Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W porcie w Gdyni, Straż Graniczna udaremniła przemyt 440 kg kokainy, ukrytej w kontenerze pod deskami podłogowymi, która przybyła do Polski z Ameryki Południowej. Wartość rynkowa tej olbrzymiej ilości narkotyków szacowana jest na blisko 180 milionów złotych.
Sprawa odkrycia 440 kg kokainy w porcie w Gdyni przyciągnęła uwagę najwyższych instytucji ścigania w kraju. Śledztwo w tej sprawie podjęło się gdańskie biuro Pomorskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Zadanie rozwikłania tej skomplikowanej sprawy powierzono funkcjonariuszom Morskiego Oddziału Straży Granicznej.
Działanie zespołowe w tej sprawie miało kluczowe znaczenie. Oprócz Straży Granicznej, w operacji uczestniczyli również funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji, którzy współpracowali z ekspertami z pomorskiej Krajowej Administracji Skarbowej. Wspólne działanie tych jednostek podkreśla wagę oraz złożoność prowadzonego śledztwa.
Zaawansowane technologie skanowania i szeroko zakrojone działania wywiadowcze pozwoliły na identyfikację kontenerów przybywających z Chile jako potencjalnie podejrzane. Współpraca międzynarodowa z organami ścigania z Ameryki Południowej odgrywała kluczową rolę w identyfikacji tego ładunku. Po dokładnym przebadaniu kontenerów, ukryte skrytki w deskach podłogowych ujawniły prawie pół tony kokainy.
Ciekawostką jest, że kokaina była wyjątkowo czysta. „Jest to substancja niemal stuprocentowa, wzbogacona jedynie naturalnymi składnikami pochodzącymi z krzaka koki,” podkreślił płk SG Arkadiusz Olejnik, zastępca dyrektora Zarządu Operacyjno-Śledczego Komendy Głównej SG.
Nie jest to pierwszy raz, gdy port Gdynia staje się miejscem tak spektakularnego odkrycia. W przeszłości, straż graniczna przechwyciła ładunek 3 ton kokainy, ukrytej w beczkach z ananasową pulpą, której wartość wynosiła ponad 3 mld zł. Z informacji wynika, że Polska, mimo że nie jest głównym celem międzynarodowych karteli narkotykowych, staje się ważnym punktem tranzytowym dla przemytników.
46-letni mieszkaniec województwa mazowieckiego został zatrzymany w związku z tą sprawą. Postawiono mu zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej oraz przemytu narkotyków. Akcja ta pokazuje, jak istotna jest współpraca międzynarodowa oraz zaawansowane technologie w walce z przemytem narkotyków.
Źródło: Staż Graniczna/MD


Statki wycieczkowe potrafią zabrać na pokład nawet kilka tysięcy osób. Na największych jednostkach liczba pasażerów i załogi łącznie dochodzi do kilku tysięcy. To ogromna, ruchoma społeczność, w której bezpieczeństwo zależy od dwóch elementów: wyszkolenia załogi oraz właściwego zachowania pasażerów.
W artykule
Właśnie o tym przypomniał w komentarzu pod jednym z moich tekstów na LinkedIn fotograf pracujący na statkach wycieczkowych, Piotr Olszowski, zwracając uwagę, jak łatwo w tłumie dochodzi do sytuacji trudnych do opanowania, gdy pasażerowie nie znają podstawowych zasad bezpieczeństwa.
W przeciwieństwie do hotelu czy ośrodka na lądzie, statek jest jednostką zamkniętą. Podczas rejsu nie ma możliwości wezwania na miejsce straży pożarnej, pogotowia ratunkowego czy innych służb z zewnątrz – całą odpowiedzialność za reakcję spoczywa na załodze. Dlatego armatorzy kładą ogromny nacisk na szkolenia. Załogi przechodzą regularne ćwiczenia z ewakuacji, koordynowania wyjścia pasażerów, użycia środków ratunkowych i reagowania na zdarzenia nagłe.
Pasażerowie widzą tylko fragment tego systemu – przede wszystkim alarm próbny, który odbywa się w dniu zaokrętowania. To obowiązkowe, międzynarodowe ćwiczenie, które ma przygotować pasażerów do prawidłowej reakcji w chwili ogłoszenia alarmu.
Alarm próbny (tzw. muster drill) to moment, w którym pasażer dowiaduje się, gdzie znajduje się jego miejsce zbiórki, jak przebiega droga ewakuacyjna i jakie sygnały alarmowe obowiązują na statku. Najważniejszym z nich jest sygnał ogólnego alarmu – charakterystyczna sekwencja siedmiu krótkich dźwięków i jednego długiego, nadawana przez syreny i system nagłośnienia na całym statku. Usłyszenie takiego sygnału oznacza, że należy natychmiast przerwać wszystkie czynności i udać się do wyznaczonego miejsca, zgodnie z poleceniami załogi.
Załoga tłumaczy te zasady spokojnie i szczegółowo, tak aby każdy – niezależnie od wieku, doświadczenia czy tego, czy płynie pierwszy raz, czy dwudziesty – mógł zachować się właściwie. To nie jest formalność ani „teatrzyk pod turystów”. W sytuacji stresu ludzie reagują różnie, dlatego wspólne ćwiczenie i jasne komunikaty pozwalają uniknąć chaosu.
Zasady obowiązujące na statku wynikają z konkretnych przepisów bezpieczeństwa. Najważniejszym z nich jest konwencja SOLAS 1974 – międzynarodowa konwencja o bezpieczeństwie życia na morzu. Określa ona minimalne standardy bezpieczeństwa dla jednostek pływających wykonujących żeglugę międzynarodową. W praktyce oznacza to, że każdy wycieczkowiec pływający po świecie musi spełniać te same wymagania, niezależnie od bandery czy nazwy armatora.
To SOLAS wymaga, aby każdy pasażer wziął udział w „muster drill” przed wypłynięciem lub bezpośrednio po odejściu statku od nabrzeża. To SOLAS nakazuje, by na pokładzie znajdowała się odpowiednia liczba łodzi i tratw ratunkowych oraz kamizelek dla wszystkich osób, a drogi ewakuacyjne były jasno oznaczone i dostępne. To także z tej konwencji wynika obowiązek regularnych ćwiczeń załogi – pełnych alarmów „statek opuszczać” i ćwiczeń przeciwpożarowych, w czasie których oficerowie i marynarze trenują ewakuację pasażerów, obsługę sprzętu ratunkowego i działanie w warunkach ograniczonej widoczności czy braku zasilania.
Dzięki temu pasażer, wchodząc na statek w Europie, Ameryce czy Azji, zawsze spotka się z podobnym „regulaminem bezpieczeństwa”: z obowiązkowym alarmem próbnym, wyraźnie wyznaczonymi stacjami zbiórki, standardowym sygnałem alarmowym w postaci siedmiu krótkich i jednego długiego dźwięku oraz z informacją o drogach ewakuacyjnych w swojej kabinie. Różne mogą być standardy hotelowe, oferta rozrywek czy gastronomia, ale zasady bezpieczeństwa są ujednolicone.
Piotr Olszowski zwrócił uwagę na kluczową sprawę: opanowanie kilku tysięcy pasażerów to zadanie wymagające precyzji i dyscypliny. Na dużych statkach, gdzie na jednym pokładzie potrafi przebywać jednocześnie kilkaset osób, każde opóźnienie, zatrzymywanie się w przejściach czy niepotrzebna panika może zablokować drogę ewakuacyjną.
Załoga jest szkolona w kierowaniu ruchem pasażerów, utrzymaniu porządku w zatłoczonych przestrzeniach, udzielaniu pomocy osobom o ograniczonej swobodzie ruchu oraz w przekazywaniu krótkich, jednoznacznych poleceń w kilku językach. Pasażer nie musi znać technicznych procedur, ale powinien pamiętać o jednej zasadzie: w sytuacji zagrożenia słucha się wyłącznie członków załogi. Ich polecenia nie są sugestią, tylko częścią systemu bezpieczeństwa przewidzianego dla wszystkich osób na pokładzie.
Wielu bywalców wycieczkowców mówi o tym samym: w codziennej atmosferze wakacji łatwo zapomnieć, że na statku obowiązują określone zasady. Do najczęstszych błędów należy wychylanie się przez relingi lub siadanie na barierkach, bieganie po mokrych pokładach, ignorowanie komunikatów załogi podczas złej pogody, pozostawianie bagaży w korytarzach, które pełnią funkcję dróg ewakuacyjnych, oraz podejmowanie ryzykownych zachowań po alkoholu. W normalnych warunkach takie zachowania uchodzą na sucho, ale w sytuacji awaryjnej mogą realnie utrudnić działania ratownicze albo narazić pasażera na niepotrzebne ryzyko.
Nowoczesne statki są bezpieczne, stabilne i zbudowane tak, aby radzić sobie z trudnymi warunkami pogodowymi. Jednak nawet najlepszy system nie zadziała idealnie, jeśli pasażerowie nie znają podstawowych zasad. W praktyce oznacza to tyle, że przed rejsem warto poświęcić kilka minut, aby uważnie wysłuchać informacji podczas alarmu próbnego, zapamiętać drogę do swojej stacji zbiórki, stosować się do poleceń załogi i starać się reagować spokojnie w sytuacjach niepewnych.
Załoga jest przygotowana na wiele scenariuszy, ale to pasażerowie – tysiące osób o różnym doświadczeniu i różnej odporności na stres – tworzą środowisko, które trzeba uporządkować, gdy liczą się sekundy.
Bezpieczeństwo na morzu to współpraca. Załoga zapewnia wyszkolenie, sprzęt i procedury. Pasażer wnosi rozsądek, uwagę i gotowość do współdziałania. Połączenie tych dwóch elementów sprawia, że podróż statkiem wycieczkowym pozostaje jedną z najbezpieczniejszych form turystyki.
Piotr Olszowski zwrócił uwagę na coś ważnego: zasady bezpieczeństwa są jednakowe dla wszystkich – niezależnie od tego, czy ktoś płynie pierwszy raz, czy wraca na pokład po raz dwudziesty. Warto je znać. Ta wiedza niewiele kosztuje, a w sytuacji kryzysowej może mieć ogromne znaczenie.