Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Naval Group dostarczył francuskiej marynarce piątą fregatę FREMM

18 lipca francuski koncern stoczniowy Naval Group dostarczył francuskiej marynarce wojennej Marine Nationale piątą wielozadaniową fregatę typu FREMM. Do 2022 roku koncern dostarczy jeszcze trzy takie jednostki, które wzmocnią francuską flotę.

Piąta fregata typu FREMM, która została dostarczona przez Naval Group francuskiej marynarce, otrzymała nazwę Bretagne. To równocześnie siódma jednostka tego typu zbudowana przez koncern. 18 lipca okręt został oficjalnie odebrany przez OCCAR (Organizację Jednoczącą Współpracę w Dziedzinie Uzbrojenia), która ogrywa rolę prime-contractora  w przypadku fregat typu FREMM dla marynarek wojennych Francji oraz  Włoch.

Nicolas Gaspard, dyrektor programu FREMM we francuskim koncernie stoczniowym mówi, że wraz z dostawę kolejnej fregaty typu FREMM Naval Group po raz kolejny demonstruje swoją zdolność koncernu do zarządzania złożonymi programami. Jak dodaje, program FREMM obecnie koncentruje się  na dostawie wielozadaniowej fregaty Normandie. Będzie to ostatnia jednostka tego typu w wersji do zwalczania okrętów podwodnych. Normandie ma zostać dostarczona  francuskiej marynarce przed końcem 2019 roku.

Zobacz też: Kto zbuduje jednostkę patrolową dla Straży Granicznej? W grze państwowe stocznie.

W sumie  program FREMM przewiduje budowę dziesięciu okrętów przez należącą do Naval Group stocznię w Lorient, z czego osiem jednostek trafi na wyposażenie francuskiej marynarki wojennej. Oprócz wspomnianej powyżej fregaty Normandie, będą to jednostki w wersji przeciwlotniczej o nazwach Alasce oraz Lorraine. Według wcześniejszych zapowiedzi, okręty te mają zostać dostarczone francuskiej marynarce odpowiednio w latach 2021 oraz 2022. Oznacza to, że w 2022 roku Marine Nationale będzie dysponowała łącznie ośmioma jednostkami typu FREMM: sześcioma w wersji do zwalczania okrętów podwodnych (wyposażonymi dodatkowo m.in. w sonar holowany Captas oraz dodatkowe torpedy do zwalczania jednostek podwodnych) oraz dwiema w wersji przeciwlotniczej (najprawdopodobniej będą one wyposażone w dodatkowe pociski woda-powietrze Aster 30).

Francuski koncern stoczniowy Naval Group obecnie finalizuje prace związane z fregatą Normandie, która została zwodowana 1 lutego bieżącego roku. Trwa również budowa dwóch kolejnych jednostek Alasce oraz Lorraine. Ponadto Naval Group zbudował dwie fregaty typu FREMM na eksport. Jedna w 2014 roku weszła do służby w marynarce wojennej Maroka, a druga w 2015 roku zasiliła flotę egipską.

Należy podkreślić, że fregaty FREMM to pierwsze  okręty w Europie, które przenoszą pociski manewrujące NCM produkowane przez koncern MBDA.  Producent nigdy nie ujawnił zasięgu pocisku, ale nieoficjalnie wiadomo, że wynosi on ponad 1000 km, a mówi się nawet o 1 400 km. To właśnie te pociski koncern Naval Group oferuje Polsce wraz z okrętami podwodnymi typu Scorpene w ramach programu Orka. Pierwsze wystrzelenie tego pocisku odbyło się 19 maja 2015 roku z fregaty typu FREMM Aquitaine.

Zobacz też: Rosjanie ofe­rują okręty pod­wodne Filipinom.

Fregata typu FREMM ma 6 tys. ton wyporności, 142 m długości oraz 20 m szerokości. Jednostka osiąga prędkość 27 węzłów, a jej załogę stanowi 108 marynarzy i oficerów. Podstawowe systemy uzbrojenia, w które wyposażony jest okręt tego typu, to: wyrzutnie pocisków woda-powietrze Aster 15/30, osiem wyrzutni pocisków przeciwokrętowych Exocet, armata okrętowa OTO Melara kal. 76 lub 127 mm, dwa działka kal. 20 mm oraz wyrzutnie torped kal. 324 mm. Okręt przenosi dwa śmigłowce NH90.

Koncern Naval Group w pierwszym półroczu odnotował sprzedaż na poziomie 1,87 mld euro, co oznacza wzrost o 10 proc. w porównaniu z analogicznym okresem w 2017 rok. Ponadto 29 proc. sprzedaży koncernu w pierwszym półroczu dotyczyło rynków zagranicznych. Obecnie portfel zamówień koncernu Naval Group składa się z kontraktów o łącznej wartości 1,92 mld euro. EBITA koncernu w pierwszym półroczu – 126,9 mln euro.

Podpis: TZ

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.