Enter your email address below and subscribe to our newsletter

Tankowiec odbity z rąk piratów. Niszczyciel USS Mason w akcji

26 listopada, około godziny 1.41 czasu jemeńskiego (23.41 czasu polskiego), niszczyciel US Navy typu Arleigh Burke, USS Mason, zaangażowany wcześniej w udaną akcję uwolnienia tankowca Central Park z rąk piratów, stał się celem ataku rakietowego.

Dwa pociski balistyczne, wystrzelone przez rebeliantów Huti wspierane przez Iran z kontrolowanej przez nich części Jemenu, spadły w odległości około 10 mil morskich od niszczyciela USS Mason i tankowca pływającego pod banderą Liberii, na wody Zatoki Adeńskiej. Na szczęście, atak ten nie spowodował żadnych szkód materialnych ani osobowych.

W kontekście operacji na Morzu Czerwonym, związanej z konfliktem w Izraelu, niszczyciel USS Mason, typu Arleigh Burke, odgrywa kluczową rolę. 13 października jednostka ta wyszła z bazy Naval Station Mayport, dołączając do Grupy Uderzeniowej lotniskowca Dwight D. Eisenhower (IKECSG). Udział w tej grupie świadczy o strategicznym znaczeniu USS Mason w zakresie misji dyplomacji morskiej oraz wspierania globalnych działań morskich USA i jej sojuszników. Ta przynależność podkreśla istotną rolę okrętu w operacjach morskich o wysokim priorytecie.

Mimo to, w sytuacjach kryzysowych, jak ten z 26 listopada, USS Mason wykazał również zdolność do szybkiego reagowania i współpracy w ramach innych grup zadaniowych. W odpowiedzi na sygnał SOS z tankowca Central Park, niszczyciel współpracował z okrętami koalicyjnej Grupy Zadaniowej do walki z piractwem (TF 151) oraz z wykorzystaniem samolotów, skutecznie przystępując do akcji ratunkowej. Ta elastyczność operacyjna okrętów wchodzących w skład dużych jednostek operacyjnych, takich jak Grupy Uderzeniowe lotniskowców, pozwala na efektywne zarządzanie różnorodnymi zagrożeniami w dynamicznych warunkach morskich.

Czytaj więcej: https://portalstoczniowy.pl/wspolne-patrole-indo-pacyfiku-nowa-faza-bezpieczenstwa-na-morzu-poludniowochinskim/

W ramach dalszych działań ratunkowych USS Mason skutecznie przeprowadził operację, która zakończyła się zatrzymaniem pięciu piratów. Uważa się, że cała piątka pochodzi z Somalii. Kluczową rolę w pościgu i przechwyceniu uciekających przestępców odegrał śmigłowiec pokładowy MH-60R.

Rzecznik prasowy Pentagonu potwierdził, że w trakcie incydentu na USS Mason przeprowadzono atak rakietowy, ale nie spowodował on żadnych szkód. Dodatkowo, Gen. Michael Erik Kurilla z Centralnego Dowództwa USA podkreślił znaczenie działań USS Mason w kontekście ochrony bezpieczeństwa morskiego i stabilności regionu.

Na pokładzie porwanego tankowca Central Park, zarządzanego przez izraelskie przedsiębiorstwo Zodiac Maritime, będącej własnością izraelskiego miliardera Eyala Ofera, przebywało 22 członków załogi, w tym obywatele Turcji, Rosji, Wietnamu, Bułgarii, Indii, Gruzji i Filipin. Wszyscy członkowie załogi są bezpieczni i nikt nie odniósł obrażeń.

Ten incydent rzuca światło na rosnące napięcie w regionie, związane z działaniami Huti oraz trwającym konfliktem Izraela z Hamasem. Zastrzeżenia Pentagonu co do prowokacji i zastraszania stosowanych przez siły Huti świadczą o poważnym traktowaniu zagrożeń w tym zapalnym regionie świata.

Od czasu brutalnego ataku Hamasu na Izrael z 7 października, niszczyciele US Navy zestrzeliły pociski i drony wystrzelone z Jemenu w conajmniej dwóch incydentach.

Autor: Mariusz Dasiewicz/Reuters

https://portalstoczniowy.pl/category/marynarka-bezpieczenstwo/
Udostępnij ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

  • Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    Co oznacza wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibskie?

    11 listopada grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford (CVN-78) weszła w rejon odpowiedzialności USSOUTHCOM na Karaibach. Oficjalnie to wsparcie działań przeciw przemytowi narkotyków, w praktyce czytelny sygnał dla Caracas w czasie narastającego napięcia na linii USA–Wenezuela. To pierwsza tak duża demonstracja siły US Navy w tym rejonie od wielu lat i wyraźne ostrzeżenie, że Waszyngton nie zamierza oddać kontroli nad swoim południowym przedpolem.

    To największe od lat wzmocnienie obecności US Navy w Karaibach – ruch czytelny jako presja na Caracas, równolegle z operacjami antynarkotykowymi. Połączenie tych dwóch wątków ma prosty przekaz: Waszyngton kontroluje południowe przedpole i jest gotów szybko eskalować, jeśli Maduro podniesie stawkę.

    Potęga na morzu – czym jest lotniskowiec USS Gerald R. Ford

    Na wody karaibskie wszedł nie tylko lotniskowiec, ale cały pływający zespół uderzeniowy. USS Gerald R. Ford to pierwsza jednostka nowej generacji amerykańskich lotniskowców o napędzie jądrowym. Posiada pełne skrzydło lotnicze, kompleksową obronę przeciwlotniczą oraz rozbudowane systemy rozpoznania. Wraz z towarzyszącymi mu niszczycielami i okrętami wsparcia tworzy samowystarczalny organizm, zdolny prowadzić działania przez wiele tygodni bez zawijania do portu.

    🔗 Czytaj więcej: Lotniskowiec USS Gerald R. Ford na wodach Morza Północnego

    Kiedy taki zespół pojawia się w danym akwenie, zmienia się dynamika całego regionu. Znikają z radarów małe jednostki o wątpliwym statusie, a statki handlowe zaczynają ściślej trzymać się korytarzy morskich. Dla marynarzy z państw regionu to jasny sygnał: ktoś teraz przejął kontrolę nad tymi wodami.

    Oficjalna narracja USA – walka z przemytem i przestępczością

    Pentagon w swoich komunikatach podkreśla, że obecność lotniskowca ma wspierać działania przeciwko organizacjom przestępczym w rejonie Karaibów. To obszar, przez który od dekad biegną morskie szlaki przemytu narkotyków i broni.

    Lotniskowiec typu Ford nie ściga motorówek z kontrabandą. Jego zadanie to rozpoznanie, stała obecność w powietrzu i wsparcie tych, którzy pilnują porządku z bliska. Sam fakt pojawienia się w tym rejonie mówi więcej niż oficjalne komunikaty: Waszyngton przypomina, że południowe przedpole ma pod kontrolą. Gdy na horyzoncie widać USS Gerald R. Ford, nikt w regionie nie ma wątpliwości, kto rozdaje karty na morzu. To również czytelny sygnał dla Caracas – napięcie nie słabnie, a obecność amerykańskiego lotniskowca wyraźnie zwiększa presję na wenezuelski reżim.

    Siła ognia, która nie potrzebuje reklamy

    Grupa uderzeniowa z lotniskowcem USS Gerald R. Ford na czele to nie demonstracja, lecz pełnowartościowa formacja bojowa. Na pokładzie amerykańskiego lotniskowca stacjonuje ponad siedemdziesiąt maszyn – od myśliwców F/A-18 Super Hornet, przez samoloty wczesnego ostrzegania E-2D Hawkeye, aż po śmigłowce wielozadaniowe MH-60R. To one tworzą pierwszą linię rozpoznania i rażenia, pozwalając Amerykanom działać setki kilometrów od własnych wybrzeży. Sam lotniskowiec dysponuje również własnymi środkami obrony – wyrzutniami pocisków rakietowych krótkiego zasięgu i systemami artyleryjskimi do zwalczania celów nawodnych oraz nisko lecących pocisków manewrujących.

    W skład zespołu wchodzą niszczyciele typu Arleigh Burke: USS Bainbridge (DDG-96), USS Mahan (DDG-72) oraz USS Winston S. Churchill (DDG-81), pełniący rolę okrętu dowodzenia obroną powietrzną. Każdy z nich ma system Aegis i wyrzutnie VLS, a także zdolność użycia pocisków manewrujących Tomahawk, zapewniając parasol OPL i silne możliwości uderzeniowe z morza.

    Co może zrobić US Navy, jeśli dojdzie do eskalacji?

    W razie konfliktu taki zespół jest w stanie przeprowadzić zmasowane uderzenie z morza w głąb terytorium przeciwnika. Zasięg operacyjny Tomahawków pozwala na rażenie celów oddalonych o ponad tysiąc kilometrów – a to oznacza, że nawet bez przekraczania granic wód terytorialnych Amerykanie mogliby sparaliżować kluczowe obiekty wojskowe i infrastrukturalne wenezuelskiego wybrzeża. Uderzenie poprzedziłoby rozpoznanie prowadzone przez samoloty pokładowe i drony zwiadowcze, wspierane przez śmigłowce ZOP tropiące okręty podwodne.

    🔗 Czytaj też: USS Gerald R. Ford z wizytą we Włoszech

    W praktyce oznacza to, że cała grupa działa jak jeden, samowystarczalny organizm: lotnictwo przejmuje kontrolę nad przestrzenią powietrzną, krążowniki i niszczyciele tworzą tarczę obronną, a okręty zaopatrzeniowe dostarczają paliwo i amunicję. W ciągu kilku godzin taka formacja jest zdolna prowadzić równoczesne operacje w powietrzu, na morzu i przeciwko celom lądowym. Dlatego wejście USS Gerald R. Ford na wody Karaibów nie można traktować jako rutynowej rotacji floty. To demonstracja siły i gotowości, która – nawet bez wystrzału – działa jak uderzenie precyzyjnie wymierzone w polityczne centrum Caracas.

    Co warto obserwować

    W nadchodzących tygodniach okaże się, czy obecność lotniskowca USS Gerald R. Ford i jego eskorty na Karaibach to jedynie presja polityczna, czy zapowiedź działań o szerszym wymiarze. Dla Pentagonu to test skuteczności globalnej projekcji siły. Dla Wenezueli – moment prawdy, jak daleko może się posunąć w konfrontacji z USA. Dlatego, mimo deklaracji US Navy o „polowaniu na przemytników”, niewielu wierzy, że to jedyny cel. Skala i timing wskazują, że kluczowy jest sygnał strategiczny pod adresem Caracas. A dla obserwatorów z naszej części świata to przypomnienie, że w polityce morskiej nie ma pustych gestów. Każdy ruch floty wojennej to komunikat – czasem głośniejszy niż jakiekolwiek oświadczenie dyplomatyczne.