Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Na tle rosnącej obecności okrętów wojennych US Navy na południowych Karaibach, wenezuelska Armada Bolivariana rozmieściła kutry rakietowe typu Peykaap III – jednostki uderzeniowe dostarczone przez Islamską Republiką Iranu. Uzbrojone w przeciwokrętowe pociski kierowane CM 90 stanowią trzon nowego dywizjonu uderzeniowego ELC.
W artykule
Zanim przejdę do opisu niewątpliwie napiętej sytuacji na południowych wodach Morza Karaibskiego i obecności sił morskich USA i Wenezueli, warto zatrzymać się przy samych jednostkach, które znalazły się w centrum tego sporu. Na łamach portalu nie prezentowałem dotąd tej klasy jednostek, dlatego rozpocznę od kutrów rakietowych typu Peykaap III – niewielkich, lecz silnie uzbrojonych jednostek, które dziś pełnią rolę narzędzia wenezuelskiej demonstracji siły. To właśnie one, pozyskane z Iranu w ubiegłym roku, zasiliły marynarkę wojenną Wenezueli i stały się odpowiedzią Caracas na obecność US Navy w regionie.
Wenezuelskie kutry rakietowe są niewielkimi, dość silnie uzbrojonymi jednostkami jak na swoje rozmiary, których konstrukcja wywodzi się z północnokoreańskiego projektu IPS-16. Jednostki te znane są również pod irańską nazwą Zolfaghar i należą do typu szybkich jednostek uderzeniowych przeznaczonych do operowania w strefie przybrzeżnej.
Ich głównym uzbrojeniem są dwie wyrzutnie przeciwokrętowych pocisków kierowanych CM 90 – systemów opracowanych na bazie irańskiego pocisku Nasir, który z kolei wywodzi się z chińskiego C-704. Pociski tej klasy charakteryzują się aktywnym naprowadzaniem radiolokacyjnym i zasięgiem rzędu 90 km. Dzięki tandemowemu napędowi – łączącemu silnik turboodrzutowy i odrzucany booster startowy – CM 90 oferuje relatywnie dużą skuteczność względem jednostek nieposiadających zaawansowanych systemów przeciwrakietowych.
Kompaktowe rozmiary kutrów Peykaap III (ok. 17 m długości, wyporność poniżej 14 ton) w połączeniu z wysoką prędkością maksymalną (ponad 50 węzłów) czynią je trudnymi do wykrycia i klasyfikacji na wodach przybrzeżnych. Ich obecność na Morzu Karaibskim – w zestawieniu z napięciami wokół obecności US Navy w regionie – może zostać odebrana jako demonstracja gotowości bojowej i próba odstraszania.
Na uzbrojeniu kutrów znajduje się eksportowa odmiana zmodernizowanego irańskiego pocisku Nasir – CM 90, którego przeznaczeniem jest zwalczanie celów nawodnych na dystansie do 90 km. Naprowadzanie zapewnia aktywna głowica radiolokacyjna. Napęd tworzy tandem: silnik turboodrzutowy oraz odrzucany po starcie przyspieszacz na stały materiał pędny. W porównaniu z pociskiem Nasr (eksportowo CM 35) wydłużono kadłub o ok. 88 cm, co pozwoliło zwiększyć zasięg z 35 do 90 km.
Pocisk ma długość 4166 mm, średnicę 280 mm i masę 351 kg, z czego 130 kg przypada na głowicę bojową. Zastosowanie nowoczesnej głowicy naprowadzającej pozwala na skuteczne rażenie celów nawodnych z wysoką precyzją – pod warunkiem zapewnienia odpowiedniego rozpoznania.
Każdy z kutrów typu Peykaap III przenosi dwa kontenery transportowo-startowe dla pocisków CM 90. Jednostki o długości 17,3 m i szerokości 3,75 m osiągają prędkość maksymalną 52 węzłów, dzięki dwóm silnikom wysokoprężnym o mocy 1765 kW każdy. Ich wyporność wynosi 13,75 tony, a załogę stanowią zaledwie trzy osoby.
Według oficjalnych danych, Wenezuela zakupiła co najmniej cztery jednostki tego typu, które trafiły do nowo sformowanego dywizjonu małych jednostek uderzeniowych ELC (Escuadrón de Lanchas de Combate) z bazą w porcie wojennym Tomás Vega nad Zatoką Turiamo (stan Aragua).
W kwietniu zeszłego roku, minister obrony tego kraju ogłosił rozpoczęcie działalności dowództwa ELC, które w swojej flocie poza kutrami Peykaap obejmuje również 14 szybkich jednostek patrolowych typu Orinoco (Damen Interceptor 1102), uzbrojonych w karabiny FN MAG kal. 7,62 mm oraz wyrzutnie niekierowanych pocisków rakietowych Fajr kal. 107 mm.
Aby zrozumieć znaczenie obecności kutrów typu Peykaap III na wodach południowych Karaibów, warto sięgnąć do szerszego kontekstu politycznego, który od lat kształtuje relacje między Caracas a Waszyngtonem. Stany Zjednoczone od początku rządów Nicolása Maduro prowadzą wobec Wenezueli strategię presji, obejmującą zarówno sankcje gospodarcze, jak i działania dyplomatyczne oraz operacyjne.
Od czasu ogłoszenia przez USA, że nie uznają legalności wyborów prezydenckich w 2018 roku, relacje te weszły na kurs permanentnego konfliktu. Kolejne administracje – niezależnie od barw politycznych – utrzymują twardą linię wobec reżimu Maduro. Jednym z jej filarów pozostaje militarna obecność US Navy na wodach przyległych do wenezuelskiego wybrzeża.
Oficjalnie amerykańska aktywność w regionie uzasadniana jest koniecznością przeciwdziałania przemytowi narkotyków oraz stabilizacją regionu. W praktyce jednak, dla władz w Caracas – jak również dla ich sojuszników w Teheranie i Moskwie – działania te odczytywane są jako demonstracja siły i próba projekcji wpływów blisko granic państwa, które od lat pozostaje izolowane na arenie międzynarodowej.
W tym właśnie kontekście należy postrzegać decyzję o wprowadzeniu do służby irańskich kutrów rakietowych. Ich rozmieszczenie zbiega się w czasie z obecnością w rejonie m.in. niszczyciela rakietowego typu Arleigh Burke USS Jason Dunham (DDG-109). Choć uzbrojenie jednostek Peykaap III – w postaci pocisków CM 90 – nie stanowi istotnego zagrożenia dla okrętów US Navy, może być niebezpieczne dla jednostek pomocniczych, okrętów wsparcia logistycznego czy statków cywilnych, zwłaszcza w sytuacji eskalacji napięć.
Trzeba przy tym jasno zaznaczyć, że realna zdolność operacyjna tych kutrów wobec okrętów US Navy jest niemal zerowa. Niszczyciele takie jak Jason Dunham dysponują systemami wielowarstwowej obrony przeciwrakietowej, w tym Sea Sparrow i Phalanx CIWS, które skutecznie neutralizują zagrożenia stwarzane przez jednostki wenezuelskie. Jednak nawet symboliczna obecność uzbrojonych jednostek po stronie wenezuelskiej wymusza na Amerykanach podtrzymywanie podwyższonej gotowości bojowej, co z kolei przekłada się na większe zaangażowanie zasobów i ciągłą aktywność rozpoznawczą.
Rozmieszczenie kutrów rakietowych typu Peykaap III na wodach południowych Karaibów należy odczytywać jako czytelny komunikat polityczny, a nie jako realne wzmocnienie zdolności ofensywnych. Jednostki tego typu – choć ograniczone operacyjnie – wpisują się w doktrynę asymetrycznej obrony morskiej, gdzie liczy się nie tyle siła rażenia, co mobilność, efekt zaskoczenia i zdolność do tworzenia punktowego zagrożenia.
W tym kontekście Wenezuela – wspierana przez Islamską Republikę Iranu – demonstruje swoją wolę oporu wobec presji USA, a zarazem zdolność do prowadzenia niezależnej polityki wojskowo-przemysłowej. Karaiby, pozornie peryferyjny akwen, po raz kolejny stają się areną geopolitycznych sygnałów, gdzie każdy okręt – niezależnie od wyporności – może stać się elementem politycznego przekazu.
Autor: Mariusz Dasiewicz

30 listopada grupa aktywistów Greenpeace Australia Pacific przeprowadziła spektakularną akcję na podejściu do portu w Newcastle, gdzie wspięli się na masowiec BONNY ISLAND, na którego pokładzie znajdował się węgiel.
W artykule
Do incydentu doszło w rejonie wejścia do portu Newcastle, jednego z głównych punktów eksportowych australijskiego węgla. Trzech aktywistów Greenpeace przedostało się na pokład masowca, wykorzystując dostęp do łańcucha kotwicznego oraz konstrukcji burtowych. Obecność osób postronnych na części dziobowej jednostki uniemożliwiła jej normalne manewrowanie, natomiast równoległa blokada kajakami na torze podejściowym dodatkowo ograniczyła przestrzeń manewrową statku, co w praktyce całkowicie wstrzymało jego ruch.
Protest był częścią szerszej inicjatywy Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia daty wygaszania eksportu paliw kopalnych oraz wstrzymania nowych projektów związanych z węglem i gazem.
Aktywiści rozwiesili na burcie masowca duży transparent z przesłaniem skierowanym do władz Australii: „Wycofywać węgiel i gaz”. Był to element blokady Rising Tide People’s Blockade, której uczestnicy domagają się wyznaczenia terminu odejścia od paliw kopalnych oraz wstrzymania zgód na nowe projekty związane z węglem i gazem.
Akcja zbiegła się w czasie z podpisaniem przez Australię Deklaracji z Belém podczas COP30 w Brazylii. Greenpeace podkreśla, że zobowiązania złożone na forum międzynarodowym pozostają w sprzeczności z utrzymywaniem wysokiego poziomu eksportu surowców energetycznych.
W proteście uczestniczyli także australijscy muzycy Oli i Louis Leimbach z zespołu Lime Cordiale. Według Oli’ego obecność artystów miała podkreślić, że ruch klimatyczny obejmuje różne środowiska społeczne. Zwrócił uwagę, że akcja Greenpeace stała się naturalnym przedłużeniem koncertu zorganizowanego w ramach Rising Tide, który zgromadził wielu zwolenników działań na rzecz ochrony klimatu.
Wśród osób, które wspięły się na pokład masowca, znalazła się również lekarka i aktywistka Greenpeace dr Elen O’Donnell. W swoim oświadczeniu wskazała na skutki katastrof klimatycznych obserwowane w pracy zawodowej oraz podkreśliła, że Australia jako trzeci największy eksporter paliw kopalnych na świecie ponosi szczególną odpowiedzialność za ich konsekwencje.
Skala protestu była na tyle duża, że lokalna policja zatrzymała ponad 140 osób płynących na kajakach i pontonach, które brały udział w blokadzie podejścia do portu, wśród nich również nieletnich. Organizatorzy określili działania jako „konieczne i pokojowe”, natomiast krytycy podkreślali rosnące ryzyko eskalacji oraz zakłócenia pracy największego portu węglowego świata.
Incydent w Newcastle wpisuje się w rosnącą liczbę protestów wymierzonych w infrastrukturę powiązaną z paliwami kopalnymi. Australia, mimo deklaracji składanych na arenie międzynarodowej, pozostaje jednym z głównych eksporterów węgla na rynki azjatyckie. Działania aktywistów pokazują, że presja społeczna na przyspieszenie transformacji energetycznej staje się coraz bardziej zauważalna.
Podobne napięcia pojawiają się także w innych regionach świata, gdzie troska o środowisko zderza się z realiami gospodarki oraz sytuacją na rynku pracy. Europejskie doświadczenia potwierdzają, jak trudne bywa pogodzenie ambitnych celów klimatycznych z rosnącymi kosztami życia. W Australii sytuacja pozostaje szczególnie złożona, ponieważ przemysł wydobywczy jest jednym z fundamentów lokalnych gospodarek.
„Chociaż zmiana klimatu dotknie najuboższych najmocniej, dla wielu z nich nie będzie jedynym ani największym zagrożeniem” – przypomniał niedawno Bill Gates, komentując tempo światowej transformacji energetycznej. Wskazał, że debata zbyt często koncentruje się wyłącznie na emisjach, pomijając kwestie społeczne takie jak dostęp do energii, ubóstwo czy brak możliwości rozwoju.
Jego zdaniem skuteczna polityka klimatyczna wymaga nie tylko redukcji emisji, lecz także inwestycji w rozwiązania poprawiające jakość życia. Zwrócił uwagę, że postęp technologiczny sprawił, iż globalne prognozy emisji są dziś mniej pesymistyczne niż dekadę temu.
Choć dla uczestników Rising Tide była to forma obywatelskiego sprzeciwu, wielu mieszkańców regionu oceniło akcję jako przykład radykalizmu uderzającego w lokalną gospodarkę i miejsca pracy. W debacie publicznej pojawiły się głosy, że blokowanie statków nie rozwiązuje żadnego z realnych problemów klimatycznych, natomiast wzmacnia napięcia społeczne.
Wydarzenia w Newcastle pokazały, że spór między aktywizmem klimatycznym a ekonomicznym fundamentem tego kraju pozostaje nierozstrzygnięty i z zapewne jeszcze będzie powracał w w takiej lub podobnej formie.