Royal Caribbean: Retrospekcja decyzji o zawieszeniu postojów w Labadee na Haiti

W obliczu nasilających się niepokojów na Haiti, Royal Caribbean Cruises Ltd. podjęła decyzję o tymczasowym wstrzymaniu postojów wycieczkowych w swojej ekskluzywnej destynacji, Labadee, co dotknęło osiem rejsów zaplanowanych do 18 marca.

Ta strategiczna decyzja, będąca odzwierciedleniem priorytetu, jakim dla armatora jest bezpieczeństwo pasażerów i załogi, została podjęta po tym, jak sytuacja polityczna na Haiti uległa znacznemu pogorszeniu, prowadząc do rezygnacji premiera kraju, apeli Stanów Zjednoczonych oraz Organizacji Narodów Zjednoczonych o natychmiastowe opuszczenie kraju przez obywateli i pracowników humanitarnych.

W ciągu ostatnich lat Haiti zmaga się z przemocą i bezprawiem, z dużymi częściami głównych miast kontrolowanymi przez gangi. Sytuacja ta jednak nasiliła się w ostatnich tygodniach, w tym próby ataku na obiekty w Port-au-Prince oraz główny port lotniczy kraju.

Royal Caribbean ogranicza swoje postoje do prywatnego portu o nazwie Labadee, położonego na północnym wybrzeżu Haiti. Jest on oddalony ponad 160 kilometrów na północ od Port-au-Prince. Linia wycieczkowa nabyła prawa do około 80 hektarów w 1986 roku, tworząc prywatną enklawę, oddzieloną od reszty kraju ogrodzeniem ochronnym, przeznaczoną dla pasażerów swoich statków. Ponadto, marka premium Royal Caribbean, Celebrity Cruises, również odwiedza Labadee.

Początkowo jako miejsce z popularnym grillem na plaży, Labadee przekształciło się przez lata w rodzaj parku rozrywki generującego przychody, oferującego atrakcje takie jak zipline czy kolejka górska, a także wille do wynajęcia na dobę. Chociaż w enklawie zatrudnieni są Haitańczycy i jest ona chroniona przez prywatną ochronę, jest ona w dużej mierze izolowana od reszty kraju.

„Ze względu na rozwijającą się sytuację na Haiti, i z nadmiaru ostrożności, tymczasowo zawieszamy nasze wizyty w Labadee dla całej naszej floty,” ogłosiła firma w oświadczeniu. Na mediach społecznościowych, konto CEO Michaela Bayleya wskazało, że decyzja ta dotyczy najbliższych siedmiu dni.

Royal Caribbean wcześniej zaczęła odwoływać wycieczki brzegowe, takie jak przejażdżki wodne i wypady na ryby, oraz wydała ogólne ostrzeżenie dotyczące bezpieczeństwa. Pasażerom obecnie komunikuje się, że ich rejsy będą zastąpione dniem na morzu, przedłużonymi postojami w innych portach, takich jak Falmouth na Jamajce, lub w niektórych przypadkach dodane będą nowe destynacje, takie jak Grand Turk, port w Turks i Caicos, zazwyczaj używany głównie przez statki Carnival Corporation.

W przeszłości Royal Caribbean musiał już wstrzymywać postoje w Labadee z powodu problemów pogodowych lub niepokojów w kraju. Firma była krytykowana za kontynuowanie wizyt w kraju w trudnych okresach, takich jak po dewastującym trzęsieniu ziemi, jednak odpowiadała, że przewoziła wtedy na wyspę zaopatrzenie humanitarne.

Autor: Mariusz Dasiewicz/Bloomberg

https://portalstoczniowy.pl/category/turystyka-morska/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Rosyjski atak na turecki statek w Czarnomorsku

    Rosyjski atak na turecki statek w Czarnomorsku

    12 grudnia podczas rosyjskiego ataku w obwodzie odeskim doszło do pożaru na jednostce Cenk T w porcie Czarnomorskim. Operator podał, że statek przewoził żywność, nie było informacji o ofiarach. Turcja oficjalnie wezwała do wstrzymania działań zagrażających bezpieczeństwu żeglugi na Morzu Czarnym.

    Co wiadomo o uderzeniu

    W Czarnomorsku doszło do pożaru na tureckiej jednostce handlowej Cenk T. W komunikatach i depeszach przewija się jeden szczegół, który zmienia optykę: ładunek stanowiła żywność. Żadnych opowieści o „strategicznych komponentach”, żadnej wygodnej zasłony dymnej. Twardy fakt brzmi banalnie, więc jest dla propagandy wyjątkowo niewygodny. To kolejny przykład, jak bezpieczeństwo żeglugi na Morzu Czarnym staje się elementem presji politycznej i gospodarczej.

    Turcja odniosła się do incydentu, wskazując na zagrożenie dla bezpieczeństwa morskiego oraz swobody żeglugi. To nie jest dyplomatyczne „zaniepokojenie” wrzucone na autopilota. To sygnał państwa, którego armatorzy operują na trasach prowadzących do ukraińskich portów, więc ryzyko nie jest akademickie.

    Morze Czarne jako narzędzie presji

    W sieci temat sprzedaje się jako dowcip o wojnie z „tureckimi pomidorami”. Tyle że za tym żartem kryje się bardzo czytelny przekaz. Uderzenie w statek z żywnością działa jak ostrzeżenie dla armatorów i ubezpieczycieli: bandera nie daje gwarancji, a wejście do ukraińskiego portu ma koszt polityczny i finansowy, który każdy musi skalkulować sam.

    To właśnie jest gra Moskwy. Nie potrzeba formalnej blokady, nie trzeba ogłaszać „zamknięcia morza”. Wystarczy dosypać niepewności. Kilka takich zdarzeń, kilka nagrań, kilka komunikatów o pożarze i nagle część rynku zaczyna omijać region, bo rachunek ryzyka przestaje się spinać.

    Dzień później Ukraina informowała też o uderzeniu rosyjskiego drona w turecki statek VIVA z ładunkiem oleju słonecznikowego który płynął do Egiptu. Ten wątek dokłada do obrazu kolejną warstwę napięcia, bo sugeruje, że ryzyko nie kończy się na nabrzeżu.

    Wniosek jest nieprzyjemnie prosty. Morze Czarne coraz częściej przestaje być przestrzenią handlu, zaczyna być przestrzenią wymuszania. Gdy celem staje się statek z żywnością, opowieść o „precyzyjnej wojnie” zostaje już tylko w papierowych komunikatach.

    Aktualizacja: Turcja wskazuje na zagrożenia dla bezpieczeństwa żeglugi na Morzu Czarnym po ataku na statek handlowy w Czarnomorsku.