Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

W swoim pierwszym wywiadzie dla Portalu Stoczniowego, Marcin Ryngwelski, nowo mianowany prezes PGZ Stocznia Wojenna, dzieli się planami na przyszłość, kluczowymi wyzwaniami oraz swoją wizją rozwoju stoczni. Wyraża determinację w realizacji programu MIECZNIK oraz podkreśla znaczenie współpracy i innowacji. Zapewnia również, że stocznia pod jego przewodnictwem dołączy do grona światowej czołówki w branży stoczniowej.
Dziękuję. Objęcie tej funkcji to dla mnie wielki zaszczyt i duma, ale również ogromna odpowiedzialność. Czuję silne poczucie misji związane z tym stanowiskiem. Moim celem jest zdecydowane odwrócenie tendencji, która sugeruje, że sektor prywatny jest lepszy od państwowego. Doskonale zdaję sobie sprawę z ogromu pracy i wyzwań, jakie stoją przed naszą stocznią. Kluczowym zadaniem będzie przekształcenie jej z zakładu zajmującego się dotychczas głównie remontami w nowoczesną stocznię specjalizującą się w budowie nowych okrętów wojennych.
Jestem związany z przemysłem stoczniowym od 24 lat. Swoją karierę rozpocząłem zaraz po maturze w Stoczni Gdynia jako pracownik fizyczny na produkcji. W międzyczasie zdobywałem wykształcenie, ukończyłem studia prawnicze, inżynierskie oraz ekonomiczne MBA, a także studia podyplomowe na Akademii Sztuki Wojennej (dawna Akademia Obrony Narodowej). Przeszedłem pełną ścieżkę kariery od najniższego szczebla, od produkcji, poprzez zakupy, kooperacje, aż po realizację projektów. Dzięki temu miałem okazję poznać zarówno dobre, jak i złe strony branży stoczniowej.
Pracowałem również za granicą, zdobywając doświadczenie w różnych stoczniach w Królestwie Niderlandów i Norwegii, gdzie mogłem zobaczyć, jak wygląda tam praca i jak te stocznie są zorganizowane. Następnie przeszedłem do branży zbrojeniowej. Przez dwa lata byłem związany z Ośrodkiem Badawczo-Rozwojowym Centrum Techniki Morskiej, gdzie pełniłem funkcję kierownika projektu na prototypowej jednostce ORP Kormoran, niszczyciela min projektu 258 (Kormoran II).
Po tych dwóch latach dołączyłem do Stoczni Szkuner, a później do Grupy Remontowa. W Grupie Remontowa od razu byłem Prezesem Zarządów spółek Electrical Solutions, potem StalRem, a następnie Remontowa RiwierShipyard. To pokazywało bardzo duże zaufanie śp. Prezesa Soyki do mojej osoby. Przed objęciem funkcji prezesa Remontowa Shipbuilding, pełniłem rolę przewodniczącego Rady Nadzorczej jednej ze spółek, co pozwoliło mi nauczyć się finansów i zrozumieć pełne spektrum zarządzania przedsiębiorstwem.
Od 2019 roku byłem prezesem Remontowa Shipbuilding, gdzie zmierzyłem się z wieloma wyzwaniami. Z jednej strony budowaliśmy kolejne niszczyciele min i realizowaliśmy nowe projekty, z drugiej zaś strony musieliśmy uporządkować sprawy związane z niesprzedanymi statkami. Dzięki wspólnej pracy zarządu i całej stoczni udało nam się wyjść z poważnych tarapatów finansowych. To było trudne zadanie, ale udało się je zrealizować.

W Grupie Remontowa pracowałem łącznie 6 lat. Po odejściu z Remontowej rozpocząłem pracę w szczecińskiej firmie Thesta, zajmującej się systemami łączności, nawigacji, hydrografii oraz informatycznymi dla Resortu Obrony Narodowej oraz firm i instytucji w zakresie ochrony infrastruktury krytycznej, gdzie pracowałem przez rok. Dużo nauczyłem się także w Thesta, gdzie zobaczyłem świat zbrojeniowy od strony dostawcy sprzętu, co pozwoliło mi się rozwinąć i zdobyć nową perspektywę na branżę zbrojeniową. To doświadczenie daje mi szeroki wachlarz umiejętności i wiedzy, które zamierzam wykorzystać w zarządzaniu PGZ Stocznia Wojenna. Życzę również firmie Thesta dalszego rozwoju i sukcesów.
Przede wszystkim muszę poczekać na dołączenie do zarządu moich nowych współpracowników. Pani Beata Koniarska obejmie funkcję Członka Zarządu PGZ Stocznia Wojenna od 1 sierpnia 2024 roku, a Pan Dariusz Denis dołączy do nas od 1 września 2024 roku. Gdy tylko wszyscy będziemy na miejscu, przedstawię im moją wizję rozwoju stoczni, którą wstępnie zaprezentowałem już Radzie Nadzorczej. Oczywiście, każdy z nich może mieć swoje pomysły na zarządzanie stocznią, ale liczę na to, że wspólnie wypracujemy kompromisowe stanowisko, które pozwoli nam rozwijać się zgodnie z celami nakreślonymi przez cały zarząd, Radę Nadzorczą oraz właściciela, czyli Polską Grupę Zbrojeniową.
Jeśli chodzi o program Miecznik, nasza stocznia od dwóch lat jest częścią konsorcjum, w którego skład wchodzi PGZ Stocznia Wojenna i Polska Grupa Zbrojeniowa. Do tej pory udało nam się osiągnąć wiele istotnych rzeczy. Jednym z kluczowych elementów jest infrastruktura, która zostanie ukończona do końca grudnia. Nowa infrastruktura będzie gotowa na przyjęcie pracowników, którzy przeniosą się do biura zlokalizowanego blisko nowo wybudowanej hali kadłubowej.
Kolejnym istotnym elementem jest dokumentacja techniczna, nad którą pracujemy wspólnie z naszym angielskim partnerem, Babcock International, oraz naszym biurem projektowym.
Równie ważnym zadaniem jest odbudowa naszej stoczni Nowych Budów, co oznacza odtworzenie i rozwój wydziałów produkcyjnych oraz technologicznych. Dzięki temu będziemy mogli sprawnie realizować nasze projekty, gwarantując najwyższą jakość i efektywność pracy.
Chyba to jest ten moment, w którym powinienem podzielić się, dlaczego odszedłem z Grupy Remontowa. Bardzo chciałem budować okręty klasy fregata z programu MIECZNIK. Gdy byłem w konsorcjum PGZ-MIECZNIK jako prezes Remontowa Shipbuilding, cieszyłem się, że będziemy realizować ten projekt. Uważam, że strategiczne zakłady dla bezpieczeństwa państwa, takie jak PGZ Stocznia Wojenna oraz Stocznia Remontowa Shipbuilding, powinny absolutnie uczestniczyć w takich projektach. Co więcej, uważam, że państwo powinno zagwarantować tym zakładom stabilność finansową, aby nie musiały obawiać się o potencjalne ryzyka związane z finansami.
Niestety, sytuacja została przedstawiona właścicielom w sposób, z którym się nie zgadzałem. Zostało im przekazane, że Stocznia Wojenna nie jest w stanie zrealizować tego projektu, że jest to fatamorgana, że w razie niepowodzenia lub bankructwa Stocznia Remontowa Shipbuilding, jako członek konsorcjum, będzie solidarnie odpowiadać za straty i długi. Obawiano się, że wierzyciele przyjdą po wierzytelności do Remontowej Shipbuilding. Uważałem, że te obawy są przesadzone, i że państwo, które inwestuje tak duże środki w ten projekt, powinno zapewnić odpowiednią infrastrukturę i wsparcie zarówno w Stoczni Wojennej, jak i w Remontowej Shipbuilding.
Państwo chciało, aby istniała redundancja dwóch stoczni produkcyjnych okrętowych, aby w razie potrzeby obie stocznie były w stanie budować i serwisować okręty. Po decyzji Grupy o wycofaniu się z konsorcjum, zdecydowałem się odejść, uznając tę decyzję za błędną. Jako prezes z powołania, ale niefinalny decydent, postanowiłem odejść z honorem.
Mam do dzisiaj ogromny sentyment do Grupy Remontowa i jestem wdzięczny za wiele doświadczeń, które tam zdobyłem. Życzę im dalszego rozwoju i sukcesów. Teraz jednak muszę skupić się na nowym zadaniu, które powierzyła mi Rada Nadzorcza oraz Polska Grupa Zbrojeniowa.
Stało się to, co właściciele, czyli prezesi holdingu, zapowiadali. Stocznia Remontowa wyszła z konsorcjum i przestała być strategicznym partnerem. W rezultacie nie było już chęci współpracy między tymi dwoma podmiotami, a PGZ Stocznia Wojenna podpisała umowę na budowę bloków ze stocznią Crist S.A. Wszystko zmierza w kierunku, aby cały przemysł okrętowy wokół programu MIECZNIK i kolejnych okrętów był skupiony w Gdyni. Uważam, że część produkcji powinna być realizowana gdzie indziej, ale ciężko mi sobie wyobrazić, aby państwo, które zainwestowało tyle pieniędzy w tę stocznię, pozwoliło na budowanie okrętów poza nią.
Skarb Państwa powinien dbać o swoje stocznie tak, jak prywatni właściciele dbają o swoje. To są środki publiczne i dlatego Skarb Państwa jako właściciel powinien zapewnić odpowiednie wsparcie i dbałość o swoje zakłady.
Trochę za wcześnie, aby ferować ostateczne wnioski na początku mojej kadencji. Co już zauważyłem, to fakt, że mamy tu wielu fachowców. Musimy jednak zrozumieć, że stocznia remontowa różni się od Stoczni Nowych Budów. To także kwestia mentalności pracowników – większość z nich jest przyzwyczajona do remontów, a nie do budowy nowych jednostek, i to będzie trzeba zmienić.
Ważne jest, aby przetransformować sposób myślenia, bo nowa budowa wymaga nie tylko elastycznego podejścia do klienta, ale też pracy na żywym organizmie, jakim jest jednoczesne projektowanie i budowanie, co jest bardzo trudne. Ponadto, będziemy musieli przekształcić nieco strukturę organizacyjną.
Jednakże, jak wspomniałem na początku, czekam na dołączenie nowych członków zarządu, z którymi będę podejmował decyzje dotyczące restrukturyzacji i dalszych działań. Wspólnie będziemy pracować nad inicjatywami mającymi na celu poprawę komunikacji i zaangażowania pracowników, aby stocznia mogła się rozwijać i sprostać nowym wyzwaniom.
Jestem zdania, że beneficjentem tego programu i innych projektów powinny być polskie firmy. Nie tylko stocznia, ale również spółki z Grupy PGZ, takie jak OBR CTM, a także uczelnie, w tym Akademia Marynarki Wojennej, Politechnika Gdańska oraz Uniwersytet Morski w Gdyni. Uważam, że do każdego partnera zagranicznego powinna być przypisana firma polska z polskim kapitałem, która będzie nabierała kompetencji i uczyła się, by w przyszłości przejąć know-how potrzebne do utrzymywania żywotności okrętów. To jest mój cel i chciałbym, aby tak właśnie było.
Czy uda się to zrealizować, trudno dziś wyrokować. Na pewno zamierzam wzmocnić ośrodek uzbrojenia, ale uważam, że po tak dużym programie, jak Kormoran, know-how powinien zostać w kraju. Elastyczność w utrzymywaniu, remontowaniu oraz zapewnianiu żywotności okrętów dla Marynarki Wojennej RP jest niezbędna, dlatego te kompetencje muszą być dostępne na miejscu.
Tak, zdecydowanie widzę potrzebę wprowadzenia nowych technologii i innowacji w naszej stoczni. Naszym celem jest, aby do końca roku stocznia stała się jedną z najnowocześniejszych na świecie pod względem technologicznym i sprzętowym.
Inwestujemy w automatyzację i nowoczesne systemy informatyczne, które pozwolą nam na znaczące zwiększenie efektywności i jakości naszych procesów produkcyjnych.
Nie ma co ukrywać, że budowa okrętów to zadanie dla ekstraklasy światowej. Najlepsze stocznie na świecie, takie jak Fincantieri, Damen, Babcock, TKMS czy Naval Group oraz stocznia Remontowa Shipbuilding, operują na najwyższym poziomie technologicznym. Nasza stocznia, PGZ Stocznia Wojenna, ma ambicję dołączyć do tego grona. Chcemy być w czołówce najlepszych z najlepszych, co wymaga ciągłego wdrażania innowacji i podążania za najnowszymi trendami w branży.

Planowane inwestycje obejmują zaawansowane technologie robotyczne, które pozwolą na precyzyjne i szybkie wykonywanie skomplikowanych prac montażowych oraz cięcie blach i elementów konstrukcyjnych. Wprowadzamy także zintegrowane systemy zarządzania produkcją, które umożliwią lepsze monitorowanie i optymalizację procesów w czasie rzeczywistym.
Innowacje w zakresie ekologii i zrównoważonego rozwoju są również dla nas priorytetem. Zamierzamy zainwestować w technologie ograniczające emisję zanieczyszczeń oraz systemy recyklingu materiałów, co pozwoli nam na prowadzenie działalności w sposób bardziej przyjazny dla środowiska.
Stocznia o takim poziomie zaawansowania technologicznego będzie mogła realizować najbardziej wymagające projekty, co z kolei przyciągnie nowych klientów i umożliwi dalszy rozwój. Dzięki tym inwestycjom staniemy się liderem w branży stoczniowej, zdolnym do konkurowania na światowym rynku.
Przede wszystkim, dbanie o bezpieczeństwo pracowników jest naszym priorytetem. Kluczowe jest, abyśmy nieustannie rozwijali świadomość BHP wśród załogi. Człowiek i jego bezpieczeństwo są dla nas najważniejsze, dlatego regularnie organizujemy szkolenia i warsztaty przypominające o zasadach bezpieczeństwa oraz uczące unikania potencjalnych zagrożeń.
Jednym z największych wyzwań jest unikanie rutyny, która potrafi być bardzo zdradliwa i prowadzić do wypadków. Przypominamy naszym pracownikom o konieczności zachowania czujności i przestrzegania procedur bezpieczeństwa, niezależnie od tego, jak często wykonują dane zadania.
Inwestujemy również w nowoczesne technologie i sprzęt, które mają na celu zwiększenie bezpieczeństwa pracy. Automatyzacja niektórych procesów, zaawansowane systemy monitoringu oraz nowoczesne środki ochrony osobistej minimalizują ryzyko wypadków. Regularnie przeglądamy i aktualizujemy nasze procedury bezpieczeństwa, aby były one zgodne z najnowszymi standardami i przepisami.
Stocznia dąży do stworzenia bezpiecznego i zdrowego środowiska pracy, które jest jednocześnie przyjazne dla otoczenia. Chcemy, aby nasza stocznia była wzorem w zakresie BHP i ochrony środowiska, pokazując, że można łączyć nowoczesność i efektywność z troską o ludzi i planetę. Naszym celem jest, aby każdy pracownik wracał do domu bezpieczny, a nasze działania były zgodne z zasadami zrównoważonego rozwoju.
Życzyłbym sobie, abyśmy udowodnili sceptykom oraz przede wszystkim Marynarce Wojennej, że jesteśmy w stanie odbudować zaufanie do naszej stoczni. Adres Śmidowicza 48 powinien być synonimem miejsca, skąd wychodzą nowoczesne i gotowe do służby okręty. Niestety, ostatni taki przypadek miał miejsce trzy dekady temu z wyjątkiem ORP Ślązak.
Planuję skoncentrować się na kilku kluczowych obszarach. Przede wszystkim, jakość i innowacyjność naszych produktów musi być na najwyższym światowym poziomie. Inwestując w najnowsze technologie i szkolenia dla naszych pracowników, chcemy zapewnić, że nasze okręty będą spełniać wszelkie wymagania współczesnej wojny morskiej.
Kolejnym krokiem będzie nawiązanie i utrzymanie silnych relacji z partnerami krajowymi i międzynarodowymi. Chcemy współpracować z najlepszymi, ucząc się od nich i dzieląc się naszymi doświadczeniami. To pozwoli nam nie tylko podnosić nasze standardy, ale również budować reputację jako niezawodnego partnera w branży.
Chciałbym także zintensyfikować nasze działania marketingowe i promocyjne. Regularne uczestnictwo w międzynarodowych targach, wystawach oraz konferencjach branżowych pozwoli nam na prezentację naszych osiągnięć i możliwości szerokiej publiczności. Dobrze zaplanowana kampania promocyjna, wsparta nowoczesnymi narzędziami komunikacji, może znacznie podnieść naszą rozpoznawalność i prestiż na rynku.
Ostatnim, ale równie ważnym aspektem jest transparentność i odpowiedzialność w naszych działaniach. Chcemy, aby nasi klienci, partnerzy oraz pracownicy mieli pełne zaufanie do tego, co robimy. Dlatego będziemy regularnie informować o naszych planach, postępach i osiągnięciach, dbając o jasność i otwartość naszych działań.
Mam nadzieję, że dzięki tym działaniom uda nam się odbudować zaufanie i pozycję PGZ Stoczni Wojennej jako lidera w branży, zarówno na rynku krajowym, jak i międzynarodowym.
Po objęciu stanowiska szybko zorganizowałem spotkanie z pracownikami i związkami zawodowymi. Chciałem ich uspokoić i dać do zrozumienia, że liczę na zaufanie, którym darzyli mojego poprzednika, prezesa Lulewicza. Poprosiłem ich o zaufanie oraz zapewniłem, że nie mają powodów do obaw. Powiedziałem wprost: „Nie przyszedłem tutaj, aby komuś ścinać głowy mieczem samurajskim. Przyszedłem, aby zbudować Stocznię Nowych Budów z prawdziwego zdarzenia przy pomocy dobrego zespołu ludzi”.

Podczas spotkania starałem się rozwiać wszelkie obawy i pokazać, że mam doświadczenie w budowaniu silnych, efektywnych zespołów oraz w zarządzaniu dużymi projektami. Przekazałem pracownikom, że ich praca i zaangażowanie są dla mnie niezwykle cenne i kluczowe dla sukcesu naszej stoczni. Będzie to szczególnie istotne w obliczu bardzo pracowitego nadchodzącego roku.
Zapewniłem wszystkich, że dopilnuję, aby plany urlopowe na najbliższe dwa miesiące zostały zrealizowane bez żadnych przeszkód. Podkreśliłem, że wypoczęty pracownik to najlepszy pracownik, dlatego ważne jest dla mnie, aby mieli możliwość odpoczynku i regeneracji.
Oczekiwania pracowników były zrozumiałe – chcieli stabilności, bezpieczeństwa i pewności, że ich praca jest doceniana. Obawy dotyczyły przede wszystkim zmian, które mogłyby wpłynąć na ich codzienną pracę i warunki zatrudnienia. W trakcie spotkania starałem się rozwiać te obawy, wyjaśniając, że moim celem jest wspólny rozwój i sukces, a nie rewolucyjne zmiany, które mogłyby zaszkodzić naszemu zespołowi.
Tak, tutaj muszę oddać duży ukłon dla Prezesa Lulewicza. Mieliśmy okazję kilka razy porozmawiać i muszę przyznać, że po ogłoszeniu mojego powołania przez Radę Nadzorczą, Paweł był jedną z pierwszych osób, które zadzwoniły do mnie z gratulacjami. W trakcie naszych rozmów omówiliśmy to, co się wydarzyło w stoczni, jakie projekty są obecnie realizowane i jakie są przyszłe plany. Paweł zaoferował mi swoje wsparcie, gdybym kiedykolwiek potrzebował jego pomocy.
To wsparcie nie wynika z mojej niekompetencji, ale z koleżeńskiej współpracy i wzajemnego szacunku. Paweł ma kilkuletnie doświadczenie na stanowisku prezesa Stoczni Wojennej, które może być dla mnie cennym źródłem informacji. Osobiście zaproponowałem Pawłowi, aby dołączył do naszego nowego zespołu, jeśli kiedykolwiek zechce. Obiecał, że przemyśli tę propozycję.
Zależy mi również na odwróceniu pewnego trendu, z którym spotkałem się w przeszłości, a który uważam za niesłuszny. W naszej branży często istnieje przekonanie, że zmiana lidera oznacza konieczność całkowitego zerwania z przeszłością. Uważam, że warto korzystać z wiedzy i doświadczenia poprzedników, ponieważ może to tylko wzmocnić naszą pozycję i przyspieszyć rozwój stoczni.
Chciałbym, aby branża stoczniowa traktowała swoich byłych liderów z takim samym szacunkiem, jak Marynarka Wojenna traktuje swoich byłych dowódców.
Chciałbym przekazać wszystkim pracownikom i całej branży stoczniowej jasny sygnał: Program MIECZNIK jest kontynuowany i będzie zrealizowany. Jeżeli ktokolwiek chce współpracować z PGZ Stocznia Wojenna lub dołączyć do naszego zespołu i jest fachowcem z branży stoczniowej, serdecznie zapraszam do kontaktu.
Dziękuję Panie Prezesie za poświęcony czas dla naszej redakcji i bardzo ciekawą rozmowę.
Rozmawiał Mariusz Dasiewicz


W drugiej części mojej opinii wchodzimy na poziom konkretu: przyglądam się hiszpańskiej ofercie S-80 oraz propozycji Hanwha Ocean – dwóm kierunkom, które nie tylko dają Polsce nowe okręty podwodne, lecz przede wszystkim budują trwałe kompetencje naszego przemysłu. To tutaj rozstrzyga się, czy Orka będzie jedynie dużym zakupem sprzętu, czy decyzją, która wprowadzi polskie stocznie i Marynarkę Wojenną RP do zupełnie nowej ligi.
W artykule
Zanim przejdę do samych ofert, chcę zaznaczyć jedną rzecz, bo obserwuję, co dzieje się na platformie X i wiem, jakie pytania potrafią wracać jak bumerang. Tak – portale takie jak mój współpracują z firmami z branży morskiej, to żadna tajemnica. Ale ten tekst, podobnie jak cały cykl o Orce, powstał wyłącznie z mojej inicjatywy. Ani Hiszpanie, ani Koreańczycy którzy wykupili u mnie reklamę nie wiedzieli, że go opublikuję, nikt nie sugerował mi żadnej treści, nikt nie konsultował ze mną żadnych „oczekiwań”.
Jedyny element, który pochodzi bezpośrednio od oferentów, to twarde dane techniczne – jak zestaw uzbrojenia przekazany mi przez stronę Koreańską. Cała reszta to moje obserwacje i moja odpowiedzialność za słowa. A skoro mówimy o decyzji, która ma zdefiniować polskie bezpieczeństwo na dekady, to właśnie tak według mnie powinno to wyglądać.
Zapraszam do lektury.
Hiszpańska propozycja ma w sobie coś, co trudno dziś znaleźć w światowych programach okrętowych: realne tempo, realną produkcję i realne okręty których budowa w zakładach stoczniowych widziałem na własne oczy. W Kartagenie budowane są równocześnie trzy jednostki S-80, a to dla kraju takiego jak Polska – który potrzebuje okrętów na już, a nie za dekadę – jest argumentem wyjątkowo mocnym. Dla mnie osobiście Hiszpania ma dziś ofertę najbliższą temu, czego brakuje nam najbardziej: przewidywalności i czasu dostawy. Dla państwa polskiego to również jedna z najatrakcyjniejszych opcji, choć – jak zawsze w programie Orka – wiele zależy od tego, czy obie strony będą chciały wejść w prawdziwe partnerstwo, a nie tylko w zakup gotowego kadłuba.
Atut Hiszpanów jest oczywisty: oni już budują to, co proponują Polsce. Program S-80 wszedł w dojrzałą fazę produkcyjną, kolejne jednostki przechodzą chrzty i próby morskie, a stocznia w Kartagenie utrzymuje pełny rytm pracy. To nie jest projekt z planszy, lecz linia montażowa, która mogłaby – jeśli obie strony by tego chciały – dostarczyć Marynarce Wojennej RP nowy okręt szybciej, niż jakakolwiek inna oferta w tym postępowaniu. Nie jest tajemnicą, że Państwo Polskie stoi dziś przed ryzykiem wieloletniej luki podwodnej Hiszpania mogłaby ją wypełnić – ale tylko wtedy, gdy Warszawa byłaby gotowa tę rozmowę naprawdę podjąć, a Madryt gotów ją domknąć. Warto przy tym pamiętać o czymś, co w tym postępowaniu zaskakująco często się przemilcza – Polska ma wojnę za swoją wschodnią granicą i rosnące zagrożenia na Bałtyku. W takich realiach liczą się nie tylko parametry okrętu, ale tempo, przewidywalność i gotowość do realnego współdziałania. A właśnie to dziś daje Hiszpania.
Czytaj więcej: Czy hiszpańskie okręty podwodne typu S-80 to dobra propozycja dla Polski?
Jest jeszcze jeden element, który – podobnie jak w przypadku koreańskiej oferty, choć może nieco słabiej – odróżnia Hiszpanów od reszty stawki: podejście do współpracy przemysłowej. Navantia od pierwszego dnia podkreśla, że Polska nie ma być klientem przy ladzie, lecz partnerem przy stole. Widać to w każdej rozmowie i każdym fragmencie prezentacji: od integracji polskich stoczni, przez szkolenia i symulatory 1:1, po gotowość przekazania kluczowych kompetencji technicznych związanych z AIP na okręcie S-83 oraz systemami walki tworzonymi wspólnie z Lockheed Martin. Co istotne, hiszpańska marynarka – podobnie jak niemiecka – przestawia swoją flotę podwodną na pociski NSM. To oferta, która daje Polsce nie tylko okręt, ale realny udział w technologii i uzbrojeniu które buduje europejskie odstraszanie. A w tym postępowaniu to rzadkość.
Trzeba jednak uczciwie powiedzieć jedno: Hiszpania też ma swoje słabości, ma trudną historię programu i potrzebuje partnera, który nie wejdzie w tę współpracę „na próbę”. To musi być decyzja odważna, symetryczna i świadoma, bo S-80 to okręt poważny, wymagający i budowany z myślą o długich patrolach daleko od wybrzeża. Ale kiedy będąc w zakładach stoczniowych Kartageny widziałem na własne oczy, jak S-81 wychodzi w morze, jak wodowany jest S-82, jak rosną sekcje S-83 i S-84 i jak w oczach ludzi Navantii widać autentyczną dumę, mam poczucie, że to oferta, która daje Polsce coś, czego nie oferują inni: wiarygodny kalendarz i gotowość do prawdziwej pracy ramię w ramię. A w programie Orka czas jest dziś walutą cenniejszą niż stal.
Koreańczycy są dla mnie przypadkiem szczególnym. Może to zabrzmi zbyt osobiście, ale dla człowieka, który w nazwie swojego portalu ma słowo „stoczniowy”, propozycja Hanwha Ocean ma w sobie tę samą autentyczność co hiszpańska oferta z Kartageny: zero pozoranctwa, za to morze konkretów. Kiedy Europejczycy pokazują slajdy, Koreańczycy pokazują harmonogramy, ludzi, procesy, linie produkcyjne i listę inwestycji gotowych do przeniesienia do Polski. Ich cała filozofia brzmi: nie chcesz kupić okrętu, tylko zdolność – i to było czuć w każdej rozmowie.
Najmocniej uderza to, czego w Europie wciąż brakuje: pełne, poważne potraktowanie polskiego przemysłu okrętowego jako partnera, a nie odbiorcy. Hanwha Ocean od pierwszego dnia powtarza to samo – okręt to dopiero początek, sednem jest przemysł, kompetencje i samodzielność floty. I tu cytat, który zapadł mi w pamięci:
Państwo kupujące okręt musi umieć utrzymać go we własnych stoczniach, bez czekania na pomoc innych państw.
Dla mnie – człowieka, który widzi, jak wygląda realna sytuacja naszych stoczni – to zdanie nie jest marketingiem. To jest strategia, której w Polsce nikt nam nigdy naprawdę nie zaoferował.
Koreańczycy wyciągnęli lekcję z własnej historii, której w Europie często się nie rozumie: uzależnienie od zagranicznych podwykonawców jest śmiertelne dla modernizacji państwa. Dlatego proponują Polsce nie tylko okręt KSS-III Batch-II, lecz cały ekosystem – wspólny ośrodek MRO, transfer technologii, miejsca pracy, szkolenia dla załóg i inżynierów, a nawet okręt pomostowy z typu KSS-I, który mógłby przywrócić Polsce zdolności podwodne szybciej, niż ktokolwiek przewidywał. To jedno z niewielu realnych rozwiązań „na teraz”, a nie na 2035 rok. I mówię to świadomie, patrząc na sytuację Marynarki Wojennej bez złudzeń.
To oferta wyjątkowa również dlatego, że Koreańczycy działają jak kraj, który sam musiał walczyć o swoje bezpieczeństwo: przewidywalne harmonogramy, rygor technologiczny i koncentracja na tym, by partner nie był od nikogo zależny. Seong-Woo Park, wiceprezes Hanwha Ocean odpowiedzialny za ofertę w programie Orka ujął to jednym zdaniem, które powinno być wydrukowane i powieszone w gabinetach wszystkich decydentów:
Raz ustalony harmonogram jest obowiązujący przez całą umowę, bez aneksów.
Koreański KSS-III Batch-II wyróżnia się tym, że jego uzbrojenie nie jest zbiorem pojedynczych efektorów, lecz kompletnym systemem prowadzenia walki podwodnej, nawodnej i lądowej. Podstawą jest ciężka torpeda K-761 Tiger Shark kalibru 533 mm, odpalana z sześciu dziobowych wyrzutni i przeznaczona do zwalczania zarówno okrętów podwodnych, jak i nawodnych. Z tych samych wyrzutni Koreańczycy integrują pociski manewrujące i przeciwokrętowe Haeseong-line SLCM, zdolne do precyzyjnego rażenia celów nawodnych oraz wybranych celów lądowych.
Do ofensywnych działań minowych służą inteligentne mobilne miny SLMM, które po wystrzeleniu z wyrzutni torpedowej samodzielnie zajmują zaprogramowaną pozycję i działają jako autonomiczne miny rejonowe. Pakiet uzupełniają dla adwersarza cele lądowe miny morskie, umożliwiające stawianie tradycyjnych zagród mionowych. Najmocniejszym elementem jest jednak konwencjonalny pocisk balistyczny Hyunmoo-4-4, odpalany z 10-komorowego modułu K-VLS, zapewniający zdolność głębokiego uderzenia na kluczowe cele lądowe.
Koreańczycy oferują więc nie tylko okręt podwodny, ale pełną paletę środków rażenia — od torped i min, po manewrujące i balistyczne pociski dalekiego zasięgu — czego w Europie nie daje dziś nikt.
Dla Polski to nie jest kolejna propozycja w katalogu Orki. To próba zaproszenia nas do zupełnie innej ligi przemysłowej – takiej, w której wreszcie nie tylko będziemy kupowali sprzęt, ale będziemy się uczyć go budować, utrzymywać i rozwijać. I dlatego – piszę to zupełnie prywatnie – koreański kierunek uważam za jeden z dwóch najbardziej autentycznych i najbliższych temu, czym powinna być polska Orka.
Jutro natomiast zapraszam na trzecią część mojej subiektywnej opinii – o ofertach, które najmocniej dzielą opinię publiczną i niosą w sobie zarówno ogromny potencjał, jak i równie poważne znaki zapytania.
Mariusz Dasiewicz