Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Stany Zjednoczone stawiają na Offshore Wind

Walka ze zmianami klimatu stała się jednym z priorytetów administracji Joe Bidena, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Bardzo ambitny plan nowego prezydenta zakłada przeznaczenie miliardów dolarów na m.in. rozwój energii słonecznej i morskiej energetyki wiatrowej. Amerykanie planują zwiększyć moc generowaną z offshore wind z obecnych 42 MW do aż 30 GW już w 2030 roku, a w perspektywie 2050 roku nawet do 115 GW.

W trakcie amerykańskiej kampanii prezydenckiej w 2020 roku kwestia transformacji energetycznej była jednym z głównych postulatów Joe Bidena, który wielokrotnie podkreślał, iż bierność w kontekście ograniczania emisji dwutlenku węgla może mieć katastrofalne skutki w długoterminowej perspektywie. Po objęciu prezydentury Biden ogłosił niezwykle ambitny plan transformacji energetycznej Stanów Zjednoczonych – kraju, którego gospodarka energetyczna oparta jest w znaczącym stopniu na paliwach kopalnych (ropa naftowa, gaz ziemny oraz węgiel stanowią około 80 proc. miksu energetycznego). 

Jedną z pierwszych formalnych decyzji Bidena był powrót Stanów Zjednoczonych do Porozumienia Paryskiego – co wiązało się koniecznością wyznaczenia krajowych celów redukcyjnych. Warto podkreślić, że na przestrzeni ostatnich lat USA znacząco ograniczyło emisję dwutlenku węgla (o około 30 proc. w okresie 2005-2020, co wynikało między innymi ze stopniowego odchodzenia od węgla). Nowy cel wyznaczony przez amerykańską administrację obejmuje m.in. uzyskiwanie 100 proc. energii elektrycznej z „czystych” źródeł do 2035 roku, przede wszystkim z elektrowni atomowych, ale także z paneli słonecznych oraz wiatraków. Biorąc pod uwagę pozycję lobby naftowego w Stanach Zjednoczonych oraz znaczenie tego sektora dla krajowej gospodarki i rynku pracy można mieć wątpliwości co do pełnej realizacji „planu Bidena”. Można zaobserwować jednak szereg sygnałów wskazujących na jego częściowe powodzenie – m.in. w zakresie rozwoju morskiej energetyki wiatrowej.

Schyłek naftowego lobbingu?

Obecnie w Stanach Zjednoczonych operują jedynie dwie morskie farmy wiatrowe– Block Island (operacyjna od 2016 roku, generuje 30 MW) oraz Coastal Virginia (operacyjna od 2020 roku, generuje 12 MW). Morska energetyka wiatrowa była więc praktycznie nieobecna w Stanach Zjednoczonych. Dopiero w 2012 roku wprowadzono szereg zmian legislacyjnych mających na celu przyspieszenie realizacji takich projektów.

Liczne komplikacje o charakterze prawnym, brak wsparcia finansowego z poziomu federalnego (oraz wspomniana wcześniej niezwykle silna pozycja lobby naftowego), a także niedostateczny poziom infrastruktury portowej oraz niezbędnej floty instalacyjnej czy serwisowej przez wiele lat uniemożliwiał inwestorom realizację jakichkolwiek projektów offshore wind, pomimo bardzo dużego potencjału naturalnego wód terytorialnych Stanów Zjednoczonych. Szacuje się, że całkowity potencjał morskich farm wiatrowych w USA (mowa tu o Wschodnim Wybrzeżu, Zatoce Meksykańskiej, Zachodnim Wybrzeżu, a także akweny Wielkich Jezior) przekracza 2000 GW. 

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/postawili-na-offshore-i-ryzyko-praktycy-ucza-jak-zarzadzac-projektami-przyszlosci/

Kolejne decyzje amerykańskiej administracji (m.in. uchwalenie przez Kongres 30 proc. ulgi podatkowej dla inwestorów w grudniu 2020 roku) stworzyły optymalne warunki rozwoju dla tej branży w perspektywie najbliższych lat.

Amerykańskie Bureau of Ocean Energy Management, które wyznacza i dzierżawi federalne obszary morskie pod kątem produkcji energii, w ostatnich dwóch latach znacząco zintensyfikowało działania w ramach udostępniania obszarów morskich oraz zatwierdzania planów dotyczących budów i eksploatacji farm. Obecnym priorytetem są tereny położne na Atlantyku, gdzie zatwierdzono kilkanaście projektów. Wynika to przede wszystkim ze stosunkowo niewielkiej głębokości oceanu wzdłuż wschodniego wybrzeża.

Wyróżnić można między innymi projekty Ocean Wind (1,1 GW) Bay State Wind (800 MW), Sunrise Wind (880 MW) i Vineyard Wind (804 MW). W amerykański offshore inwestują zarówno europejskie firmy, jak i amerykańscy deweloperzy (m.in. Dominion Energy oraz Avangrid). Część z powyższych projektów ma być zrealizowana już w najbliższym roku.

Miliardowe inwestycje

Biorąc pod uwagę fakt, iż morska energetyka wiatrowa w USA była zaniedbywana przez wiele lat, wyznaczony cel 30 GW mocy do 2030 roku wydaje się być bardzo ambitny. Szacuje się, że osiągnięcie tego celu będzie wymagać 12 mld dolarów inwestycji rocznie. Koszty te mają ponieść inwestorzy, jednakże Departament Energii zgłosił gotowość pożyczenia zainteresowanym firmom z branży 3 mld dolarów na preferencyjnych warunkach. 

Poszczególne stany planują także przeznaczyć co najmniej kilkaset milionów dolarów na dostosowanie infrastruktury portowej, a także optymalne dostosowanie lokalnego łańcucha dostaw. Mowa tu nie tylko o portach, ale także podwykonawcach, w tym też o hutach stali. 

Według wstępnych analiz realizacja oraz późniejsza obsługa zatwierdzonych już projektów wygeneruje kilkadziesiąt tysięcy nowych miejsc pracy. Amerykanie mają także nadzieję na maksymalizację udziału local contentu przy tych projektach. 

Przyszłość amerykańskiego offshore wind

Wielu amerykańskich ekspertów spekuluje, że rozkwit w morskiej energetyce wiatrowej może być nawet większy niż się oczekuje. Biorąc pod uwagę olbrzymi potencjał geograficzny, jaki posiadają Stany Zjednoczone można się spodziewać, że kraj ten stanie się globalnym potentatem w zakresie offshore wind w perspektywie najbliższych lat.

W przypadku projektów na zachodnim wybrzeżu, biorąc pod uwagę stosunkowo dużą głębokość Oceanu Spokojnego w tym rejonie, konieczna będzie prawdopodobnie instalacja pływających farm wiatrowych. Rząd federalny przeznaczył w ostatnich latach około 100 mln dolarów w celu rozwijania technologii w tym zakresie.

Czytaj też: https://portalstoczniowy.pl/przyszlosc-kanadyjskiej-energetyki-globalny-lider-oze/

W połowie ubiegłego roku Biały Dom zatwierdził plany współpracy ze stanem Kalifornia w zakresie budowy pierwszej morskiej farmy wiatrowej o mocy 3 GW. Kalifornia od kilka lat zabiegała o możliwość rozwijania offshore wind, co wpisuje się w lokalny plan odchodzenia od paliw kopalnych. Kalifornijski plan zakłada, że do 2030 roku 60 proc. energii elektrycznej będzie wytwarzane przez OZE, w 2045 roku ma to być już 100 proc.

Objęcie władzy przez administrację Joe Bidena jest więc niezwykle istotnym krokiem dla rozwoju offshore wind w Stanach Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę niezwykle silne lobby naftowe, rząd federalny uzasadnia decyzje rozwijania morskiej energetyki wiatrowej nie tylko korzyściami środowiskowymi, ale także potężnym impulsem dla krajowego rynku pracy oraz amerykańskich przedsiębiorców.  Stawianie na morską energetykę wiatrową oznaczać ma także stawianie na krajowy łańcuch dostaw. W tym momencie jednak krajowa infrastruktura i łańcuch dostaw nie wydaje się być optymalnie przygotowany do realizacji tak wielu projektów w najbliższym czasie. 

KOMENTARZ EKSPERTA:

Rafał Żendarski, Starszy Kierownik ds. logistyki portowo-morskiej morskich farm wiatrowych w PGE Baltica:

Śledząc rozwój morskiej energetyki wiatrowej na wodach Stanów Zjednoczonych, mam pewne obawy, czy założony cel osiągnięcia 30 GW do końca 2030 roku zostanie osiągnięty. Pomimo starań samego rządu – dofinansowania i usprawnienia procesu legislacyjnego, „wąskim gardłem” według mnie pozostaje sama infrastruktura w postaci portów instalacyjnych i floty statków. Mimo zaawansowanego rozwoju amerykańskich portów handlowych, wciąż są one niedostatecznie przystosowane do składowania i instalacji elementów morskich turbin wiatrowych. Dlatego też myśli się o ich przystosowaniu, aby umożliwiały realizację wszystkich etapów instalacyjnych w jednym miejscu albo umożliwiały realizację tylko poszczególnych, mniejszych etapów (np. tylko instalacja kabli i stali drugorzędnej). Pod uwagę bierze się także nawet budowę specjalnie przystosowanych portów tylko do obsługi floty instalacyjnej dla morskich farm wiatrowych (np. w New Jersey). Zakłada się, że przynajmniej 5 portów musi być dostosowanych do rozwoju pierwszych 10 GW mocy, tylko na wodach Oceanu Atlantyckiego.

Innym ograniczeniem jest spełnienie warunków tzw.  Ustawy Jones Act, która reguluje warunki żeglugi statków na wodach amerykańskich pomiędzy portami USA i zasady na jakich ta żegluga może się odbywać. 

Biorąc pod uwagę dostępność statków instalacyjnych w USA, uwarunkowania związane z Ustawą Jones Act i dotychczasowe zamówienia tego typu statków, będzie bardzo trudno osiągnąć założone cele 30 GW do końca 2030 roku.

Dodatkowo, opóźnienie w rozwoju sektora morskiej energetyki wiatrowej spowodowała też pandemia. Wpłynęła na projekty, które były w fazie tzw. predevelopmentu, opóźniając wtedy trwające długotrwałe procesy licencyjne i badań środowiskowych.

Autor: Jan Siemiński 

Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Powrót brytyjskiej grupy lotniskowcowej HMS Prince of Wales

    Po ośmiu miesiącach aktywności na trzech oceanach brytyjska grupa lotniskowcowa z HMS Prince of Wales powróciła 30 listopada do Portsmouth. Tym wejściem Royal Navy zamknęła operację Highmast — największe rozmieszczenie sił morskich w bieżącym roku.

    Symboliczny finał operacji Highmast

    Rankiem, w końcówce listopada, okręty brytyjskiej grupy lotniskowcowej zaczęły wchodzić do Portsmouth. Lotniskowiec HMS Prince of Wales prowadził szyk powrotny, zamykając tym samym globalną kampanię, w ramach której zespół pokonał ponad 40 tys. mil morskich — dystans odpowiadający półtorakrotnemu okrążeniu Ziemi.

    Powitanie miało wymiar uroczysty, zgodny z tradycją Royal Navy: jednostki portowe wykonały salut wodny, zaś załogi eskort i pomocniczych okrętów stanęły wzdłuż burt. Po wielu miesiącach nieobecności marynarze i lotnicy wrócili do rodzin, kończąc etap najbardziej kompleksowej operacji tej części floty od kilku lat.

    Osiem miesięcy globalnej obecnści

    Operacja Highmast rozpoczęła się wiosną, kiedy z Portsmouth i Bergen wyszły pierwsze okręty tworzące grupę zadaniową. Jej głównym celem było potwierdzenie zdolności Royal Navy do prowadzenia wielodomenowych działań dalekomorskich oraz utrzymania spójnej współpracy z sojuszniczymi okrętami.

    W trakcie misji grupa operowała kolejno na Morzu Śródziemnym, w obszarze Kanału Sueskiego, na Oceanie Indyjskim oraz w zachodniej części Indo-Pacyfiku. W tym czasie przeprowadzono szereg ćwiczeń, w tym z marynarkami Włoch, Japonii, Australii, Kanady i Norwegii.

    Dowódca zespołu, komandor James Blackmore, określił operację jako „najszerszy sprawdzian brytyjskiej projekcji siły od lat”, podkreślając jednocześnie wzrost interoperacyjności i zdolności bojowej grupy.

    Skład i możliwości zespołu HMS Prince of Wales

    Trzon Carrier Strike Group stanowił lotniskowiec HMS Prince of Wales, na którego pokładzie operowało skrzydło lotnicze złożone z samolotów F-35B oraz śmigłowców ZOP i maszyn rozpoznawczych. Uzupełnienie stanowiły niszczyciel rakietowy HMS Dauntless, fregata HMS Richmond, norweska fregata HNoMS Roald Amundsen oraz jednostki wsparcia — tankowiec RFA Tideforce i logistyczny HNoMS Maud.

    W kulminacyjnej fazie misji, podczas ćwiczeń na Indo-Pacyfiku, siły zespołu liczyły ponad 4 tysiące żołnierzy i marynarzy.

    Kluczowe wnioski z misji Highmast

    Zakończona kampania miała znaczenie wykraczające poza tradycyjny pokaz bandery. HMS Prince of Wales po serii wcześniejszych problemów technicznych przeszedł pełny cykl eksploatacyjny, obejmujący przeloty, intensywne działania lotnicze oraz współpracę w warunkach, które sprawdzają możliwości układu napędowego, systemów pokładowych oraz modułów sterowania lotami.

    Misja była więc testem nie tylko dla całego zespołu, ale i samego lotniskowca, który tym etapem potwierdził pełną gotowość do globalnych operacji. Dla Royal Navy oznacza to domknięcie okresu niepewności oraz wejście w etap stabilnej eksploatacji obu brytyjskich superlotniskowców.

    Powrót jest równie istotny jak jej wyjście

    Operacja Highmast udowodniła, że Wielka Brytania pozostaje zdolna do nieprzerwanej obecności na głównych morskich szlakach komunikacyjnych, szczególnie w regionie Indo-Pacyfiku. W sytuacji rosnącej aktywności floty chińskiej i agresywnych działań rosyjskich — zarówno w Arktyce, jak i na Morzu Śródziemnym — wartościowa obecność sojuszniczych komponentów nabiera szczególnego znaczenia.

    Zakończenie operacji pokazuje także, jak duże znaczenie ma utrzymanie ciągłości działań Royal Navy. Powrót HMS Prince of Wales nie kończy brytyjskiej aktywności na Indo-Pacyfiku — stanowi raczej zamknięcie pierwszej z serii zaplanowanych rotacji, które w ciągu kolejnych lat mają stać się fundamentem obecności brytyjskiej bandery na kluczowych szlakach morskich.

    Kampania, która przejdzie do historii Royal Navy

    Ośmiomiesięczna misja Highmast zapisze się jako jedno z najważniejszych przedsięwzięć brytyjskiej floty ostatnich lat. Zespół przeszedł pełne spektrum działań — od ćwiczeń sojuszniczych po operacje realizowane w rozległych akwenach zachodniej części Indo-Pacyfiku.

    Powrót grupy lotniskowcowej, z HMS Prince of Wales na czele, stanowi potwierdzenie, że brytyjski system lotniskowcowy jest w stanie prowadzić globalne operacje w sposób ciągły, niezawodny i zgodny z wymaganiami współczesnej architektury bezpieczeństwa.