W połowie października uwagę analityków przyciągnęło nietypowe zjawisko – większość należących do Iranu tankowców niemal jednocześnie zaczęła nadawać sygnały AIS (Automatic Identification System), przerywając trwającą od 2018 roku ciszę w eterze.
Jak podają branżowe zachodnie media, wznowienie transmisji pozycji przez jednostki flotylli Narodowego Przedsiębiorstwa Tankowcowego Iranu (NITC), która od czasu przywrócenia amerykańskich sankcji poruszała się niemal wyłącznie „niewidoczna”, wydawało się co najmniej zastanawiające.
W tle – napięcia geopolityczne na Bliskim Wschodzie, eskalacja po tzw. 12-dniowej wojnie z czerwca tego roku oraz rosnące obawy Teheranu przed wznowieniem izraelsko-amerykańskich operacji uderzeniowych. W takich warunkach otwarte pokazywanie pozycji tankowców nie wpisuje się w logikę działania państwa zmuszonego do stosowania środków maskujących. A jednak – przez trzy dni, od 12 do 14 października, aż 52 z 88 jednostek NITC zaczęły regularnie nadawać sygnały lokalizacyjne.
Trzy dni widoczności. A potem znów cisza
Włączone transpondery AIS ujawniały m.in. obecność dziewięciu irańskich tankowców prowadzących operacje przeładunkowe typu ship-to-ship w malezyjskiej wyłącznej strefie ekonomicznej, u wybrzeży Johoru. Jednak już kilka dni później – 16 października – tylko dziewięć jednostek nadal pozostawało widocznych. Pozostałe znów pogrążyły się w radiowej ciszy. Analiza firmy Windward, zajmującej się monitorowaniem aktywności morskiej w kontekście sankcji i działań nielegalnych, nie pozostawia wątpliwości – irańska flota powróciła do dawnych metod działania.
🔗 Czytaj więcej: Iran: dwa tankowce zatrzymane pod zarzutem przemytu ropy
Powrót do „niewidzialności” może być reakcją na twardy powrót sankcji ONZ, który nastąpił 28 września. Choć w Radzie Bezpieczeństwa ONZ Rosja i Chiny nie były w stanie zablokować uruchomienia tzw. mechanizmu snap-back, już kilka dni później oba państwa jednoznacznie zadeklarowały brak uznania dla nowych ograniczeń. W Teheranie odebrano to jako sygnał wsparcia i być może dlatego podjęto próbę zamanifestowania zgodności z międzynarodowym prawem żeglugi – tyle że demonstracja ta okazała się krótkotrwała.
Chiny głównym odbiorcą, ale bez pełnej przejrzystości żeglugi
Z ekonomicznego punktu widzenia, większość surowca z irańskich pól naftowych trafia do Chin – szacuje się, że nawet 90 proc. eksportowanej ropy znajduje tam odbiorców. Trasa transportu obejmuje kluczowe akweny, w tym wody narodowe w rejonie Cieśniny Malakka. W tych miejscach część tankowców czasowo aktywuje transpondery AIS, aby zminimalizować ryzyko kolizji lub umożliwić legalne bunkrowanie i zaopatrzenie.
Nie oznacza to jednak zgody władz chińskich na pełną transparentność. Chińskie firmy wciąż obawiają się, że identyfikacja jednostek zaangażowanych w transport irańskiej ropy może skutkować objęciem sankcjami wtórnymi. Dlatego irańskie tankowce, choć czasowo „widzialne”, znów stają się „duchami morza” – niewykrywalnymi na standardowych systemach śledzenia.
Presja dyplomatyczna i koniec złudzeń
Wydarzenia ostatnich tygodni pokazały, że klimat wokół irańskiej logistyki morskiej gwałtownie się zaostrzył. Nawet ci, którzy dotąd przymykali oko na nieregularne dostawy do Azji, coraz częściej wybierają strategię dystansu. Każdy sygnał AIS nadawany przez jednostkę, na pokładzie której znajduje się objęty embargiem surowiec, staje się potencjalnym dowodem w politycznej grze – obciążającym nie tylko Teheran, lecz również jego partnerów handlowych.
🔗 Czytaj więcej: Irańsko-rosyjskie manewry na Morzu Kaspijskim i rysa w sojuszu
W tym kontekście powrót irańskich tankowców do radiowej ciszy nie jest już wyborem, lecz koniecznością. Ostatecznie, pokazanie się światu przyniosło więcej szkód niż korzyści – zarówno wizerunkowych, jak i operacyjnych.
Wyłączone transpondery AIS jako narzędzie strategii
Obserwowany odwrót irańskiej floty handlowej do technik omijania systemów nadzoru morskiego nie jest zaskoczeniem. To taktyka sprawdzona, a obecnie – wymuszona. Znikanie z radarów, fałszywe pozycje, ukryte transfery na morzu i identyfikacje pod fałszywymi banderami pozostaną podstawą „czarnej logistyki” Teheranu dopóki geopolityczny impas nie zostanie przełamany.
W tej sytuacji trudno oprzeć się wrażeniu, że próba „bycia widocznym” miała być bardziej politycznym komunikatem niż realną zmianą kursu. Komunikatem, który nie trafił na podatny grunt.
Autor: Mariusz Dasiewicz