Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Zysk netto Grupy Orlen za 2021 r. wyniósł prawie 11,2 mld zł i był najwyższy w historii – podał w czwartek koncern. Grupa Orlen jest liderem transformacji energetycznej, która jest nieunikniona – napisał w liście do akcjonariuszy prezes PKN Orlen Daniel Obajtek.
Jak wynika z opublikowanych danych finansowych Grupy Orlen za 2021 r., zysk koncernu z działalności operacyjnej powiększony o amortyzację EBITDA wyniósł w tym czasie ponad 19 mld 211 mln zł, przychody ze sprzedaży osiągnęły poziom 131 mld 341 mln zł, natomiast zysk netto 11 mld 188 mln zł.
„Sprawne zarządzanie, właściwe diagnozowanie sytuacji i trafne definiowanie celów sprawiło, że dziś Grupa Orlen jest liderem zmiany. Liderem transformacji energetycznej, która jest nieunikniona” – napisał w liście do akcjonariuszy prezes PKN Orlen Daniel Obajtek. „Wiemy, jak ją przeprowadzić z korzyścią dla całej polskiej gospodarki. Konflikt w Ukrainie jasno to pokazał” – podkreślił. Według prezesa PKN Orlen, „trzeba jednak na nowo zdefiniować miks energetyczny i tak wdrożyć zmiany, by w pełni wykorzystać wszystkie płynące z nich szanse”.
Koncern podkreślił, że „Grupa Orlen w 2021 r. osiągnęła najwyższy w swojej historii zysk netto w wysokości 11,2 mld zł”, przy czym zysk operacyjny EBITDA LIFO wyniósł 14,2 mld zł, po eliminacji odpisów aktualizujących wartość majątku. „W wypracowaniu rekordowych wyników największy wkład miały obszary petrochemii, energetyki i rafinerii” – przekazał PKN Orlen.
Jak podano w informacji koncernu, przychody ze sprzedaży Grupy Orlen za 2021 r. wyniosły 131,3 mld zł „pomimo wyraźnego spadku marż paliwowych na polskim rynku”. „Koncern w 2021 r. umocnił swoją pozycję i utrzymał wskaźniki finansowe na bezpiecznym poziomie” – podkreślono.
Według PKN Orlen, „solidne fundamenty finansowe umożliwiły zwiększenie nakładów inwestycyjnych do 9,9 mld zł i kontynuację strategicznych dla bezpieczeństwa energetycznego Polski przedsięwzięć w zero i niskoemisyjne źródła energii”. „Konsekwentnie budowano także koncern multienergetyczny, do którego w tym roku dołączy Grupa Lotos i PGNiG” – zaznaczył koncern.
Prezes PKN Orlen zwrócił uwagę, że zysk netto Grupy Orlen na poziomie prawie 11,2 mld zł został wypracowany w trudnym roku. „To historyczny, rekordowy wynik, którego nie osiągnęła wcześniej żadna polska spółka” – podkreślił.
„To też potwierdzenie, że mieliśmy rację budując silny koncern multienergetyczny i stawiając mocny nacisk na energetykę oraz petrochemię, czyli perspektywiczne segmenty, których nie posiadają inne spółki. To nasza przewaga” – oświadczył Obajtek, cytowany w komunikacie koncernu.
Jak ocenił, stabilność finansowa pozwala Grupie Orlen „systematycznie zwiększać nakłady na inwestycje”. Przypomniał, że w 2021 r. na realizację strategicznych projektów przeznaczono tam niemal 10 mld zł.
„Nasze inwestycje generują nowe miejsca pracy wpływając na koniunkturę gospodarczą. W tym roku jeszcze mocniej koncentrujemy się na rozwoju energetyki, przede wszystkim odnawialnych źródeł energii oraz zeroemisyjnej technologii jądrowej, ponieważ to gwarantuje długoterminowe bezpieczeństwo i niezależność energetyczną Polski” – powiedział Obajtek.
Podsumowując najważniejsze wydarzenia w Grupie Orlen w 2021 r., koncern zwrócił uwagę, że w tym czasie konsekwentnie dywersyfikowała ona działalność, umacniając swoją pozycję i utrzymując wskaźniki finansowe na bezpiecznym poziomie. „Koncern wygenerował przepływy z działalności operacyjnej w wysokości 13,3 mld zł, utrzymując ratingi inwestycyjne: BBB- perspektywa pozytywna przyznany przez Agencję Fitch Ratings oraz Baa2 perspektywa pozytywna przyznany przez Agencję Moody’s” – zaznaczono.
Wskazano przy tym, że poziom zadłużenia netto Grupy Orlen zmniejszył się o blisko 1 mld zł i wyniósł na koniec roku 12,3 mld zł, wyemitowane zostały obligacje korporacyjne o łącznej wartości 1 mld zł, a także zielone euroobligacje o wartości 500 mln euro, z których środki będą przeznaczone na finansowanie inwestycji w odnawialne źródła energii.
„Była to pierwsza w historii koncernu oraz Polski benchmarkowa emisja zielonych euroobligacji, która spotkała się z ogromnym zainteresowaniem inwestorów. Złożono aż 234 zapisy na łączną kwotę blisko 3 mld euro, co oznacza, że popyt na zielone obligacje PKN Orlen aż sześciokrotnie przewyższył wielkość zakładanej emisji” – podkreślono w informacji.
PKN Orlen odniósł się również do wypłaty dywidendy, która wyniosła 3,5 zł na akcję za 2020 r. „Ten poziom dywidendy zarząd PKN Orlen zarekomendował także za 2021 r.” – dodał koncern.
PKN Orlen podkreślił, iż w 2021 r. kontynuowano tam „realizację strategii tworzenia koncernu multienergetycznego”. „Jego powstanie ma fundamentalne znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski, zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej” – ocenił koncern.
Przypomniano, że „w efekcie podejmowanych działań PKN Orlen na początku 2022 r. wybrał czterech partnerów do realizacji środków zaradczych, wynegocjowanych z Komisją Europejską w związku z procesem przejęcia Grupy Lotos”. Jednym z nich jest Saudi Aramco, z którym koncern „będzie rozwijał współpracę w obszarze petrochemii, a także rafinerii, uniezależniając się w ten sposób od dostaw ropy naftowej z kierunku wschodniego”.
Wśród najważniejszych wydarzeń w Grupie Orlen w 2021 r. koncern wymienił też m.in. wniosek do UOKiK o zgodę na przejęcie PGNiG – pozytywna decyzja w tej sprawie wydana została w marcu tego roku, podpisanie umowy o współpracy z Northland Power, kanadyjskim partnerem do budowy farmy wiatrowej na Bałtyku – ma ona zostać oddana do użytku w 2026 r. oraz zaangażowanie się w rozwój technologii jądrowej MMR i SMR poprzez zawarcie porozumienia o współpracy z firmą Synthos Green Energy.
Źródło: PAP


Decyzja o wyborze Szwecji jako partnera programu Orka została przedstawiona przez ministra Władysława Kosiniaka-Kamysza jako „najważniejszy krok dla bezpieczeństwa państwa polskiego od lat”.
W artykule
W wypowiedzi ministra padają słowa o „nowej architekturze bezpieczeństwa”, „najdalej idących deklaracjach offsetowych” oraz „obiektywnej analizie”. Jednak dokładne przesłuchanie wypowiedzi ministra Kosiniaka-Kamysza prowadzi do kilku zasadniczych wniosków, które wymagają chłodnej, branżowej analizy.
Minister podkreśla, że w procesie analizy przejrzano 3000 stron dokumentów i sześć ofert państwowych. Wskazuje przy tym, że propozycja szwedzka „spełniła wszystkie oczekiwania Marynarki Wojennej”. W całej wypowiedzi nie pojawia się jednak ani jedno zdanie, które potwierdzałoby, że oferowany Polsce okręt znajduje się już w eksploatacji i jest używany przez jakąkolwiek marynarkę wojenną. Z przemówienia wynika raczej coś przeciwnego – dopiero mają rozpocząć się prace, natomiast od faktycznego wejścia jednostek do służby dzieli nas bliżej nieokreślone „kilka lat”.
Sytuacji nie poprawia fakt, że sami Szwedzi kilkukrotnie przesuwali terminy dostaw okrętów dla własnej marynarki wojennej. Obecnie mowa już o początku lat 30. Trudno w takiej sytuacji mówić o w pełni wiarygodnym partnerze, który ma istotne problemy z dotrzymaniem harmonogramu nawet w programach realizowanych na rzecz własnej floty.
W realiach współczesnych programów okrętowych oznacza to wybór konstrukcji, której morskie dojrzewanie przypadnie dopiero na drugą połowę lat 30. To czas, w którym sytuacja bezpieczeństwa na Bałtyku już dziś wymaga kompletnych, działających zdolności zwalczania okrętów podwodnych, nie zaś planów i obietnic na przyszłość. Z tego powodu środowisko morskie od lat powtarza jeden, prosty postulat: Polska powinna kupić okręty podwodne sprawdzone w służbie, nie konstrukcje, które istnieją głównie w dokumentacji i dopiero mają powstać.
Minister wskazuje na okręt podwodny typu Gotland, która ma trafić do polskiej służby w 2027 roku jako okręt szkoleniowy. W przekazie rządowym przedstawia się ów okręt jako rozwiązanie przejściowe, mające wypełnić lukę między podpisaniem umowy a dostawą nowych okrętów podwodnych. Nie zmienia to jednak zasadniczej kwestii: okręt szkoleniowy nie zastąpi pełnowartościowych zdolności bojowych marynarki wojennej.
Nawet jeżeli szwedzki okręt wejdzie do linii w zapowiadanym terminie, docelowe jednostki bojowe pojawią się dopiero po wielu latach. W praktyce oznacza to, że nasza Marynarka Wojenna przez znaczną część tej dekady oraz początek następnej pozostanie bez kompletnego, nowoczesnego komponentu podwodnego. Tymczasem to właśnie pilne zamknięcie tej luki było koronnym argumentem zwolenników zakupu okrętów, które już pływają w barwach innych flot.
Słowa ministra, że „marynarze nie mogą czekać ani chwili dłużej”, pozostają w wyraźnym napięciu z przedstawionym przez niego harmonogramem. Zapowiedziany gap filler poprawi sytuację szkoleniową, nie rozwiąże jednak zasadniczego problemu braku pełnowartościowych zdolności bojowych pod wodą.
W wypowiedzi ministra wielokrotnie pojawia się zapewnienie, że czas dostawy był jednym z kluczowych kryteriów oceny ofert. Mimo tego w całym nagraniu nie pada ani jedna twarda data dotycząca budowy nowych okrętów podwodnych. Nie wiadomo, kiedy powstanie pierwsza jednostka ani w którym roku mogłaby zostać przekazana do służby w Marynarce Wojennej RP. Minister ogranicza się do stwierdzenia, że „minie kilka lat”, co nie daje żadnego punktu odniesienia.
Brak jest również informacji o ryzykach związanych z procesem budowy. W programach tej skali przesunięcia harmonogramu są zjawiskiem niemal pewnym, dlatego ich pominięcie w komunikacie budzi uzasadnione wątpliwości. Nie przedstawiono też porównania terminów oferowanych przez pozostałych uczestników postępowania. Trudno więc mówić o przewadze czasowej rozwiązania szwedzkiego, skoro nie podano żadnych danych pozwalających tę przewagę zweryfikować.
W marynarce wojennej przewidywalność jest równie istotna jak parametry techniczne jednostki. Harmonogram dostaw decyduje o realnej zdolności operacyjnej floty, dlatego brak konkretnych terminów w tak fundamentalnym programie jak Orka pozostaje jednym z najbardziej problematycznych elementów ogłoszonej decyzji.
W wystąpieniu ministra pojawia się szeroka lista korzyści, jakie miałaby przynieść współpraca ze Szwecją. Mowa o potencjalnym zakupie okrętu ratowniczego budowanego w Polsce, o inwestycjach w krajowy przemysł okrętowy, o transferze technologii oraz o prowadzeniu serwisu i napraw w polskich stoczniach. Te zapowiedzi brzmią obiecująco, jednak na obecnym etapie mają one charakter wyłącznie deklaracyjny.
Minister posługuje się sformułowaniami typu „deklarują”, „zobowiązują się”, „będą inwestować”. W języku programów zbrojeniowych takie zwroty nie mają mocy sprawczej. Realny offset i trwałe korzyści gospodarcze wynikają dopiero z precyzyjnie zapisanych umów, obejmujących harmonogramy, zakres prac, prawa własności intelektualnej oraz odpowiedzialność wykonawcy. W programach okrętowych stosuje się twarde mechanizmy rozliczeniowe, które pozwalają państwu egzekwować zobowiązania partnera. W ogłoszeniu rządu takich elementów jeszcze nie ma.
Do czasu przedstawienia finalnych dokumentów nie sposób ocenić, czy zapowiedzi przełożą się na wymierne, policzalne korzyści dla polskiego przemysłu okrętowego. Dopiero umowa pokaże, czy te deklaracje mają wartość operacyjną, czy pozostaną jedynie elementem narracji towarzyszącej ogłoszeniu wyboru oferty.
Minister wskazuje, że swoje oferty przedstawiły m.in. Niemcy, Norwegia, Korea Południowa, Hiszpania, Francja oraz Włochy. Część z tych państw dysponuje okrętami, które są już używane przez ich marynarki wojenne, sprawdzone w eksploatacji gdzie posiadają rozbudowane zaplecze logistyczne oraz szkoleniowe. Proponowane jednostki mają znane koszty użytkowania, jasno określony cykl modernizacyjny i funkcjonują w strukturach państw NATO lub są bliskimi partnerami tego Sojuszu.
Mimo to rząd zdecydował się na konstrukcję, która nie znajduje się jeszcze w służbie żadnej marynarki wojennej. W praktyce oznacza to wybór rozwiązania, które nie zostało dotąd sprawdzone w realnych warunkach eksploatacji, więc jego faktyczną wartość bojową będzie można ocenić dopiero po latach.
W marynarce wojennej obowiązuje prosta zasada: okręt musi najpierw pływać i zostać sprawdzony w działaniach, dopiero potem można mówić o jego przewagach czy wiarygodności operacyjnej. W ogłoszonej decyzji zabrakło wyjaśnienia, dlaczego pominięto propozycje spełniające ten podstawowy warunek.
Minister Kosiniak-Kamysz przedstawia decyzję jako „historyczną” i „przełomową”, lecz jego własna wypowiedź ujawnia kluczowy problem: Polska wybrała ofertę, której podstawą jest konstrukcja niezweryfikowana w eksploatacji, z odległym terminem dostaw i offsetem opartym na deklaracjach.
W praktyce oznacza to, że zamiast natychmiast odbudować zdolności podwodne Marynarki Wojennej RP, Polska wchodzi w kilkuletni okres oczekiwania – z nadzieją, że projekt, który dziś jest audycją polityczną, stanie się realną zdolnością operacyjną.
Tymczasem doświadczeni marynarze od lat zwracają uwagę, że powinniśmy kupić okręt znajdujący się już w służbie. To jedyny realny sprawdzian wartości jednostki podwodnej.
Czy przy takim wyborze naprawdę nie mamy prawa zadać sobie pytania, które od kilku dni pojawia się w rozmowach wielu osób? Czy szwedzki A26 okaże się kolejnym Gawronem — projektem obiecującym, kosztownym, a w praktyce wielokrotnie przesuwanym i przez lata niebędącym w służbie?
To pytanie nie wynika z emocji. To chłodna refleksja nad decyzją, która przesądza o przyszłości polskich zdolności podwodnych na całe dekady. Powtórzę to po raz kolejny — w sytuacji, w której wybrano okręt, który nie znajduje się jeszcze w służbie żadnej marynarki wojennej, a partner odpowiedzialny za jego budowę sam od lat zmaga się z opóźnieniami — postawienie takiego pytania jest nie tylko dopuszczalne. Jest konieczne.
Autor: Mariusz Dasiewicz