Marynarka Wojenna Nowego Wzoru

Jeszcze dobrze nie były znane szczegóły zatopienia rosyjskiego krążownika rakietowego Moskwa, a natychmiast podniosły się głosy, aby zrezygnować z okrętów typu Miecznik. Mimo że nie było jeszcze wiadomo w jakiej sytuacji taktycznej doszło do trafienia Moskwy, w jakim stanie gotowości była załoga tego okrętu, na ile sprawne (i uruchomione) były podstawowe systemy, zarówno po stronie sensorów jak i efektorów, to w kilka godzin później internet zaroił się od przepisów na naszą MW oraz od dyskusji na temat „Marynarka Wojenna Nowego Wzoru”
Media społecznościowe rządzą się swoimi prawami, a jednym z podstawowych jest zasada „bycia pierwszym”. Bycia pierwszym również w obszarze komentowania działań wojennych. Tymczasem warto zachować chłodną głowę i poczekać aż będzie znany pełen obraz wydarzeń.
Czy rosyjscy marynarze z krążownika Moskwa popełnili błędy? Tak, całe mnóstwo. A najważniejszym było zlekceważenie przeciwnika i przekonanie o swojej wielkości.
Czy w związku z rosyjskimi błędami powinniśmy zrezygnować z budowy fregat Miecznik? W żadnym wypadku. Mieczniki powinny stanowić trzon floty wokół którego należy dobudować cały system. O tym w dalszej części tekstu. Po prostu skorzystajmy z rosyjskiej lekcji i nigdy nie popełnijmy śmiertelnego grzechu pychy i lekceważenia przeciwnika.
Te same głosy wzmogły się jeszcze bardziej w związku z bardzo prawdopodobną decyzją Finlandii i Szwecji o przystąpieniu do NATO. Nagle mamy na Bałtyku doznać poczucia błogiego bezpieczeństwa, bo stanie się on wewnętrznym akwenem NATO, więc nie musimy już nic robić, bo NATO nas obroni. Jest to niezwykle niebezpieczne traktowanie Sojuszu jako obcego, zewnętrznego organizmu, tak jakby o sile NATO nie stanowiła suma siły pojedynczych państw, w tym Polski.
PO CO?
Zacznijmy więc od abecadła, czyli zdefiniowania co ta Marynarka Wojenna ma robić.
Marynarka Wojenna broni interesów państwa na polskich obszarach morskich. Powierzono jej także morską obronę wybrzeża. Jest również formacją przygotowaną do udziału w lądowej obronie wybrzeża we współdziałaniu z innymi rodzajami sił zbrojnych w ramach strategicznej operacji obronnej. Zgodnie ze zobowiązaniami międzynarodowymi utrzymuje także zdolność do realizacji zadań związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa zarówno w obszarze Morza Bałtyckiego, jak i poza nim.
www.wojsko-polskie.pl
Tłumacząc na język, zrozumiały dla przeciętnego podatnika, Marynarka Wojenna, w sytuacji kryzysu i konfliktu zbrojnego ma do wykonania dwa podstawowe zadania:
- Zwalczanie sił i środków napadu Federacji Rosyjskiej zagrażających
terytorium RP.
Zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi do/z polskich portów morskich
Że te dwa zadania nie są takie oczywiste dla polskich elit politycznych niech posłuży fakt, że Strategiczna Koncepcja Bezpieczeństwa Morskiego RP znajduje się na stronach byłego Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, ale próżno jej szukać na stronie Ministerstwa Obrony Narodowej (https://www.gov.pl/web/gospodarkamorska/gdynia-strategiczna-koncepcja-bezpieczenstwa-morskiego-rp-zaprezentowana).
Żeby było ciekawiej, Ustawa z dnia 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie morskim w pierwszej kolejności reguluje „sprawy bezpieczeństwa morskiego w zakresie budowy statku, jego stałych urządzeń i wyposażenia……….”.
Tak, tu nie ma pomyłki, w tej ustawie nie ma kompletnie nic co by de facto dotyczyło bezpieczeństwa żeglugi w sensie zagrożenia bezpieczeństwa.
Z kolei, Ustawa z dnia 21 marca 1991 r. o obszarach morskich Rzeczypospolitej Polskiej i administracji morskiej traktuje o bezpieczeństwie w artykułach 6-9, ale wyłącznie w zakresie prawa do swobodnego przepływu przez wody terytorialne Polski.
Nie dziwmy się zatem że nie jesteśmy państwem morskim, nie rozumiemy gospodarki morskiej i nie rozumiemy morskiego bezpieczeństwa ekonomicznego i militarnego, skoro nawet władza ustawodawcza ma problem ze zdefiniowaniem podstawowych pojęć.
Drugim, bardzo popularnym argumentem używanym w debacie na temat MW jest „zrezygnujmy z Mieczników i przekażmy pieniądze na inne programy”.
Owszem, możemy całkowicie zrezygnować z obrony Wybrzeża i naszych akwenów morskich, tylko najpierw usiądźmy i rzetelnie policzmy relację koszt/strata, gdzie kosztem będzie kwota niezbędna na pozyskanie okrętów, a stratą potencjalne zniszczenia infrastruktury oraz braki dostaw krytycznych, dla funkcjonowania państwa, zasobów, jeżeli nikt nie będzie tej infrastruktury bronił.
A co do kosztów pozyskania Mieczników w budżecie Ministerstwa Obrony Narodowej to powiedzmy sobie w końcu szczerze i otwarcie. Skasowanie programu Miecznik niczego w budżecie MON nie ratuje. Przy założonych kosztach programu, czyli 8 mld zł udział kosztów pozyskania fregat Miecznik wyniesie raptem 1,7 proc. w całym Programie Modernizacji Technicznej na lata 2021-2035 (dane za wyliczeniami Tomasza Dmitruka @goltarr ). Zakładając nawet, że koszt pozyskania okrętów, wraz z jednostką ognia, będzie wyższy niż zakładane obecnie 8 mld zł to i tak jego udział w budżecie modernizacyjnym MON nie powinien przekroczyć 2 proc.
To co będzie przede wszystkim decydować o kosztach tego programu to nie platforma, ale konfiguracja jednostki ognia.
W dyskusji o Marynarce Wojennej popełniany jest jeden kluczowy błąd. Nie rozpatrujemy tego rodzaju sił zbrojnych jako systemu tylko wyciągamy z niego jeden element składowy (w tym przypadku fregatę) i z zapałem świętej inkwizycji jedna drużyna próbuje ukrzyżować drugą. To tak jakby z systemu wojsk lądowych wyjąć czołgi i rzucić hasło „czołgi zostaną zniszczone w pierwszej kolejności, bo są największe albo utkną na bezdrożach, bo są najcięższe”. I nic innego się nie liczy.
Drugim, tym razem strategicznym, błędem jest postrzeganie domeny morskiej, a co za tym idzie samej MW, jedynie z perspektywy bezpieczeństwa militarnego kompletnie ignorując bezpieczeństwo gospodarcze państwa podczas konfliktu zbrojnego. Ja przypomnę, że już w 2018 roku zarządy morskich portów w Polsce odprowadziły do budżetu państwa 40,6 mld zł z tytułu należnych podatków: VAT, akcyzy oraz ceł. To prawie 10 proc. łącznych wpływów z tego tytułu w polskim budżecie (https://www.wnp.pl/logistyka/polskie-porty-z-40-mld-zl-do-budzetu-to-1-10-przychodow-panstwa,340887.html).
Ten trend jest cały czas rosnący i nie złamała go nawet epidemia Covid.
A teraz spójrzmy co się stało na Morzu Czarnym. Rosjanie całkowicie zablokowali żeglugę komercyjną do i z ukraińskich portów. Z premedytacją strzelali do bezbronnych jednostek cywilnych, a w ukraińskcih portach utknęło 76 statków nie mając jak się wydostać. Do tego, celowo puścili w dryf miny kotwiczne, żeby zastraszyć operatorów statków i sparalizować żeglugę również wzdłuż tureckiego i rumuńskiego wybrzeża. Ukraińska gospodarka, której 25 proc. PKB jest zależne od przemysłu rolnego, ponosząca ogromne koszty prowadzenia działań wojennych dostała dodatkowy cios. W silosach zalegają miliony ton zboża, w zbiornikach miliony litrów oleju słonecznikowego. Trwają pilne poszukiwania alternatywnych szlaków eksportu, w tym kolejowych. Problem w tym, że aby przewieźć wolumen ładunków jaki był transportowany statkami potrzeba setek tysięcy wagonów.
Wracając na Morze Bałtyckie, Polska może zrealizować tylko dwa warianty prowadzenia działań:
DEFENSYWNY grożący ruiną gospodarczą państwa lub OFENSYWNY dążący do przerzucenia obszaru walki na teren agresora i zdławienie jego aktywności.
Zanim przedyskutujemy oba warianty musimy zrozumieć jedną brutalną prawidłowość. Nie da się osiągnąć skokowego wzrostu zdolności MW w ciągu 2 czy 3 lat. Okręt, jakikolwiek by nie był, nie jest produkowany w setkach czy tysiącach jak pojazdy opancerzone czy czołgi. A przynajmniej nie jest w czasach pokoju. Historia najnowsza zna tylko dwa przypadki masowej produkcji jednostek pływających. Jednym były U-booty, drugim transportowce typu Liberty.
Po drugie, czy zdecydujemy sie na budowę trzech fregat czy większej liczby małych jednostek, czas realizacji obu programów będzie do siebie bardzo zbliżony, bo czynnikiem decydującym są moce wytwórcze krajowego przemysłu stoczniowego. I nie ma tu znaczenia czy ten przemysł jest prywatny czy państwowy, bo bezmyślna polityka przemysłowa państwa w tym obszarze, prowadzona przez ostatnie 30 lat, doprowadziła do masowego odpływu specjalistów do zagranicznych stoczni.
- DEFENSYWNY
Zakładamy (stosownie do opinii wielu krajowych ekspertów z którymi się nie zgadzam), że kierunek morski nie ma znaczenia dla powodzenia wojsk lądowych na głównym kierunku działań wojennych. W tym wariancie siły Marynarki Wojennej pozostają w takim składzie jaki jest obecnie, uzupełnione o kolejne trzy niszczyciele min Kormoran II.
Przyszłość sił morskich stanowić będzie; na lądzie Morska Jednostka Rakietowa (MJR), na morzu dywizjon niszczycieli min Kormoran II w składzie 6 okrętów. Obciążeniem dla sił będą obie fregaty typu OHP które zamiast zapewnić ochronę innym okrętom same będą takiej ochrony wymagały. Być może będzie można wykorzystać małe okręty rakietowe typu Orkan które przenoszą nowoczesny system rakiet przeciwokrętowych ale nie nadąża za nim okrętowa siłownia. Dlatego, w najbliższej przyszłości, zdolność tych okrętów do wyjścia w morze i wykonania zadań może być bardzo problematyczna. Prawdopodobnie uda się jeszcze pozyskać jakieś drony rozpoznawcze, być może bezzałogowe systemy wojny minowej. I to by było na tyle.
Wbrew wielu nadziejom epoka stricte autonomicznych, zarządzanych sztuczną inteligencją, morskich systemów walki wciąż jest dopiero przed nami. Przyczyna jest bardzo prozaiczna. To specyfika środowiska morskiego oraz problem ze źródłami napędu w głębinie wodnej. Kierunek, w którym idzie, tak chętnie przywoływana US Navy, to przerobienie dotychczasowych okrętów (zwłaszcza w zakresie transportu wojsk i zaopatrzenia na duże odległości) na jednostki pozbawione załóg i zastąpione zdalnym sterowaniem. Rozwiązanie kompletnie nieprzydatne dla naszych sił morskich i równie drogie jak budowa klasycznych okrętów.
Póki co, najbardziej zaawansowane są systemy zwalczania min. Przy czym większość z nich nadal musi być wodowana z pokładu okrętu-nosiciela i operuje w jego bliskim sąsiedztwie. Ten sam nosiciel wymaga osłony przed atakami z powietrza albo przez lotnictwo (co w polskich realiach jest niemożliwe do osiagnięcia ze względu na małą liczebność samolotów) albo przez inny okręt.
Sytuację diametralnie zmienią systemy zdolne do samodzielnego wyjścia z dowolnego portu lub przygotowanego brzegu i autonomicznego operowania na dystansie setek mil. Niestety, na takie systemy nadal trzeba poczekać.
Przy takim ugrupowaniu naszej Marynarki Wojennej sytuacja operacyjna będzie wyglądać zatrważająco. W przestrzeni powietrznej nad morzem będzie, po naszej stronie, wiało pustką. Jednocześnie Rosjanie będą mieli pełną swobodę działania. Wysłanie samolotu M28 1R Bryza na lot rozpoznawczy będzie nosić znamiona misji samobójczej, podobnie ze śmigłowcami ZOP. Identycznie będzie wyglądać zadanie zwalczania rosyjskich okrętów podwodnych, a będąc precyzyjnym, nie będzie wyglądać wcale. Lotnictwo ZOP z przyczyn wymienionych wyżej będzie uziemione.
Okrętowe siły ZOP złożone z fregat OHP i ORP Kaszub być może zdołają się rozwinąć do rejonów wyczekiwania, ale ich przetrwanie będzie wyłącznie kwestią czasu. Pozbawione osłony z powietrza, z przestarzałymi stacjami radiolokacyjnymi, wyposażone jedynie w armaty okrętowe i rakiety Piorun, w większości posiadające od dwóch do trzech kanałów celowania (z czego większość tych kanałów stanowi „oko marynarza”), nie będą zdolne do samodzielnego odparcia jakiegokolwiek ataku rakietowego.
Jedyną efektywną siłą pozostanie Morska Jednostka Rakietowa. Co prawda mająca ten sam mankament jak okręty wymienione wcześniej, czyli znikomą obronę przeciwlotniczą, ale działając w ruchu i w rozproszeniu mająca znacznie większą szansę przetrwania. Tyle tylko że jaki będzie sens wysyłania przez Rosję okrętów w strefę oddziaływania MJR, skoro we wszystkich wymienionych wcześniej obszarach będzie miała absolutną dominację?
Tymczasem, w obszarze gospodarki, w pierwszej kolejności z użytkowania zostaną wyłączone porty w Gdańsku i Gdyni. Wszystkie trzy terminale kontenerowe nie będą zdolne do przyjęcia jakiegokolwiek zaopatrzenia. Marynarka Wojenna utraci możliwość remontu uszkodzonych okrętów. Agresja Rosji na Ukrainę pokazuje, że w przypadku napadu na Polskę będziemy mieli do czynienia z wojną na wyniszczenie militarne, ludzkie i ekonomiczne. W ramach przygotowania do agresji na Polskę rosyjska propaganda dokona takiej samej dehumanizacji polskiego narodu jakiej dokonała w stosunku do Ukraińców, a w działaniach militarnych nie będzie żadnych ograniczeń.
Pod znakiem zapytania staje zdolność Amerykanów do rozwinięcia operacyjnego sił wzmocnienia z terytorium Niemiec. Obserwując obecny rozwój wydarzeń w tym kraju, należy bardzo serio założyć, że nie będzie zgody na ruchy jakichkolwiek wojsk na terenie Republiki Federalnej spowodowane albo niechęcią zaangażowania się przez elity rządzące albo na skutek milionowych protestów niemieckiego społeczeństwa, napędzanego przez organizacje pozarządowe, zinfiltrowane przez rosyjską agenturę i zasilane rosyjskimi pieniędzmi. Jeżeli problem będą mieli Amerykanie to ten sam problem będą mieć pozostałe kraje sojusznicze z zachodniej części Europy.
Marynarka Wojenna będzie musiała prowadzić działania na dwóch kierunkach operacyjnych. „Kaliningradzkim”, skąd przyjdzie główne uderzenie militarne i „Cieśninowym” skąd będą wpływać na Bałtyk rosyjskie okręty przerzucane z innych flot oraz zaopatrzenie dla Obwodu Kaliningradzkiego.
Tak, pamiętam, że Dania jest w NATO, a Szwecja prawdopodobnie też będzie, jednak musimy pamiętać, że, do czasu podjęcia decyzji Sojuszu (zapewne nie całego i nie jednomyślnie) o zaangażowaniu militarnym, będziemy musieli prowadzić działania samodzielnie.
Jednocześnie, w takich realiach politycznych i operacyjnych, Polska będzie musiała nadal importować morzem surowce energetyczne i zaopatrzenie. To droga morska pozostanie głównym kierunkiem ewentualnego przerzutu sił wzmocnienia krajów które zdecydują się na udzielenie takiego wsparcia.
W NATO, w czasie kryzysu i wojny uruchamiane są dwa narzędzia mające wspomóc bezpieczeństwo żeglugi.
Pierwszym jest system Q-routes czyli predefiniowany zbiór szlaków wodnych na wodach przybrzeżnych którymi będą się przemieszczać sojusznicze jednostki pływające. Współrzędne geograficzne opisujące ich przebieg są niejawne.
Drugim jest NCAGS (Naval Cooperation and Guidance for Shipping) kierowany z NATO Maritime Centre który ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi komercyjnej w rejonach prowadzenia działań zbrojnych w ścisłej współpracy z operatorami statków komercyjnych. Jednocześnie jest to narzędzie do organizacji ochrony jednostkom cywilnym transportującym zaopatrzenie wojskowe.
Jednak jako kraj-gospodarz przyjmujący takie wsparcie, będziemy odpowiedzialni za bezpieczeństwo przypływających jednostek transportowych co wiąże się z koniecznością utrzymania drożności szlaków morskich, w tym wspomnianych Q-routes.
W zaistniałej sytuacji, szczególnego znaczenia nabierze zespół portowy Świnoujście-Szczecin, przy czym nalezy pamietać że do Szczecina trzeba pokonać jeszcze 70 kilometrów, a zatopienie na torze wodnym statku może go wyłączyć z funkcjonowania na długi czas.
Po stronie militarnej, w obszarach rozpoznania powietrznego i zwalczania okrętów podwodnych sytuację ratować będzie ewentualne przystąpienie Szwecji do NATO. Tyle tylko że w domenie morskiej, nasze bezpieczeństwo nadal będzie zależne od woli politycznej innego kraju, a nie od nas samych.
Reasumując, wszystkie dotychczasowe pomysły na Marynarkę Wojenną zakładają prowadzenie wojny defensywnej, reaktywnej, czekającej na działania przeciwnika. Tyle tylko że nawet działania lądowe pokazują, iż w pewnym momencie małe, szybkie, rozproszone osiąga punkt stagnacji i jest niezdolne do kontrofensywy i odzyskania utraconych terenów. Zwłaszcza w konfrontacji z przeciwnikiem niemającym żadnego szacunku dla życia własnych żołnierzy.
- OFENSYWNY
Spróbujmy jednak przedyskutować, jak mogłabym w przyszłości wyglądać wojna morska na Bałtyku w sytuacji obecności Szwecji i Finlandii w NATO, ich szybkiej decyzji o militarnym wsparciu Polski oraz posiadaniu przez naszą MW okrętów typu Miecznik. Tym bardziej że pojawia się historyczna szansa na złamanie rosyjskiej obecności w akwenie Morza Bałtyckiego, Zarówno tej lądowej, w Obwodzie Kaliningradzkim, jak i tej morskiej. Tyle tylko że nie można tego zostawić do wyłącznej decyzji obu, dotychczas bardzo powściągliwych w angażowaniu się militarnie, krajów. Natomiast, mając odpowiednie siły morskie możemy oba kraje do tej decyzji zachęcić.
Doświadczenie wojny na Ukrainie pokazuje, że to na co możemy najbardziej liczyć ze strony Sojuszu to rozpoznanie powietrzne. I to w pełnym spektrum, od rozpoznania obrazowego po rozpoznanie elektromagnetyczne. Co więcej, jednym z bardzo aktywnych uczestników tych działań była Szwecja, która, póki co członkiem NATO nie jest.
Można zatem założyć, że w przypadku konfliktu z Rosją lukę w polskich zdolnościach w rozpoznaniu na Bałtyku wypełni nam Szwecja, a zasilanie danymi pozwoli na wykorzystanie uzbrojenia na nominalnych, a nie horyzontalnych zasięgach.
Po drugie, obecność Szwecji w NATO zbliży nas do opisywanej przeze mnie, w jednym z wcześniejszych tekstów, idei „coast sharing” czyli wykorzystywania wybrzeża przez siły morskie innego kraju sojuszniczego. Dałoby to naszej MW nowe możliwości rozwijania operacyjnego z kierunku szwedzkiego. Oprócz tego, nawet bez zaangażowania militarnego, można przyjąć za pewnik, że Szwecja i Dania będą zasilać nas informacją o wszelkich okrętach sił morskich FR wchodzących do Cieśnin Bałtyckich.
Po trzecie, do 2026 r. Estonia pozyska nadbrzeżny system rakiet przeciwokrętowych. Do tego dodajmy obecność Finlandii w NATO i na Zatoce Fińskiej będziemy mieli do czynienia z sytuacją, gdzie Flota Bałtycka będzie miała ogromny problem z wyprowadzeniem jakichkolwiek okrętów z bazy morskiej w Kronsztadzie. Gdyby jednak jakimś okrętom udało się wyjść z Zatoki Fińskiej to strona polska będzie zasilana informacjami o ruchach jednostej Floty Bałtyckiej z tamtego rejonu, z minimalnie 24 godzinnym wyprzedzeniem.
W opisanej sytuacji strategiczno-operacyjnej trudno nie wykorzystać przewag i nie pokusić się o całkowite wyłączenie Obwodu Kaliningradzkiego. I to zadanie powinno stać się pierwszoplanowe dla okrętów typu Miecznik i Morskiej Jednostki Rakietowej.
Kiedy w PGZ SW dokonano prezentacji wstępnej konfiguracji okrętu dość zaskakująca okazała się propozycja umieszczenia aż 16 wyrzutni rakiet przeciwokrętowych.
Jednak po dłuższym zastanowieniu nie jest to wcale absurdalna propozycja, jednak pod warunkiem, że większość jednostki ognia będą stanowić rakiety z głowicą odłamkowo-burzącą do niszczenia obiektów lądowych, a zalecana konfiguracja będzie kształtować się następująco: 4 rakiety przeciwokrętowe i 12 rakiet do celów lądowych. Tym bardziej, że póki co nie ma perspektyw na pozyskanie zdolności TLAM (Tactical Land Attack Missile).
Podobnie w Morskiej Jednostce Rakietowej. Przy opisanej wcześniej sytuacji strategiczno-operacyjnej jest wysoce prawdopodobne, że po przekształceniu Bałtyku w morze wewnętrzne Sojuszu liczba celów nawodnych wymagających neutralizacji ulegnie drastycznemu zmniejszeniu, natomiast Rosjanie będą starali się rekompensować ograniczone zdolności na wodzie większą aktywnością w powietrzu, zarówno lotniczą jak i rakietową. Dlatego też, wskazane jest, aby Polska w najbliższym czasie pozyskała co najmniej jedną jednostkę ognia (preferowane dwie) rakiet NSM w wersji do uderzeń na obiekty lądowe.
I tutaj pojawia się kluczowe zadanie dla połączonych sił okrętowych i MJR. Już na samym początku rosyjskiej agresji powinny one dokonać skoordynowanych, co do miejsca i czasu, uderzeń na lotniska Floty Bałtyckiej w Obwodzie Kaliningradzkim. Przy czym zapas jednostki ognia powinien pozwolić na wielokrotne powtórzenie takich uderzeń.
Wbrew pozorom głównym celem tych ataków nie będzie zniszczenie infrastruktury lotniskowej, lecz „wyczerpanie” rosyjskich systemów OPL. Rakiety, które przedrą się przez rosyjskie systemy obrony powietrznej i dokonają zniszczeń na lotniskach będą stanowić swojego rodzaju wartość dodaną. W tak powstały wyłom, w rosyjskiej OPL, powinno wejść lotnictwo i finalnie zneutralizować rosyjskie zdolności do działań w powietrzu z terenu Obwodu Kaliningradzkiego, a także systemy rakiet ziemia-ziemia.
Zainstalowane na okrętach systemy obrony powietrznej mają im zapewnić zdolność przeżycia w celu wykonania uderzeń na obiekty lądowe.
Chyba nie trzeba dodawać, że następnym krokiem powinno być wejście wojsk lądowych w Przesmyk Suwalski i odcięcie Obwodu od zasilania wojskami z terenu Białorusi. Rosja, decydując się na agresję na Polskę, w zaistniałej sytuacji strategicznej na Bałtyku, będzie miała praktycznie zerowe zdolności do zaopatrywania Obwodu Kaliningradzkiego od strony morza i pozostanie jej jedynie droga lądowa z kierunku białoruskiego.
W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że po zbudowaniu okrętów Miecznik, Polska będzie jedynym państwem NATO na Bałtyku zdolnym do przeprowadzenia takiego ataku. Żeby ten plan miał powodzenie należy odejść, w domenie morskiej, od mentalności bitego chłopca czekającego na zadanie ciosu przez podwórkowego bandytę. Otwiera się przed nami niespotykana, wręcz historyczna szansa, do uzyskania panowania na Bałtyku w ramach Sojuszu.
Nie zmarnujmy jej zatem.
Autor: kmdr rez. Mirosław Ogrodniczuk

Korekta programu Constellation i zmiany w kierownictwie Fincantieri Marinette Marine

Amerykańska stocznia Fincantieri Marinette Marine powołała byłego sekretarza marynarki wojennej USA Kennetha J. Braithwaite’a na przewodniczącego rady dyrektorów. Decyzja zapadła w momencie głębokiej korekty programu fregat Constellation oraz zmiany kierunku działań US Navy w segmencie mniejszych nawodnych okrętów wojennych.
W artykule
Nowy przewodniczący rady dyrektorów
Zmiany personalne w kierownictwie stoczni otwierają nowy etap w jej funkcjonowaniu, zbieżny z próbą uporządkowania jednego z najbardziej problematycznych programów okrętowych ostatnich lat. Na czele rady dyrektorów Fincantieri Marinette Marine 19 grudnia stanął Kenneth J. Braithwaite, 77. sekretarz marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych oraz były ambasador USA w Norwegii. Jego doświadczenie obejmuje zarówno służbę w lotnictwie marynarki wojennej USA, jak i wieloletnią karierę dyplomatyczną.
Nominacja ma wzmocnić zaplecze decyzyjne stoczni należącej do włoskiego koncernu Fincantieri, jednego z największych graczy europejskiego przemysłu okrętowego, który od lat konsekwentnie buduje swoją pozycję na rynku amerykańskim. Zakłady w Marinette stanowią dziś kluczowy element tej strategii, łącząc europejski kapitał i know-how z realiami zamówień federalnych USA. W tym kontekście część komentatorów wskazuje, że powołanie byłego sekretarza marynarki może być również czytelnym sygnałem wysłanym w stronę decydentów w Waszyngtonie. Jak zauważył m.in. analityk morski prowadzący konto Virtual Bayonet, ruch ten można interpretować jako element starań Fincantieri Marinette Marine o utrzymanie i pozyskanie kolejnych zleceń dla US Navy po ograniczeniu programu Constellation.
Ograniczenie programu Constellation
25 listopada 2025 roku US Navy ogłosiła rezygnację z budowy czterech fregat typu Constellation jeszcze przed rozpoczęciem ich produkcji. Kontynuowane mają być wyłącznie dwie pierwsze jednostki: przyszłe USS Constellation (FFG-62) oraz USS Congress (FFG-63), budowane w zakładach stoczniowych w Marinette. Oficjalnie decyzję przedstawiono jako element szerszej korekty podejścia do rozwoju floty nawodnej, jednak jej przyczyny mają znacznie bardziej przyziemny charakter.
Harmonogram programu uległ bowiem poważnemu rozchwianiu, a przekazanie okrętu prototypowego, pełniącego rolę jednostki wiodącej dla całego typu, przesunięto na 2029 rok. Źródłem opóźnień nie były wyłącznie kwestie organizacyjne, lecz narastająca złożoność projektu. W toku prac fregata Constellation była sukcesywnie doposażana i modyfikowana w odpowiedzi na kolejne wymagania, co prowadziło do rozrostu instalacji okrętowych, wzrostu masy jednostki oraz konieczności ciągłego aktualizowania dokumentacji technicznej.
W efekcie program stopniowo odchodził od pierwotnego założenia budowy okrętu opartego na sprawdzonej konstrukcji, wchodząc w fazę projektu rozwijanego równolegle z produkcją. Taki model działania wymuszał korekty już w trakcie prac stoczniowych, spowalniał tempo budowy i potęgował ryzyko kolejnych poślizgów w realizacji harmonogramu.
W praktyce program Constellation stał się podręcznikowym przykładem tego, jak ambicje potrafią zdominować zdrowy rozsądek projektowy. Dążenie do maksymalnego nasycenia jednego okrętu nowymi zdolnościami doprowadziło do rozrostu konstrukcji, utraty kontroli nad masą oraz konieczności wprowadzania zmian już w trakcie budowy. Marynarka wojenna, zamiast szybko otrzymać nowy typ fregat, znalazła się w stanie permanentnego zarządzania kryzysem projektowym.
Raport Government Accountability Office z maja 2024 roku potwierdził problemy, które od dłuższego czasu były sygnalizowane w środowisku okrętowym. Rozpoczęcie budowy fregat typu Constellation nastąpiło przy niezamkniętym projekcie technicznym, co w naturalny sposób prowadziło do opóźnień i komplikacji w realizacji programu. W toku prac konieczne było wprowadzanie kolejnych zmian projektowych oraz dostosowań technicznych, już po rozpoczęciu budowy jednostek.
Program Constellation unaocznił tym samym, że nawet w przypadku największej marynarki wojennej świata prowadzenie budowy okrętu równolegle z dopracowywaniem projektu i rozszerzaniem zakresu wymagań technicznych generuje istotne ryzyka harmonogramowe i organizacyjne.
Decyzja o ograniczeniu serii i odejściu od dalszego rozwijania programu w dotychczasowej formie może być zatem postrzegana jako kosztowna, lecz konieczna korekta przyjętego wcześniej podejścia. US Navy sygnalizuje w ten sposób zwrot w stronę konstrukcji przewidywalnych w budowie, opartych na sprawdzonych rozwiązaniach oraz realnej kontroli terminów wprowadzania okrętów do służby.
Program FF(X) oparty na Legend – nowy kierunek US Navy
W miejsce programu fregat Constellation US Navy zapowiedziała uruchomienie nowej koncepcji oznaczonej jako FF(X). Nie oznacza to prostego przekształcenia kutrów typu Legend w okręty bojowe, lecz wykorzystanie sprawdzonej, seryjnie budowanej platformy jako punktu wyjścia do opracowania nowych nawodnych jednostek bojowych.
Podstawą rozważań pozostaje konstrukcja National Security Cutter, opracowana pierwotnie dla US Coast Guard przez Huntington Ingalls Industries. Projekt ten, zweryfikowany w wieloletniej eksploatacji, ma stanowić fundament dla jednostek FF(X), które od początku projektowane będą z myślą o wymaganiach marynarki wojennej, a nie jako bezpośrednia adaptacja istniejących kutrów.
Nowa ścieżka rozwoju ma umożliwić szybsze osiągnięcie gotowości bojowej poprzez ograniczenie ryzyka technicznego wynikającego z rozwoju projektu. Zgodnie z deklaracjami, wodowanie pierwszego kadłuba planowane jest na 2028 rok w ramach inicjatywy określanej jako „Golden Fleet”. W komunikatach marynarki akcentowano przede wszystkim stabilizację harmonogramu oraz większą przewidywalność procesu budowy, co pozostaje w wyraźnym kontraście do doświadczeń wyniesionych z programu Constellation.
Skutki dla stoczni i przemysłu w USA
Fincantieri podkreśla, że osiągnięte porozumienie z marynarką wojenną USA zapewni stabilność zatrudnienia oraz ciągłość funkcjonowania trzech zakładów stoczniowych w stanie Wisconsin. Marynarka ma pokryć skutki ekonomiczne wynikające z decyzji kontraktowych dotyczących anulowanych jednostek.
Obecnie koncern zatrudnia około 3750 pracowników w zakładach stoczniowych w Marinette, Green Bay, Sturgeon Bay oraz Jacksonville. W ostatnich latach nakłady inwestycyjne Fincantieri w amerykański przemysł okrętowy przekroczyły 800 mln dolarów.
Perspektywy na kolejne programy
Przedstawiciele spółki zapowiadają skoncentrowanie działań na przyszłych zamówieniach obejmujących jednostki desantowe, lodołamacze oraz okręty do zadań specjalnych. Rola nowego przewodniczącego rady dyrektorów ma sprowadzać się do wsparcia stoczni w dostosowaniu jej oferty do zmieniających się priorytetów US Navy oraz w odbudowie zaufania do zdolności Fincantieri Marinette Marine w zakresie terminowej i przewidywalnej realizacji programów okrętowych.
Decyzje podejmowane w Marinette wpisują się w szerszą tendencję rewizji federalnych programów okrętowych w Stanach Zjednoczonych. W tym kontekście odejście od dalszego rozwijania programu Constellation oraz zwrot ku rozwiązaniom opartym na sprawdzonych projektach można odczytywać jako próbę powrotu do podejścia, w którym pierwszoplanowe znaczenie mają kontrola ryzyka, stabilność harmonogramu oraz realna wykonalność programu, a nie przerost ambicji na etapie całego programu.










