Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Zapotrzebowanie na okręty rośnie, ale brakuje rąk do pracy. Podczas obchodów Dnia Stoczniowca i Marynarki Wojennej RP padł wyraźny apel: czas odbudować prestiż zawodu stoczniowca i zadbać o wykwalifikowane kadry techniczne.
W artykule
29 czerwca Gdynia stała się symboliczną stolicą polskiego morza. Wspólne obchody Dnia Stoczniowca i Dnia Marynarki Wojennej RP, po raz pierwszy organizowane na taką skalę od dekad, zgromadziły blisko 4 tysiące uczestników – pracowników przemysłu stoczniowego, marynarzy, uczniów szkół technicznych i mieszkańców Trójmiasta.

Od pochodu ulicami miasta – z orkiestrą reprezentacyjną 3. Flotylli Okrętów na czele – aż po Miasteczko Stoczniowo-Marynarskie przy ORP Błyskawica, wydarzenie ukazało siłę i różnorodność polskiej branży morskiej. Pokazy nowoczesnych technologii, prezentacje firm, występy artystyczne i grochówka z wojskowej kuchni – wszystko to złożyło się na święto, które nie tylko integrowało, ale dawało do myślenia.
Zawód stoczniowca przestał być synonimem problemów – dziś to profesja z przyszłością, wymagająca, ale dająca satysfakcję. Przeżywamy renesans. Mamy portfele pełne zamówień, ale dramatycznie brakuje nam wykwalifikowanych rąk do pracy. Jeśli nie zadbamy teraz o rozwój szkolnictwa technicznego, za kilka lat ten renesans może okazać się krótkim epizodem. Zależy nam, aby te okręty budowali Polacy – nasi rodacy, którzy będą mieli powody do dumy, patrząc na efekty swojej pracy.
Marcin Ryngwelski, Prezes PGZ Stoczni Wojennej
Równolegle trwa budowa aż dziewięciu okrętów wojennych – od wielozadaniowych fregat Miecznik, przez nowy okręt ratowniczy Ratownik, po niszczyciele min i okręty rozpoznawcze. Pracy wystarczy na dekadę, ale już dziś brakuje stoczniowców, spawaczy, techników, specjalistów od integracji systemów.
Dla Trójmiasta niedzielne wydarzenie było czymś więcej niż tylko świętem branżowym. Było symbolicznym powrotem dumy – z pracy, z dziedzictwa, z morza. Przez lata zawód stoczniowca kojarzył się z upadkiem i marginalizacją. Dziś, dzięki strategicznym programom dla Marynarki Wojennej RP i wspólnemu wysiłkowi firm sektora morskiego, wraca wiara w przyszłość.

To był dzień, który pokazał, że w Gdyni – mieście zbudowanym na morzu – wciąż można mówić o wielkich rzeczach. Nie z sentymentu, lecz z przekonania, że przemysł okrętowy znów staje się kołem zamachowym polskiego bezpieczeństwa i gospodarki.
Autor: Mariusz Dasiewicz


30 listopada grupa aktywistów Greenpeace Australia Pacific przeprowadziła spektakularną akcję na podejściu do portu w Newcastle, gdzie wspięli się na masowiec BONNY ISLAND, na którego pokładzie znajdował się węgiel.
W artykule
Do incydentu doszło w rejonie wejścia do portu Newcastle, jednego z głównych punktów eksportowych australijskiego węgla. Trzech aktywistów Greenpeace przedostało się na pokład masowca, wykorzystując dostęp do łańcucha kotwicznego oraz konstrukcji burtowych. Obecność osób postronnych na części dziobowej jednostki uniemożliwiła jej normalne manewrowanie, natomiast równoległa blokada kajakami na torze podejściowym dodatkowo ograniczyła przestrzeń manewrową statku, co w praktyce całkowicie wstrzymało jego ruch.
Protest był częścią szerszej inicjatywy Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia daty wygaszania eksportu paliw kopalnych oraz wstrzymania nowych projektów związanych z węglem i gazem.
Aktywiści rozwiesili na burcie masowca duży transparent z przesłaniem skierowanym do władz Australii: „Wycofywać węgiel i gaz”. Był to element blokady Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia terminu odejścia od paliw kopalnych oraz wstrzymania zgód na nowe projekty związane z węglem i gazem.
Akcja zbiegła się w czasie z podpisaniem przez Australię Deklaracji z Belém podczas COP30 w Brazylii. Greenpeace podkreśla, że zobowiązania złożone na forum międzynarodowym pozostają w sprzeczności z utrzymywaniem wysokiego poziomu eksportu surowców energetycznych.
W proteście uczestniczyli także australijscy muzycy Oli i Louis Leimbach z zespołu Lime Cordiale. Według Oli’ego obecność artystów miała podkreślić, że ruch klimatyczny obejmuje różne środowiska społeczne. Zwrócił uwagę, że akcja Greenpeace stała się naturalnym przedłużeniem koncertu zorganizowanego w ramach Rising Tide, który zgromadził wielu zwolenników działań na rzecz ochrony klimatu.
Wśród osób, które wspięły się na pokład masowca, znalazła się również lekarka i aktywistka Greenpeace dr Elen O’Donnell. W swoim oświadczeniu wskazała na skutki katastrof klimatycznych obserwowane w pracy zawodowej oraz podkreśliła, że Australia jako trzeci największy eksporter paliw kopalnych na świecie ponosi szczególną odpowiedzialność za ich konsekwencje.
Skala protestu była na tyle duża, że lokalna policja zatrzymała ponad 140 osób płynących na kajakach i pontonach, które brały udział w blokadzie podejścia do portu, wśród nich również nieletnich. Organizatorzy określili działania jako „konieczne i pokojowe”, natomiast krytycy podkreślali rosnące ryzyko eskalacji oraz zakłócenia pracy największego portu węglowego świata.
Incydent w Newcastle wpisuje się w rosnącą liczbę protestów wymierzonych w infrastrukturę powiązaną z paliwami kopalnymi. Australia, mimo deklaracji składanych na arenie międzynarodowej, pozostaje jednym z głównych eksporterów węgla na rynki azjatyckie. Działania aktywistów pokazują, że presja społeczna na przyspieszenie transformacji energetycznej staje się coraz bardziej zauważalna.
Podobne napięcia pojawiają się także w innych regionach świata, gdzie troska o środowisko zderza się z realiami gospodarki oraz sytuacją na rynku pracy. Europejskie doświadczenia potwierdzają, jak trudne bywa pogodzenie ambitnych celów klimatycznych z rosnącymi kosztami życia. W Australii sytuacja pozostaje szczególnie złożona, ponieważ przemysł wydobywczy jest jednym z fundamentów lokalnych gospodarek.
„Chociaż zmiana klimatu dotknie najuboższych najmocniej, dla wielu z nich nie będzie jedynym ani największym zagrożeniem” – przypomniał niedawno Bill Gates, komentując tempo światowej transformacji energetycznej. Wskazał, że debata zbyt często koncentruje się wyłącznie na emisjach, pomijając kwestie społeczne takie jak dostęp do energii, ubóstwo czy brak możliwości rozwoju.
Jego zdaniem skuteczna polityka klimatyczna wymaga nie tylko redukcji emisji, lecz także inwestycji w rozwiązania poprawiające jakość życia. Zwrócił uwagę, że postęp technologiczny sprawił, iż globalne prognozy emisji są dziś mniej pesymistyczne niż dekadę temu.
Choć dla uczestników Rising Tide była to forma obywatelskiego sprzeciwu, wielu mieszkańców regionu oceniło akcję jako przykład radykalizmu uderzającego w lokalną gospodarkę i miejsca pracy. W debacie publicznej pojawiły się głosy, że blokowanie statków nie rozwiązuje żadnego z realnych problemów klimatycznych, natomiast wzmacnia napięcia społeczne.
Wydarzenia w Newcastle pokazały, że spór między aktywizmem klimatycznym a ekonomicznym fundamentem tego kraju pozostaje nierozstrzygnięty i z zapewne jeszcze będzie powracał w w takiej lub podobnej formie.