Newsletter Subscribe
Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Okręty Federacji Rosyjskiej zmierzają w kierunku Cieśnin Duńskich, aby opuścić Morze Bałtyckie – oświadczyło w poniedziałek szwedzkie wojsko. Armia Szwecji w weekend wzmocniła swoją obecność na strategicznej wyspie Gotlandia.
Według rzeczniczki szwedzkiego wojska Therese Fagerstedt w poniedziałek o godz. 11 sześć rosyjskich okrętów desantowych znajdowało się na Morzu Bałtyckim na wysokości Trelleborga, portu na południu Szwecji.
Jak podkreślił na antenie Szwedzkiego Radia dowódca operacyjny sił zbrojnych Szwecji Michael Claesson, okręty „wyruszyły w kierunku zachodnim oraz północno-zachodnim”. „Są w drodze do opuszczenia Morza Bałtyckiego” – zaznaczył.
Według szwedzkiego wojska rosyjskie jednostki mogą przewozić żołnierzy, pojazdy wojskowe obraz broń.
Siły zbrojne Szwecji od piątku przez weekend kilkoma transportami wzmocniły swoją obecność na strategicznie położonej na Bałtyku wyspie Gotlandii. W sobotę przez cieśninę Sund wpłynął holenderski okręt wojenny HNLMS Rotterdam. W poniedziałek jednostka patrolowała obszar znajdujący się na południe od duńskiej wyspy Bornholm.
W ostatnich dniach na międzynarodowych wodach Bałtyku zaobserwowano aż sześć rosyjskich okrętów wojennych. Zazwyczaj w tym akwenie przemieszcza się jedna lub dwie jednostki.
Autor: Daniel Zyśk/PAP


Polska stoi u progu decyzji, która na dekady określi nie tylko kształt Marynarki Wojennej RP, lecz także strategiczne bezpieczeństwo państwa i realne zdolności odstraszania na Bałtyku. Przed rządem leży wybór oferenta, którego rekomendację przedłożył zespół prowadzący program ORKA – decyzja trudna, kosztowna i niezwykle wrażliwa. To moment, który wymaga chłodnej analizy, wolnej od sporów politycznych, emocjonalnych narracji i branżowych mitów.
W artykule
Dlatego zdecydowałem się na chłodny, pozbawiony emocji przegląd tego, co faktycznie znajduje się na stole. Bez sloganów, bez marketingowych prezentacji, lecz realnych propozycji wszystkich koncernów, które – niezależnie od różnic – łączy jedno: każdy z nich potrafi budować okręty podwodne, każdy ma udokumentowane kompetencje i każdy przyjechał do Polski z ofertą opartą na własnych, działających programach.
Nie będę tu omawiał „opcji”, lecz konkretne okręty, które realnie mogą zostać zbudowane dla Marynarki Wojennej RP. Dlatego ta opinia – jej trzy części – ma znaczenie. Bo nasz rząd w najbliższych dniach wybierze nie wizję ani marzenia, lecz to, co faktycznie może przełożyć się na bezpieczeństwo naszego państwa.
Zacznijmy od naszego najbliższego sąsiada, którego oferta właściwie nie wymaga reklamy – jej jakość potwierdza sama obecność niemieckich okrętów podwodnych w marynarkach na całym świecie. Jednym z najważniejszych elementów niemieckiej oferty, który w Polsce wciąż bywa niedoceniany, jest kwestia uzbrojenia.
TKMS wprost wskazuje, że nowa generacja 212CD została projektowana z myślą o integracji z pociskami NSM oraz rozwijaną wersją podwodną NSM-SL. Dla naszego państwa – które już dziś eksploatuje NSM w Morskiej Jednostce Rakietowej, a prowadzi ich serwis na poziomie zakładowym w Zielonce – to argument o ogromnej wadze. Oznaczałoby to wejście w system uzbrojenia, który buduje europejskie odstraszanie i tworzy realny „sojusz użytkowników” obejmujący takie floty, jak norweska, niemiecka, hiszpańska czy amerykańska.
Wariant NSM-SL, przeznaczony do odpalania z wyrzutni 533 mm, przestaje być koncepcją z katalogów. To technologia rozwijana konsekwentnie na bazie rodziny NSM/JSM – z pełną synergią konstrukcyjną, pasywną głowicą IIR i profilem lotu utrudniającym wykrycie. Harmonogram wdrożenia NSM-SL naturalnie wpisuje się w kalendarz 212CD: testy platform od 2027 roku, pierwsze dostawy seryjne od 2029. W praktyce oznacza to, że jeśli Polska wejdzie w program z TKMS, pierwsza Orka może wyjść w morze z efektorem, którego rosyjska obrona nie będzie w stanie łatwo zlokalizować ani zneutralizować.
Czytaj więcej: TKMS: chcemy, by Polska dołączyła do podwodnej potęgi Europy
Warto przypomnieć, że TKMS prowadzi dziś równolegle dwa duże programy okrętów podwodnych: niemiecko-norweski 212CD oraz singapurski 218SG. W ramach tego drugiego dwa okręty – RSS Invincible i RSS Impeccable – zostały już formalnie wcielone do służby dla marynarki wojennej Singapuru, natomiast kolejne dwie jednostki, przyszłe RSS Illustrious i RSS Inimitable, są nadal budowane w Kilonii. To pokazuje, że TKMS pracuje w rytmie prawdziwie seryjnej produkcji i utrzymuje zdolności przemysłowe na poziomie, który daje Polsce realną pewność dostaw.
Dlatego oceniając niemiecką ofertę, nie patrzymy na symbole ani emocje, lecz na to, co faktycznie działa: seryjną produkcję, sprawdzonych użytkowników i gotowość operacyjną, która nie budzi wątpliwości. 212CD z perspektywą integracji NSM-SL to wejście w system, który realnie wzmacnia europejskie odstraszanie, a nie tworzy kolejnych lat oczekiwania.
Dla Polski to sygnał bardzo jasny: wybór TKMS i wejście w program 212CD oznacza, że nowa Orka nie będzie tylko platformą, lecz nośnikiem najskuteczniejszego dziś europejskiego efektora przeciwokrętowego i precyzyjnego pocisku do uderzeń lądowych. W środowisku Bałtyku – to przewaga, której nie da się przecenić.
Francuska oferta ma swoją wagę, tradycję i markę, jednak kiedy zestawiam ją z realiami, w których Polska przez najbliższe lata nie będzie miała żadnego okrętu podwodnego w swojej flocie, zaczynam zadawać sobie pytanie: czy Paryż rzeczywiście daje nam to, czego dziś najbardziej potrzebujemy? Naval Group proponuje Scorpène Evolved – jednostkę rozwijaną i przeznaczoną na eksport, lecz nieużywaną przez Marine nationale. To samo w sobie nie przekreśla projektu, ale oznacza, że Polska musiałaby oprzeć się na okręcie który nigdzie nie pływa. I tutaj właśnie pojawia się mój osobisty niepokój.
Przez lata, w których Marynarka Wojenna RP pozostanie bez własnych okrętów podwodnych, rozwiązanie pomostowe staje się kluczowe. Niemcy mówią o jednostkach typu Ula, Szwedzi o A26 w konfiguracji szkoleniowej, Koreańczycy sygnalizują elastyczność. Tymczasem – i mówię to z pełną odpowiedzialnością – francuska oferta nie daje wprost żadnego okrętu pomostowego. Tu oddam głos Antoniemu Walkowskiemu, który opisał to z precyzją, z jaką niewielu w Polsce potrafi:
Odnoszę wrażenie, że francuska propozycja nie wiąże się z dostawą lub wypożyczeniem Marynarce Wojennej RP pomostowego okrętu podwodnego. Prędzej spodziewam się polskich marynarzy na pokładzie francuskich okrętów typu Suffren niż leasingu Scorpène z egzotycznego kierunku.
Czytaj też: Naval Group i PGZ z umową o współpracy przemysłowej na MSPO
Trudno nie zgodzić się z jego obserwacją. Antoni napisał o tym jasno i wprost — i trudno przejść obok tego obojętnie. Naval Group mówi dużo o szkoleniach, logistyce i współpracy przemysłowej, natomiast kwestia okrętu pomostowego pozostaje w ich przekazie niejednoznaczna. Dla mnie – człowieka, który przez trzy dekady patrzył, jak Orka przesuwa się w czasie niczym fatamorgana – taka niejasność jest poważnym problemem. Zwłaszcza że cytując dalej Antoniego:
Decyzję o zaoferowaniu Polsce Scorpène Evolved, a nie zmodyfikowanych jednostek projektu Blacksword Barracuda, uważam za niewłaściwą.
I trudno nie przyznać mu racji, bo potencjał modernizacyjny Scorpène faktycznie jest na wyczerpaniu, podczas gdy okręty podwodne z napędem diesel-elektryczny dopiero zaczynają swoją drogę rozwojową.
Dlatego, z całym szacunkiem dla francuskiej myśli technologicznej muszę napisać to wprost: w sytuacji, w której Polska za chwilę może zostać krajem bez ani jednego okrętu podwodnego, oferta Naval Group jest trudna do uzasadnienia w obecnych realiach. Nie kwestionuję jakości ich sonarów, torped, systemów walki ani kompetencji inżynierów – kwestionuję brak odpowiedzi na najważniejsze pytanie: co Marynarka Wojenna RP ma robić przez lata, zanim pierwszy Scorpène Evolved w ogóle pojawi się na horyzoncie? to nie jest zarzut, lecz refleksja człowieka, który widział już, jak pewne ambitne programy rozmijały się z rzeczywistością. A Bałtyk – wbrew pobożnym życzeniom niektórych polityków – czekać nie będzie.
Jutro zapraszam na drugą część tej opinii — poświęconą temu, co w programie ORKA naprawdę ma znaczenie: jakie korzyści może zyskać Polska, jakie ryzyka musi uwzględnić i jakie decyzje będą miały realny wpływ na nasze bezpieczeństwo przez kolejne dekady. Do jutra.
Mariusz Dasiewicz