Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Na pokładzie polskiego masowca Jawor, należącego do Polskiej Żeglugi Morskiej (PŻM) i pływającego pod bahamską banderą, załoga odkryła pół tony kokainy. Narkotyki najprawdopodobniej zostały podrzucone podczas postoju na kotwicowisku brazylijskiego portu Sao Luis. Odkrycie nielegalnego ładunku doprowadziło do wszczęcia międzynarodowego śledztwa, co wywołuje pytania o dalsze losy załogi i możliwe konsekwencje prawne.
W artykule
Polska Żegluga Morska (PŻM), największy polski armator i jeden z czołowych w Europie Środkowo-Wschodniej, odgrywa istotną rolę w międzynarodowym transporcie morskim, koncentrując się głównie na przewozach ładunków masowych na całym świecie. Masowiec Jawor o numerze IMO 9452608, jest częścią floty PŻM, która regularnie operuje na trasach między Ameryką Południową, Europą i innymi regionami.
Brazylijski port Sao Luis, gdzie dokonano odkrycia narkotyków, to jeden z kluczowych punktów na mapie globalnego handlu, zarówno legalnego, jak i nielegalnego. Port ten leży na trasie przemytu narkotyków z Ameryki Południowej do Europy, co sprawia, że jest szczególnie narażony na działalność karteli. W takich okolicznościach statki handlowe, jak Jawor, często nieświadomie stają się narzędziem przemytników, którzy wykorzystują je do transportu nielegalnych ładunków.
W piątek załoga masowca Jawor, odkryła kilkanaście 40-kilogramowych paczek z podejrzanym ładunkiem, który okazał się kokainą. Kapitan jednostki, zgodnie z obowiązującymi procedurami, natychmiast poinformował o zdarzeniu agenta, który powiadomił brazylijską policję. Narkotyki zostały znalezione w specjalnym pomieszczeniu technicznym na statku, tzw. void space, między nadbudówką a ładowniami. Mimo regularnego sprawdzania plomb zabezpieczających, w piątkowy poranek jedna z nich została zerwana. To wzbudziło niepokój załogi i doprowadziło do dokładnego przeszukania statku.
Funkcjonariusze brazylijskich służb, którzy przybyli na miejsce helikopterem, potwierdzili, że znaleziony ładunek to kokaina. Rozpoczęło się śledztwo mające na celu ustalenie, jak doszło do podrzucenia kontrabandy i kto za nią stoi.
Jak podkreśla Krzysztof Gogol, rzecznik Polskiej Żeglugi Morskiej, incydenty związane z podrzucaniem narkotyków na statki handlowe nie są odosobnione. Brazylijskie porty stały się istotnym punktem na trasie przemytu narkotyków z Ameryki Południowej do Europy, a kartele coraz częściej wykorzystują statki towarowe do przemycania nielegalnych substancji. Wiele jednostek, w tym polskich, staje się nieświadomymi uczestnikami tego procederu. Według rzecznika, najprawdopodobniej w piątek w nocy mała łódź podpłynęła do Jawora, dokonując nielegalnego abordażu, po czym narkotyki zostały ukryte w jednym ze schowków technicznych.
Załoga masowca, składająca się z 20 osób pochodzących z Polski, Ukrainy, Bułgarii i Rumunii, pozostaje na pokładzie statku. Jak poinformował Krzysztof Gogol, marynarze zostali przesłuchani przez brazylijską policję, a proces ten odbywa się etapami, by zachować ciągłość pracy na jednostce. Zaznaczył również, że załoga nie została zatrzymana, a po przesłuchaniach marynarzom zwrócono telefony komórkowe, które chwilowo poddano kontroli.
Choć sytuacja jest niepokojąca, zarówno władze Polskiej Żeglugi Morskiej, jak i rodziny załogi, zostały natychmiast poinformowane o incydencie. Jak dotąd nie ma żadnych przesłanek, by oskarżać kogokolwiek z załogi o współudział w tym procederze. Brazylijska policja kontynuuje śledztwo, które może potrwać jeszcze kilka tygodni, zanim wszystkie okoliczności zostaną wyjaśnione.
Zdarzenie związane z udaremnieniem przemytu kokainy na polskim statku przypomina o rosnącym problemie przemytu narkotyków drogą morską. Brazylijskie porty, takie jak Sao Luis, są jednym z głównych punktów na mapie przemytu kokainy z Ameryki Południowej do Europy. Statki handlowe, które często odwiedzają te porty, stają się łatwym celem dla zorganizowanych grup przestępczych. Wykorzystując momenty postoju na kotwicowisku lub przy nabrzeżu, kartele dokonują podrzutu ładunków, które mają trafić na rynek europejski.
Przypadek Jawora nie jest odosobniony. W ostatnich latach wzrosła liczba incydentów, w których marynarze, zupełnie nieświadomi, stają się częścią międzynarodowego przemytu. Przykład tego masowca pokazuje, jak wielkim wyzwaniem staje się walka z narkotykowymi kartelami, które potrafią wykorzystać każdą lukę w zabezpieczeniach.
W obliczu takich zdarzeń, armatorzy i załogi statków zmuszeni są do zaostrzenia procedur bezpieczeństwa, zwłaszcza podczas postojów w portach Ameryki Południowej. Wzmożona czujność i regularne kontrole plomb, jak to miało miejsce na jednostce Jawor, mogą zminimalizować ryzyko podrzutów, jednak nie wyeliminują problemu całkowicie. Potrzebne są również działania na poziomie międzynarodowym, by lepiej chronić statki handlowe przed nielegalnymi działaniami karteli narkotykowych.
Pomimo incydentu, Jawor po zakończeniu procedur i formalności ma kontynuować swoją podróż z ładunkiem zboża do hiszpańskiej Kartageny. Cała załoga liczy na szybkie zakończenie śledztwa, aby wrócić do swoich obowiązków w normalnym trybie.
Zdarzenie to jednak z pewnością wpłynie na postrzeganie bezpieczeństwa morskiego w regionie, a także na wprowadzenie dodatkowych zabezpieczeń w żegludze międzynarodowej, zwłaszcza w rejonach podwyższonego ryzyka przemytu narkotyków.
Autor: JB


30 listopada grupa aktywistów Greenpeace Australia Pacific przeprowadziła spektakularną akcję na podejściu do portu w Newcastle, gdzie wspięli się na masowiec BONNY ISLAND, na którego pokładzie znajdował się węgiel.
W artykule
Do incydentu doszło w rejonie wejścia do portu Newcastle, jednego z głównych punktów eksportowych australijskiego węgla. Trzech aktywistów Greenpeace przedostało się na pokład masowca, wykorzystując dostęp do łańcucha kotwicznego oraz konstrukcji burtowych. Obecność osób postronnych na części dziobowej jednostki uniemożliwiła jej normalne manewrowanie, natomiast równoległa blokada kajakami na torze podejściowym dodatkowo ograniczyła przestrzeń manewrową statku, co w praktyce całkowicie wstrzymało jego ruch.
Protest był częścią szerszej inicjatywy Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia daty wygaszania eksportu paliw kopalnych oraz wstrzymania nowych projektów związanych z węglem i gazem.
Aktywiści rozwiesili na burcie masowca duży transparent z przesłaniem skierowanym do władz Australii: „Wycofywać węgiel i gaz”. Był to element blokady Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia terminu odejścia od paliw kopalnych oraz wstrzymania zgód na nowe projekty związane z węglem i gazem.
Akcja zbiegła się w czasie z podpisaniem przez Australię Deklaracji z Belém podczas COP30 w Brazylii. Greenpeace podkreśla, że zobowiązania złożone na forum międzynarodowym pozostają w sprzeczności z utrzymywaniem wysokiego poziomu eksportu surowców energetycznych.
W proteście uczestniczyli także australijscy muzycy Oli i Louis Leimbach z zespołu Lime Cordiale. Według Oli’ego obecność artystów miała podkreślić, że ruch klimatyczny obejmuje różne środowiska społeczne. Zwrócił uwagę, że akcja Greenpeace stała się naturalnym przedłużeniem koncertu zorganizowanego w ramach Rising Tide, który zgromadził wielu zwolenników działań na rzecz ochrony klimatu.
Wśród osób, które wspięły się na pokład masowca, znalazła się również lekarka i aktywistka Greenpeace dr Elen O’Donnell. W swoim oświadczeniu wskazała na skutki katastrof klimatycznych obserwowane w pracy zawodowej oraz podkreśliła, że Australia jako trzeci największy eksporter paliw kopalnych na świecie ponosi szczególną odpowiedzialność za ich konsekwencje.
Skala protestu była na tyle duża, że lokalna policja zatrzymała ponad 140 osób płynących na kajakach i pontonach, które brały udział w blokadzie podejścia do portu, wśród nich również nieletnich. Organizatorzy określili działania jako „konieczne i pokojowe”, natomiast krytycy podkreślali rosnące ryzyko eskalacji oraz zakłócenia pracy największego portu węglowego świata.
Incydent w Newcastle wpisuje się w rosnącą liczbę protestów wymierzonych w infrastrukturę powiązaną z paliwami kopalnymi. Australia, mimo deklaracji składanych na arenie międzynarodowej, pozostaje jednym z głównych eksporterów węgla na rynki azjatyckie. Działania aktywistów pokazują, że presja społeczna na przyspieszenie transformacji energetycznej staje się coraz bardziej zauważalna.
Podobne napięcia pojawiają się także w innych regionach świata, gdzie troska o środowisko zderza się z realiami gospodarki oraz sytuacją na rynku pracy. Europejskie doświadczenia potwierdzają, jak trudne bywa pogodzenie ambitnych celów klimatycznych z rosnącymi kosztami życia. W Australii sytuacja pozostaje szczególnie złożona, ponieważ przemysł wydobywczy jest jednym z fundamentów lokalnych gospodarek.
„Chociaż zmiana klimatu dotknie najuboższych najmocniej, dla wielu z nich nie będzie jedynym ani największym zagrożeniem” – przypomniał niedawno Bill Gates, komentując tempo światowej transformacji energetycznej. Wskazał, że debata zbyt często koncentruje się wyłącznie na emisjach, pomijając kwestie społeczne takie jak dostęp do energii, ubóstwo czy brak możliwości rozwoju.
Jego zdaniem skuteczna polityka klimatyczna wymaga nie tylko redukcji emisji, lecz także inwestycji w rozwiązania poprawiające jakość życia. Zwrócił uwagę, że postęp technologiczny sprawił, iż globalne prognozy emisji są dziś mniej pesymistyczne niż dekadę temu.
Choć dla uczestników Rising Tide była to forma obywatelskiego sprzeciwu, wielu mieszkańców regionu oceniło akcję jako przykład radykalizmu uderzającego w lokalną gospodarkę i miejsca pracy. W debacie publicznej pojawiły się głosy, że blokowanie statków nie rozwiązuje żadnego z realnych problemów klimatycznych, natomiast wzmacnia napięcia społeczne.
Wydarzenia w Newcastle pokazały, że spór między aktywizmem klimatycznym a ekonomicznym fundamentem tego kraju pozostaje nierozstrzygnięty i z zapewne jeszcze będzie powracał w w takiej lub podobnej formie.