[powiazane1]
Od czasu powrotu, ekipa z zapartym tchem śledziła wszelkie zmiany pogodowe, w oczekiwaniu na sprzyjające do rejsu warunki. Co zaskakujące jak na tą część roku wysokie temperatury i niezbyt silne wiatry były już od początku listopada, co dawało duże szanse na powtórzenie ekspedycji. Ekipie w nieco okrojonym składzie, będącej od czasu powrotu na tzw. „stand by”, udało się w szybkim tempie podjąć decyzję i w dniach 13 – 19 listopada wyruszyć na Morze Północne w celu weryfikacji założonych wraków. Udała się ona do portu w Thyborøn, w Danii gdzie czekała już na nich specjalistyczna jednostka morska M/S ”NEMO”.
Pogoda, pierwotnie wydająca się jako całkiem dobra, okazała się jedynie znośna. Z powodu silnie wiejących wiatrów północnych cała załoga miała chorobę morską, która dotknęła nawet największych wilków morskich. Wydawało mi się, że jestem mocno zaprawiony na różnego rodzaju zmiany pogodowe, ale pierwszy raz zdarzyło mi się tak cierpieć, dużo wysiłku wkładaliśmy w to, aby w miarę normalnie funkcjonować, bujało nas jeszcze długo po tym jak zeszliśmy na ląd – komentuje Piotr Michalik.
[powiazane2] Pomimo to członkom ekspedycji udało się sprawdzić 43 założone pozycje, z czego 16 okazało się być nowymi, dotychczas niezidentyfikowanymi wrakami. Pomimo, iż nie udało się odkryć ORP „Orzeł”, ekipa jest zadowolona z zakończonej ekspedycji. Dzięki tegorocznym poszukiwaniom, ekipa przebadała kolejny obszar i przepłynęła trasę 1162km, co znacznie zawęziło obszar poszukiwań.
— Warunki były trudne, powiedziałbym, że nawet ciężkie i trochę się tego nie spodziewaliśmy, ale musieliśmy dokończyć rozpoczętą w październiku pracę. Sprawdziliśmy wszystko, co było do weryfikacji na tym obszarze. Co więcej, udało nam się wciągnąć do projektu duńskich rybaków, z czego bardzo się cieszę. Obiecali nam przez okres zimowy zbierać jak najwięcej informacji o wrakach Morza Północnego — komentuje Tomasz Stachura, szef ekspedycji.
[powiazane3] Od początku istnienia projektu jego partnerem jest Instytut Morski w Gdańsku, który dostarcza najlepszej klasy sprzęt hydrograficzny, specjalistyczne urządzenia poszukiwawcze, takie jak echosonda wielowiązkowa (MBES), która umożliwia skuteczne badanie dna morskiego, w paśmie o szerokości nawet do 400 metrów.
— To już nasza piąta, wspólna ekspedycja, jesteśmy coraz lepiej zorganizowani i doszliśmy do takiej wprawy, że byliśmy w stanie cały sprzęt przewieźć jednym autem a następnie zainstalować go na jednostce w niespełna cztery godziny. Moja hydrograficzna ekipa świetnie się spisała — dodaje Benedykt Hac, szef zespołu hydrograficznego.
Po zakończonej obecnie ekspedycji, ekipa już przygotowuje się do nadchodzącej, wytężonej pracy. Nie poddają się i szykują się do kolejnej ekspedycji. Wiedzą, że Orzeł gdzieś tam jest i czeka na nich. Wierzą, że go znajdą…w końcu.
Źródło: Zespół Badań i Analiz Militarnych.
Marynarka wojenna – więcej wiadomości na ten temat znajdziesz tutaj.