Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Gdy świat patrzy na wschodnią część Morza Śródziemnego z niepokojem, organizacja pozarządowa Freedom Flotilla Coalition oskarża Maltę o blokowanie dostępu do statku humanitarnego Conscience, który został zaatakowany przez powietrzne systemy bezzałogowe (OWA-UAV). Sprawa ujawnia więcej niż tylko spór proceduralny – to kolejna odsłona walki o możliwość udzielenia pomocy w zamkniętej Strefie Gazy.
W artykule
Międzynarodowa organizacja pozarządowa Freedom Flotilla Coalition oskarżyła Maltę o utrudnianie dostępu do statku Conscience, który miał wypłynąć do Gazy z pomocą humanitarną. Jednostka została zaatakowana przez dwa bezzałogowe statki powietrzne (OWA-UAV) w nocy z 1 na 2 maja, gdy znajdowała się około 14 mil morskich na północny wschód od Malty, poza jej wodami terytorialnymi. W wyniku ataku doszło do rozległych uszkodzeń w części dziobowej, wystąpiła awaria zasilania oraz pożar, który przez kilka godzin próbowano ugasić.

Według informacji opublikowanej przez Freedom Flotilla Coalition w oficjalnym komunikacie z 4 maja, cztery osoby na pokładzie statku Conscience odniosły obrażenia w wyniku ataku dronów – w tym poparzenia. Reuters, który jako pierwszy podał te informacje, powołał się właśnie na to źródło. W kolejnych wypowiedziach organizacji kwestia obrażeń nie została ponownie podjęta, co mogło przyczynić się do niejasności w relacjach medialnych.
Jednocześnie w mediach społecznościowych – m.in. na platformie X, opatrzonym zdjęciami uszkodzonego statku – pojawiły się relacje twierdzące, że żadna z osób nie została ranna. Na moment publikacji nie przedstawiono niezależnego potwierdzenia stanu zdrowia załogi i pasażerów przez stronę trzecią.
Jak podkreśla organizacja, celem misji było przetransportowanie żywności i lekarstw do Gazy. Przed planowanym wypłynięciem jednostka miała zabrać na pokład około 30 międzynarodowych aktywistów.
Użycie OWA-UAV, potwierdzone przez kilka niezależnych relacji, rodzi pytania o charakter incydentu. Wykorzystanie tej klasy uzbrojenia może sugerować intencjonalne uderzenie w kadłub jednostki cywilnej i świadome naruszenie prawa międzynarodowego, niezależnie od tożsamości sprawcy.
Władze Malty stanowczo zaprzeczyły, jakoby blokowały dostęp do statku. Premier Robert Abela podkreślił, że Malta oferuje pomoc, jednak kapitan Conscience miał odmówić wpuszczenia na pokład zarówno policyjnych inspektorów, jak i rzeczoznawcy mającego ocenić stan jednostki. Według premiera, dopóki nie zostanie jednoznacznie potwierdzone, że ładunek jest wyłącznie humanitarny, nie można udzielić dalszej pomocy technicznej.
Równocześnie rząd Malty podkreślił, że w chwili ataku natychmiast wysłano w rejon zdarzenia holownik, który pomógł ugasić pożar na jednostce.

Freedom Flotilla Coalition jednoznacznie wskazuje Izrael jako odpowiedzialnego za atak dronów, choć jak dotąd władze tego państwa nie wydały żadnego komentarza w tej sprawie. Sprawa budzi tym większe emocje, że przypomina dramatyczne wydarzenia z 2010 roku, kiedy to izraelskie siły zbrojne przechwyciły statek z pomocą dla Gazy, a w wyniku akcji zginęło dziewięciu aktywistów.
Tym razem, według relacji NGO, wolontariusze z 13 krajów próbowali dostać się na pokład Conscience z Malty 3–4 maja, lecz zostali zawróceni przez maltańskie wojsko, które zagroziło im aresztem.
Hamas w swoim komunikacie nazwał atak „piractwem” i „terroryzmem państwowym”, co nadaje całej sprawie wymiar polityczno-militarny.
Z drugiej zaś strony – na platformie X – pojawiają się głosy podważające możliwość przeprowadzenia tego ataku przez Izrael ze względów technicznych. W jednej z analiz wskazano, że dystans z południowego wybrzeża Izraela do miejsca ataku na Conscience wynosi około 2000 km. Tymczasem zasięg izraelskich systemów klasy loitering munition jest znacznie mniejszy:
W analizie tej podkreślono, że nawet zakładając hipotetyczne odpalenie dronów z izraelskiego samolotu transportowego, jak C-130 Hercules, około siedmiu godzin przed uderzeniem, żaden z tych bezzałogowców nie miałby wystarczającego zasięgu ani zdolności do utrzymania się w powietrzu przez tak długi czas. W związku z tym wysunięto tezę, że bardziej prawdopodobnym źródłem ataku na statek Conscience mogły być podmioty działające z terytorium Libii lub innej bliższej lokalizacji w basenie Morza Śródziemnego.
Obecnie uszkodzony statek przebywa w wodach międzynarodowych, czekając na możliwość naprawy. Jeżeli ładunek zostanie oficjalnie uznany za wyłącznie humanitarny, Malta ma umożliwić przeprowadzenie naprawy, co pozwoli kontynuować rejs do Strefy Gazy.
W tle pojawia się jednak pytanie, czy tego rodzaju inicjatywy – mimo szlachetnych intencji – nie będą coraz częściej obiektem działań militarnych lub politycznych nacisków. Nawet jeśli ich celem pozostaje wyłącznie ratowanie ludzkiego życia.
Autor: Mariusz Dasiewicz/X


Stany Zjednoczone formalnie zgodziły się, by Korea Południowa rozpoczęła program budowy okrętów podwodnych o napędzie jądrowym. To decyzja o dużym ciężarze strategicznym – zarówno dla równowagi sił w regionie, jak i dla dotychczasowej polityki USA wobec ograniczania rozprzestrzeniania technologii jądrowych.
W artykule
Amerykańskie przyzwolenie ogłoszono w formie oficjalnego komunikatu na stronie Białego Domu, będącego bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych rozmów prezydenta Donalda Trumpa z południowokoreańskim przywódcą Li Dze Mjungiem. W kontekście napięć wokół Półwyspu Koreańskiego i wzrostu aktywności Chin w zachodniej części Indo-Pacyfiku ta decyzja może mieć konsekwencje wykraczające daleko poza region.
Zgoda USA oznacza otwarcie możliwości technologicznej i politycznej, do której Korea Południowa dążyła od lat. Choć kraj ten dysponuje flotą okrętów podwodnych, dotąd ograniczał się do napędu konwencjonalnego – głównie z uwagi na amerykański sprzeciw wobec udostępnienia technologii wzbogacania uranu dla celów wojskowych.
Czytaj więcej: Koreański kapitał rusza w stronę rdzewiejących doków Ameryki
Porozumienie obejmuje również element kluczowy dla przyszłego programu okrętowego Seulu. Waszyngton zadeklarował gotowość wspierania południowokoreańskiego programu cywilnego, który obejmuje produkcję paliwa jądrowego, z zastrzeżeniem jego „pokojowego” przeznaczenia. Taki zapis – znany z międzynarodowych regulacji – w praktyce otwiera drogę do zabezpieczenia paliwa dla okrętów o napędzie jądrowym.
Obok aspektu militarnego, w komunikacie Białego Domu pojawił się wątek gospodarczy: Korea Południowa ma zainwestować 150 miliardów dolarów w rozwój amerykańskiego przemysłu stoczniowego. Kolejne 200 miliardów ma zostać przeznaczone na „cele strategiczne” – bez jednoznacznego doprecyzowania, czym są owe cele.
Współczesna geopolityka, także ta morska, coraz rzadziej sprowadza się wyłącznie do rozmów o okrętach, siłowniach jądrowych i torpedach. Coraz częściej mowa o aliansach przemysłowych, transferach technologii, podziale wpływów i „grze o łańcuchy dostaw”. Z tej perspektywy południowokoreańskie atomowe okręty podwodne to tylko jeden z pionków na szachownicy, której plansza sięga od Filadelfii po cieśninę Tsushima.
Biały Dom nie skomentował w swoim oświadczeniu potencjalnych skutków w regionie, lecz trudno pominąć pytanie o to, jak na tę decyzję mogą zareagować Chiny i Korea Północna. Z perspektywy Pekinu decyzja USA może być odebrana jako precedens przekraczający dotychczasowe granice amerykańskiej polityki wobec transferu technologii jądrowych. Chiny będą z pewnością uważnie śledzić każdy etap południowokoreańskiego programu i dostosowywać do niego własne działania morskie w zachodniej części Indo-Pacyfiku.
W przypadku Korei Północnej nie należy oczekiwać oficjalnej zmiany stanowiska. Reżim Kim Dzong Una od lat prowadzi politykę całkowicie oderwaną od międzynarodowych apeli czy ograniczeń, więc również tym razem można zakładać, że program jądrowy i rakietowy będzie kontynuowany niezależnie od działań Seulu. Pjongjang zwykle reaguje na takie decyzje własnym tempem i według własnych kalkulacji, co tylko zwiększa nieprzewidywalność napięć na Półwyspie.
Czytaj też: Południowokoreańska strategia globalnej ekspansji przemysłu stoczniowego
Tym samym region Indo-Pacyfiku wchodzi w nową fazę rywalizacji, w której pojawienie się południowokoreańskich jednostek o praktycznie nieograniczonym zasięgu operacyjnym może zachwiać dotychczasową równowagą i wymusić nowe kalkulacje zarówno w Pekinie, jak i w Pjongjang
Historia wielokrotnie pokazywała, że każdy poważny transfer technologii ma swoją cenę. W tym przypadku nie chodzi wyłącznie o pieniądze, lecz o odpowiedzialność. Korea Południowa, wchodząc do grona państw dysponujących okrętami o napędzie jądrowym, zyska nowe możliwości operacyjne. Jednocześnie stanie się jeszcze ściślej związana z amerykańską architekturą odstraszania.
Zgoda USA nie jest więc prezentem – to inwestycja w południowokoreańską gotowość bojową, która ma odciążyć amerykańskie siły morskie w regionie Indo-Pacyfiku. To układ, w którym każda ze stron coś zyskuje, lecz także ponosi realne ryzyko.