Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Projekt rządowy: rekompensaty dla armatorów za zakaz połowu dorsza

We wtorek Rada Ministrów ma zająć się projektem ustawy o pomocy dla armatorów organizujących wyprawy wędkarskie w związku z zakazem połowu dorsza w Bałtyku – wynika z porządku obrad Rady Ministrów. Projekt przewiduje rekompensaty za złomowanie bądź zmianę przeznaczenia jednostek pływających.

Kto skorzysta z ustawy

Projekt ustawy zakłada wsparcie dla armatorów jednostek pływających realizujących przewóz osób uprawiających rybołówstwo rekreacyjne na wodach Morza Bałtyckiego. Chodzi o podmioty, które przed wprowadzeniem zakazu połowu dorsza prowadziły działalność gospodarczą związaną z organizowaniem wypraw wędkarskich – głównie z portów takich jak Kołobrzeg, Darłowo, Ustka czy Władysławowo.

Z pomocy będą mogli skorzystać wyłącznie ci armatorzy, którzy dysponowali ważnym zezwoleniem na połowy organizmów morskich wydanym na rok 2019 – zgodnie z art. 5 pkt 9 lit. c ustawy z dnia 18 sierpnia 2011 r. o bezpieczeństwie morskim. W praktyce oznacza to właścicieli wyspecjalizowanych jednostek rekreacyjnych przystosowanych do morskich połowów wędkarzy, które zostały pozbawione możliwości legalnego prowadzenia działalności po wejściu w życie unijnego zakazu.

Warunki przyznania pomocy

W Ocenie Skutków Regulacji oszacowano, że program może objąć armatorów 98 jednostek pływających. Łączny budżet to 50 mln zł. Wysokość wsparcia będzie zależeć od wielkości jednostki i liczona według specjalnego wzoru – im większa jednostka, tym wyższa kwota. Maksymalne wsparcie to 1,2 mln zł.

Pomoc udzielana będzie jednorazowo, a wypłata możliwa będzie po uzyskaniu zgody Komisji Europejskiej, jednak nie później niż do 31 grudnia 2025 roku. Wartość szacunkowa jednostek przewidzianych do złomowania mieści się w przedziale od 100 do 900 tysięcy zł – podaje Sztab Kryzysowy Armatorów Rybołówstwa Rekreacyjnego.

Ile tracą porty na barku połowów dorsza ?

Zakaz połowu dorsza doprowadził do gwałtownego załamania turystyki wędkarskiej. Liczba wypraw spadła dramatycznie:

PortRejsy wędkarskie 2019Rejsy 2023SpadekŹródło
Kołobrzeg~12 000< 2 000−85%ekonomia i środowisko.pl / UZ Szczecin
Darłowo~4 500~400−91%(szacunki od armatorów)
Ustka~3 800~350−90%(dane z internetu)

W samym tylko Kołobrzegu rekreacyjne połowy w 2023 roku odpowiadały za produkcję brutto na poziomie 7,09 mln zł i 42,8 etatu – wynika z analiz portalu ekonomiaisrodowisko.pl. Gdyby zakazu nie wprowadzono, potencjał tego segmentu oceniano na nawet 34,6 mln zł rocznie.

Efekt domina na usługi towarzyszące

Załamaniu uległa także lokalna infrastruktura usługowa – pensjonaty, sklepy wędkarskie, punkty gastronomiczne i firmy obsługujące rejsy. Przedsiębiorcy z sektora MŚP sygnalizują spadek dochodów o 60–70% w porównaniu z okresem przed zakazem.

Czytaj też: Od 8 lipca nabór wniosków o pomoc dla armatorów prowadzących rekreacyjne połowy

Sezonowy napływ turystów wędkarskich był dla wielu nadmorskich gmin istotnym czynnikiem stabilizującym dochody samorządów oraz wspierającym zatrudnienie w turystyce przybrzeżnej.

Rynek pracy i migracje sezonowe

Jak informują przedstawiciele branży rekreacyjno-wędkarskiej, obecna sytuacja jest skrajnie trudna. Wysokie koszty utrzymania jednostek w porcie – obejmujące opłaty portowe, ubezpieczenia, podatki oraz wynagrodzenia pracowników – przy braku możliwości generowania dochodu, prowadzą do utraty płynności finansowej.

Z uwagi na brak alternatywnego wsparcia ze środków unijnych, część armatorów rozważa trwałe wycofanie jednostek z eksploatacji i przebranżowienie działalności – np. w kierunku obsługi sektora offshore wind. Załogi jednostek, pozbawione możliwości sezonowego zatrudnienia, podejmują pracę poza granicami kraju, głównie w portach niemieckich i duńskich.

Jednocześnie nieeksploatowane jednostki cumujące przy nabrzeżach pogarszają stan techniczny, co w dłuższej perspektywie może stanowić zagrożenie środowiskowe oraz ograniczać możliwości rozwoju portów – w tym obsługi infrastruktury dla morskich farm wiatrowych.

Wskazane wartości odnoszą się wyłącznie do jednostek prowadzących działalność rekreacyjno-wędkarską – mowa o 98 jednostkach, które posiadały zezwolenia na połowy rekreacyjne wydane w roku 2019. Należy zaznaczyć, że kutry rybackie realizujące połowy dorsza były objęte oddzielnym systemem rekompensat finansowanym z Europejskiego Funduszu Morskiego i Rybackiego (EFMR), dlatego nie zostały ujęte ani w statystykach liczby rejsów, ani w zestawieniach wpływów portowych.

Autor: Mariusz Dasiewicz

https://portalstoczniowy.pl/category/porty-logistyka/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Wybór oferenta w programie ORKA. Test prawdziwej powagi państwa – część 2

    Wybór oferenta w programie ORKA. Test prawdziwej powagi państwa – część 2

    W drugiej części mojej opinii wchodzimy na poziom konkretu: przyglądam się hiszpańskiej ofercie S-80 oraz propozycji Hanwha Ocean – dwóm kierunkom, które nie tylko dają Polsce nowe okręty podwodne, lecz przede wszystkim budują trwałe kompetencje naszego przemysłu. To tutaj rozstrzyga się, czy Orka będzie jedynie dużym zakupem sprzętu, czy decyzją, która wprowadzi polskie stocznie i Marynarkę Wojenną RP do zupełnie nowej ligi.

    Zanim przejdę do samych ofert, chcę zaznaczyć jedną rzecz, bo obserwuję, co dzieje się na platformie X i wiem, jakie pytania potrafią wracać jak bumerang. Tak – portale takie jak mój współpracują z firmami z branży morskiej, to żadna tajemnica. Ale ten tekst, podobnie jak cały cykl o Orce, powstał wyłącznie z mojej inicjatywy. Ani Hiszpanie, ani Koreańczycy którzy wykupili u mnie reklamę nie wiedzieli, że go opublikuję, nikt nie sugerował mi żadnej treści, nikt nie konsultował ze mną żadnych „oczekiwań”.

    Jedyny element, który pochodzi bezpośrednio od oferentów, to twarde dane techniczne – jak zestaw uzbrojenia przekazany mi przez stronę Koreańską. Cała reszta to moje obserwacje i moja odpowiedzialność za słowa. A skoro mówimy o decyzji, która ma zdefiniować polskie bezpieczeństwo na dekady, to właśnie tak według mnie powinno to wyglądać.

    Zapraszam do lektury.

    Hiszpański koncern stoczniowy Navantia – S-80 i kusząca oferta przemysłowa

    Hiszpańska propozycja ma w sobie coś, co trudno dziś znaleźć w światowych programach okrętowych: realne tempo, realną produkcję i realne okręty których budowa w zakładach stoczniowych widziałem na własne oczy. W Kartagenie budowane są równocześnie trzy jednostki S-80, a to dla kraju takiego jak Polska – który potrzebuje okrętów na już, a nie za dekadę – jest argumentem wyjątkowo mocnym. Dla mnie osobiście Hiszpania ma dziś ofertę najbliższą temu, czego brakuje nam najbardziej: przewidywalności i czasu dostawy. Dla państwa polskiego to również jedna z najatrakcyjniejszych opcji, choć – jak zawsze w programie Orka – wiele zależy od tego, czy obie strony będą chciały wejść w prawdziwe partnerstwo, a nie tylko w zakup gotowego kadłuba.

    Atut Hiszpanów jest oczywisty: oni już budują to, co proponują Polsce. Program S-80 wszedł w dojrzałą fazę produkcyjną, kolejne jednostki przechodzą chrzty i próby morskie, a stocznia w Kartagenie utrzymuje pełny rytm pracy. To nie jest projekt z planszy, lecz linia montażowa, która mogłaby – jeśli obie strony by tego chciały – dostarczyć Marynarce Wojennej RP nowy okręt szybciej, niż jakakolwiek inna oferta w tym postępowaniu. Nie jest tajemnicą, że Państwo Polskie stoi dziś przed ryzykiem wieloletniej luki podwodnej Hiszpania mogłaby ją wypełnić – ale tylko wtedy, gdy Warszawa byłaby gotowa tę rozmowę naprawdę podjąć, a Madryt gotów ją domknąć. Warto przy tym pamiętać o czymś, co w tym postępowaniu zaskakująco często się przemilcza – Polska ma wojnę za swoją wschodnią granicą i rosnące zagrożenia na Bałtyku. W takich realiach liczą się nie tylko parametry okrętu, ale tempo, przewidywalność i gotowość do realnego współdziałania. A właśnie to dziś daje Hiszpania.

    Czytaj więcej: Czy hiszpańskie okręty podwodne typu S-80 to dobra propozycja dla Polski?

    Jest jeszcze jeden element, który – podobnie jak w przypadku koreańskiej oferty, choć może nieco słabiej – odróżnia Hiszpanów od reszty stawki: podejście do współpracy przemysłowej. Navantia od pierwszego dnia podkreśla, że Polska nie ma być klientem przy ladzie, lecz partnerem przy stole. Widać to w każdej rozmowie i każdym fragmencie prezentacji: od integracji polskich stoczni, przez szkolenia i symulatory 1:1, po gotowość przekazania kluczowych kompetencji technicznych związanych z AIP na okręcie S-83 oraz systemami walki tworzonymi wspólnie z Lockheed Martin. Co istotne, hiszpańska marynarka – podobnie jak niemiecka – przestawia swoją flotę podwodną na pociski NSM. To oferta, która daje Polsce nie tylko okręt, ale realny udział w technologii i uzbrojeniu które buduje europejskie odstraszanie. A w tym postępowaniu to rzadkość.

    Trzeba jednak uczciwie powiedzieć jedno: Hiszpania też ma swoje słabości, ma trudną historię programu i potrzebuje partnera, który nie wejdzie w tę współpracę „na próbę”. To musi być decyzja odważna, symetryczna i świadoma, bo S-80 to okręt poważny, wymagający i budowany z myślą o długich patrolach daleko od wybrzeża. Ale kiedy będąc w zakładach stoczniowych Kartageny widziałem na własne oczy, jak S-81 wychodzi w morze, jak wodowany jest S-82, jak rosną sekcje S-83 i S-84 i jak w oczach ludzi Navantii widać autentyczną dumę, mam poczucie, że to oferta, która daje Polsce coś, czego nie oferują inni: wiarygodny kalendarz i gotowość do prawdziwej pracy ramię w ramię. A w programie Orka czas jest dziś walutą cenniejszą niż stal.

    Dlaczego propozycja Hanwha Ocean może być dla Polski przełomowa?

    Koreańczycy są dla mnie przypadkiem szczególnym. Może to zabrzmi zbyt osobiście, ale dla człowieka, który w nazwie swojego portalu ma słowo „stoczniowy”, propozycja Hanwha Ocean ma w sobie tę samą autentyczność co hiszpańska oferta z Kartageny: zero pozoranctwa, za to morze konkretów. Kiedy Europejczycy pokazują slajdy, Koreańczycy pokazują harmonogramy, ludzi, procesy, linie produkcyjne i listę inwestycji gotowych do przeniesienia do Polski. Ich cała filozofia brzmi: nie chcesz kupić okrętu, tylko zdolność – i to było czuć w każdej rozmowie.

    Najmocniej uderza to, czego w Europie wciąż brakuje: pełne, poważne potraktowanie polskiego przemysłu okrętowego jako partnera, a nie odbiorcy. Hanwha Ocean od pierwszego dnia powtarza to samo – okręt to dopiero początek, sednem jest przemysł, kompetencje i samodzielność floty. I tu cytat, który zapadł mi w pamięci: 

    Państwo kupujące okręt musi umieć utrzymać go we własnych stoczniach, bez czekania na pomoc innych państw. 

    Dla mnie – człowieka, który widzi, jak wygląda realna sytuacja naszych stoczni – to zdanie nie jest marketingiem. To jest strategia, której w Polsce nikt nam nigdy naprawdę nie zaoferował.

    Koreańczycy wyciągnęli lekcję z własnej historii, której w Europie często się nie rozumie: uzależnienie od zagranicznych podwykonawców jest śmiertelne dla modernizacji państwa. Dlatego proponują Polsce nie tylko okręt KSS-III Batch-II, lecz cały ekosystem – wspólny ośrodek MRO, transfer technologii, miejsca pracy, szkolenia dla załóg i inżynierów, a nawet okręt pomostowy z typu KSS-I, który mógłby przywrócić Polsce zdolności podwodne szybciej, niż ktokolwiek przewidywał. To jedno z niewielu realnych rozwiązań „na teraz”, a nie na 2035 rok. I mówię to świadomie, patrząc na sytuację Marynarki Wojennej bez złudzeń.

    To oferta wyjątkowa również dlatego, że Koreańczycy działają jak kraj, który sam musiał walczyć o swoje bezpieczeństwo: przewidywalne harmonogramy, rygor technologiczny i koncentracja na tym, by partner nie był od nikogo zależny. Seong-Woo Park, wiceprezes Hanwha Ocean odpowiedzialny za ofertę w programie Orka ujął to jednym zdaniem, które powinno być wydrukowane i powieszone w gabinetach wszystkich decydentów: 

    Raz ustalony harmonogram jest obowiązujący przez całą umowę, bez aneksów.

    Koreański KSS-III Batch-II wyróżnia się tym, że jego uzbrojenie nie jest zbiorem pojedynczych efektorów, lecz kompletnym systemem prowadzenia walki podwodnej, nawodnej i lądowej. Podstawą jest ciężka torpeda K-761 Tiger Shark kalibru 533 mm, odpalana z sześciu dziobowych wyrzutni i przeznaczona do zwalczania zarówno okrętów podwodnych, jak i nawodnych. Z tych samych wyrzutni Koreańczycy integrują pociski manewrujące i przeciwokrętowe Haeseong-line SLCM, zdolne do precyzyjnego rażenia celów nawodnych oraz wybranych celów lądowych.

    Do ofensywnych działań minowych służą inteligentne mobilne miny SLMM, które po wystrzeleniu z wyrzutni torpedowej samodzielnie zajmują zaprogramowaną pozycję i działają jako autonomiczne miny rejonowe. Pakiet uzupełniają dla adwersarza cele lądowe miny morskie, umożliwiające stawianie tradycyjnych zagród mionowych. Najmocniejszym elementem jest jednak konwencjonalny pocisk balistyczny Hyunmoo-4-4, odpalany z 10-komorowego modułu K-VLS, zapewniający zdolność głębokiego uderzenia na kluczowe cele lądowe.

    Koreańczycy oferują więc nie tylko okręt podwodny, ale pełną paletę środków rażenia — od torped i min, po manewrujące i balistyczne pociski dalekiego zasięgu — czego w Europie nie daje dziś nikt.

    Dla Polski to nie jest kolejna propozycja w katalogu Orki. To próba zaproszenia nas do zupełnie innej ligi przemysłowej – takiej, w której wreszcie nie tylko będziemy kupowali sprzęt, ale będziemy się uczyć go budować, utrzymywać i rozwijać. I dlatego – piszę to zupełnie prywatnie – koreański kierunek uważam za jeden z dwóch najbardziej autentycznych i najbliższych temu, czym powinna być polska Orka.

    Jutro natomiast zapraszam na trzecią część mojej subiektywnej opinii – o ofertach, które najmocniej dzielą opinię publiczną i niosą w sobie zarówno ogromny potencjał, jak i równie poważne znaki zapytania.

    Mariusz Dasiewicz