantia złożyła ofertę? Bo MON twierdzi, że nie.
Całkowicie zgadzam się z autorem. Nie wierzę by przez 28 lat nie można było kupić 2-3 okr. podwodnych. Działania destrukcyjne, wręcz sabotaż widać gołym okiem. Turcja i Korea Płd. poradziły sobie z tym zjawiskiem w latach 70 i 80. XX wieku. Oskarżenia o zdradę państwa i długoletnie więzienia, a w kilku przypadkach najsurowszy wyrok. Efekty widoczne. Niestety, takie działania w liberalnej demokracji (której jestem zwolennikiem) są nierealne, toteż nic się nie zmieni. Ktoś tu pisze, że hiszpańskiej oferty nie było. Była, tylko z przedstawicielami Navantii nikt z decydentów się nie spotkał, a jak widać oferta warta zainteresowania, o ile nie najatrakcyjniejsza.
Burdelik. PIS-DY rozwaliły Marynarkę Wojenną dla swojego widzimisię i są tego widoczne konsekwencje. PIS-DY rządziły na zasadzie a co ja będę z tego miał. PIS-DY rozbudowując bazę NATO w Elblągu musiały gdzieś znaleźć Polską obsługę znającą język angielski. Znalazły ją w Marynarce Wojennej. Marynarze trafili do Wojsk Lądowych – to skrajny debilizm PIS-D. W Marynarce Wojennej zostali tylko ci co popierają PIS-DY i na miejsce tych co trafili do Elbląga PIS-DY przyjęły swoje życiowe PIS-DY po wielkiej protekcji. Protekcja kosztuje więc muszą się odkuć czyli nachapać na boku. Co ja będę z tego miał?
Mam tylko jedną wątpliwość. Jak rozumiem okręt ma ponad 80 m. długości, a my na Bałtyk potrzebujemy czegoś około 50 m. Krótko mówiąc mniejszy wpłynie także na płytsze wody. Zatem czy hiszpańska opcja wchodzi dla nas w grę?