Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

18 lipca, podczas pozornie spokojnej podróży promem Mein Schiff 6 na wodach Bałtyku, życie jednego z pasażerów niespodziewanie znalazło się na krawędzi. W obliczu tak dramatycznej sytuacji, załoga SAR z darłowskiej grupy lotniczej 44 Bazy Lotnictwa Morskiego, skierowana została do natychmiastowej akcji ratowniczej, pokazując pełnię swojego profesjonalizmu w ratowaniu życia na morzu.
Alarm ratowniczy „ewakuacja medyczna” był informacją, którą otrzymała załoga dyżurna SAR z darłowskiej grupy lotniczej 44 Bazy Lotnictwa Morskiego. Ten alarm wprowadził załogę w stan gotowości o godzinie 10:15. Zawierał on informacje, że jeden z pasażerów promu Mein Schiff 6, który znajdował się na trasie Kolonia – Gdynia, potrzebował natychmiastowej pomocy medycznej. Prom znajdował się wówczas około 40 mil morskich na północ od Kołobrzegu.
Taka sytuacja wymagała szybkiej i precyzyjnej akcji ratowniczej. Śmigłowiec W-3WARM został poderwany z lotniska w Darłowie już o godzinie 10:26. Załoga śmigłowca wykazała się niezwykłym profesjonalizmem, umiejętnością działania pod presją czasu i stresu.
Po dotarciu śmigłowca do promu Mein Schiff 6 o godzinie 10:55, ratownik został opuszczony na pokład w celu udzielenia niezbędnej pomocy medycznej poszkodowanemu. Dzięki zgranej współpracy załogi promu i załogi śmigłowca, operacja przebiegła sprawnie i szybko. Po upływie pół godziny, poszkodowany został bezpiecznie podjęty na pokład śmigłowca.
Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/przeglad-promowy-w-tym-m-in-nowe-promy-grimaldi-lines-na-trasie/
Rozpoczęto lot powrotny, mający na celu dostarczenie poszkodowanego do szpitala. W ciągu kilkudziesięciu minut, śmigłowiec dotarł do lądowiska Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Słupsku. Tam już czekał zespół medyczny, gotowy do podjęcia natychmiastowej interwencji.
Cały przebieg akcji ratowniczej z ramienia Centrum Operacji Morskich – Dowództwa Komponentu Morskiego koordynował Dyżurny Operacyjny Ratownictwa kmdr ppor. Joanna Kacik.
Ta akcja ratunkowa była 769. w historii Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej (BLMW) i 24. w tym roku. BLMW to jedyna w Polsce formacja lotnicza, która utrzymuje ciągłą gotowość do prowadzenia działań ratowniczych z powietrza nad obszarami morskimi. Działając na podstawie „Konwencji o poszukiwaniu i ratownictwie morskim” oraz „Konwencji o międzynarodowym lotnictwie cywilnym”, lotnicy BLMW odgrywają niezastąpioną rolę w ratowaniu życia na morzu.
Ewakuacja medyczna z promu Mein Schiff 6 na Morzu Bałtyckim jest kolejnym dowodem na nieocenioną wartość i znaczenie załogi SAR. Dzięki ich poświęceniu, profesjonalizmowi i wyszkoleniu, pasażer, który potrzebował natychmiastowej pomocy medycznej, otrzymał ją na czas.
Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/kontrole-na-polskich-obszarach-morskich/
Zgodnie z „Konwencją o poszukiwaniu i ratownictwie morskim” oraz „Konwencją o międzynarodowym lotnictwie cywilnym”, nieprzerwany dyżur SAR/ASAR utrzymywany jest przez załogi śmigłowców W-3WARM stacjonujących w 43 Bazie Lotnictwa Morskiego w Gdyni-Babich Dołach oraz śmigłowców Mi-14PŁ/R lub W-3WARM z 44 Bazy Lotnictwa Morskiego w Darłowie. Działania te dodatkowo wspiera załoga samolotu patrolowego M28B 1R Bryza, dyżurująca bez przerwy na lotnisku w Siemirowicach koło Lęborka, zapewniając tym samym ciągłość systemu ratownictwa.
Ważne jest, aby pamiętać, że załoga SAR to grupa wyjątkowych ludzi, którzy codziennie stawiają swoje życie na szali, aby chronić innych. Ich determinacja i poświęcenie są nieocenione.
Ewakuacja medyczna z promu Mein Schiff 6 na Morzu Bałtyckim to jedna z licznych akcji ratunkowych, które regularnie mają miejsce na morzu. Zaangażowanie i umiejętności załogi SAR pozwalają na skuteczne ratowanie życia i zapewnienie bezpieczeństwa na wodach Bałtyku.
Dlatego warto okazać szacunek i wyrazić uznanie dla załogi SAR oraz wszystkich służb ratowniczych, które odgrywają kluczową rolę w naszym społeczeństwie. Ich heroizm i poświęcenie w ratowaniu życia są bezcenne.
Źródło: COM-DKM/MD


Podczas wczorajszych obchodów Narodowego Święta Niepodległości, gdy na lądzie trwały oficjalne uroczystości, koncerty i parady, część sektora morskiego – w trakcie codziennej pracy – uczciła ten dzień cicho, lecz znacząco.
W artykule
Załoga statku instalacyjnego Wind Osprey, pracująca tego dnia na polu Baltic Power – pierwszej morskiej farmie wiatrowej budowanej u polskich wybrzeży – wywiesiła biało-czerwoną flagę i wykonała pamiątkowe zdjęcie na tle żurawia stawiającego kolejne elementy turbiny. Symboliczny, niemal intymny gest – wyrażający nie tylko szacunek dla historii, lecz także świadomość, że właśnie tam, na tej platformie pracy, tworzy się realna niezależność energetyczna państwa.
Nie był to zresztą jedyny biało-czerwony akcent w otwartym morzu. Także załoga platformy wiertniczej należącej do Orlen Petrobaltic postanowiła 11 listopada zaznaczyć swoją obecność w narodowym święcie. Wśród konstrukcji offshore, z tłem żurawi i świateł eksploatacyjnych, rozciągnęli flagę państwową – wielką, wyraźną, wyeksponowaną. Bez zbędnych słów. Tylko ludzie, stal i barwy. Nie da się tego odebrać inaczej jak jednoznaczny komunikat: tu też jest Polska.

🔗 Czytaj też: Narodowe Święto Niepodległości 2025: cała Polska w biało-czerwonych barwach
Z kolei w halach produkcyjnych PGZ Stoczni Wojennej 11 listopada nie był dniem wolnym. Ale hala kadłubowa, w której powstają kluczowe dla Marynarki Wojennej fregaty z programu Miecznik, po raz drugi z rzędu rozświetliła się w biało-czerwonych barwach Brama ma ponad 40 metrów wysokości i powierzchnię dwóch boisk do koszykówki.. Prosty, czytelny gest – a jednocześnie wyrazisty sygnał, że także w zakładzie stoczniowym święto może być obecne. Jako znak szacunku, jako dowód zaangażowania, jako przypomnienie, że bezpieczeństwo państwa buduje się nie tylko w politycznych deklaracjach, ale przede wszystkim w stoczniowej hali – przy spawaniu, planowaniu i pracy zmianowej.
To wszystko układa się w szerszy obraz – nie jednorazowego zrywu, lecz wieloletniego procesu. Polskie społeczeństwo stopniowo budzi się z letargu lat 90., kiedy 11 listopada był dla wielu dniem wolnym od pracy – bez treści. Coraz więcej ludzi – zarówno na lądzie, jak i na morzu – rozumie dziś, że niepodległość to nie hasło na transparencie, lecz konkret: odpowiedzialność, praca, wspólnota.
Wczoraj w całym kraju tysiące ludzi przyszły na obchody – nie dla kamer, lecz dla siebie nawzajem. Rodziny z dziećmi, seniorzy, młodzież – wszyscy z biało-czerwoną flagą w ręku. Bez scenariusza, ale z przekonaniem. Udowadniając tym samym, że patriotyzm jest dla nich czymś realnym i ważnym.
Biorąc pod uwagę mój wiek i pamiętając, jak wyglądały te obchody dwadzieścia lat temu – często pełne napięcia, nierzadko przysłonięte przez kontrowersje i polityczne podziały – trudno nie zauważyć, jak wiele się zmieniło. Przez lata 11 listopada bywał świętem trudnym – zawłaszczanym, prowokowanym, odzieranym z godności przez hałas, skrajności i medialny przekaz, który z patriotyzmu czynił temat wstydliwy albo kontrowersyjny. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, trzymało się od tego dnia z daleka.Nie z braku szacunku, lecz z niechęci do uczestniczenia w wydarzeniach, przy których zbyt często pojawiały się zamieszki podsycane przez skrajne grupy i osoby traktujące święto instrumentalnie. Prowokacje przykrywały sens tego dnia, a odpowiedzialność próbowano przerzucać na organizatorów.
🔗 Czytaj też: Dzień Niepodległości: Powrót ORP Gen. K. Pułaski do Portu Wojennego w Gdyni
Dziś ten obraz na szczęście się się zmienił. Świętowanie w Narodowy Dzień Niepodległości staje się spokojniejsze, bardziej oddolne. Coraz częściej 11 listopada nie oznacza już podziału – tylko wspólnotę przeżywaną lokalnie: na ulicy, w hali stoczniowej, na platformie morskiej, wśród znajomych z pracy czy sąsiadów z dzielnicy. Święto odzyskuje naturalny sens. I właśnie to daje nadzieję, że dojrzewamy – jako społeczeństwo, jako państwo, jako wspólnota.
Polska dojrzewa. Coraz mniej wstydu przed biało-czerwoną, coraz więcej zwykłej dumy z Orła w koronie na piersi i bandery na maszcie. Coraz więcej osób szuka sensu w patriotyzmie – nie w deklaracjach, lecz w działaniu: w pracy zmianowej, w salucie banderowym, w odśpiewaniu „Mazurka Dąbrowskiego” w miejscach, gdzie bije polskie życie – od portów po najmniejsze miejscowości. Mimo wieloletniej polaryzacji wielu z nas widzi dziś w barwach narodowych nie pretekst do sporu, lecz powód, by stanąć obok siebie. Coraz bardziej widać zmęczenie podziałami, które latami zatruwały wspólnotę. Narasta potrzeba spokoju, normalności, gestu bez ideologii – flagi wywieszonej na burcie, znicza zapalonego na nabrzeżu, krótkiego „cześć i chwała” szeptanego pod nosem. Właśnie w takich drobnych znakach odradza się polskość: bez zadęcia, z godnością.
To już nie patos, ale dojrzewanie. Do tego, że polskość nie musi być głośna, by być prawdziwa. I że Bałtyk nie jest tylko horyzontem – staje się przestrzenią, w której Święto Niepodległości wybrzmiewa pełnym głosem. Czasem w huku salwy, czasem w ciszy – ale zawsze z godnością.